Choroby zakaźne wciąż są z nami, choć chcielibyśmy o nich zapomnieć ►
Po okresie realnego zagrożenia uciekamy od problemu chorób zakaźnych tym szybciej, im szybciej chcemy o nich zapomnieć. – Niestety, choroby zakaźne, nie tylko koronawirus, cały czas są z nami. I nic się nie zmienia – stwierdził prof. Robert Flisiak podczas Wizji Zdrowia, dodając, że najgorzej jest ze szczepionkami i lekami przeciw COVID-19.
W dyskusji „Wyzwania w obszarze chorób zakaźnych”, która odbyła się 8 października w trakcie VIII Kongresu Wizja Zdrowia – Diagnoza i Przyszłość – Foresight Medyczny, udział wzięli:
- Robert Flisiak, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych,
- Paweł Grzesiowski, główny inspektor sanitarny,
- Anna Marzec-Bogusławska, dyrektor Krajowego Centrum ds. AIDS,
- Miłosz Parczewski, konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych,
- Krzysztof Tomasiewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Moderował Bartosz Kwiatek.
Nagranie z sesji poniżej – pod wideo dalsza część tekstu.
Szczepionka przeciw COVID-19? Można
kupić za… 400 zł
W czasie dyskusji prof. Flisiak pytany o dostępność szczepionek i leków na COVID-19 przekazał, że w przypadku szczepionek zainteresowani mogą je sobie ewentualnie kupić.
– Próbowałem znaleźć aptekę, która oferuje jedyną zarejestrowaną szczepionkę ukierunkowaną na subwariant JN1. Jedyna apteka, w której była ona dostępna, znajdowała się w odległości 40 km. I była dostępna w pełnej odpłatności wynoszącej 400 zł, bo nie jest refundowana dla żadnej grupy. Mamy obietnice, że już w połowie tego miesiąca powinny być jakieś szczepionki, ale chyba nie będzie. Jeżeli miałyby być w tym terminie, to już w tej chwili powinny być hurtowniach. Spodziewam się, że nie wcześniej jak w pierwszej połowie listopada może pojawią się jakieś szczepionki. Bo tych z Łotwy, o których się mówiło, także także nie widać na horyzoncie – mówił prof. Flisiak, przypominając o zespole, który został powołany przez minister zdrowia na początku roku, już w pierwszym kwartale doradzał resortowi stworzenie systemu zabezpieczenia w szczepionki i leki.
– Leki przeciwwirusowe poza tym że leczą zakażenie wirusowe, to pełnią także funkcję profilaktyczną, bo ograniczają ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa i kolejnych zakażeń. Niestety, jest ich tylko tyle, ile szpital jest gotów kupić dla swoich pacjentów i ma pieniądze na ten cel. Wiemy jednak, że w większości szpitali, o ile nie wszystkich, w tej chwili już nie stać praktycznie na nic, bo są potężne zaległości w realizacji zobowiązań finansowych przez Narodowy Fundusz Zdrowia – tłumaczył prof. Flisiak.
Nie ma narzędzi do walki z wirusem
Sars-CoV-2
Prof. Flisiakowi w czasie dyskusji wtórował prof. Krzysztof Tomasiewicz, który podkreślił, że obecnie leki przeciwwirusowe są wyłącznie dobrą wolą szpitala, a wycena świadczenia jest taka, że na dzień dobry placówka, zakupując lek, ponosi stratę finansową.
– Bez wsparcia finansowania przez NFZ czy Ministerstwo Zdrowia nic konkretnego nie da się zrobić. To, co mamy, to wyszkolony personel, narzędzia w postaci wysoko przepływowych tlenoterapii i różnego rodzaju inne możliwości niesienia pomocy pacjentom – mówił prof. Tomasiewicz, zwracając uwagę na to, że chorujący na COVID-19 są lokowani w różnych oddziałach, w różnych klinikach i szpitalach, a taka sytuacja jest wielką porażką.
– Porażką, bo nauki z tego, co było w czasie pandemii, nie wyciągnęliśmy. Znowu zapomnieliśmy, jak się chronić przed zakażeniami, jak właściwie postępować z pacjentem z chorobą zakaźną, który potencjalnie może stać się źródłem zakażenia dla innych. Często spotykamy się z prośbą o przyjmowanie osób, które nawet często nie mają objawów COVID-19, ale mają wynik dodatni. Zawiódł cały system tworzenia zasad i procedur postępowania. Powiem szczerze, z ironią patrzę na setki szpitali, które posiadają świetne certyfikaty, różnego rodzaju akredytacje. To fajnie wygląda na ścianie w formie dyplomu. Natomiast gorzej wygląda to w rzeczywistości, w działaniu dla dobra pacjenta – mówił prof. Tomasiewicz
Przyznał, że dzisiaj koronawirus SARS-CoV-2 inaczej działa niż 2, 3 lata temu, ale nadal potrafi spowodować ciężkie zapalenia płuc, zwłaszcza w określonych grupach pacjentów. Nadal też potrafi zabić człowieka.
– COVID-19 już nie jest takim problemem społecznym, jakim był wcześniej, ale wciąż jest to ciężka infekcja i musimy mieć możliwość podania wyselekcjonowanej grupie pacjentów leków przeciwwirusowych. Nie wnioskujemy, żeby wszystkim, milionom osób podawać leki przeciwwirusowe, ale grupom, dla których te leki muszą się znaleźć – podkreślił profesor.
Niedostępne leki
Prof. Miłosz Parczewski, konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych, potwierdził, że leki na COVID-19 nie są dostępne.
– Borykamy się z tym problemem właściwie od sierpnia, od kiedy obserwujemy zwiększoną liczbę hospitalizowanych z powodu Sars-CoV-2, często z objawowym COVID-19, z zapaleniem płuc lub bez niego. Problem ma dwie płaszczyzny. Pierwsza to dostępność leku z rytonawirem, który powinien być dostępny dla osób z wysokim ryzykiem progresji przedszpitalnych, takich, którzy nie wymagają jeszcze hospitalizacji w celu redukcji ryzyka ciężkiego przebiegu choroby. Jego dostępność w Polsce jest bardzo ograniczona, wydawany jest wyłącznie na receptę, a szpitali nie stać na kupienie go, ponieważ jego rozlicznie bardzo często nie pokrywa kosztu zakupu – mówił prof. Parczewski.
– W drugim przypadku problemem są osoby hospitalizowane i lek remdesivir, który jest też bardzo drogi i nie wejdzie w żadne finansowanie. Wiem, że w podpisie prezesa NFZ jest remdesivir jako produkt do sumowania. To oznacza, że będzie dostępny, będzie rozliczony szpitalowi na podstawie faktury i kosztu jego nabycia. Jeszcze to rozporządzenie nie jest podpisane, ale mam mam nadzieję, że dokona się to na dniach, a wejść w życie ma niezwłocznie, nawet wstecznie, od 1 października. Nie każda osoba będzie się jednak kwalifikowała do tego leku. Ma on swoje ograniczenia. Na przykład jest nim czas od początku objawów czy też niewydolność nerek, która może być obecna u wielu naszych chorych – dodał.