123RF
ChatGPT to koniec demokracji, jaką znamy
Redaktor: Iwona Konarska
Data: 22.08.2023
Źródło: PAP
– Osoby-firmy dysponujące takimi siłami obliczeniowymi mogą kontrolować społeczeństwa. To się już dzieje w Chinach, na Zachodzie korporacje także to wykorzystują – żeby wciskać ludziom towary, modelować zachowania wyborcze – co oznacza koniec demokracji, jaką znamy – powiedział prof. Andrzej Kisielewicz z Politechniki Wrocławskiej.
Andrzej Kisielewicz jest profesorem nauk matematycznych, pracownikiem naukowo-dydaktycznym na Wydziale Matematyki Politechniki Wrocławskiej.
Twierdzi pan, że tzw. sztuczna inteligencja nie jest żadną inteligencją, tylko dobrze skonstruowanymi algorytmami, które – dzięki wielkiej mocy obliczeniowej komputerów – szybko liczą i dzięki temu tak nas zadziwiają
– Na pewno nie jest to taka sztuczna inteligencja, jaką znamy z filmów – jak te wszystkie Terminatory czy komputery HAL 9000, które samodzielnie prowadzą misje kosmiczne. To, co dziś nazywamy sztuczną inteligencją, nie ma nic wspólnego z tamtymi pomysłami. Mamy do czynienia z systemami wykorzystującymi olbrzymie moce obliczeniowe – jakie naukowcom nie śniły się jeszcze kilkanaście lat temu – do tego, żeby rozwiązywać określone ograniczone zadania. Skomplikowane, to prawda – człowiek rozwiązuje je, wykorzystując ogólną inteligencję, a te systemy, za pomocą swojej mocy obliczeniowej, potrafią to robić nawet lepiej niż człowiek. Ale podkreślam: to dotyczy konkretnych, ściśle określonych zadań, wykonywanych w ograniczonym zakresie.
Czego więc nie umieją te algorytmy, a co potrafi człowiek?
– Choć każdy z tych programów potrafi rozwiązywać zadania danego typu, to jest ich ograniczona ilość i nie ma mowy o takim uniwersalnym systemie, jakim jest mózg ludzki, który jest w stanie rozwiązać nieograniczoną liczbę zadań, bardzo różnych. Poza tym algorytmy te nie potrafią wyciągać logicznych wniosków i, co ważne, nie rozumieją języka. To jest właśnie wąskie gardło badań „sztucznej inteligencji”: brak zrozumienia języka, a przez to brak rozróżniania rzeczy prawdziwych od fałszywych, co skutkuje brakiem umiejętności wyciągania wniosków.
W jednym ze swoich artykułów podaje pan przykład, jak zrobić w konia sztuczną inteligencję. Zadał jej pan pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi: w jaki sposób usadzić przy okrągłym stoliku dwie dziewczyny i jednego chłopaka w taki sposób, żeby dziewczyny nie siedziały przy sobie. I AI zwariowała, podając różne, niepoprawne odpowiedzi.
– Wiedząc, w jaki sposób działa ChatGPT, poszukałem zadania, o którym wiedziałem, że sobie z nim nie poradzi. Bo jego możliwości ograniczają się do przykładów powtarzających się w sieci, wtedy rozwiązuje nawet najbardziej skomplikowane równania. Ale jeśli zadanie jest „głupie”, to ma kłopot, bo nie przyjdzie mu do jego nieistniejącej głowy, że może nie być poprawnego rozwiązania. Myślący człowiek miałby jedną odpowiedź: to jest niemożliwe.
Z tego, co pan mówi, rozumiem, że w najbliższym czasie nie grozi nam bunt robotów, na algorytmy nie spłynie nagle wolna wola, którą się będą kierować, aby doprowadzić do zagłady ludzkości?
– Zagłada z tego powodu nam nie grozi w najbliższej przyszłości. Jest bowiem różnica pomiędzy tymi specjalistycznymi systemami AI, z którymi mamy dziś do czynienia, a Artificial General Intelligence (AGI), czyli wyśnionym systemem, który miałby załatwiać za nas wszystkie sprawy, a którego nawet jeszcze nie widać na horyzoncie. Badania prowadzone w latach 80. i 90., próbujące zastosować logikę matematyczną, by zbudować myślący system, skończyły się klapą. Okazało się, że te osiągnięcia dotyczą wyłącznie matematyki i to na podstawowym poziomie, są też zupełnie nieefektywne i do dziś nie mamy żadnego pomysłu, jak nauczyć maszynę logicznego myślenia. Po prostu: nie ma systemu, który potrafiłby odwzorować ludzki umysł. No i, niestety, nauka jest tak skonstruowana, że badacze nie chcą się przyznać do tego, że na tym polu ponieśli całkowitą porażkę. A ja twierdzę, że tę porażkę należy przeanalizować, gdyż człowiek się uczy także na błędach i musi z nich wyciągać wnioski. Ale tej próby nauki na błędach – dlaczego nie udało się zbudować takiego idealnego systemu na bazie osiągnięć logiki – nie widzę. Natomiast to, co mamy, ten wielki boom w nauczaniu maszynowym, skądinąd genialne pomysły – jak uczyć systemy obliczeniowe rozwiązywania ściśle określonych zadań – przyniosły takie efekty, że młodzi badacze się rzucają, żeby zrobić coś następnego, nowego, i móc się tym pochwalić na świecie. Jednak autonomicznie myślący system na razie nie wchodzi w rachubę – to pieśń dalekiej przyszłości.
Jesteśmy więc bezpieczni.
– Zagrożenia związane z cyberświatem, technologią informatyczną istnieją, ale są innego typu, niż wynika to z książek czy filmów science fiction. Niebezpieczne jest samo to, że ludzie mają nosy przylepione do ekranów komórek, że część młodych ludzi więcej czasu spędza w świecie wirtualnym niż rzeczywistym. Nie zdają sobie sprawy, że są uzależnieni, że osoby-firmy dysponujące takimi siłami obliczeniowymi mogą kontrolować całe społeczeństwa. To się już dzieje w Chinach, na Zachodzie korporacje także to wykorzystują – żeby wciskać ludziom towary, żeby modelować zachowania wyborcze – co oznacza koniec demokracji, jaką znamy.
Co możemy zrobić – tak systemowo – żeby, jako społeczeństwo, nie dać się manipulować za pomocą algorytmów?
– Odpowiedź jest prosta, choć wykonanie skomplikowane: trzeba czerpać informacje z różnych źródeł. Niestety, ponad 90 proc. ludzi nie ma na to ochoty, chce, żeby podsuwać im proste odpowiedzi na nurtujące ich pytania, takie gotowce. I tak się dzieje, zwłaszcza że w obecnych czasach media, zamiast pełnić rolę obiektywnego przekaźnika informacji, zajmują się propagandą – to nie jest tylko polska przypadłość, tak jest na całym świecie.
Co by się musiało stać, aby „prawdziwa sztuczna inteligencja” powstała? Czy szerokie wejście do użytku komputerów kwantowych mogłoby coś zmienić?
– Wydaje mi się, że mamy problem nie tyle z technologią, co ze zrozumieniem, w jaki sposób funkcjonuje ludzki mózg, gdyż wciąż nie wiemy, na czym polega rozumowanie, wyciąganie wniosków, rozumienie języka. Dopiero kiedy to wszystko zrozumiemy, będziemy mogli się pokusić o budowę AI – systemu, który będzie te cechy posiadał. Jestem przekonany, że w ciągu najbliższych 40 lat żadnej ogólnej sztucznej inteligencji nie zbudujemy. A co będzie dalej? Nie mam pojęcia, nie będę przewidywał, zwłaszcza że ludzie w takich „wróżbach”, co będzie za kilka dekad, ustawicznie się mylą i nieustannie rozwój cywilizacyjny nas zaskakuje. Oczywiście, może być też tak, że pojawi się jakaś nowa, przełomowa technologia i wszystkie te moje mądrości, które teraz wygaduję, wezmą w łeb. Marvin Minsky, pionier badań nad sztuczną inteligencją, pod koniec swojego życia został zapytany, kiedy wreszcie powstanie ta prawdziwa sztuczna inteligencja. Odpowiedział: za cztery lub 400 lat. I ja się z nim zgadzam. Jeśli nastąpi jakiś wielki przełom w nauce – co rzadko się zdarza, ale jednak może się zdarzyć – mogą to być cztery lata, choć uważam, że bardziej prawdopodobne jest 400 lat. Bo w tej chwili nie mamy zielonego pojęcia, na czym taka ogólna inteligencja polega.
Są jednak tacy, którzy twierdzą, że wielkimi krokami zbliżamy się do tzw. punktu osobliwości technologicznej, w którym postęp stanie się tak szybki, że wszelkie ludzkie przewidywania staną się nieaktualne, a sztuczna inteligencja zacznie sama się uczyć – tak samo, jak uczy się mózg ludzki, który na początku dysponuje jedynie początkowym „oprogramowaniem”.
– Mówi pani zapewne o Raymondzie Kurzweilu, głośnym niegdyś amerykańskim naukowcu, który na temat tej teorii zrobił mnóstwo programów, napisał kilka książek i zarobił górę pieniędzy. Ale to wszystko banialuki, żadne z jego licznych „przewidywań” się nie sprawdziło. Natomiast jeśli chodzi o „samouczenie się” algorytmu: to jest system obliczeniowy będący z góry zaplanowanym treningiem – jak algorytm ma modyfikować ten miliard/miliardy parametrów, które w nim są, jak je zmieniać, zmieniać, zmieniać, aż wreszcie zacznie to swoje bardzo ograniczone zadanie wykonywać w akceptowalny sposób. Ale od początku zadanie jest ściśle zdefiniowane: np. na początku jest fotografia, którą należy zamienić w obraz w stylu określonego malarza. I to jest faktycznie genialne, że udało się to tak zaprogramować, iż przy każdej fotografii wychodzi obraz, np. w stylu Van Gogha. Co ciekawe: my nie wiemy, dlaczego ten miliard/miliardy parametrów tak się ustawiły, wiemy tylko, że po kilku miliardach prób (kierowanych celem) zaczęły wychodzić „Van Goghi”. Ale od tego nie ma żadnej drogi do ogólnej inteligencji, gdyż choć obrazy wychodzą perfekcyjnie, to – mimo wszystko – jest to bardzo ograniczone, pojedyncze zadanie. Dla innego zadania trzeba budować inny program, inną sieć obliczeniową. Natomiast aby komputer mógł faktycznie sam się uczyć i osiągnąć poziom ludzkiego mózgu, to musielibyśmy zbudować model wstępny, powiedzmy, mózgu noworodka; lecz o tym, jak działa mózg, najoględniej mówiąc, nie mamy zielonego pojęcia, więc nawet nie jesteśmy w stanie podjąć chociażby próby zbudowania takiego systemu.
Twierdzi pan, że tzw. sztuczna inteligencja nie jest żadną inteligencją, tylko dobrze skonstruowanymi algorytmami, które – dzięki wielkiej mocy obliczeniowej komputerów – szybko liczą i dzięki temu tak nas zadziwiają
– Na pewno nie jest to taka sztuczna inteligencja, jaką znamy z filmów – jak te wszystkie Terminatory czy komputery HAL 9000, które samodzielnie prowadzą misje kosmiczne. To, co dziś nazywamy sztuczną inteligencją, nie ma nic wspólnego z tamtymi pomysłami. Mamy do czynienia z systemami wykorzystującymi olbrzymie moce obliczeniowe – jakie naukowcom nie śniły się jeszcze kilkanaście lat temu – do tego, żeby rozwiązywać określone ograniczone zadania. Skomplikowane, to prawda – człowiek rozwiązuje je, wykorzystując ogólną inteligencję, a te systemy, za pomocą swojej mocy obliczeniowej, potrafią to robić nawet lepiej niż człowiek. Ale podkreślam: to dotyczy konkretnych, ściśle określonych zadań, wykonywanych w ograniczonym zakresie.
Czego więc nie umieją te algorytmy, a co potrafi człowiek?
– Choć każdy z tych programów potrafi rozwiązywać zadania danego typu, to jest ich ograniczona ilość i nie ma mowy o takim uniwersalnym systemie, jakim jest mózg ludzki, który jest w stanie rozwiązać nieograniczoną liczbę zadań, bardzo różnych. Poza tym algorytmy te nie potrafią wyciągać logicznych wniosków i, co ważne, nie rozumieją języka. To jest właśnie wąskie gardło badań „sztucznej inteligencji”: brak zrozumienia języka, a przez to brak rozróżniania rzeczy prawdziwych od fałszywych, co skutkuje brakiem umiejętności wyciągania wniosków.
W jednym ze swoich artykułów podaje pan przykład, jak zrobić w konia sztuczną inteligencję. Zadał jej pan pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi: w jaki sposób usadzić przy okrągłym stoliku dwie dziewczyny i jednego chłopaka w taki sposób, żeby dziewczyny nie siedziały przy sobie. I AI zwariowała, podając różne, niepoprawne odpowiedzi.
– Wiedząc, w jaki sposób działa ChatGPT, poszukałem zadania, o którym wiedziałem, że sobie z nim nie poradzi. Bo jego możliwości ograniczają się do przykładów powtarzających się w sieci, wtedy rozwiązuje nawet najbardziej skomplikowane równania. Ale jeśli zadanie jest „głupie”, to ma kłopot, bo nie przyjdzie mu do jego nieistniejącej głowy, że może nie być poprawnego rozwiązania. Myślący człowiek miałby jedną odpowiedź: to jest niemożliwe.
Z tego, co pan mówi, rozumiem, że w najbliższym czasie nie grozi nam bunt robotów, na algorytmy nie spłynie nagle wolna wola, którą się będą kierować, aby doprowadzić do zagłady ludzkości?
– Zagłada z tego powodu nam nie grozi w najbliższej przyszłości. Jest bowiem różnica pomiędzy tymi specjalistycznymi systemami AI, z którymi mamy dziś do czynienia, a Artificial General Intelligence (AGI), czyli wyśnionym systemem, który miałby załatwiać za nas wszystkie sprawy, a którego nawet jeszcze nie widać na horyzoncie. Badania prowadzone w latach 80. i 90., próbujące zastosować logikę matematyczną, by zbudować myślący system, skończyły się klapą. Okazało się, że te osiągnięcia dotyczą wyłącznie matematyki i to na podstawowym poziomie, są też zupełnie nieefektywne i do dziś nie mamy żadnego pomysłu, jak nauczyć maszynę logicznego myślenia. Po prostu: nie ma systemu, który potrafiłby odwzorować ludzki umysł. No i, niestety, nauka jest tak skonstruowana, że badacze nie chcą się przyznać do tego, że na tym polu ponieśli całkowitą porażkę. A ja twierdzę, że tę porażkę należy przeanalizować, gdyż człowiek się uczy także na błędach i musi z nich wyciągać wnioski. Ale tej próby nauki na błędach – dlaczego nie udało się zbudować takiego idealnego systemu na bazie osiągnięć logiki – nie widzę. Natomiast to, co mamy, ten wielki boom w nauczaniu maszynowym, skądinąd genialne pomysły – jak uczyć systemy obliczeniowe rozwiązywania ściśle określonych zadań – przyniosły takie efekty, że młodzi badacze się rzucają, żeby zrobić coś następnego, nowego, i móc się tym pochwalić na świecie. Jednak autonomicznie myślący system na razie nie wchodzi w rachubę – to pieśń dalekiej przyszłości.
Jesteśmy więc bezpieczni.
– Zagrożenia związane z cyberświatem, technologią informatyczną istnieją, ale są innego typu, niż wynika to z książek czy filmów science fiction. Niebezpieczne jest samo to, że ludzie mają nosy przylepione do ekranów komórek, że część młodych ludzi więcej czasu spędza w świecie wirtualnym niż rzeczywistym. Nie zdają sobie sprawy, że są uzależnieni, że osoby-firmy dysponujące takimi siłami obliczeniowymi mogą kontrolować całe społeczeństwa. To się już dzieje w Chinach, na Zachodzie korporacje także to wykorzystują – żeby wciskać ludziom towary, żeby modelować zachowania wyborcze – co oznacza koniec demokracji, jaką znamy.
Co możemy zrobić – tak systemowo – żeby, jako społeczeństwo, nie dać się manipulować za pomocą algorytmów?
– Odpowiedź jest prosta, choć wykonanie skomplikowane: trzeba czerpać informacje z różnych źródeł. Niestety, ponad 90 proc. ludzi nie ma na to ochoty, chce, żeby podsuwać im proste odpowiedzi na nurtujące ich pytania, takie gotowce. I tak się dzieje, zwłaszcza że w obecnych czasach media, zamiast pełnić rolę obiektywnego przekaźnika informacji, zajmują się propagandą – to nie jest tylko polska przypadłość, tak jest na całym świecie.
Co by się musiało stać, aby „prawdziwa sztuczna inteligencja” powstała? Czy szerokie wejście do użytku komputerów kwantowych mogłoby coś zmienić?
– Wydaje mi się, że mamy problem nie tyle z technologią, co ze zrozumieniem, w jaki sposób funkcjonuje ludzki mózg, gdyż wciąż nie wiemy, na czym polega rozumowanie, wyciąganie wniosków, rozumienie języka. Dopiero kiedy to wszystko zrozumiemy, będziemy mogli się pokusić o budowę AI – systemu, który będzie te cechy posiadał. Jestem przekonany, że w ciągu najbliższych 40 lat żadnej ogólnej sztucznej inteligencji nie zbudujemy. A co będzie dalej? Nie mam pojęcia, nie będę przewidywał, zwłaszcza że ludzie w takich „wróżbach”, co będzie za kilka dekad, ustawicznie się mylą i nieustannie rozwój cywilizacyjny nas zaskakuje. Oczywiście, może być też tak, że pojawi się jakaś nowa, przełomowa technologia i wszystkie te moje mądrości, które teraz wygaduję, wezmą w łeb. Marvin Minsky, pionier badań nad sztuczną inteligencją, pod koniec swojego życia został zapytany, kiedy wreszcie powstanie ta prawdziwa sztuczna inteligencja. Odpowiedział: za cztery lub 400 lat. I ja się z nim zgadzam. Jeśli nastąpi jakiś wielki przełom w nauce – co rzadko się zdarza, ale jednak może się zdarzyć – mogą to być cztery lata, choć uważam, że bardziej prawdopodobne jest 400 lat. Bo w tej chwili nie mamy zielonego pojęcia, na czym taka ogólna inteligencja polega.
Są jednak tacy, którzy twierdzą, że wielkimi krokami zbliżamy się do tzw. punktu osobliwości technologicznej, w którym postęp stanie się tak szybki, że wszelkie ludzkie przewidywania staną się nieaktualne, a sztuczna inteligencja zacznie sama się uczyć – tak samo, jak uczy się mózg ludzki, który na początku dysponuje jedynie początkowym „oprogramowaniem”.
– Mówi pani zapewne o Raymondzie Kurzweilu, głośnym niegdyś amerykańskim naukowcu, który na temat tej teorii zrobił mnóstwo programów, napisał kilka książek i zarobił górę pieniędzy. Ale to wszystko banialuki, żadne z jego licznych „przewidywań” się nie sprawdziło. Natomiast jeśli chodzi o „samouczenie się” algorytmu: to jest system obliczeniowy będący z góry zaplanowanym treningiem – jak algorytm ma modyfikować ten miliard/miliardy parametrów, które w nim są, jak je zmieniać, zmieniać, zmieniać, aż wreszcie zacznie to swoje bardzo ograniczone zadanie wykonywać w akceptowalny sposób. Ale od początku zadanie jest ściśle zdefiniowane: np. na początku jest fotografia, którą należy zamienić w obraz w stylu określonego malarza. I to jest faktycznie genialne, że udało się to tak zaprogramować, iż przy każdej fotografii wychodzi obraz, np. w stylu Van Gogha. Co ciekawe: my nie wiemy, dlaczego ten miliard/miliardy parametrów tak się ustawiły, wiemy tylko, że po kilku miliardach prób (kierowanych celem) zaczęły wychodzić „Van Goghi”. Ale od tego nie ma żadnej drogi do ogólnej inteligencji, gdyż choć obrazy wychodzą perfekcyjnie, to – mimo wszystko – jest to bardzo ograniczone, pojedyncze zadanie. Dla innego zadania trzeba budować inny program, inną sieć obliczeniową. Natomiast aby komputer mógł faktycznie sam się uczyć i osiągnąć poziom ludzkiego mózgu, to musielibyśmy zbudować model wstępny, powiedzmy, mózgu noworodka; lecz o tym, jak działa mózg, najoględniej mówiąc, nie mamy zielonego pojęcia, więc nawet nie jesteśmy w stanie podjąć chociażby próby zbudowania takiego systemu.