Tegoroczny Kongres Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego stał się dobrą okazją do realizacji odważnej idei prof. Mariana Zembali i grupy kardiologów i kardiochirurgów Śląskiego Centrum Chorób Serca, by połączyć cel naukowy z wyprawą pod żaglami. Przepłynąć Bałtyk, zacumować w sercu Sztokholmu i wrócić do kraju na jachcie – to było dla nas poważne wyzwanie, bo przecież zła pogoda mogła nas zatrzymać na morzu dłużej niż planowaliśmy, a w takim wypadku spóźnilibyśmy się na kongres; nie było też wiadomo, jak poradzi sobie niedoświadczona załoga. Z niemałą obawą jechałem do Gdańska. W marinie na Motławie, naprzeciw Żurawia, czekał jacht Bryza H. Ma klasyczną sylwetkę oldtimera, kadłub i maszty są drewniane, ożaglowanie gaflowe. Klimat starego żaglowca jest fantastyczny – tak pomyślałem, kiedy czekałem na załogę na Bryzie. Następnego dnia na pokładzie byli już wszyscy. Może to właśnie jacht z duszą sprawił, że na jego pokładzie załoga szybko poczuła się pewnie. Bałtyk był spokojny, a my uczyliśmy się obsługi klasycznego ożaglowania Bryzy. Wszystkie prace na pokładzie odbywają się ręcznie, bez pomocy mechanicznych urządzeń. Ma to dużo uroku i daje satysfakcję, kiedy obserwuje się, jak kolejne manewry z żaglami idą coraz sprawniej. Początkowo mieliśmy trochę problemów, ale to tylko poprawiało wszystkim humor i zachęcało do pracy. Wachty na pokładzie zmieniały się co 4 godziny. Neptun nam sprzyjał, szybko płynęliśmy na północ. Pierwszym portem, w którym zacumowaliśmy, było Visby na Gotlandii, z pięknym starym miastem. Kolejnej nocy na morzu ujrzeliśmy zorzę polarną. Ten piękny spektakl zapamiętamy na długo. Podejście do Sztokholmu wiedzie przez szkiery, setki małych wysp i skał – piękny labirynt, który żeglarzom dostarcza wielu wrażeń, ale i radości. Żeglowanie wymaga dużej uwagi, często płynie się w wąskich przejściach, gdzie nasza Bryza ledwo się mieściła, mając tylko kilkadziesiąt centymetrów wody pod stępką. Maciek Drewniany, pierwszy oficer, sprawnie dowodził stawianiem żagli, profesor Zembala precyzyjnie nawigował wśród skalistych wysp, a Michał Hawranek jeszcze nie wiedział, że czeka go wielka niespodzianka. Jedyny ginekolog na pokładzie, Maciek Jędrzejko, szantymen i doświadczony żeglarz, potrafił stworzyć tak wspaniałą atmosferę, że długo będziemy ją wspominać. Miło było wpływać do Sztokholmu, słuchając koncertu szantowego na gitarę, skrzypce oraz akordeon i patrząc na malownicze wyspy, które podsuwały myśl, by kiedyś tam jeszcze wrócić. Przypłynęliśmy na czas. Podczas Kongresu ESC jacht cumował przy honorowej przystani w centrum Sztokholmu, niedaleko muzeum admiralskiego okrętu wojennego Vasa, który zatonął w 1628 r. Okręt ten miał wziąć udział w bitwie z flotą polską na Bałtyku. Bryza stała się miejscem spotkań gości kongresu, a także wizytówką polskiej medycyny (na jachcie umieszczono znaki graficzne Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego i Śląskiego Centrum Chorób Serca). Każdego ranka w garniturach schodziliśmy z pokładu, cały dzień spędzaliśmy w centrum kongresowym, by wieczorem wrócić do żeglarskiego życia na jachcie. Kiedy kongres dobiegał końca, oddaliśmy cumy i ruszyliśmy na południe, w kierunku Gdańska. Szkiery wokół Sztokholmu dają wiele możliwości wyboru tras, więc popłynęliśmy zupełnie inną drogą. Ostatnią noc na wodach szwedzkich spędziliśmy w małej zatoce, cumując do skał, skąd o świcie ruszyliśmy prosto do Polski. Mieliśmy przed sobą prawie 3 doby na pełnym morzu. Rejs w towarzystwie zgranego zespołu dobrych żeglarzy przyniósł spokój. Żeglowanie z taką załogą było dla mnie wielkim zaszczytem i fantastyczną przygodą. Ostatniej nocy, kiedy wiał mocny wiatr, a Bryza płynęła pochylona na burtę pod kompletem żagli, Michał dowiedział się, że został ojcem. Na platformie wiertniczej, którą mijaliśmy, znajdowała się bowiem antena sieci komórkowej i przez pewien czas mieliśmy łączność telefoniczną, dlatego rodzinie udało się przekazać wiadomość, że żona Michała sprawiła mu taką niespodziankę. Jak sam powiedział, w ten sposób nasz rejs przeszedł do historii. Pomysł połączenia medycyny oraz żeglarstwa okazał się bardzo dobry i wart jest powtórzenia. Może już w przyszłym roku zorganizujemy kolejny rejs kardiologów i kardiochirurgów? Już czekam na tę wyprawę z niecierpliwością.