4/2009
vol. 6
LISTY DO REDAKCJI Profesor dr hab. med. Zbigniew Religa (1938–2009) Wybitny lekarz kardiochirurg Dyrektor, rektor, poseł, senator, minister
Kardiochirurgia i Torakochirurgia Polska 2009; 6 (4): 434-461
Online publish date: 2009/12/30
Get citation
LISTY DO REDAKCJI Profesor dr hab. med. Zbigniew Religa (1938–2009)
Wybitny lekarz kardiochirurg
Dyrektor, rektor, poseł, senator, minister
„Żeby innych zapalić, trzeba samemu płonąć...”
Urodził się 16 grudnia 1938 r. w Miedniewicach, w powiecie Grodzisk Mazowiecki (obecnie żyrardowski), w rodzinie nauczycielskiej. Świadectwo dojrzałości uzyskał w 1956 r. w Liceum Ogólnokształcącym im. Limanowskiego w Warszawie. W latach 1956–1963 studiował na Wydziale Lekarskim Warszawskiej Akademii Medycznej. Po odbyciu służby wojskowej w 1966 r. rozpoczął pracę w Szpitalu Wolskim w Warszawie i pod kierunkiem doc. dr. Wacława Sitkowskiego uzyskał specjalizację z chirurgii ogólnej. Z placówką tą był związany do 1980 r. W tym czasie uzyskał stopień naukowy doktora nauk medycznych (1973) na podstawie rozprawy „Badania nad przekrwieniem reaktywnym w krążeniu wieńcowym i kurczliwością mięśnia sercowego w warunkach krążenia wspomaganego u psów”; następnie zdał egzamin ECFMG (Educational Commission for Foreign Medical Graduates) i uzyskał stypendium w Mercy Hospital, w stanie New York (USA). W latach 1975–1976 był rezydentem w Sinai
Hospital w Detroit (USA), gdzie pod kierunkiem dr. A. Kantrowitza i dr. G. Wesołowskiego zgromadził doświadczenie z zakresu nowoczesnej kardiochirurgii i chirurgii naczyniowej.
W 1980 r. przeszedł do II Kliniki Kardiochirurgii Instytutu Kardiochirurgii w Warszawie kierowanej przez prof. Wacława Sitkowskiego, wybitnego pioniera polskiej kardiochirurgii. W roku 1981 uzyskał stopień doktora habilitowanego i odbył szkolenie w zakresie kardiochirurgii w Deborah Heart and Lung Center (New Jersey) w USA. W 1983 r. został powołany na stanowisko docenta Instytutu Kardiologii w Warszawie.
W roku 1984 z własnej inicjatywy przeniósł się do Zabrza, gdzie w drodze konkursu objął stanowisko kierownika Katedry i Kliniki Kardiochirurgii Śląskiej Akademii Medycznej. W następnym roku w dniu 15 sierpnia w nowym ośrodku
– Wojewódzkim Ośrodku Kardiologii w Zabrzu (WOK, obecnie Śląskie Centrum Chorób Serca) – zapoczątkował nowoczesny program kardiochirurgiczny. Pierwszą operację w Zabrzu, w nowym ośrodku przeprowadził 15 sierpnia 1985 r. z osobistym udziałem prof. Wacława Sitkowskiego jako gościa honorowego, który ten zabieg wykonał. Po niespełna trzech miesiącach, już 5 listopada 1985 r. z nowym zespołem, Zbigniew Religa przeprowadził pierwszą udaną transplantację serca. W 1995 r. uzyskał tytuł profesora nadzwyczajnego na Śląskim Uniwersytecie Medycznym, a w roku 1997 profesora zwyczajnego.
Kierował zabrzańską kardiochirurgią przez 15 lat, tj. do 30 września 1999 r., rozwijając ją bardzo dynamicznie. W roku 1987 wykonał pierwszą w Polsce heterotopową transplantację serca, dodatkowo doszczepiając u niewydolnego chorego z nadciśnieniem płucnym serce dawcy. Z inicjatywy Religi w tym samym roku podjęto próby transplantacji serca i płuc oraz wykonano ksenotransplantację świńskiego serca człowiekowi. Był to drugi tego typu eksperyment kliniczny
wykonany za zgodą Komisji Etycznej w Europie, po zabiegu uprzednio wykonanym przez znanego kardiochirurga
– M. Yacouba z Londynu (Wielka Brytania). Zabieg był poprzedzony ponad rocznym przygotowaniem i wspólnymi badaniami doświadczalnymi prowadzonymi z prof. A. Alexandrem z Brukseli i biologami, prof. prof. J. Czaplickim i B. Błońską ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Zabrzańscy kardiochirurdzy mając wsparcie lidera Zbigniewa Religi, bardzo aktywnie włączyli się do zainicjowanego w roku 1985 w Zabrzu przez prof. Stanisława Pasyka programu angioplastyki w świeżym zawale serca poprzez udział w chirurgicznej rewaskularyzacji w świeżym zawale serca z zajęciem pnia, także u chorych najtrudniejszych, ze wstrząsem kardiogennym, uzyskując dobre wyniki w leczeniu.
Dzięki wysiłkom Zbigniewa Religi w 1988 r. wykładowcami Międzynarodowego Kongresu Chirurgii Klatki Piersiowej, Serca i Naczyń w Katowicach byli ówcześni liderzy światowej kardiochirurgii, prof. prof.: sir Barratt-Boyes (Nowa Zelandia), Donald Ross (Wielka Brytania), Ronald Hetzer (Niemcy), Gerald Buckberg (USA), Walt Angel (USA), L. Gonzales-Lavin (USA), Bruno Messmer (Niemcy), Freddy Vermeulen (Holandia), John Bailey (Wielka Brytania), Daniel Walther (Belgia), Francis Hitchcock (Holandia), Andree Moulert (Holandia) i wielu innych.
W latach 1985–1999 w ośrodku zabrzańskim pod kierunkiem Zbigniewa Religi rozwijano polską kardiochirurgię, wzbogacając ją przy aktywnym udziale jego uczniów i współpracowników o nowe, niestosowane wcześniej w Polsce rozwiązania, takie jak rewaskularyzacja tętnicza z wprowadzeniem obu tętnic piersiowych (1987), nabrzusznej dolnej (1992) i tętnicy promieniowej (1995) w leczeniu choroby niedokrwiennej serca. W 1988 r. po raz pierwszy wprowadzono kardioplegię krwistą podawaną dodatkowo do zatoki wieńcowej w operacjach wieńcowych i wad zastawkowych. Rozwijano nowe w Polsce sposoby leczenia napadowego częstoskurczu komorowego wraz ze śródoperacyjnym mapingiem oraz nowe metody autooksygenacji z wykorzystaniem własnych płuc chorego. W roku 1993 rozpoczęto w Zabrzu po raz pierwszy w Polsce operacje endarterektomii płucnej (PTE) w przebiegu przewlekłej żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej płuc.
We współpracy z czołowymi kardiochirurgami i chirurgami na świecie w Zabrzu wprowadzono nowe pionierskie w Polsce metody leczenia w kardiochirurgii. W roku 1993 dr Stuart Jamieson z Uniwersytetu w San Diego (USA) wykonał w Zabrzu zabieg trombendarterektomii płucnej. Doktor
J. Chachques pierwszą kardiomioplastykę z wykorzystaniem mięśnia najszerszego grzbietu do wspomagania pracy niewydolnego serca. Randal Batista z Brazylii wykonał w Zabrzu zabieg wentrykuloplastyki redukcyjnej. Pierwszą w Polsce implantację aortalnej zastawki bezstentowej wykonał w roku 1998 u 75-letniego chorego brytyjski kardiochirurg S. Westaby z Uniwersytetu w Oxfordzie. Pierwszą implantację własnej produkcji prototypowych stentgraftów u chorych z tętniakiem aorty piersiowej wykonał w Zabrzu w roku 1998 prof.
K. Lauterjung z Monachium (Niemcy), a dr Kit Arom z Uniwersytetu w Minneapolis (USA) w 1999 r. pierwszą małoinwazyjną implantację zastawki mitralnej, rozpoczynając w Zabrzu program małoinwazyjnej operacji zastawki mitralnej.
Uczniowie i wychowankowie Zbigniewa Religi tworzyli i rozwijali nowoczesne oddziały kardiochirurgii w Polsce: Marian Zembala wraz z Piotrem Knapikiem, Romanem Przybylskim, Jerzym Pacholewiczem, Bogdanem Ryfińskim, Bronisławem Czechem, Jackiem Wojarskim w Zabrzu; Andrzej Bochenek, Stanisław Woś, Ryszard Bachowski, Tadeusz Ceglarek w Zabrzu i Katowicach-Ochojcu; Jacek Moll w Zabrzu i Łodzi; Janusz Skalski w Zabrzu i Krakowie; Michał Wojtalik w Zabrzu i Poznaniu; Bronisław Czech, Jacek Wojarski i Ewa Kucewicz w Zabrzu i Białymstoku; Tadeusz Gburek w Zabrzu i Zamościu; Jacek Skiba, Witold Gwóźdź i Roman Cichoń w Zabrzu i Wrocławiu; Jacek Kaperczak i Jan Borzymowski w Zabrzu i Opolu; Ireneusz Haponiuk w Gdańsku.
Zbigniew Religa w 1987 r. zainicjował trwający do dzisiaj program pomocy szkoleniowej w zakresie nowoczesnej kardiochirurgii i kardiologii dla Ukrainy (Lwów) i Gruzji (Tbilisi). W chwili obecnej jest to największy polski program pomocy szkoleniowej w zakresie chorób serca i naczyń, który obejmuje 22 ośrodki kardiologiczne i kardiochirurgiczne na Ukrainie, w Rosji, ale także na Cyprze, w Kosowie i na Słowacji.
Ze względu na bardzo szczególne zainteresowanie Zbigniewa Religi mechanicznym wspomaganiem krążenia już w roku 1986 Klinika w Zabrzu rozpoczęła współpracę z uznanymi wówczas i dostępnymi dla nas zagranicznymi ośrodkami medycznymi w Brnie (Czechosłowacja) i Moskwie (ZSRR). W wyniku tej międzynarodowej współpracy zespołów kierowanych przez Zbigniewa Religę oraz zagranicznych partnerów, prof. prof. Jaromira Vasku i Stefana Czernego z Brna oraz Sergieja Shumakowa z Moskwy, w Zabrzu dokonano pierwszych implantacji klinicznych wspomagania lewej komory serca pompą pneumatyczną czeskiej produkcji typu BRNO-VAD (1986) i BRNO-TAH (1987). Oryginalnym osiągnięciem i osobistym sukcesem Zbigniewa Religi i jego zespołu kardiochirurgów i bioinżynierów (R. Kustosz, Z. Nawrat, P. Wilczek) w Zabrzu były polskie pompy do wspomagania niewydolnego serca typu POL-VAD (1993) i POL-TAH (1996).
W latach 1992–1995 Zbigniew Religa był doradcą Prezydenta RP Lecha Wałęsy. Równocześnie, konsekwentnie nadzorując prace nad polskim sztucznym sercem, w 1991 r. powołał do życia, wspólnie z dr. Janem Sarną i śląskimi kardiochirurgami i bioinżynieriami, Fundację Rozwoju Kardiochirurgii, która zajmuje się wdrażaniem do praktyki klinicznej nowych technologii, działalnością naukowo-badawczą i programem szkoleniowo-stypendialnym dla polskich i zagranicznych kadr medycznych. W 1993 r. Zbigniew Religa został dyrektorem Instytutu Protez Serca Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii. Był członkiem Rady Naukowej (1992) i Krajowej Rady Transplantacyjnej (1993) przy Ministrze Zdrowia.
W roku 1993, na osobistą prośbę prezydenta Lecha Wałęsy, startował w wyborach do Senatu RP, uzyskując mandat na kadencję 1993–1997.
Aktywnie uczestnicząc w życiu politycznym państwa, był jednocześnie w latach 1996–1999 rektorem Śląskiej Akademii Medycznej. W 1999 r., po powrocie z Zabrza do Warszawy, został zaproszony do prowadzenia Kliniki Kardiochirurgii CSK MSW w Warszawie, gdzie rozpoczął pierwszy w stolicy program transplantacji serca. W 2000 r. podjął się prowadzenia grantu naukowego, którego zadaniem było stworzenie prototypu polskiego robota kardiochirurgicznego.
Od roku 2001 kierował II Kliniką Kardiochirurgii oraz jako dyrektor Instytutem Kardiologii w Warszawie-Aninie. W tym czasie po raz drugi uzyskał mandat senatora RP (na lata 2001–2005). Wielokrotnie uczestniczył w oficjalnych zagranicznych delegacjach polskiego parlamentu. W latach 1998–2001 pełnił funkcję specjalisty krajowego ds. kardiochirurgii. Od 2005 do 2007 r. był Ministrem Zdrowia w rządzie premiera Kazimierza Marcinkiewicza, a następnie Jarosława Kaczyńskiego.
Profesor Zbigniew Religa jest autorem ponad 160 oryginalnych prac naukowych oraz książek, m.in.: „Zarys kardiochirurgii” (1987), „Kardiochirurgia dziecięca” (2003). Był inicjatorem i realizatorem programów naukowo-badawczych: klinicznego zastosowania sztucznego serca, stworzenia polskiej zastawki biologicznej i prototypu sztucznego serca.
Miał wybitne zasługi dla rozwoju międzynarodowych kontaktów naukowych, utrzymując niezwykle ożywioną współpracę z uznanymi zagranicznymi ośrodkami, jak np.
Instytut Transplantologii w Cambridge (Wielka Brytania),
Klinika Kardiologii w San Diego (USA), Fundacja Favaloro w Argentynie, Akademia Nauk Medycznych w Gruzji, Lwowski Uniwersytet Medyczny (Ukraina), Narodowy Instytut Kardiologii w Meksyku czy Instytut Transplantologii i Sztucznych Narządów w Moskwie (Rosja).
Był członkiem wielu towarzystw naukowych, m.in.:
European Society for Cardiovascular Surgery, International Society for Heart and Lung Transplantation, European Association for Cardio-Thoracic Surgeons, European Society of Artificial Organs, American College of Angiology, Polskiego Towarzystwa Chirurgicznego, Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego i Polskiego Towarzystwa Transplantologicznego. Na zaproszenie organizatorów międzynarodowych kongresów i spotkań naukowych wygłosił ponad 100 referatów programowych.
Za wybitne pionierskie osiągnięcia w dziedzinie kardiochirurgii i transplantologii otrzymał najwyższe odznaczenia państwowe, w tym m.in.: Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (1995), Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski (1998) i Order Orła Białego (2009).
Był doktorem honoris causa pięciu uniwersytetów: Lwowskiego Uniwersytetu Medycznego (1997), Białostockiej Akademii Medycznej (1998), Śląskiego Uniwersytetu Medycznego (2000), Uniwersytetu Opolskiego (2002) oraz Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (2004).
Został także 5-krotnie wyróżniony nagrodą I stopnia Ministra Zdrowia, medalami: im. Tadeusza Orłowskiego Polskiego Towarzystwa Chirurgicznego oraz Gloria Medicinae Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, złotym medalem Stowarzyszenia Lekarzy Polskich „Medicus” w Nowym Jorku, Nagrodą im. Alfreda Jurzykowskiego w Nowym Jorku i Krzyżem Komandorskim Orderu Wynalazczości, nadanym przez Najwyższą Komisję Odznaczeń Królestwa Belgii.
Był laureatem Orderu Uśmiechu.
Jego pasją było łowienie ryb i kibicowanie ulubionej drużynie piłkarskiej „Górnik Zabrze”.
Zmarł 8 marca 2009 r. w Warszawie z powodu nieuleczalnej choroby nowotworowej płuc, której nie zdołał pokonać.
prof. dr hab. n. med. Marian Zembala
Katedra i Oddział Kliniczny Kardiochirurgii
i Transplantologii ŚUM
Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu
Wspomnienia
Szanowny Panie Profesorze, dał mi Pan 4 dni na napisanie uwag o prof. Zbigniewie Relidze, co z początku potraktowałem jako rzecz zupełnie niemożliwą. Gdy jednak zacząłem się nad tym zastanawiać, stwierdziłem, że może to ma jakiś sens, gdyż wyłączało to opis chronologiczny zdarzeń z jego życia czy też próbę ich klasyfikowania. Poza tym opisanie każdego człowieka wymaga przynajmniej dwóch elementów – by nie było tylko laurką bez znaczenia – wiedzy o osobie, o której się pisze w sensie faktografii i tę wiedzę pewnie posiadam, gdyż Zbigniew Religa jako młody, niedoświadczony, choć pełny entuzjazmu pracował w Szpitalu Wolskim pod moim kierownictwem do czasu, gdy jako docent w prowadzonej przeze mnie II Klinice Kardiochirurgii w Instytucie Kardiologii w Warszawie miał ustalone idee, do których dążył bez względu na trudności czy też opinie innych, gdy przechodził na Śląsk, by objąć tam klinikę.
Natomiast drugi element konieczny do opisania jakiejkolwiek osoby, to jest sylwetki psychologicznej, chyba ważniejszej od faktografii, wymaga wyczucia pisarskiego, a takich zdolności ja nie mam. Chciałbym jednak przybliżyć Zbigniewa Religę jako żywego człowieka, choć jest to bardzo trudne i fakty z jego życia są jeszcze bardzo bliskie, więc o obiektywnych opiniach nie może być mowy, a trzeba by mówić o Zbigniewie Relidze jako o profesorze, kierowniku katedry, rektorze, polityku, osobie z pierwszych stron gazet. Myślę, że jednak przybliżę jego osobę, gdy powiem, że był człowiekiem, który miał ideę, od której nie odstąpił, a dążył do niej bez zahamowań i bez zwracania większej uwagi na cenę, którą musiał za to płacić. Ideą tą była chęć, by w kardiochirurgii dogonić, a może i przegonić, osiągnięcia świata. A w tym czasie największym osiągnięciem kardiochirurgii były przeszczepy serca, więc zabrał się za nie i zapoczątkował rutynowe ich wykonywanie w klinice. W założonej przez niego Fundacji opracowali i wykonali aparaturę do wspomagania krążenia, która zdała egzamin w klinice, opracował biologiczną zastawkę serca, którą następnie wprowadził do kliniki i bez wątpienia dogonił świat, co rzadko komu się udaje. Ale to nie wszystko. Dla mnie – obserwatora jego działań – nie to stanowi przyczynę, dla której Zbigniew Religa zostanie w naszym kraju tym, który stworzył nowoczesną kardiochirurgię, ale to, że zmienił sposób szkolenia kardiochirurgów, odrzucił istniejące zasady, które powodowały długi i niewydolny tok szkolenia, pozwolił młodym, dynamicznym lekarzom mieć inicjatywę, dawał im szerokie pole działania, co skutkowało nie tylko postępem, ale i poprawą wyników leczenia. Ta słuszna zasada nie mogła być zatrzymana, ale przeciwnie, zaczęła promieniować na cały kraj i dlatego prof. Zbigniew Religa stał się twórcą nowoczesnej kardiochirurgii w Polsce, za co niech mu będą dzięki.
prof. dr hab. n. med. Wacław Sitkowski
emerytowany kardiochirurg
* * *
Znałem prof. Zbigniewa Religę od 1982 r., tj. od chwili powołania mnie na stanowisko rektora Śląskiej Akademii Medycznej. Wtedy właśnie pojawił się w towarzystwie prof. Stanisława Pasyka w rektoracie, przedstawiając mi swoją propozycję pracy na naszej uczelni. Otwarcie stwierdził, że nie widzi możliwości dalszego swojego rozwoju zawodowego i naukowego w Warszawie. Byłem zaskoczony jego decyzją, mając na uwadze stan zaawansowania budowy i działalności Zabrzańskiego Ośrodka Kardiologicznego, który, powiedzmy to szczerze, był wówczas w stadium raczkującym. Jego niezwykły zapał do pracy, a szczególnie jego współpraca z kardiologią nieoperacyjną sprawiły, że Ośrodek Kardiologiczny w Zabrzu bardzo szybko zabłysnął na polskim firmamencie kardiologicznym, szczególnie od momentu udanego pierwszego przeszczepu serca. Prof. Religa nie szczędził sił, by wychować wysokospecjalistyczną kadrę kardiochirurgów przeszkolonych w kraju i za granicą oraz zorganizować nowoczesny warsztat naukowy. W ten sposób prof. Religa stał się rzeczywistym ojcem współczesnej kardiochirurgii polskiej. Pamiętam prof. Z. Religę jako człowieka niezwykle skromnego i życzliwego, promieniującego niespotykanym optymizmem. Myślę, że prof. Zbigniew Religa dobrze wpisał się w historię Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
prof. dr hab. n. med. Franciszek Kokot
* * *
Mijają miesiące od śmierci jednego z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów – prof. Zbigniewa Religi. Mija czas, a my czujemy, jakby wciąż był z nami. Jakby można było zadzwonić do niego o każdej porze i poprosić o radę, pomoc albo wprost o użyczenie jego ogromnego autorytetu w trudnej sprawie. Nigdy nie odmawiał. Ale zawsze chciał wiedzieć dokładnie, dlaczego i czemu lub komu ma to służyć.
Był wybitnym lekarzem i kardiochirurgiem. Stworzył pierwszy polski program transplantacji serca, ale przede wszystkim stworzył swoją szkołę kardiochirurgii, swój ukochany ośrodek zabrzański i przekazał pokoleniom swoich uczniów wiarę w siłę marzeń. Przekazał im także wiarę w sukces i w konieczny koszt tego sukcesu. Uczył bezkompromisowości, całkowitego oddania pacjentom i wspólnej sprawie, jaką jest ratowanie ludzkiego życia. Miał także niezwykły dar i umiejętność dzielenia się swoją wiarą, energią i entuzjazmem ze wszystkimi, którzy go otaczali. Ludzie wokół niego rośli, rozwijali się i przejmowali jego siłę, sami stając się szczególnymi i wybitnymi. Wykształcił całe pokolenie wspaniałych lekarzy, kardiochirurgów i marzycieli. Przełamywał przy tym wiele stereotypów, starych nawyków, konserwatyzmów. Wierzył, że nie jesteśmy gorsi od najwybitniejszych na świecie, że potrafimy im dorównać i ich przeskoczyć. Potrzeba tylko mierzyć wysoko i być może bardziej się natrudzić. Wierzył w rozwój polskiej medycyny i rozwój nauki, uważał, że nie tylko mamy obowiązek walczyć o życie każdego człowieka, ale że życie możemy przedłużyć i uczynić je lepszym.
W moim głębokim przekonaniu, to uczniowie byli i pozostaną największym osiągnięciem i dorobkiem swojego Mistrza. Nie znam nikogo, o kim uczniowie – dziś słynni profesorowie – nadal mówiliby Tatuś. Jest w tym wielka magia, ogromny szacunek i miłość.
Moja osobista refleksja dotyczy roli Profesora w dzisiejszym zmieniającym się świecie. Świecie upadających autorytetów i zapominania o niezmiennych, fundamentalnych wartościach. Jego autorytet i jego wartości przetrwają wśród jego uczniów i wśród nas wszystkich, którzy go otaczaliśmy. Pozostaną wraz z jego marzeniami, które wcześniej lub później zrealizujemy.
prof. dr hab. n. med. Bohdan Maruszewski
Klinika Kardiochirurgii IP CZD w Warszawa
Prezes Klubu Kardiochirurgów Polskich
* * *
„Chory, który podpisuje zgodę na operację
i tak musi zaufać lekarzom,
bo skąd on może wiedzieć, jaka metoda leczenia jest lepsza,
czy operacja jest konieczna i jakie ma szanse przeżycia.
Ostatecznie więc lekarz musi wziąć całe ryzyko
na swoje sumienie
– przed tym nie da się uciec…”
Jan Moll, 1983
Nauczyciel
Zabrze, maj 1986 r.
W nocy do szpitala przyjmujemy 42-letniego chorego po rozległym zawale serca, we wstrząsie kardiogennym i po zatrzymaniu krążenia. Nasi kardiolodzy dwoją się i troją, aby otworzyć cewnikiem chociaż jedno naczynie wieńcowe. Najgorsze, że wszystkie tętnice wieńcowe są zamknięte lub krytycznie zwężone. Czujemy, że tracimy chorego. Najsilniejsze leki, nawet pomoc kontrapulsacją wewnątrzaortalną niewiele pomagają. Chodzimy wokół chorego. Trudno pogodzić się z umieraniem tak młodego człowieka.
Ściągamy Nauczyciela. W dyżurce, kiedy rozmawiamy z nim o szczegółach stanu tego chorego, jest trochę niezadowolony, że to już 12 godz. od zawału serca i że w takim mieście jak Opole, skąd go do nas przywieziono, nie założono wcześniej balonu do kontrapulsacji. Wtedy chory miałby większą szansę na przeżycie; może nie rozwinąłby się wstrząs? Tłumaczymy, że takiego urządzenia Opole jeszcze nie ma. On decyduje – operujemy ze wskazań życiowych, pomimo iż obwody tętnic wieńcowych są niewidoczne w koronarografii. No dobrze, ale co innego możemy temu choremu zaproponować? Zostawia nas, życząc powodzenia.
Tak naprawdę to on podjął tę najważniejszą i najtrudniejszą decyzję.
Operujemy, wierząc, że trzy nowe, przeszczepione przez nas do zamkniętych tętnic pomosty są jedyną szansą na przeżycie, ale czy wystarczą wobec zawału aż po 12 godz. jego trwania?
Pomimo zakończenia samego zabiegu trzymamy chorego znacznie dłużej na sali operacyjnej, bowiem jego serce, pomimo nowego, lepszego ukrwienia wieńcowego, ciężko walczy z rozległym zawałem. Niestety, po 3 godz. na tyle słabnie, że decydujemy się na ponowne podłączenie krążenia pozaustrojowego i przez kolejne 5 godz. wspomagamy jego pracę. Udało się. Jest nadzieja.
Dopiero ok. godz. 14.00 następnego dnia od rozpoczęcia zabiegu wyjeżdżamy z chorym z bloku operacyjnego, z niezamkniętą całkowicie klatką piersiową, ponieważ bardzo powiększone serce zdaje się w niej nie mieścić. Trzeba pozwolić mu się zregenerować, dając silne leki, ale także większą przestrzeń.
Trzy dni później nasz pacjent powoli się budzi. Ma lekki niedowład lewostronny kończyny dolnej, ale żyje, żyje, żyje…
Kilka dni później zamykamy mostek i usuwamy setony tamujące krwawienie. Cieszy nas dalszy przebieg leczenia, chociaż długi, trudny i powikłany niewydolnością nerek. 42 dni później, o własnych siłach, nasz pacjent opuszcza szpital.
Kilkakrotnie odwiedzamy go w trakcie rehabilitacji w Reptach. Podczas drugiej wizyty jedzie z nami także Nauczyciel i to on nas przekonuje, aby przyjrzeć się uważniej roli kardiochirurga w świeżym zawale serca, szczególnie wtedy, kiedy zamknięty jest pień lewej tętnicy wieńcowej, kiedy jest wstrząs kardiogennny. Przywołuje doświadczenia ze stażu w ośrodku amerykańskim, kierowanym przez dra Adriana Kantrowitza, o mechanicznym wspomaganiu krążenia, kiedy kontrapulsacja już choremu nie wystarcza.
Kiedy kilka miesięcy później pokazuję mu temat mojego wystąpienia na konferencji kardiologicznej, cieszy się, że napisałem trochę prowokująco, że w „ambitnych” klinicznych i wojewódzkich oddziałach kardiologicznych musi być stały, 24-godzinny dostęp chorego, tak jak w Zabrzu, do leczenia inwazyjnego zawału serca, z pilnym zastosowaniem wspomagania balonem do kontrapulsacji włącznie. Wyraźnie domaga się, abym przypomniał, że kardiochirurdzy nie powinni uciekać od takich chorych pomimo dużego ryzyka operacyjnego, kiedy zamknięte są wszystkie tętnice wieńcowe. „I radzę Ci – mówił Nauczyciel – pokaż tego chorego”.
Wszystkich nas nauczył bardzo wiele, a zwłaszcza tego, że gdy po kilku godzinach wspomagania serce zaczęło słabnąć, nie uda się uciec od mechanicznego wspomagania krążenia, od dodatkowo stworzonej przez człowieka pompy, dobrej pompy, tylko najpierw trzeba ją tu i teraz mieć.
W drodze do domu pojechałem do Rept, aby zrobić zdjęcie naszemu pacjentowi. Obiecałem Nauczycielowi, że przypadek tego chorego szczegółowo omówię i przedstawię kardiologom. Tymczasem sam chory otoczony opieką żony i córki, samodzielnie spacerując w pięknym parku w Reptach, zdawał się o chorobie już nie pamiętać. I dobrze.
My jednak w Zabrzu na samo jego wspomnienie przyspieszaliśmy jeszcze bardziej. To dzięki niemu uratowaliśmy tak wielu chorych.
prof. dr hab. n. med. Marian Zembala
Katedra i Oddział Kliniczny Kardiochirurgii
i Transplantologii ŚUM
Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu
* * *
Profesor Zbigniew Religa – mistrz i wizjoner
Profesora Zbigniewa Religę poznałem w 1984 r., wtedy był tym sławnym docentem z Warszawy, który miał podobno wiedzę i talent do ruszenia koła zamachowego kardiochirurgii na Śląsku.
Profesor Tadeusz Paliwoda, mój pierwszy nauczyciel, który ze wszystkich sił był zaangażowany w rozwój kardiochirurgii, zmarł przedwcześnie, ale jeszcze przed śmiercią wysłał obecnego prof. Stanisława Wosia i mnie – ledwo co upieczonego adiunkta – na staż szkoleniowy do Ośrodka Kardiochirurgii w Leicester w Wielkiej Brytanii. Mieliśmy wrócić i rozpocząć nową erę kardiochirurgii. Niestety, śmierć prof. T. Paliwody zmieniła plany, ale w nowo wybudowanym Śląskim Centrum Chorób Serca pojawił się właśnie docent Zbigniew Religa – kardiochirurg z dużym doświadczeniem. Była szansa, że to, czego uczyłem się w Wielkiej Brytanii, będę mógł wykorzystać w Polsce.
Po moim pierwszym spotkaniu z przyszłym szefem byłem pełen optymizmu i entuzjazmu. Byłem pewien, że to tu, w Zabrzu, powstanie nowoczesna kardiochirurgia. Moje pierwsze wrażenie ze spotkania było takie, że spotkałem lekarza entuzjastę, wizjonera i fachowca. W czasie pierwszej rozmowy dyskutowaliśmy o konieczności wykonania na Śląsku setek operacji serca, o wymianie zastawek, operacjach by-passów i o transplantacjach serca.
Znając pozycję kardiochirurgii i możliwości finansowe służby zdrowia, miałem wiele wątpliwości, czy ta wizja nowoczesnej kardiochirurgii kiedykolwiek się spełni. Powoli kompletowaliśmy zespół – sami młodzi ludzie, razem z Marianem Zembalą byliśmy najstarsi, mieliśmy trochę doświadczenia ze staży zagranicznych, ale prawdziwej kardiochirurgii, walki o życie pacjentów nauczyliśmy się w Zabrzu. To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci z pracy w Zabrzu to to, że prof. Zbigniew Religa nigdy nie mógł pogodzić się z przegraną walką o życie chorego. Często operował tzw. przypadki beznadziejne, chorych ze skrajną niewydolnością serca. Operacje te czasami kończyły się niepowodzeniem, ale Profesor nigdy nie dawał za wygraną. Nauczył nas stosowania urządzeń do wspomagania niewydolnego serca – rozpoczął program transplantacji serca, a następnie zmierzył się z transplantacją serca i płuc. Był to czas, w którym rzeczy niemożliwe stawały się możliwe, klinika zdobyła sławę, pojawiło się poparcie ówczesnych prominentów i sponsorów.
I tak, nagle, w Zabrzu i Śląskiej Akademii Medycznej powstała najnowocześniejsza kardiochirurgia w Polsce.
Na Śląsku przed powstaniem kardiochirurgii w Śląskiem Centrum Chorób Serca wykonywano rocznie ok. 20–30 operacji w krążeniu pozaustrojowym. To prof. Zbigniew Religa spowodował, że już po roku na Śląsku wykonywano rocznie 300–400 operacji, a po powstaniu Kliniki Kardiochirurgii w Katowicach dodatkowo 700 operacji. Aktualnie na Śląsku wykonuje się 4500 operacji serca rocznie, czyli ponad 20% wszystkich operacji kardiochirurgicznych w Polsce.
Można spekulować, że niezależnie od tego, kto objąłby w 1984 r. Klinikę Kardiochirurgii w Śląskim Centrum Chorób Serca, rozwój tej dziedziny był nieunikniony. Nie jest to prawdą, gdyż właśnie prof. Religa spowodował zainteresowanie tą ważną dziedziną medycyny, dzięki niemu wielu młodych ludzi wyjechało na szkolenia do USA. Jego entuzjazm powodował, że wszyscy kardiochirurdzy wrócili. W trudnej sytuacji i w czasie transformacji politycznych jeździliśmy na światowe zjazdy, spotykaliśmy sławnych kardiochirurgów. Do Zabrza przyjeżdżali najwięksi światowi kardiochirurdzy: sir Barrat Boys, Donald Ross, Stephen Westaby i Terence English.
Od 1988 r. pracowałem już samodzielnie, ale zawsze mogłem liczyć na fachową pomoc prof. Religi, ponieważ nadal w Katowicach-Ochojcu operował najtrudniejszych chorych, rozpoczął też trudny program transplantacji i zastosował metodę wspomagania niewydolnego serca. Z biegiem czasu byliśmy coraz bardziej samodzielni, odwiedzał nas już tylko jako przyjaciel.
Profesor Religa wyjechał do Warszawy, odwiedzał często swoją ukochaną Fundację, na Ochojcu bywał rzadko, ale gdy mówił o kardiochirurgii, to zawsze wspomniał, że nie opuścił śląskiej kardiochirurgii, tylko odszedł, gdyż uważał, że jego misja została zakończona. Jego wielkie marzenia o kardiochirurgii na Śląsku i w Polsce się spełniły.
prof. dr hab. n. med. Andrzej Bochenek
I Katedra i Klinika Kardiochirurgii ŚUM w Katowicach
* * *
Moje wspomnienie o Zbyszku Relidze – współtwórcy polskiej transplantacji serca
Wiadomość o śmierci Zbyszka dotarła do mnie we Włoszech, gdzie spędzałem zimowy urlop wraz z rodziną.
Dla mnie osobiście była to wiadomość szczególnie przygnębiająca, gdyż obu nas łączyła nie tylko przyjaźń ta zwyczajnie ludzka, ale i ta zawodowa – kardiochirurgiczna.
Była to smutna wiadomość dla polskiej kardiochirurgii i całego naszego środowiska.
Przywołanie wszystkich wspomnień o takim człowieku, jakim był Zbyszek, nie jest do końca możliwe. Był osobą barwną, nietuzinkową, był przede wszystkim skutecznym kardiochirurgiem pełnym pomysłów.
Odnosił sukcesy także w innych dziedzinach – był posłem, senatorem, rektorem naszej uczelni, ministrem zdrowia, ale również zapalonym wędkarzem.
Moje pierwsze zetknięcie ze Zbyszkiem miało miejsce na Posiedzeniu Rady Wydziału Lekarskiego w Zabrzu, tuż po jego przejściu z Warszawy. W tym czasie, co dało się zauważyć, czuł się niepewnie w nowym, nieznanym mu środowisku. W przerwie posiedzenia postanowiłem do niego podejść, aby go nieco ośmielić – stał samotnie w kącie i wypalał któregoś z rzędu papierosa. Wspominam, że klimat naszej rozmowy od początku był sympatyczny, aczkolwiek wyczuwało się pewną nutkę dystansu – uznałem to za normalną sprawę, zwłaszcza, że znał mnie jako osobę z aspiracjami pracy w śląskiej kardiochirurgii. Byliśmy obaj na podobnej drodze zawodowej, z marzeniami spełnienia się w kardiochirurgii.
Jestem przekonany, że ta pierwsza nasza rozmowa zostawiła swój ślad w naszych przyszłych wzajemnych relacjach, które intensyfikowały się w miarę upływu czasu.
Rozmowy, które z nim prowadziłem, czyniły go w moich oczach bardzo ludzkim, przyjacielskim, co nasilało moją sympatię i uznanie dla jego indywidualności. Emanował ciepłem. Jako lekarz potrafił wczuwać się w trudne momenty chorego, umiał rozmawiać z chorym, pokrzepić go, dodać otuchy.
Wbrew pozorom był człowiekiem o wrażliwej osobowości, przeżywał bardzo wszelkie niepowodzenia, które w kardiochirurgii są nie do uniknięcia.
Przy nadmiarze stresu uciekał w samotność, najlepiej nad rzeką, lub długie spacery z ulubionym psem o imieniu Bamba, którego bardzo kochał.
Był człowiekiem otwartym, stawiał bardzo jasne i konkretne pytania swoim rozmówcom. Od samego początku zapalał zielone światło młodym i promował ich, przekonując do nich otoczenie.
Każda osoba ciesząca się jego zaufaniem mogła liczyć na zrozumienie i wsparcie.
W 1985 r. przeprowadził pierwszą w Polsce udaną transplantację serca, stając się tym samym pionierem przeszczepu serca w kraju.
Nie był to dobry czas dla transplantacji serca, nie tylko w kraju, ale i na świecie. Swoim wyczynem niewątpliwie wypełnił czas, w którym żył.
Miał odwagę porywać się na rzeczy niezwykłe. Na początku lat 90. powołał do życia Fundację Rozwoju Kardiochirurgii. Sam, na własną rękę zabiegał o pieniądze na rozwój najnowszych metod leczenia chorób serca.
W Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu organizował koncerty charytatywne, na które zapraszał całą plejadę światowej sławy artystów, m.in. Jose Carrerasa, Placido Domingo czy Chrisa de Burgha. Dla niektórych z tych artystów – jak Placido Domingo – były to najwspanialsze koncerty ich życia.
Dwa wielkie niespełnione marzenia Zbyszka to Akademickie Centrum Medyczne Zabrze – Gliwice i całkowicie implantowalne sztuczne serce.
To pierwsze, mimo zapewnień aktualnych wtedy władz – w tym premiera Leszka Millera – zapewne nigdy się już nie ziści.
To drugie marzenie będzie zależało od intuicji i energii młodych konstruktorów pracujących w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii.
Na koniec chciałbym się odnieść do jednego z ostatnich jego wywiadów dla wścibskiego dziennikarza z „Dziennika” na temat wiary i istnienia Boga. Ten wywiad był dla mnie nie tylko zaskakujący, ale i tajemniczy – było to jakieś dziwaczne starcie podrażnionego chorobą umysłu i prowokującego dziennikarza. Być może postępująca choroba, która jeszcze nie pasowała do niego, wyzwalała ten dziwny bunt. Przecież wielokrotnie zdarzało się w jego życiu, że wychodził obronną ręką z sytuacji, kiedy śmierć chciała mu odebrać chorego, o którego usilnie walczył.
Nie byłem jeszcze na Powązkach, gdzie spoczął, ale wkrótce tam będę i zapytam go: „Po coś to zrobił?”
Jestem przekonany, że gdzieś w koronach drzew cmentarza usłyszę echo odpowiedzi...
prof. dr hab. n. med. Stanisław Woś
Konsultant krajowy w dziedzinie kardiochirurgii
II Klinika Kardiochirurgii ŚUM w Katowicach
* * *
W połowie lutego odebrałem wzruszający telefon. Jak zwykle zagoniony, zaaferowany, przytłoczony codziennością – odebrałem niechętnie, może nawet zniecierpliwiony. I nagle znieruchomiałem z wrażenia, zrobiło mi się po prostu wstyd, że nie poznałem w pierwszej chwili głosu tak dobrze znanego i mnie, i wszystkim, podziwianego i szanowanego przez miliony rodaków. Dzwonił prof. Religa, mój szef, człowiek, którego zawsze darzyłem szacunkiem i zaufaniem. Dzwonił właśnie do mnie, poczułem się nadzwyczajnie wyróżniony, zaszczycony…
Dziękował za moją obecność na grudniowej uroczystości wręczenia mu Orderu Orła Białego. Była to niezwykła rozmowa, ciepła, serdeczna, wzruszająca – szef pytał o wszystko: jak mi idzie praca w Krakowie, czy mamy dobre wyniki, cieszył się, gdy zacząłem mówić, że jest nieźle, całkiem nieźle... Długo rozmawialiśmy. Usiłowałem zaprosić go do odwiedzin w Krakowie, jak tylko poczuje się nieco lepiej. Żeby odwiedził klinikę swojego krakowskiego ucznia, zobaczył, co robimy, żeby poznał szpital, w którym jeszcze nigdy nie był. Niby przytakiwał, ale po chwili milczenia dodał, że zadzwonił do mnie, bo chciał się po prostu pożegnać. I że nic z tego nie będzie, przecież obaj wiemy… Nagle poczułem, że z naszym szefem nie da się tak jak z innymi, nie warto „oszukiwać”, że jest dobrze, jak dobrze nie jest. Był przecież zawsze niewiarygodnie przenikliwy. Wiedział, co chciało się mu powiedzieć i czego się powiedzieć nie chciało. On wiedział prawie wszystko o nas. Znał nas na wylot.
Odszedł prof. Zbigniew Religa, człowiek niezwykły, wielkiej klasy kardiochirurg, prawdziwy lekarz, naukowiec, świetny organizator, zawsze uczciwy polityk i wizjoner. Odszedł 8 marca 2009 r. wspaniały lekarz, senator, minister zdrowia, kawaler i członek Kapituły Orderu Orła Białego.
Jego miejsce w tworzeniu nowoczesnej kardiochirurgii w Polsce było i jest wyjątkowe. Kreował rozwój kardiochirurgii i kardiologii na Śląsku, stwarzając w tym regionie potężną bazę opartą o doskonały potencjał intelektualny wychowanków, a i sprawną organizacyjnie strukturę, zapewniającą ludności najwyższy standard usług medycznych. Później starał się realizować swoją wizję ochrony zdrowia w Polsce z ministerialnej perspektywy. To był rzeczywisty wyraz jego patriotyzmu. On chyba nigdy nie myślał inaczej niż w takich właśnie kategoriach.
Po przeprowadzce z Warszawy na Śląsk w 1984 r. i objęciu Kliniki Kardiochirurgii w Zabrzu okazał się prof. Religa „mężem opatrznościowym” dla śląskiej kardiologii i kardiochirurgii, wytrawnym chirurgiem i przebojowym organizatorem, który swoją pasją zawodową potrafił zarazić swoich uczniów. Był przekonany o konieczności wczesnego ich usamodzielniania i konsekwentnie do tego zmierzał. Równocześnie swoim własnym przykładem zachęcał asystentów do wielkiego wysiłku, pracy nad sobą. Był wspaniałym szefem, wyrozumiałym i dbającym o podwładnych. Cieszył się sukcesami swoich wychowanków, nawet drobiazgami. Wtedy był naprawdę rozpromieniony i wyraźnie szczęśliwy. Ale bynajmniej nie był pobłażliwym dla nierzetelności w pracy, niestaranności i nieodpowiedzialności. Wtedy stawał się śmiertelnie poważny i nieraz powiało grozą w zaciszu jego gabinetu, kiedy wypunktował uchybienie i zamierzał wyciągnąć konsekwencje. Nie znosił lekceważenia pacjenta. Chory człowiek był dla niego najważniejszy, nieważne były nakłady finansowe i nierzadko nadludzki wysiłek, aby ratować pacjenta. Uczył więc Profesor własnym przykładem, tak jak swoim przykładem uczyli jego wcześniejsi mistrzowie, z prof. Manteufflem na czele. Był prof. Religa tytanem pracy, a widząc jego zaangażowanie, jakoś podświadomie nabierało się chęci do zwiększonego wysiłku. Ot, żeby nie być gorszym, a może żeby szefowi zrobić przyjemność… Chyba jednak przejmowanie cech szefa, którego się autentycznie szanowało, było w tym procesie najistotniejsze. Teraz, po latach, wspominam, że pracę w zespole Profesora po prostu traktowaliśmy jak zaszczyt.
Oczywiście nie na tym, śląskim etapie, kończy się pasmo sukcesów Zbigniewa Religi. Jego osiągnięcia zawodowe, naukowe i twórcze są mocnym polskim wkładem w proces kształtowania wizerunku polskiej kardiochirurgii i kardiologii na świecie. Ponadto, poprzez wieloletnie prezentowanie społeczeństwu dobrodziejstw współczesnej kardiochirurgii, doprowadził do powszechnej akceptacji tej dziedziny, zrozumienia jej roli, akceptacji przeszczepów serca ze wszelkimi konsekwencjami etycznymi takiej działalności, spopularyzowania wiedzy o możliwości leczenia chirurgicznego chorób serca. A równoczesna kariera polityczna, jak można sądzić, w znacznym stopniu przyczyniła się do realizacji tych celów. Ta polityczna przygoda w życiu naszego szefa była, w moim głębokim przekonaniu, tylko instrumentem do załatwienia czegoś pożytecznego dla kardiochirurgii, dla nas – jego wychowanków i współpracowników i wreszcie używając górnolotnych słów – dla nas wszystkich, dla polskiej medycyny, dla Polski.
Zasłużył nasz mistrz i nauczyciel, ze wszech miar, na najwyższe uznanie i szacunek, przynależne niewielu współczesnym politykom i uczonym zarazem.
prof. dr hab. n. med. Janusz H. Skalski
Klinika Kardiochirurgii Dziecięcej,
Polsko-Amerykański Instytut Pediatrii,
CMUJ, Kraków-Prokocim
* * *
Religa – wielka postać polskiej kardiochirurgii, zwany przez nas „Tatusiem”.
Człowiek, który mógł sprzedać duszę diabłu, aby zrealizować swój cel – rozwój kardiochirurgii. Dowodem tego jest udział w pochodzie pierwszomajowym razem z generałem Jaruzelskim, pomimo że nie akceptował istniejącego systemu politycznego.
Bardzo źle znosił śmierć pacjenta, walczył do końca, stąd przeszczepy serca oraz wspomaganie sztucznymi komorami. Uczniom, jeżeli widział w nich potencjał, dawał wolną rękę w operowaniu, ale nie pozwalał popełniać błędów i wstrzymywał pewne typy operacji, jeżeli było zbyt dużo powikłań.
Pamiętam, jak po półrocznym pobycie w Zabrzu zapytałem, czy mógłbym samodzielnie wykonać jakąś operację. Był to okres, kiedy asystenci, oprócz doc. Bochenka i Zembali, wykonywali głównie operacje wszczepiania zastawek. Pamiętam, że spojrzał na mnie dziwnie, ale powiedział: „Dobrze, ale ja będę asystował do operacji”. Wykonałem wymianę zastawki mitralnej w jego asyście. Po operacji powiedział: „Zrobiłeś to tak jak ja, tylko wolniej – możesz operować”. Od tego czasu zacząłem samodzielnie operować dorosłych, wymieniać zastawki, a później wykonywać zespolenia wieńcowe i przeszczepy serca.
Pamiętam, jak przeprowadziłem przeszczep serca u pacjenta, u którego przy przewożeniu na blok pooperacyjny doszło do zatrzymania akcji serca. Pacjenta tego, reanimując, podłączyłem do krążenia pozaustrojowego i czekałem na przywiezienie serca. Wykonałem przeszczep, ale pacjent nie przeżył. Profesora Religi wtedy w Zabrzu nie było. Po powrocie dowiedział się o tym i zbeształ mnie za to, że wykonałem przeszczep u pacjenta reanimowanego przed operacją. Odpowiedziałem, że zrobiłem to, bo on mnie nauczył, żeby nigdy nie rezygnować. Moja odpowiedź tak go zaskoczyła, że nic więcej już nie powiedział. Przy jakiejś okazji znacznie później przyznał, że zaskoczyłem go prośbą o wykonanie samodzielnie operacji po tak krótkim okresie pracy w Zabrzu. Powiedział mi, że dowiadywał się o moje umiejętności, gdy mnie przyjmował do pracy. Dodał, że opinia była zła, że nie mam talentu chirurgicznego, generalnie dwie lewe ręce. Zapytałem, dlaczego mnie przyjął. Powiedział, że prosił go o to mój ojciec, a prof. Janowi Mollowi nie mógł odmówić, gdyż bardzo go szanował.
Był człowiekiem niezwykle ambitnym i wymagającym, zarówno względem siebie, jak i swoich uczniów. Chciał, aby jego szkoła, jego wiedza krzewiły się w całym kraju. Pomagał uczniom zorganizować nowe ośrodki kardiochirurgiczne. Pragnął, aby rozwijała się kardiochirurgia dziecięca. Widział moje zainteresowanie tą dziedziną i wysłał mnie na staż do USA. Dał mi wolną rękę w operowaniu dzieci. Na pytanie kardiologów dziecięcych, czy Jacek Moll operował już daną wadę, odpowiedział, że zawsze musi być ten pierwszy raz, aby później można było regularnie operować coraz cięższe wady.
Profesor Religa niezwykle ciężko znosił porażki chirurgiczne. Opowiedział mi, jak pracując jeszcze w Warszawie przed przejściem do Zabrza, zmarło mu operowane dziecko. Nie był w stanie wyjść do rodziców, aby ich o tym powiadomić. Uciekł ze szpitala i się upił. Jego alkoholowe incydenty związane były głównie z ucieczką od stresu. Po takich sytuacjach w dwójnasób walczył o zbudowanie sztucznych komór wspomagających pracę serca, aby mieć przekonanie, że naprawdę zrobione zostało wszystko, co w ludzkiej mocy, aby uratować pacjenta.
Prawie czteroletni okres mojej pracy w Zabrzu pozwolił mi dać upust pasji operowania pacjentów, wykonywania doświadczeń na zwierzętach i brania udziału w konstruowaniu sztucznych komór i sztucznego serca.
W Moskwie u prof. Szumakova miał wszczepić sztuczne serce u cielaka, ale polecił mi to zrobić, mówiąc: „Ja to już mam opanowane, teraz ty to zrób”. Na spotkaniu roboczym w Suchumi w Gruzji, będącej wtedy Republiką Radziecką, tradycyjne wieczorne spotkanie z toastami, których nie można nie wypić, i przemówieniami przeciągało się do późnej nocy. Rano prof. Religa miał wykład. Nikt, łącznie ze mną, nie przypuszczał, że będzie w stanie ten wykład wygłosić.
Rano pojawił się nieco zmęczony, ale bardzo sprawnie i rzeczowo przedstawił swój punkt widzenia na stosowanie sztucznych komór serca. Zyskał ogólny ogromny szacunek widzów, gdyż połowa uczestników wieczornej biesiady nie była w stanie rano wstać z łóżka, a on wygłosił wykład i prowadził rzeczową dyskusję.
Profesor Religa wniósł ogromny wkład w rozwój polskiej kardiochirurgii. Stworzył nowe ośrodki kardiochirurgiczne. Jego uczniowie kierują klinikami w wielu miejscach w Polsce, czcząc jego pamięć i próbując doścignąć Mistrza. Sądzę, że przynosi to Profesorowi-Tatusiowi satysfakcję w tym innym świecie, do którego się przeniósł, a w istnienie którego mówił, że nie wierzy.
prof. dr hab. n. med. Jacek Moll
Klinika Kardiochirurgii Instytutu
Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi
* * *
„Gigant” – Profesor Zbigniew Religa, którego uczniem miałem szczęście być
W roku 1988 zabiegałem o ordynaturę oddziału kardiochirurgii dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym we Wrocławiu, nad którym pieczę sprawował ówczesny doc. Zbigniew Religia. Postanowiłem się z nim umówić, by przedstawić swoje plany zawodowe i referencje. Wówczas zatelefonował do mnie dr Marian Zembala, którego poznałem w czasie pobytu stypendialnego w Szpitalu im. Wilhelminy w Utrechcie i zaproponował, bym przeniósł się do Zabrza i zajął rozwijaniem tamtejszej kardiochirurgii dziecięcej. Po kilku dniach spotkałem się z doc. Zbigniewem Religą, który pozytywnie ocenił moje kwalifikacje na stanowisko ordynatora we Wrocławiu, lecz jednocześnie zaproponował mi pracę w swoim zespole jako osoby odpowiedzialnej za kardiochirurgię dziecięcą. Pracę tę podjąłem 1.10.1990 r.
Ta decyzja odmieniła moje życie zawodowe. Trafiłem do zespołu, którego szef – prof. Zbigniew Religia, nazywany przez współpracowników „Tatusiem” – wprowadził najnowocześniejsze formy szkolenia młodych kadr, kierowania zespołem i prowadzenia badań naukowych. Moi koledzy pochodzący z różnych części Polski, podobnie jak ja, tu mieli możliwość realizacji swojej pasji zawodowej, bez tworzenia sztucznych barier. Lek. Roman Przybylski zgłosił chęć szkolenia się w kardiochirurgii dziecięcej, stając się moim bezpośrednim współpracownikiem na okres siedmiu lat pracy w Zabrzu. W krótkim czasie, początkowo z dr. Jackiem Mollem, odchodzącym na stanowisko kierownika Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Centrum Zdrowia Matki Polki, wprowadziliśmy najnowocześniejsze techniki leczenia wad wrodzonych serca u noworodków i niemowląt, w tym anatomiczną korekcję przełożenia wielkich pni tętniczych. W okresie siedmiu lat pracy w zespole prof. Zbigniewa Religi wykonaliśmy ok. 1500 operacji dzieci z wadami wrodzonymi serca.
Pobyt w Zabrzu dał mi możliwość intensywnego rozwoju naukowego. Dzięki powstałemu bankowi tkanek w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii zająłem się badaniem przydatności mrożonego homograftu żylnego do wykonania zespoleń systemowo-płucnych u noworodków, które stało się tematem mojej rozprawy habilitacyjnej. Po długich staraniach i dzięki finansowemu wsparciu Mariana Zembali pozyskaliśmy aparat do dozowania tlenku azotu i jako pierwsi w Polsce, wraz z Piotrem Knapikiem i Adamem Grzybowskim, zastosowaliśmy go w 1995 r. do leczenia nadciśnienia płucnego u dzieci w okresie pooperacyjnym. Próbowaliśmy, niestety bez powodzenia, doprowadzić do przeszczepu serca u noworodka. Wszechstronna współpraca z zespołem kardiologii dziecięcej dr Lili Goldstein zaowocowała w ciągu siedmiu lat 37 publikacjami w czasopismach medycznych, 60 wystąpieniami na zjazdach naukowych oraz czterema rozdziałami w podręczniku kardiochirurgii dziecięcej.
Z inicjatywy prof. Religi wiele się działo również w sferze działalności charytatywnej. Powstała Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii, która m.in. postanowiła wesprzeć ośrodek gruziński w Tbilisi celem stworzenia tam kardiochirurgii. Grupa lekarzy została przeszkolona w Zabrzu i przyszedł czas wsparcia ich na miejscu w Tbilisi. Zostałem włączony do sześcioosobowego zespołu wyjazdowego i w sumie spędziłem tam cztery miesiące, asystując lub wykonując ponad czterdzieści operacji wad wrodzonych serca, w tym też wad złożonych. Za kardiochirurgię dorosłych był odpowiedzialny dr Bronisław Czech. Nasze kontakty trwają do dzisiaj i zaowocowały powstaniem w Tbilisi dwóch oddziałów kardiochirurgii. Podobny program był realizowany dla kardiochirurgii we Lwowie.
Po siedmiu fantastycznych latach pracy z prof. Zbigniewem Religią otrzymałem propozycję powrotu do Poznania i objęcia nowo tworzonej Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej
– kontynuacji prac zespołu kardiochirurgicznego przechodzącego na emeryturę dr. Szelągowicza, który dotychczas działał w ramach chirurgii dziecięcej. Na Śląsku było nas w tym czasie trzech docentów w mojej specjalności, więc za zgodą szefa propozycję przyjąłem. Wracając do Poznania, przeniosłem też życiowe zasady mojego Mistrza – prof. Zbigniewa Religi – do których należą świadomość, że:
– każdy chory, nawet obciążony największym ryzykiem operacyjnym, zasługuje na ratunek i o jego życie należy walczyć do końca, wykorzystując wszelkie dostępne metody,
– należy nieustannie poszukiwać rozwiązań problemów trudnych, które w chwili obecnej są przyczyną niepowodzeń leczenia chorych,
– każdy ambitny, pracowity i utalentowany człowiek zasługuje na wszelkie wsparcie w celu umożliwienia mu rozwoju zawodowego, naukowego oraz realizacji marzeń,
– własna praca i przykład jest najlepszym bodźcem podrywającym zespół do wielkich celów.
prof. dr hab. n. med. Michał Wojtalik
Klinika Kardiochirurgii Dziecięcej w Poznaniu
* * *
Profesora Zbigniewa Religę poznałem w momencie utworzenia II Kliniki Kardiochirurgii Instytutu Kardiologii w 1980 r. Z tego okresu pamiętam go jako energicznego, młodego adiunkta, obdarzonego wizją nowoczesnej kardiochirurgii i całej polskiej medycyny. Po raz drugi nasze drogi spotkały się po moim powrocie z Utrechtu, gdzie odbywałem staż z zakresu kardiochirurgii wad wrodzonych. Szczególne wrażenie zrobiło na mnie spotkanie, w czasie którego poprosiłem go o pomoc i konsultację niezwykle złożonego przypadku wady wrodzonej u nastolatka. Profesor Religa miał wyjątkową zdolność dogłębnej analizy faktów, co w połączeniu z niezwykle szeroką wiedzą kardiochirurgiczną i doświadczeniem umożliwiło wybór optymalnej techniki zabiegu operacyjnego. Zbigniew Religa, obok wielu niezaprzeczalnych zalet, imponował mi również rzadko spotykaną umiejętnością zauważenia i docenienia sukcesów innych lekarzy. Pamiętam jego bardzo entuzjastyczną reakcję, kiedy podzieliłem się z nim moim sukcesem po wszczepieniu homograftu mitralnego w ujście trójdzielne.
Profesor Zbigniew Religa powrócił do Instytutu Kardiologii w 2000 r., obejmując stanowisko najpierw Kierownika II Kliniki Kardiochirurgii, a potem dyrektora Instytutu Kardiologii. W owym czasie zatrudnionych było 14 lekarzy, w tym 5 specjalistów kardiochirurgów i 9 w trakcie specjalizacji. Po objęciu funkcji Ministra Zdrowia, prof. Religa zaproponował mi stanowisko kierownika Kliniki, którą wcześniej kierował.
Z inicjatywy prof. Religi rozpoczęto program chirurgicznego leczenia schyłkowej niewydolności serca przy użyciu mechanicznego wspomagania krążenia z wykorzystaniem polskich, pulsacyjnych sztucznych komór typu POLVAD. Ta wieloletnia praca zaowocowała największym jak do tej pory w Polsce doświadczeniem w stosowaniu tej metody u pacjentów ze skrajną postacią niewydolności serca niepoddającą się leczeniu zachowawczemu. II Klinika Kardiochirurgii i Transplantologii uczestniczy w wieloośrodkowym Programie Polskiego Sztucznego Serca. Od momentu objęcia stanowiska kierownika przez prof. Religę zakres wykonywanych w II Klinice Kardiochirurgii zabiegów operacyjnych powiększył się o transplantacje serca. Wprowadził on szereg modyfikacji do wykonywanych w Klinice procedur. W leczeniu choroby niedokrwiennej serca rozpoczęto stosowanie pełnej rewaskularyzacji tętniczej serca z wykorzystaniem prawej i lewej tętnicy piersiowej wewnętrznej oraz lewej tętnicy promieniowej z zastosowaniem krążenia pozaustrojowego, a także bez krążenia pozaustrojowego na bijącym sercu. Materiał służący do pomostowania tętnic wieńcowych stosowany był od tego momentu w różnych konfiguracjach (grafty uszypułowane, pomosty rozwidlone – Y-grafty, T-grafty). Poszerzono także zakres chirurgicznego leczenia powikłań zawału. Codzienną praktyką kliniczną stały się operacje wykonywane u chorych z pozawałowym VSD (najczęściej metodą ekskluzji przegrody międzykomorowej), ostrą niedomykalnością mitralną (operacja naprawcza lub wymiana zastawki) oraz operacje tętniaków lewej komory serca. Zwiększono istotnie liczbę wykonywanych zabiegów naprawczych zastawki mitralnej i aortalnej. Rozpoczęto stosowanie całego zestawu technik chirurgicznych dotyczących samych płatków zastawki mitralnej, jej aparatu podzastawkowego wraz z translokacją mięśni brodawkowatych, skracaniem lub przeszczepianiem natywnych nici ścięgnistych, a także wszczepianie sztucznych nici ścięgnistych. Zabiegi powyższe od roku 2001 uzupełniano ablacją migotania przedsionków przy użyciu prądu RF.
Z inicjatywy prof. Religi lekarze Kliniki uczestniczyli także w badaniach implementujących genetykę do praktyki kardiochirurgicznej. Opracowano eksperymentalną technikę przeszczepiania komórek macierzystych w celu leczenia świeżego zawału i zapobiegania niewydolności mięśnia serca na materiale zwierzęcym. Ponadto prowadzone były od 2001 r. pionierskie w Polsce badania naukowe z wykorzystaniem osiągnięć biologii molekularnej. Dotyczyły one zastosowania, z pozytywnym efektem klinicznym, terapii genowej plazmidami (monocistronowy phVEGF165, bicistronowy pViF) w leczeniu pacjentów ze skrajnie ciężką postacią choroby wieńcowej poddanych operacji niepełnej rewaskularyzacji, zdyskwalifikowanych od zastosowania innych inwazyjnych metod leczenia.
Po objęciu Kliniki kierowanej przez Zbigniewa Religę, dostrzegam jego wielką umiejętność w doborze współpracowników oraz w motywowaniu zespołu do ciężkiej pracy.
Profesor Religa wprowadził zasadę samodzielnego podejmowania decyzji, dzięki czemu podlegli mu lekarze stali się kompetentnymi i samodzielnymi specjalistami wykonującymi pełny zakres operacji kardiochirurgicznych. Lekarze, którzy w tym okresie pracowali w zespole prof. Religi, wspominają, że w każdej chwili mogli liczyć na jego pomoc. Profesor niezależnie od innych, licznych obowiązków, zawsze gotów był swoją obecnością wesprzeć w podjęciu decyzji lub pomóc w trudnym zabiegu operacyjnym.
Osoby zajmujące się działalnością naukową również otrzymywały życzliwe i merytoryczne wsparcie, dzięki czemu do roku 2005 pięcioro lekarzy uzyskało stopień specjalisty, a następnie tytuł doktora nauk medycznych.
Profesora Religę zapamiętamy wszyscy jako wybitnego chirurga i wielkiego wizjonera.
prof. dr hab. n. med. Jacek M. Różański
Kierownik II Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii
Instytutu Kardiologii
* * *
Od 15 lat kieruję zespołem anestezjologicznym w Śląskim Centrum Chorób Serca, a z Profesorem miałem szczęście współpracować bardzo blisko przez kilka lat – od 1994 r. aż do jego powrotu do Warszawy. Przeszedłem z Katowic do Zabrza wtedy, kiedy transfery specjalistów dokonywały się raczej w odwrotnym kierunku. Co najbardziej zapamiętałem z tamtych lat?
Przechodząc do Zabrza, nie do końca wiedziałem, czego mogę się spodziewać i – mówiąc szczerze – chyba trochę się bałem. O pracy na kardiochirurgii w Zabrzu i o samym Profesorze krążyły legendy. Tymczasem okazało się, że trafiłem w niezwykłe miejsce, w bardzo ciekawe środowisko „pozytywnie zakręconych” ludzi. Pamiętam, że na samym wstępie zaskoczył mnie niezwykły spokój, z jakim Profesor podchodził do otaczającej go rzeczywistości. I ten ogromny szacunek, którym darzyli go współpracownicy! Pamiętam chwile, w których Profesor wchodził na poranne odprawy lekarskie, a wszyscy zgromadzeni wstawali bezwiednie z krzeseł na znak szacunku. Coś takiego widziałem wcześniej tylko w szkole!
Może trudno będzie w to uwierzyć, ale przez te wszystkie lata naprawdę nie pamiętam między nami żadnego konfliktu. A były to przecież czasy, kiedy przeprowadzałem różne zmiany, reorganizowałem oddział, w środowisku anestezjologicznym dokoła wrzało, trwały strajki, było naprawdę gorąco. Do dziś nie potrafię zrozumieć, jak to było możliwe.
Niektórzy mówili mi, że nie zawsze tak było. Podobno poznałem już wyciszonego, dojrzałego, „późnego” Religę. Możliwe, ale taki Religa naprawdę bardzo mi odpowiadał! Pewnie znowu miałem szczęście i w odpowiednim miejscu znalazłem się po prostu w odpowiednim czasie.
Obserwowałem codziennie Profesora i mój szacunek do niego rósł z każdym dniem. Do kierowania ludźmi Profesor nie używał nigdy manipulacji. Był bardzo przystępny i bezpośredni. Kiedy było trzeba, potrafił pracować ramię w ramię ze swoimi ludźmi, nie zważając na zmęczenie czy upływający czas. Ufał ludziom i dawał im olbrzymią swobodę działania. Był bezwzględnym wrogiem korupcji wśród lekarzy. To wszystko było niezwykłe, fascynujące i bardzo mi się podobało.
Powszechnie wiadomo, że Profesor był postacią „medialną”, a właściwie pierwszym przedstawicielem środowiska lekarskiego w Polsce, który w pełni rozwinął medialne skrzydła. Nie służyło to jednak autopromocji, tylko raczej torowało drogę do załatwienia wielu ważnych spraw. Profesor miał też wyjątkowy, dany mu od Boga, talent do posługiwania się mediami, a tej broni powinni używać wyłącznie ludzie posiadający szczególne zdolności, niekwestionowaną charyzmę, a najlepiej jedno i drugie. Niestety, dziś mediami próbują posługiwać się wszyscy i przypomina to bardziej „targowisko próżności” niż walkę o jakąkolwiek sprawę.
Naprawdę bardzo się cieszę, że miałem okazję być tak blisko Profesora przez te kilka lat. Był to bardzo ciekawy i twórczy okres w moim życiu.
prof. dr hab. n. med. Piotr Knapik
Oddział Kliniczny Kardioanestezji
i Intensywnej Terapii ŚUM
Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu
* * *
Zabrze zawsze miało szczęście do doskonałych kardiochirurgów. Profesor Zbigniew Religa zaczął współpracować z zabrzańskimi kardiologami już w końcu lat 70. Zmarł bardzo zasłużony dla zabrzańskiej, ale i polskiej kardiochirurgii prof. Tadeusz Paliwoda i zaistniała pilna potrzeba nawiązania współpracy z jakimś ośrodkiem kardiochirurgicznym. Wybór padł na jeden z najlepszych w tym czasie w Polsce zespołów – zespół prof. Wacława Sitkowskiego, którego członkiem był prof. Zbigniew Religa. Zaproszenie zostało przyjęte i podjęta została bardzo dobra współpraca. Zapamiętałem prof. Religę jako kardiochirurga, który bardzo rzadko mówił: „Tu się nie da nic zrobić”. Nam to bardzo odpowiadało, ponieważ bardzo podobne było podejście prof. Paliwody. Wyniki leczenia operacyjnego były bardzo dobre, a wracający z Warszawy chorzy wielokrotnie podkreślali świetny kontakt z prof. Religą. Kolejne moje spotkanie z Profesorem miało miejsce w 1981 r. na egzaminie z kardiologii. Instytut Kardiologii w Aninie, deszczowy dzień i my, zdający, krańcowo zdenerwowani. W mojej komisji był prof. Zbigniew Religa. Wylosowałem niezłe pytania, egzamin przebiegał po mojej myśli, ale na koniec zostawiłem sobie niewygodny temat: „Wskazania do biopsji endomiokardialnej, możliwe powikłania”. Przypomnę – był rok 1981, w Polsce wykonano pewnie (jeżeli w ogóle) kilka biopsji, nie było wytycznych w aktualnym rozumieniu tego słowa, było to więc pytanie trudne, a odpowiedź musiała się opierać na wiedzy czysto teoretycznej. Coś zacząłem nieskładnie odpowiadać, gdy włączył się Profesor, pytając przewodniczącą komisji, panią prof. Wandę Sadowską, ile w Polsce mamy bioptomów? – okazało się, że ani jednego. Rozwinęła się żywa dyskusja między członkami Komisji o roli biopsji, kłopotach z bioptomami. Komisja zapomniała o mnie i o pytaniu – egzamin zdałem dzięki prof. Relidze bardzo dobrze. To pytanie Profesora jest dla mnie jednym z wielu dowodów na jego bardzo praktyczne podejście do medycyny – jeżeli mamy mówić o czymś, co jest czystą teorią (bo w Polsce nie ma ani jednego bioptomu!), to może lepiej zająć się czymś bardziej praktycznym?
Ta egzaminacyjna historia miała swój dalszy ciąg. W 1986 r. u pierwszego chorego po przeszczepie serca trzeba było zrobić biopsję. Profesor Religa wezwał mnie i poprosił o wykonanie badania. Wtedy w Polsce były już bioptomy, a ja znałem już wskazania do biopsji. Duże zmiany, jakie nastąpiły w tym względzie w ciągu zaledwie 4 lat to także niewątpliwa zasługa prof. Zbigniewa Religi.
I jeszcze jeden epizod – po ciężkim dniu, tuż przed Bożym Narodzeniem 1984 r. konsultowaliśmy z Profesorem chorych. Nad kwalifikacją jednego z nich długo się zastanawiał – wielonaczyniowa choroba wieńcowa i bardzo niska frakcja wyrzutowa. Chory miał 49 lat. Analizując możliwe sposoby postępowania, w pewnym momencie powiedział: „W 1985 r. takim chorym musimy przeszczepiać serce”. Było to tak nieprawdopodobne i wybiegające w przyszłość, że będąc pewnym wygranej, zaproponowałem zakład, twierdząc, że do takiej operacji nie dojdzie. Profesor zakład przyjął. I oczywiście go wygrał.
prof. dr hab. n. med. Lech Poloński
III Katedra i Oddział Kliniczny Kardiologii ŚUM
Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu
* * *
Kiedy odchodzi Wielki Człowiek, a dla mnie taką osobą był prof. Zbigniew Religa, przywołujemy w pamięci sytuacje, rozmowy i chwile osobistych kontaktów.
Profesora Religę poznałem pod koniec lat 80., kiedy jako młody lekarz po studiach rozpocząłem pracę w Wojewódzkim Ośrodku Kardiologii w Zabrzu. Był dla mnie autorytetem z ogromną wiedzą, otwartym umysłem i wielką pasją, jaką była dla niego medycyna.
Zapamiętałem Profesora jako dobrego człowieka, niedbającego o swój wolny czas czy liczbę przepracowanych godzin. Pamiętam sytuację, kiedy podczas dyżuru na hemodynamice przywieziono chorego wymagającego konsultacji kardiochirurgicznej. Biegłem, aby poprosić dyżurującego kardiochirurga, kiedy spotkałem Profesora w cywilnym ubraniu wychodzącego z pracy. Od razu zapytał, w czym problem i, nie zastanawiając się, zszedł do chorego. Pacjent stanowił dla niego najwyższą wartość.
Innym razem miałem zajęcia ze studentami. Podczas prelekcji zostałem poproszony do jego gabinetu. Nie zdążyłem nawet wyjść z sali, kiedy pojawił się sam Profesor. Poczułem się niezręcznie – jak to, Profesor do mnie przyszedł. A on tylko powiedział: „Przecież to ja miałem do ciebie sprawę”. Taką właśnie osobą był prof. Zbigniew Religa.
Ufał niezachwianie, że pomoc ludziom chorym na serce jest możliwa. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu, zapałowi i energii dopiął swego – przeprowadził setki przeszczepów, ratując ludzkie życie.
prof. dr hab. n. med. Zbigniew Kalarus
Oddział Kliniczny Kardiologii Katedry Kardiologii,
Wrodzonych Wad Serca i Elektroterapii ŚUM,
Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu
* * *
Czuję się niezmiernie zaszczycony zaproszeniem do napisania kilku zdań wspomnień o prof. Zbigniewie Relidze, wielkim człowieku i wybitnym kardiochirurgu. Pana Profesora poznałem w roku 1988, kiedy to rozpocząłem pracę w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Moje wspomnienia związane z Panem Profesorem dotyczą głównie perspektywy kardiologa interwencyjnego, częstych kontaktów w Pracowni Hemodynamiki czy konsultacji kardiochirurgicznych. Czytając wspomnienia o prof. Zbigniewie Relidze, zauważyłam, że rzadko omawia się jego wpływ na rozwój kardiologii. Z punktu widzenia Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu uważam, że był on duży. Analizując z perspektywy lat sylwetkę Pana Profesora, coraz bardziej uświadamiam sobie, jak duży wpływ wywarł na kardiologię interwencyjną w naszym ośrodku. Pozwolę sobie podać trzy przykłady, które mocno zapadły w moją pamięć.
Pracując już kilka lat w Śląskim Centrum miałem przyjemność uczestniczyć w odbywającej się w Częstochowie polsko-francuskiej konferencji dotyczącej postępów w kardiologii i kardiochirurgii, gdzie wykład miał prof. Religa. W trakcie długiego obiadu po konferencji rozpoczęła się dyskusja nad postępem w kardiologii interwencyjnej związanym z wprowadzeniem zabiegów angioplastyki. Na pytanie Pana Profesora, czy wiem, kto oprócz prof. Pasyka istotnie przyczynił się do rozpoczęcia zabiegów w Śląskim Centrum, oczywiście z dumą odparłem, że moi starsi koledzy z Pracowni Hemodynamiki. Profesor spokojnie stwierdził, że nie do końca mam rację, ale na tym rozmowa się skończyła. Odpowiedź moja wydawała mi się logiczna. W trakcie tej rozmowy byłem jedynym kardiologiem w gronie kardiochirurgów, a zabiegi angioplastyki balonowej wprowadzono dwa lata przed rozpoczęciem mojej pracy. Podczas powrotu samochodem do Zabrza Profesor powrócił do swojego pytania. Nazajutrz zapytałem Andrzeja Lekstona, jak to było z tymi zabiegami i sprawa stała się jasna. Okazało się, że na prośbę prof. Religi przyjechał do Zabrza dr med. Waldemar J. Wajszczuk z Sinai Hospital Detroit, pod którego kierunkiem wykonano pierwsze zabiegi (doc. Lekston, dr Borkowski). Wtedy to reakcja Profesora stała się dla mnie jasna i uświadomiłem sobie, że dla kardiochirurgii w tamtym okresie kardiologia interwencyjna nie była żadną konkurencją, a jej rozwojem zainteresowani byli wszyscy.
Drugi przykład to współpraca z Panem Profesorem w Pracowni Hemodynamiki. Z punktu widzenia młodych wtedy kardiologów inwazyjnych niezmiernie istotna (w związku z potrzebą chwili, samodzielne, 24-godzinne dyżury w Pracowni Hemodynamiki pod koniec lat 80. obejmowaliśmy po niemalże rocznym intensywnym szkoleniu). Wszystkie trudniejsze zabiegi, które zlecał Profesor zazwyczaj odbywały się w jego obecności. A na owe czasy były to zabiegi niebanalne, np. diagnostyka tętniaków rozwarstwiających części wstępującej i łuku aorty, angiografia tętnic wieńcowych w tej grupie, diagnostyka przerwania ciągłości aorty po urazach komunikacyjnych „na ostro” czy koronarografia w wybranych przypadkach u dawców do przeszczepu serca. Jego obecność przy zabiegach uspakajała i dodawała pewności. Profesor niejednokrotnie widząc niepokój w naszych oczach, mówił spokojnie: „Biorę to na siebie”. Dzisiaj rzadko kto jest w stanie zachować się w ten sposób. Warto w tym miejscu powiedzieć o wsparciu, jakiego udzielał nam w inwazyjnym leczeniu zawału serca i wprowadzeniu 24-godzinnego dyżuru zawałowego. Ten sposób leczenia pod koniec lat 80. był pionierskim w kraju i jednym z nielicznych w Europie. Od początku napotykał na wielu oponentów, a prezentowane na kongresach bardzo dobre wyniki spotykały się z tendencyjnymi, złośliwymi komentarzami. Profesor wielokrotnie był świadkiem tych nierównych polemik. Gdy po kilku latach ukazały się wyniki badań z randomiz
Copyright: © 2009 Polish Society of Cardiothoracic Surgeons (Polskie Towarzystwo KardioTorakochirurgów) and the editors of the Polish Journal of Cardio-Thoracic Surgery (Kardiochirurgia i Torakochirurgia Polska). This is an Open Access article distributed under the terms of the Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike 4.0 International (CC BY-NC-SA 4.0) License ( http://creativecommons.org/licenses/by-nc-sa/4.0/), allowing third parties to copy and redistribute the material in any medium or format and to remix, transform, and build upon the material, provided the original work is properly cited and states its license.
|
|