Ciąża po leczeniu onkologicznym
Tagi: | ciąża, leczenie onkologiczne, zabezpieczenie płodności, Joanna Kufel Grabowska, Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku, UCK |
Powrót do normalnego życia po nowotworze oznacza także potencjalne pragnienie posiadania dziecka. Medycyna wykorzystuje metody, które zastosowane przed leczeniem mogą sprawić, że ciąża po leczeniu onkologicznym będzie możliwa. O procesie zabezpieczenia płodności w kontekście choroby onkologicznej mówi dr Joanna Kufel-Grabowska.
- Udało się odczarować i raka, i dziecko po raku, i zabezpieczenie płodności. Uważam, że to jest ogromny sukces, że kobiety mogą myśleć o normalnej przyszłości, mogą pracować w trakcie leczenia, że to poczucie niekobiecości trwa bardzo krótko. Im krócej, tym lepiej – mówi dr Joanna Kufel-Grabowska
- Proces zabezpieczania płodności u mężczyzn polega na tym, że robią badania krwi, oddają nasienie do mrożenia i mogą zacząć leczenie. U kobiet trwa to dłużej, ponieważ wymaga takiej samej stymulacji jak do in vitro
- Istnieje szansa na zachowanie płodności u leczonych onkologicznie dziewczynek. Jeżeli dziewczynka już miesiączkuje, można pobrać komórki jajowe, ale idealne jest zamrożenie fragmentu jajnika
Rozmowa z Joanną Kufel-Grabowską z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
Co jest dla pani najważniejsze w zawodowej sferze?
– Myślę,
że to, by nie zapominać o człowieku w trakcie
trudnego leczenia onkologicznego. Właściwie od początku mojej pracy
z chorymi na raka piersi, poza leczeniem, staram się dbać o jakość
ich życia i to pod wieloma względami. Mój doktorat dotyczył
kardiotoksyczności i minimalizowania skutków działania leków. Kilka lat
później zajęłam się zabezpieczeniem płodności u chorych onkologicznych,
ponieważ pojawiało się u mnie coraz więcej młodych pacjentek. Chciałam,
żeby możliwie najłagodniej przechodziły samą terapię i żeby mogły wrócić
do normalnego życia, co w wielu sytuacjach wymagało właśnie zabezpieczenia
płodności.
Ciąża
po nowotworze wydaje się tematem trudnym, a nawet niebezpiecznym
w kontekście burzy hormonalnej u kobiety.
– Rzeczywiście,
spotykałyśmy wiele oporów z różnych stron, ale zaczęło się pojawić coraz
więcej badań naukowych, które potwierdzały bezpieczeństwo ciąży, bezpieczeństwo
zabezpieczenia płodności. W efekcie zmniejszało to też wymiar
choroby onkologicznej. W Polsce nadal walczy się z rakiem,
a nie go leczy. Ludzie nie myślą, że jest to choroba cywilizacyjna
i często choroba przewlekła – wiele osób choruje na nowotwór i udaje
im się normalnie żyć. Na szczęście te pozytywne głosy, też naukowe, słyszeliśmy
coraz częściej, w związku z czym postanowiłam, że spróbuję zawalczyć
o refundację metod zabezpieczenia płodności, bo jest to po prostu drogie.
O
jakich kosztach tutaj mówimy?
– W
przypadku mężczyzn to jest paręset złotych, natomiast w przypadku kobiet
kilka tysięcy. Przez lata miałam wiele sytuacji, gdy
pacjentki mówiły tak: „ja bym chciała, ale kosztuje to za dużo, nie stać mnie,
nie będę teraz pracować, potrzebuję pieniędzy na co innego”.
Równocześnie widziałam je kilka lat po leczeniu, całkiem
zdrowe. Nie mogły zajść w ciążę i w wielu wypadkach związki,
w których były, nie przetrwały. Życie z ich perspektywy było
niepełne.
Teraz jest prościej dzięki wielu staraniom, dzięki w ogóle wielu ludziom, jakich na swojej drodze spotkałam, a oni poczuli, że jest to ważne. Najważniejszą z nich jest prof. Jacek Jasem, który bardzo wspierał tę inicjatywę, a potem też ginekolodzy, z którymi współpracuję od kilku lat. Temat zyskiwał na znaczeniu. Przestał być tabu. Fundacja Rock'n'roll bardzo pomogła ze swoją akcją edukacyjno-promocyjną. Myślę więc, że trochę udało się odczarować i raka, i dziecko po raku, i zabezpieczenie płodności. Uważam, że to jest ogromny sukces, że kobiety mogą myśleć o normalnej przyszłości, mogą pracować w trakcie leczenia, że to poczucie niekobiecości trwa bardzo krótko. Im krócej, tym lepiej – i to jest chyba taki mój największy sukces.
Na
czym w takim razie polega zabezpieczenie płodności?
– Mężczyźni
robią badania krwi, oddają nasienie do mrożenia i mogą zacząć leczenie,
więc ten proces nie jest skomplikowany. U kobiet trwa to dłużej, ponieważ
wymaga takiej samej stymulacji jak do in vitro. Pacjentka udaje się do
specjalisty medycyny rozrodu, czyli do kliniki leczenia niepłodności. Tam
zaczyna stymulację. Mniej więcej po dwóch tygodniach pobierane są komórki
jajowe i właściwie na drugi dzień można rozpocząć leczenie.
Takie rozwiązanie możemy zastosować u dorosłych. Czy istnieje metoda zachowania płodności, gdy onkologicznie zachoruje dziecko?
– Jeżeli dziewczynka już miesiączkuje, to również możemy pobrać komórki jajowe, ponieważ program refundacji obejmuje kobiety od okresu dojrzewania do 40. roku życia i mężczyzn do 45. roku życia. W przypadku dziewczynek idealne byłoby zamrożenie fragmentu jajnika, co akurat w naszym szpitalu się odbywa, ponieważ prof. Ninela Irga-Jaworska, ordynator Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii, też jest pionierem, jeżeli chodzi o zabezpieczenie płodności u dzieci. Invicta darmowo przechowuje ten materiał do osiągnięcia pełnoletności przez dziecko, co też jest ogromnym ukłonem w stronę pacjentów onkologicznych. U małych chłopców nie mamy na razie nic, ponieważ pobranie fragmentu jądra i jego zamrożenie nadal jest eksperymentem medycznym.
Żeby zamrozić komórki jajowe, trzeba mieć czas na rozpoczęcie leczenia – około dwóch i pół tygodnia. W przypadku zamrożenia fragmentu jajnika to jest kwestia kilku dni, żeby rozpocząć terapię i są takie sytuacje, że nie możemy czekać, np. ostre białaczki, mięsaki. W tym momencie rzeczywiście mrożenie jajnika jest jedynym rozwiązaniem, zwłaszcza u tych bardzo małych dzieci. Silna chemioterapia przed przeszczepianiem komórek macierzystych uszkadza układ hormonalny. Po leczeniu pacjenci suplementują zarówno hormony tarczycy, jak i hormony płciowe. Te dziewczynki, dojrzewając, muszą brać hormonalną terapię zastępczą, ich jajniki najprawdopodobniej nigdy nie będą działały. Więc to jest jedyne rozwiązanie, żeby mogły zostać rodzicem w przyszłości w sposób bardziej naturalny.
Czy
były już przypadki w UCK, kiedy dzięki tej metodzie urodziło się dziecko?
– Nie,
ponieważ w Klinice Pediatrii, Hematologii i Onkologii
wykorzystuje się to rozwiązanie od trzech lat. Zamrożono
kilkanaście jajników, ale to są wciąż dość małe dziewczynki, więc jeszcze
żadna z nich nie mogła tego wykorzystać. Natomiast na świecie już
rodziły się dzięki tej metodzie dzieci, chociaż jest ona zdecydowanie rzadziej
wykorzystywana niż stymulacja i mrożenie komórek jajowych. Z tego
rozwiązania skorzystało już wiele kobiet i wiele dzieci już się urodziło,
także w naszym szpitalu. Są panie, które najpierw się boją, bo
jednak chorowały, a teraz chcą zajść w ciążę. A już gdy zachodzą
w ciążę, rodzą dziecko, to chcą jeszcze jedno. Jest wiele kobiet, które
zachodzi w ciążę naturalnie po leczeniu onkologicznym. A te, które
nie mogą, mają możliwość skorzystania z zamrożonych komórek jajowych.
Rozmawiałyśmy o pracy, a co jest
dla pani najważniejsze poza nią?
– Zdecydowanie
rodzina. Dlatego trudno mi się zawsze patrzy na to, że zabiera się komuś
możliwość wyboru, czy chce mieć dzieci, czy nie, szczególnie
z perspektywy matki, oczywiście. Ja nie mówię, że każdy musi mieć dzieci,
bo są dziewczyny, które świadomie decydują, że nie chcą. To jest ich wybór. Ale
nie możemy pozwolić, żeby możliwość tego wyboru została im odebrana. To jest
bardzo ważne.
Przeczytaj także: „8 tys. par zakwalifikowanych do programu in vitro – już 166 ciąż”.