Bełkot i spychologia stosowana... czyli dlaczego dochodzi do oszustw i wyłudzeń

Udostępnij:
Krystyna Barbara Kozłowska, Rzecznik Praw Pacjenta, prosiła ministra edukacji o przyjrzenie się problemowi przekazywania przez dyrektorów placówek oświatowych podmiotom leczniczym danych osobowych uczniów z uwagi na obowiązujące przepisy o ich ochronie.
Wydawać się może, że sprawa ta i wydanie jednoznacznej opinii, jest prosta. Okazuje się, że – jak większość spraw związanych z resortem zdrowia – i tutaj wymagany jest mało znaczący bełkot i szukanie kogoś, na kogo można zepchnąć niechciany obowiązek. Dzięki tej powszechnie stosowanej spychologii nie dziwi nas, dlaczego coraz częściej dochodzi do przestępstw i wyłudzeń.

Tadeusz Sławecki, sekretarz stanu Ministerstwa Edukacji Narodowej, poinformował Rzecznika Praw Pacjenta, że prawo zezwala dyrektorom szkół na przetwarzanie danych poprzez udostępnianie ich wymienionym placówkom, ale w związku z tym, że do MEN napływają sygnały świadczące o tym, że podstawy prawne w tym zakresie budzą jednak wątpliwości. Dlatego też minister edukacji przychylił się do stanowiska Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, który z kolei wyraził konieczność „uregulowania w przepisach rangi ustawowej zasad i zakresu udostępniania danych uczniów przez dyrektorów szkół świadczeniodawcom”. Minister edukacji w odpowiedzi napisał, że to uregulowanie jest najwłaściwszym sposobem rozwiązania zaistniałego problemu. Ale co? Czy chodzi o konieczność, czy uregulowanie? O tym dowiadujemy się za chwilę – jak zwykle w takich sytuacjach pojawiają się schody. Tym razem chodzi o złożoność problemu: „Równocześnie z uwagi na złożoność zagadnienia i wątpliwości, które pojawiły się w związku z przygotowaniem szczegółowych rozwiązań legislacyjnych zmierzających do rozwiązania tego problemu, zwrócono się także o zajęcie w tej sprawie stanowiska przez Rządowe Centrum Legislacji”.

Wydawać się może, że centrum rządowe, to już najwyżej stoi i pewnie z ramienia wysunie problem na czoło, ale nie – okazuje się bowiem, co grzecznie minister wyjaśnia, centrum przeanalizowało i tu… dalszy administracyjny słowotok powtarzający po raz kolejny pełną nazwę problemu oraz informacja wcale nie zaskakująca: „ A zatem właściwym do wprowadzenia uregulowań tworzących ustawowe podstawy prawne (…) jest minister właściwy do spraw zdrowia”. Pomijając kwestię, czy takowy w naszych strukturach istnieje, to minister edukacji napisał niesamowitą informację, która już na pewno zmierzać będzie do rozwiązania problemu, albowiem zwróci się do ministra zdrowia „… o kontynuowanie prac legislacyjnych zmierzających do wypracowania szczegółowych rozwiązań prawnych, deklarując gotowość współpracy”.

Minister zdrowia nie ma już możliwości zwrócenia się do ministrów ochrony języka polskiego, zdrowego rozsądku ani do organizacji ochrony przed administracyjnym bełkotem, bo takowych nie ma.
My możemy mieć jedynie pewność, że sprawa będzie czekała do magicznej wiosny, kiedy znikną wszystkie kolejki do specjalistów…, no może z wyjątkiem psychiatrów, kiedy to dowiemy się, że wprowadzenie zmian do zmian doczekało się zmiany polegającej na zmianie zmiany i w związku z tym lotem koszącym po okręgu krąży w kierunku planety zwanej legislacją, w naszym układzie rządowym niemożliwą do zamieszkania przez ziemian.

Pomyśleć można, że to prześmianie, to złośliwość dziennikarska, ale wystarczy spojrzeć na coraz większą liczbę ujawnianych przestępstw polegających na wyłudzaniu pieniędzy od NFZ i pacjentów przez gabinety prywatne, czego przykładem jest opisywany przez nas przypadek gabinetu stomatologicznego z Rzeszowa, gdzie nieuczciwa dentystka, korzystając z indolencji systemu, pozyskiwała dane uczniów i wpisywała w ten sposób fikcyjnych pacjentów, za których leczenie wystawiała prawdziwe rachunki. I wtedy już śmiesznie nie jest, szanowni ministrowie… właściwi.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.