Cyrk zwany nowelizacją

Udostępnij:
Nowelizacja ustawy o świadczeniach zdrowotnych została przegłosowana przez sejm. Jedną z nowości, a w zasadzie odświeżonych staroci jest to, że od 1 stycznia przyszłego roku potrzebne będą skierowania od lekarza rodzinnego do okulisty i dermatologa. To medialny i polityczny tragiczny cyrk - twierdzą rodzinni.
Pakiet kolejkowy miał mieć priorytetowe zadanie – skrócenie kolejek, uproszczenie procedur i zmniejszenie biurokracji. Ta zmiany przeczy temu wszystkiemu, uważają lekarze rodzinni. Choćby nawet z tego względu, że dochodzi ten jeden papierek skierowania więcej, a w przeliczeniu na ilość pacjentów, którzy po niego przyjdą, to tony makulatury.

To kolejna zmiana, która ze środowiskiem lekarzy rodzinnych nie była konsultowana i ich zdaniem nieprzemyślana zupełnie, bo już takie rozwiązanie funkcjonowało przez kilka naście lat, ale nie sprawdziło się. Poza tym lekarze rodzinni już teraz i w zasadzie ciągle udzielają drobnych porad okulistycznych i dermatologicznych, i są do tego świetnie przygotowani.

- Minister chce na siłę uszczęśliwić pacjentów – mówi Bożena Janicka, prezes PPOZ. – Nam z kolei chce dodać obowiązków, ale nie zauważa, że nie ma przygotowania i zaplecza kadrowego. Nadto nowe zadania obejmują działy, które nie powinny być w zakresie POZ, jak np. optometria, czyli dobór szkieł, czy w dermatologii wenerologia - dodaje.

Ministerstwo jakby niechcący potwierdza słowa Janickiej powołując się na przeprowadzone resortowe analizy. Zapomniano jednak o tym, że pojawią się tysiące pacjentów jedynie po skierowania, a także nie wspomina o tym, że nie tylko z jęczmieniem, czy zapaleniem spojówek będą się pojawiać w poradniach, bo pacjent nie diagnozuje się sam.

- Zakres badań, które może zlecić lekarz POZ, jest wystarczający do oceny stanu zdrowia pacjenta w podstawowym zakresie bez konieczności zasięgania opinii lekarza specjalisty – mówi mediom Krzysztof Bąk, rzecznik MZ. - Analizy przeprowadzone przez NFZ wykazały, że 70 proc. pacjentów pojawia się u lekarza okulisty raz lub dwa razy w roku i wymaga jedynie podstawowego badania, które zgodnie z kompetencjami i w ramach posiadanej wiedzy mógłby wykonać lekarz POZ, np. zapalenie spojówek, jęczmień. Dzięki temu pacjenci z bardziej skomplikowanymi schorzeniami szybciej dostaną się do lekarza okulisty.

Podobne zdanie wygłasza ministerstwo o poradach dermatologicznych.

Czy faktycznie skróci to kolejki? Na pewno nie, twierdzą lekarze rodzinni.

- Spodziewamy się kilku milionów więcej porad w POZ – mówi Janicka. – Kolejki więc nie zmaleją, ale pojawią się u nas, a u specjalistów wcale nie znikną jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. To pacjent dostaje nowe zadanie, że aby leczyć się okulistycznie, musi zgłosić się do dwóch lekarzy, rodzinnego i potem do okulisty. Będzie czekał na leczenie w dwóch kolejkach – dodaje.

To rozwiązanie obciąży czasowo pacjenta i wydłuży jego leczenie, zmniejszy przez to szanse na powrót do zdrowia. Należy też wspomnieć, że lekarze rodzinni będą mieli na głowie nie tylko okulistów i dermatologów, do tego jeszcze pacjenci onkologiczni i szereg innych zmian.

- Kiedy mamy to robić? – pytają lekarze rodzinni. – Pracować nam nakazano pomiędzy 8 a 18, a ten czas i tak już aż nadto wypełniają pacjenci.
Rodzinni twierdzą, że minister nie przewidział ani zwiększenia kadr, ani źródeł finansowania, bo o tym nawet nie wspomina.

Kolejnym czynnikiem jest wprowadzenie specjalistycznych obowiązków bez zapewnienia specjalistycznego usprzętowienia.

- To nie zrobi się samo – mówi Joanna Szeląg z KLRwP. – Wprowadzenie tego rozwiązania w styczniu, w okresie najbardziej infekcyjnym, to dramat. Przyjdą do nas pacjenci tylko po to, żeby otrzymać skierowania i kontynuować leczenie specjalistyczne. Poza tym do tego nie potrzeba ministra Arłukowicza, bo my już część z tego robimy, przychodzą do nas pacjenci z zapaleniem spojówek i innymi drobnymi schorzeniami dermatologicznymi. Jesteśmy do tego przygotowani, a także do tego, by wychwycić inne schorzenia, poważniejsze, które wymagają leczenia specjalistycznego. My się nie opieramy leczeniu takich schorzeń, ale nie w taki sposób i nie w tej formie, jak proponuje minister.

Gdzie w taki razie może tkwić problem i po co to całe zamieszanie. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to pewnie o pieniądze. Lekarze rodzinni twierdzą, że to wszystko jest po to, by wygenerować oszczędności dla systemu, a z dobrem pacjenta ma niewiele wspólnego.

Kolejną sprawą, którą zauważają, to strategia polityczna – teraz robi się wszystko na szybko, pokazuje, że MZ pracuje jak mrówki, dużo szumu, a przecież większość z tych rewelacji ujrzy światło dzienne pod koniec kadencji lub po niej. Jak wtedy zareaguje opinia publiczna, gdy przyjdą nowi ministrowie? Arłukowicz będzie jawił się jako ten, który wszystko przygotował i następcy podał niemalże na talerzu gotowce, a ten nowy, cóż, po prostu sobie nie radzi. Wniosek – poprzedni świetnym ministrem był. Taki cyrk.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.