Archiwum prywatne
Dar życia
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 29.11.2023
Źródło: Gazeta Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach/Dominika Kardynał
Tagi: | Mateusz Walas |
Rozmowa z Mateuszem Walasem, studentem drugiego roku ratownictwa medycznego na Wydziale Nauk Medycznych w Zabrzu i dawcą szpiku, który rok temu znalazł swojego bliźniaka genetycznego. Możliwe, że już wkrótce pozna go osobiście. Nim jednak to nastąpi, student chce, by do bazy dawców Fundacji DKMS dołączyło jak najwięcej osób.
Jakie to uczucie uratować komuś życie?
– Wszyscy mi gratulują i mówią, że powinienem być dumny z tego, co zrobiłem. Wielu nazywa mnie też bohaterem. Czy tak faktycznie się czuję? Nie. Po prostu bardzo cieszę się, że mogłem komuś pomóc. Znalezienie zarówno odpowiedniego dawcy, jak i osoby, której można pomóc, jest jak wygrana na loterii. Zdarza się niezwykle rzadko – prawdopodobieństwo znalezienia bliźniaka genetycznego wynosi jeden do dwudziestu tysięcy, a w przypadku rzadkiego genotypu aż jeden do kilku milionów. To jest niesamowite uczucie – najpierw dowiedzieć się, że to właśnie ty z całego grona dawców możesz podarować komuś drugie życie, a potem mieć świadomość, że gdzieś na świecie jest osoba, która właśnie dzięki tobie spędza czas z rodziną, przyjaciółmi. Żyje.
Pamiętasz dzień, w którym dowiedziałeś się, że znaleziono twojego bliźniaka genetycznego?
– Doskonale. W styczniu 2022 r. dostałem wiadomość elektroniczną zatytułowaną „Ważna wiadomość od fundacji”. Po zobaczeniu samego tytułu w ogóle nie przyszło mi do głowy, że nadszedł „ten dzień”. Co się wydarzyło po otworzeniu e-maila? Przyznam szczerze, że czułem się tak, jakby cały świat nagle się zatrzymał. Potrzebowałem kilku dobrych minut, żeby dojść do siebie i zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Trudno opisać falę uczuć, która mnie wtedy zalała. Stres, strach, niedowierzanie, ogromna ekscytacja, ale przede wszystkim radość. Wszystkie te emocje odczuwałem jednocześnie. Nie ma też co ukrywać, że miałem „świeczki w oczach” i ta wiadomość naprawdę mnie wzruszyła. Zwłaszcza że absolutnie nie spodziewałem się, że tak szybko uda się znaleźć biorcę. Niektórzy ludzie są zarejestrowani w bazie od dziesięciu lat i wciąż czekają na swojego bliźniaka genetycznego. Ja go znalazłem praktycznie w ciągu roku.
Rozumiem, że w momencie otrzymania wiadomości machina ruszyła. Jakie badania musiałeś więc wykonać i jak wyglądała cała procedura?
– Zgodnie z informacją zawartą w e-mailu od razu skontaktowałem się z przypisanym mi koordynatorem. Fundacja DKMS musiała sprawdzić, czy mój stan zdrowia faktycznie pozwala na oddanie szpiku bez ryzyka dla biorcy. Poproszono mnie więc o wypełnienie kolejnej, bardzo szczegółowej ankiety. Kolejnym krokiem było oddanie krwi, a potem seria badań w ośrodku, w którym docelowo miała nastąpić donacja. Na kilka dni przed oddaniem komórek musiałem przyjmować czynnik wzrostu w formie zastrzyków. Warto tutaj zaznaczyć, że zostałem dokładnie poinstruowany, w jaki sposób mam to zrobić. Tak zresztą było przez cały czas, już od momentu dołączenia do bazy dawców. Zarówno koordynator, jak i personel szpitala regularnie informowali mnie o kolejnych etapach. W razie jakichkolwiek wątpliwości wiedziałem też, pod jaki numer telefonu zadzwonić i gdzie szukać pomocy. Gdy w końcu nadszedł dzień oddania szpiku, udałem się do szpitala, gdzie przyjęto mnie na oddział. I tak w kwietniu 2022 r. po raz pierwszy oddałem krwiotwórcze komórki macierzyste. W moim przypadku lekarz zdecydował o pobraniu z krwi obwodowej. Procedura przypomina oddawanie krwi, a jedyny dyskomfort, jaki odczuwałem, wiązał się z założeniem wkłucia, co było dla mnie jak ugryzienie komara.
Czyli nie bolało?
– Absolutnie nie. Każdy z nas ma oczywiście inny próg odczuwania bólu. Mogę jednak zapewnić, że nie ma się czego obawiać. W przypadku pobrania komórek macierzystych z krwi obwodowej jedynym dyskomfortem może okazać się moment wkłucia wenflonów w ręce. W okresie mobilizacji komórek krwiotwórczych przed ich pobraniem mogą natomiast wystąpić objawy grypopodobne – pobolewanie kości, stany podgorączkowe czy bóle głowy. Ale to tyle. Naprawdę nie ma czego się obawiać. Procedura związana z oddaniem szpiku przebiega też bardzo komfortowo i w sympatycznej atmosferze. Ja osobiście spędziłem cały dzień, siedząc w wygodnym fotelu, słuchając muzyki i czytając książkę. Po kilku godzinach było po wszystkim.
Jak wygląda w tej chwili relacja między tobą a biorcą? Czy macie ze sobą jakiś kontakt?
– Przez pierwsze dwa lata po przeszczepieniu krwiotwórczych komórek macierzystych dawca i biorca muszą zachować całkowitą anonimowość. Nie mogą się poznać, spotkać itd. Fundacja bardzo dba o tę anonimowość. Dlatego też, idąc na donację, nie wiedziałem komu pomagam, czy jest to kobieta, czy mężczyzna, a może dziecko? W jakim jest wieku i skąd jest? Dopiero po pewnym czasie poznałem wiek, płeć i pochodzenie biorcy. Jakiś czas później dostałem kolejny telefon z pytaniem, czy chcę poznać stan zdrowia biorcy po przyjęciu moich komórek. Pierwsze uczucie, jakie się wtedy pojawiło, to strach. Na szczęście był on niepotrzebny. Stan zdrowia biorcy znacznie się poprawił. Napisałem więc krótki list do mojego „bliźniaka", który przekazałem fundacji z prośbą o dostarczenie do kliniki biorcy. Na tym etapie nie miałem jeszcze możliwości bezpośredniego kontaktu z biorcą, całość musiała pozostać anonimowa. Jakież było moje szczęście, kiedy mój biorca mi odpisał. Napisał, że każdego dnia czuje się znacznie lepiej i że z całego serca dziękuje mi za ten bezinteresowny dar.
Możliwe jednak, że już wkrótce się spotkacie.
– Prawda, już za kilka miesięcy miną dwa lata od donacji i wydarzą się dwie niesamowite rzeczy. Po pierwsze, moja rejestracja w bazie DKMS zostanie „zwolniona” dla innych potrzebujących. Jako dawca zostałem „zarezerwowany” dla mojego bliźniaka na okres dwóch lat, w razie gdyby potrzebował on ponownego przeszczepienia. W kwietniu więc ponownie pojawię się w bazie dawców i kto wie, być może ponownie komuś pomogę. Po drugie, jeśli mój bliźniak genetyczny zgodzi się na spotkanie, to fundacja umożliwi nam wymianę danych kontaktowych w celu spotkania i poznania.
Pewnie odliczasz dni...
– Tak, czekam na to spotkanie i mam nadzieję, że mój „bliźniak” też będzie chciał mnie poznać. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić momentu, w którym to nastąpi. Z pewnością będą to dla mnie ogromne emocje.
Czy to, że pomogłeś drugiej osobie i przekazałeś jej szpik, zmieniło również twoje życie?
– Tak, to właśnie ta historia sprawiła, że wybrałem ratownictwo medyczne i studia na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Moment, w którym przekazałem cząstkę siebie, sprawił, że poczułem ogromną chęć pomagania innym i ratowania ludzkiego życia. Dziś wiem, że podjąłem bardzo dobra decyzję i już nie mogę się doczekać dnia, w którym zacznę pracować w zespole ratownictwa medycznego. Po drugie, doświadczenie związane z Fundacją DKMS pokazało mi, jak ważna jest bezinteresowna pomoc drugiej osobie.
W jaki sposób chciałbyś przekonać swoich kolegów i koleżanki do zarejestrowania się w bazie DKMS lub innej?
– To jest oczywiście decyzja, którą każdy z nas powinien podjąć sam. Trudno będzie mi przekonać do tego kogoś, kto absolutnie nie chce tego zrobić i nigdy o tym nie myślał. Mogę jedynie starać się do tego zachęcić i tak też robię. Często rozmawiam ze znajomymi, tłumacząc im, całą procedurę i opowiadając swoją historię. Aktywnie wspieram też fundację oraz inicjatywę helpersi_sum, która jest prowadzona na naszej uczelni. Na zakończenie rozmowy chciałbym powiedzieć: drodzy koledzy i koleżanki, jeśli tylko czujecie, że moglibyście pomóc drugiej osobie, to uwierzcie mi, że nie ma co czekać. Dzień, w którym otrzymacie wiadomość, że wasz bliźniak genetyczny się znalazł, jest jednym z najpiękniejszych dni w życiu. I jestem przekonany, że ten moment zmieni nie tylko życie biorcy, ale również wasze. Chcę też podkreślić, że szpik jest lekiem, którego nie da się ani wyprodukować w żadnej fabryce, ani kupić. Myślę, że studenci Śląskiego Uniwersytetu Medycznego doskonale to wiedzą i wielu z nich jest gotowych na podjęcie tej samej decyzji co ja. Czy oddałbym szpik drugi raz? Bez wątpienia. To jest właśnie ta pomoc i ta cząstka siebie, którą możemy ofiarować bezinteresownie. Tylko dzięki tej decyzji rodzi się nadzieja na drugie życie.
Rozmawiała Dominika Kardynał
Wywiad opublikowano w „Gazecie Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach” 3/2023.
Przeczytaj także: „Mistrzowie Śląskiego Uniwersytetu Medycznego – prof. Lech Cierpka” i „75 lat Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach – wyzwania i rozwój”.
– Wszyscy mi gratulują i mówią, że powinienem być dumny z tego, co zrobiłem. Wielu nazywa mnie też bohaterem. Czy tak faktycznie się czuję? Nie. Po prostu bardzo cieszę się, że mogłem komuś pomóc. Znalezienie zarówno odpowiedniego dawcy, jak i osoby, której można pomóc, jest jak wygrana na loterii. Zdarza się niezwykle rzadko – prawdopodobieństwo znalezienia bliźniaka genetycznego wynosi jeden do dwudziestu tysięcy, a w przypadku rzadkiego genotypu aż jeden do kilku milionów. To jest niesamowite uczucie – najpierw dowiedzieć się, że to właśnie ty z całego grona dawców możesz podarować komuś drugie życie, a potem mieć świadomość, że gdzieś na świecie jest osoba, która właśnie dzięki tobie spędza czas z rodziną, przyjaciółmi. Żyje.
Pamiętasz dzień, w którym dowiedziałeś się, że znaleziono twojego bliźniaka genetycznego?
– Doskonale. W styczniu 2022 r. dostałem wiadomość elektroniczną zatytułowaną „Ważna wiadomość od fundacji”. Po zobaczeniu samego tytułu w ogóle nie przyszło mi do głowy, że nadszedł „ten dzień”. Co się wydarzyło po otworzeniu e-maila? Przyznam szczerze, że czułem się tak, jakby cały świat nagle się zatrzymał. Potrzebowałem kilku dobrych minut, żeby dojść do siebie i zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Trudno opisać falę uczuć, która mnie wtedy zalała. Stres, strach, niedowierzanie, ogromna ekscytacja, ale przede wszystkim radość. Wszystkie te emocje odczuwałem jednocześnie. Nie ma też co ukrywać, że miałem „świeczki w oczach” i ta wiadomość naprawdę mnie wzruszyła. Zwłaszcza że absolutnie nie spodziewałem się, że tak szybko uda się znaleźć biorcę. Niektórzy ludzie są zarejestrowani w bazie od dziesięciu lat i wciąż czekają na swojego bliźniaka genetycznego. Ja go znalazłem praktycznie w ciągu roku.
Rozumiem, że w momencie otrzymania wiadomości machina ruszyła. Jakie badania musiałeś więc wykonać i jak wyglądała cała procedura?
– Zgodnie z informacją zawartą w e-mailu od razu skontaktowałem się z przypisanym mi koordynatorem. Fundacja DKMS musiała sprawdzić, czy mój stan zdrowia faktycznie pozwala na oddanie szpiku bez ryzyka dla biorcy. Poproszono mnie więc o wypełnienie kolejnej, bardzo szczegółowej ankiety. Kolejnym krokiem było oddanie krwi, a potem seria badań w ośrodku, w którym docelowo miała nastąpić donacja. Na kilka dni przed oddaniem komórek musiałem przyjmować czynnik wzrostu w formie zastrzyków. Warto tutaj zaznaczyć, że zostałem dokładnie poinstruowany, w jaki sposób mam to zrobić. Tak zresztą było przez cały czas, już od momentu dołączenia do bazy dawców. Zarówno koordynator, jak i personel szpitala regularnie informowali mnie o kolejnych etapach. W razie jakichkolwiek wątpliwości wiedziałem też, pod jaki numer telefonu zadzwonić i gdzie szukać pomocy. Gdy w końcu nadszedł dzień oddania szpiku, udałem się do szpitala, gdzie przyjęto mnie na oddział. I tak w kwietniu 2022 r. po raz pierwszy oddałem krwiotwórcze komórki macierzyste. W moim przypadku lekarz zdecydował o pobraniu z krwi obwodowej. Procedura przypomina oddawanie krwi, a jedyny dyskomfort, jaki odczuwałem, wiązał się z założeniem wkłucia, co było dla mnie jak ugryzienie komara.
Czyli nie bolało?
– Absolutnie nie. Każdy z nas ma oczywiście inny próg odczuwania bólu. Mogę jednak zapewnić, że nie ma się czego obawiać. W przypadku pobrania komórek macierzystych z krwi obwodowej jedynym dyskomfortem może okazać się moment wkłucia wenflonów w ręce. W okresie mobilizacji komórek krwiotwórczych przed ich pobraniem mogą natomiast wystąpić objawy grypopodobne – pobolewanie kości, stany podgorączkowe czy bóle głowy. Ale to tyle. Naprawdę nie ma czego się obawiać. Procedura związana z oddaniem szpiku przebiega też bardzo komfortowo i w sympatycznej atmosferze. Ja osobiście spędziłem cały dzień, siedząc w wygodnym fotelu, słuchając muzyki i czytając książkę. Po kilku godzinach było po wszystkim.
Jak wygląda w tej chwili relacja między tobą a biorcą? Czy macie ze sobą jakiś kontakt?
– Przez pierwsze dwa lata po przeszczepieniu krwiotwórczych komórek macierzystych dawca i biorca muszą zachować całkowitą anonimowość. Nie mogą się poznać, spotkać itd. Fundacja bardzo dba o tę anonimowość. Dlatego też, idąc na donację, nie wiedziałem komu pomagam, czy jest to kobieta, czy mężczyzna, a może dziecko? W jakim jest wieku i skąd jest? Dopiero po pewnym czasie poznałem wiek, płeć i pochodzenie biorcy. Jakiś czas później dostałem kolejny telefon z pytaniem, czy chcę poznać stan zdrowia biorcy po przyjęciu moich komórek. Pierwsze uczucie, jakie się wtedy pojawiło, to strach. Na szczęście był on niepotrzebny. Stan zdrowia biorcy znacznie się poprawił. Napisałem więc krótki list do mojego „bliźniaka", który przekazałem fundacji z prośbą o dostarczenie do kliniki biorcy. Na tym etapie nie miałem jeszcze możliwości bezpośredniego kontaktu z biorcą, całość musiała pozostać anonimowa. Jakież było moje szczęście, kiedy mój biorca mi odpisał. Napisał, że każdego dnia czuje się znacznie lepiej i że z całego serca dziękuje mi za ten bezinteresowny dar.
Możliwe jednak, że już wkrótce się spotkacie.
– Prawda, już za kilka miesięcy miną dwa lata od donacji i wydarzą się dwie niesamowite rzeczy. Po pierwsze, moja rejestracja w bazie DKMS zostanie „zwolniona” dla innych potrzebujących. Jako dawca zostałem „zarezerwowany” dla mojego bliźniaka na okres dwóch lat, w razie gdyby potrzebował on ponownego przeszczepienia. W kwietniu więc ponownie pojawię się w bazie dawców i kto wie, być może ponownie komuś pomogę. Po drugie, jeśli mój bliźniak genetyczny zgodzi się na spotkanie, to fundacja umożliwi nam wymianę danych kontaktowych w celu spotkania i poznania.
Pewnie odliczasz dni...
– Tak, czekam na to spotkanie i mam nadzieję, że mój „bliźniak” też będzie chciał mnie poznać. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić momentu, w którym to nastąpi. Z pewnością będą to dla mnie ogromne emocje.
Czy to, że pomogłeś drugiej osobie i przekazałeś jej szpik, zmieniło również twoje życie?
– Tak, to właśnie ta historia sprawiła, że wybrałem ratownictwo medyczne i studia na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Moment, w którym przekazałem cząstkę siebie, sprawił, że poczułem ogromną chęć pomagania innym i ratowania ludzkiego życia. Dziś wiem, że podjąłem bardzo dobra decyzję i już nie mogę się doczekać dnia, w którym zacznę pracować w zespole ratownictwa medycznego. Po drugie, doświadczenie związane z Fundacją DKMS pokazało mi, jak ważna jest bezinteresowna pomoc drugiej osobie.
W jaki sposób chciałbyś przekonać swoich kolegów i koleżanki do zarejestrowania się w bazie DKMS lub innej?
– To jest oczywiście decyzja, którą każdy z nas powinien podjąć sam. Trudno będzie mi przekonać do tego kogoś, kto absolutnie nie chce tego zrobić i nigdy o tym nie myślał. Mogę jedynie starać się do tego zachęcić i tak też robię. Często rozmawiam ze znajomymi, tłumacząc im, całą procedurę i opowiadając swoją historię. Aktywnie wspieram też fundację oraz inicjatywę helpersi_sum, która jest prowadzona na naszej uczelni. Na zakończenie rozmowy chciałbym powiedzieć: drodzy koledzy i koleżanki, jeśli tylko czujecie, że moglibyście pomóc drugiej osobie, to uwierzcie mi, że nie ma co czekać. Dzień, w którym otrzymacie wiadomość, że wasz bliźniak genetyczny się znalazł, jest jednym z najpiękniejszych dni w życiu. I jestem przekonany, że ten moment zmieni nie tylko życie biorcy, ale również wasze. Chcę też podkreślić, że szpik jest lekiem, którego nie da się ani wyprodukować w żadnej fabryce, ani kupić. Myślę, że studenci Śląskiego Uniwersytetu Medycznego doskonale to wiedzą i wielu z nich jest gotowych na podjęcie tej samej decyzji co ja. Czy oddałbym szpik drugi raz? Bez wątpienia. To jest właśnie ta pomoc i ta cząstka siebie, którą możemy ofiarować bezinteresownie. Tylko dzięki tej decyzji rodzi się nadzieja na drugie życie.
Rozmawiała Dominika Kardynał
Wywiad opublikowano w „Gazecie Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach” 3/2023.
Przeczytaj także: „Mistrzowie Śląskiego Uniwersytetu Medycznego – prof. Lech Cierpka” i „75 lat Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach – wyzwania i rozwój”.