Jakub Szulc: ustawa o działalności - operacja się udała, pacjent zmarł

Udostępnij:
- Trwale nierentowne szpitale będą obciążały w coraz większym stopniu organy założycielskie – przestrzega Jakub Szulc, analityk, były wiceminister zdrowia.
Tekst felietonu Jakuba Szulca:

Właściwa diagnoza jest pierwszym i najważniejszym warunkiem skutecznej terapii. Sądzę, że z tym stwierdzeniem zgodzi się każdy, kto wykonuje zawód medyczny. Zadziwiające, że w ochronie zdrowia staramy się być jak najbardziej odporni na poszukiwanie prawdziwych przyczyn problemów, które chcemy rozwiązać.

Jest tak w wypadku nadzoru właścicielskiego nad szpitalami. Czy dzisiaj samorząd, lub szerzej, władza publiczna, ma wystarczające narzędzia do kreowania polityki zdrowotnej w wymiarze lokalnym? Oczywiście, nie. To długa historia, sięgająca 1999 roku - momentu przekazania szpitali samorządom. Od tej chwili władza szczebla centralnego przestała zarządzać lecznictwem szpitalnym. Niestety, samorządy nie zostały wyposażone w odpowiednie narzędzia zarządcze - powiaty nie były przygotowane do przejęcia nowych obowiązków, zwłaszcza, że wraz z przejęciem szpitali, nie przejęły ich finansowania. Ta sytuacja trwa do dzisiaj - w innych rękach jest nadzór właścicielski (i decyzje dotyczące np. inwestycji w nowe obszary terapeutyczne, czy poszukiwanie rozwiązań zarządczych), w innych finansowanie. Efekt - brak skoordynowania działań właściciela z polityką kontraktową.

To oczywisty problem, tyle że propozycja jego rozwiązania w nowelizacji ustawy o działalności leczniczej jest absolutnie kuriozalna - samorządy zostaną wyposażone w możliwość kupowania świadczeń medycznych w swoich jednostkach (czyli pokrywania niedoboru finansowania ze środków NFZ), ale będą pozbawione możliwości dokonywania zmian organizacyjnych w swoich jednostkach (np. przekształcenie w spółkę), czy też możliwości dokonania zmian właścicielskich.

Efekt będzie oczywisty: przerzucenie ciężaru finansowania deficytowych jednostek na samorządy, bez możliwości dokonywania w nich jakichkolwiek zmian proefektywnościowych. A przecież jest instrument umożliwiający spięcie polityki kontraktowej z nadzorem właścicielskim: mapy potrzeb zdrowotnych.

Co do komercjalizacji i prywatyzacji - przyjrzyjmy się rzeczywistym danym. W 2014 r. NFZ przeznaczył na lecznictwo szpitalne 28,5 mld zł. Do szpitali prywatnych z kontraktem powyżej 1 mln zł trafiło 1,7 mld, czyli niecałe 6%. Gdzie więc ta masowa wyprzedaż szpitali, o której się mówi przez ostatnich 8 lat? Spośród 183 szpitali przekształconych z SPZOZ-ów w spółki, jedynie co 5 (36) jest dzisiaj prowadzony bez udziału samorządu. A czy jesteśmy w stanie dostrzec różnicę pomiędzy szpitalem działającym w formie spółki a SPZOZ-em? Moim zdaniem tak - z korzyścią dla spółek.

Podobno w ochronie zdrowia finansowanej ze środków publicznych nie ma miejsca na działalność "dla zysku". Co to może oznaczać? Po pierwsze: konieczność finansowania wszystkich inwestycji (sprzęt, infrastruktura) ze środków publicznych - bo bez zysków nie da się inwestować choćby w odtworzenie majątku. Po drugie: "załatwimy" sobie raz na zawsze kwestie dostępności kadr medycznych - skoro szpitali nie stać będzie na sensowne wynagradzanie lekarzy i pielęgniarek, nasze uczelnie medyczne będą kształciły wyłącznie "dobra eksportowe". Po trzecie: trwale nierentowne szpitale będą obciążały w coraz większym stopniu organy założycielskie. Tyle jeśli chodzi o lecznictwo szpitalne. Co z POZ i AOS? Czy lekarze rodzinni (w zasadzie 100% praktyk prywatnych) i specjaliści (ponad 70% podmiotów prywatnych) będą mieli oddawać wygenerowane nadwyżki? Czy może zostaną znacjonalizowani?

Celowo sprowadzam te rozważania do absurdu - mylna, oderwana od rzeczywistości diagnoza zaszkodziła niejednemu pacjentowi.

Pełny tekst Jakuba Szulca ukaże się w najnowszym numerze „Menedżera Zdrowia”
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.