Kadry lekarskie – czas na (byle)jakość? ►
Czy w Polsce brakuje nam lekarzy, co z nowo otwartymi kierunkami lekarskimi i limitami przyjęć na studia, dlaczego lekarski egzamin końcowy nie jest prawdziwym sprawdzianem wiedzy i umiejętności? Odpowiedzi na te pytania padły podczas jednego z paneli Wizji Zdrowia – uczestniczyła w nim między innymi wiceminister zdrowia Urszula Demkow, która szczerze mówiła o kłopotach z kształceniem kadr.
- Czy w Polsce jest za dużo lekarzy?
- Wiceminister Urszula Demkow stwierdziła, że należałoby nieznacznie obniżać limity przyjęć na kierunki lekarskie i lekarsko-dentystyczne – tak, aby „nie produkować” lekarzy w nadmiarze
- Co z nowymi kierunkami lekarskimi? Demkow przyznała, że szefostwo resortu odziedziczyło zamieszanie z tym związane po poprzednikach, którzy bez zastanowienia prowadzili politykę kadrową
- Krzysztof Zdobylak z Naczelnej Izby Lekarskiej zapowiedział, że pozostanie przy aktualnych limitach lekarskich spowoduje marnotrawstwo miliardów złotych na naukę specjalistów nadpopytowych
- Andrzej Matyja skrytykował formułę lekarskiego egzaminu końcowego – mówił, że to farsa, a nie egzamin wiedzy i umiejętności
- Koncepcja prowadzenia zajęć praktycznych z anatomii na plastikowych modelach, płaskich stołach wirtualnych czy narządach zwierzęcych mogłaby być uznana jeszcze niedawno za żart. Tymczasem niemal wszystkie nowe kierunki lekarskie prowadzą większość zajęć praktycznych w ten sposób – mówił o tym Sebastian Goncerz
- O kadrach lekarskich, edukacji i (byle)jakości kształcenia rozmawialiśmy podczas Wizji Zdrowia
W ostatnich kilkunastu miesiącach nie było tygodnia, abyśmy w „Menedżerze Zdrowia” nie pisali o kadrach, uczelniach, kierunkach lekarskich i jakości kształcenia – to temat ważny, dlatego postanowiliśmy zorganizować podczas VIII Kongresu Wizja Zdrowia – Diagnoza i Przyszłość – Foresight Medyczny panel pod tytułem „Kadry medyczne – czas na jakość”. Uczestniczyli w nim:
- Urszula Demkow, wiceminister zdrowia,
- Zbigniew Krasiński, rektor Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a także zastępca przewodniczącego Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych,
- Anna Gołębicka z Centrum im. Adama Smitha, ekonomistka i ekspertka do spraw ochrony zdrowia,
- Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów,
- Krzysztof Zdobylak, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw transformacji i strategii rozwoju systemu ochrony zdrowia w Polsce,
- Andrzej Matyja, konsultant wojewódzki w Małopolsce w dziedzinie chirurgii ogólnej, były prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Sesję moderował Krystian Lurka, dziennikarz i redaktor prowadzący „Menedżera Zdrowia”.
Do panelu zaprosiliśmy także przedstawicieli Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego – ci jednak nie skorzystali z możliwości rozmowy.
Nagranie z sesji poniżej, pod wideo dalszy ciąg tekstu.
Czy w Polsce brakuje lekarzy?
Debatę rozpoczęła wiceminister Demkow – zaczęliśmy od pytań, czy w Polsce brakuje lekarzy i jakie są plany resortu dotyczące kadr lekarskich i jakości ich kształcenia.
Przedstawicielka resortu omówiła dane przygotowane przez pracowników Departamentu Analiz i Strategii Ministerstwa Zdrowia.
– Oszacowaliśmy potrzeby zdrowotne w zakresie kadr medycznych – zaczęła wiceminister Urszula Demkow.
– Przede wszystkim powinniśmy odpowiedzieć na podstawowe pytanie, ilu powinno być lekarzy w Polsce, żeby w pełni zaspokoić potrzeby społeczeństwa. Niestety, to bardzo trudne. Nie należy przekładać bezpośrednio liczby lekarzy w systemie na sprawność i funkcjonowanie ochrony zdrowia, o czym świadczą dane pochodzące z wielu krajów. Są takie kraje, gdzie lekarzy jest stosunkowo mało, jak na przykład w Japonii, gdzie jest 2,4 lekarza na tysiąc mieszkańców, a system działa sprawnie. Są takie systemy, jak na przykład w Grecji, gdzie jest 5,9 lekarza, a system działa bardzo źle. Liczba lekarzy oczywiście jest ważna, ale nie możemy powiedzieć, że to jest najważniejszy miernik – podkreśliła wiceminister.
Jak jest w Polsce?
Z tego, co mówiła wiceminister Demkow, wynikało, że pod względem kadry lekarskiej w Europie jesteśmy w połowie stawki.
– Jeśli chodzi o liczbę lekarzy na tysiąc mieszkańców wyliczyliśmy, że w 2022 r. było to około 3,6 lekarza. Liczba pracujących specjalistów w ostatnich latach systematycznie się zwiększa – podkreśliła.
– To, co jest bardzo ważne i najtrudniejsze dla przedstawicieli resortu zdrowia, to to, że liczba lekarzy jest zróżnicowana regionalnie. Są takie rejony, gdzie lekarzy jest niewielu. Najmniej jest ich w województwach opolskim i lubelskim, gdzie jest zaledwie 2,6 lekarza na tysiąc mieszkańców, a w województwie mazowieckim ten wskaźnik wynosi 5,8 – przekazała.
– Najwięcej lekarzy jest w powiatach, które są aglomeracjami miejskimi, a także w województwach, w których działały od dawna wyższe uczelnie medyczne. Natomiast najsłabiej jest tam, gdzie te uczelnie nie działały albo działają od niedawna – to podkarpackie, warmińsko-mazurskie, opolskie, lubuskie – wymieniła wiceminister.
Urszula Demkow
Lekarze przy pacjentach, a nie z nosami w komputerach
Demkow mówiła także o innych zawodach medycznych.
– Na to, jak oceniamy kadry medyczne, wpływa nie tylko liczba przedstawicieli poszczególnych zawodów medycznych, lecz także ich kompetencje i uprawnienia. Z dostępem do różnych specjalistów jest bardzo różnie, w różnych regionach. Rozmieszczenie kadr medycznych jest ważne, a z tym w Polsce jest różnie – stwierdziła.
– Czas pracy lekarza i jego optymalizacja też jest rzeczą bardzo istotną i na przestrzeni lat ulega zmianie. Kiedyś lekarze pracowali bardzo dużo, ale pokolenia X, Y, Z nie chcą poświęcać całego życia na pracę – dodała.
– Zdecydowanie powinniśmy dążyć do tego, żeby zmniejszyć biurokrację w pracy lekarzy i żeby byli oni przede wszystkim przy pacjentach, a nie siedzieli z nosami w komputerach. Mamy w tym zakresie dużo do zrobienia, także wykorzystując zawody medyczne, które tworzą wraz z lekarzem zespoły opiekujące się pacjentem, który powinien mieć zapewnioną opiekę holistyczną. Taka holistyczna opieka powinna być zapewniana przez wsparcie procesu terapeutycznego o współpracę zespołów, gdzie poza lekarzem są pielęgniarki, diagności, fizjoterapeuci, farmaceuci i przedstawiciele wielu innych zawodów medycznych. Opieka interdyscyplinarna daje najlepsze efekty leczenia – zauważyła wiceminister Demkow.
– Potrzebni są asystenci lekarzy, który zdejmą z nich obowiązki administracyjne, żeby mogli się skupić nad opieką nad pacjentami. Ważne jest też to, jak będziemy tworzyć miejsca szkoleniowe, jak one będą rozmieszczone, jak będziemy wpływać na zainteresowanie określonymi specjalizacjami – powtórzyła Urszula Demkow.
Wkrótce nadwyżka
– Z analiz wynika, że w najbliższych latach nie powinno nam brakować lekarzy, a nawet będziemy mieli ich nadwyżkę. Będzie to zależne od regionów i od wyboru przez lekarzy specjalizacji. Po 2025 r., zgodnie z danymi Ministerstwa Zdrowia, nastąpi równowaga pomiędzy podażą a popytem na kadry lekarskie. Później będziemy mieli nadpodaż lekarzy – dodała wiceminister.
– Czy to jest dobre zjawisko? Z jednej strony może się wydawać, że to dobrze, że lekarzy nie będzie brakowało, ale z drugiej strony musimy być świadomi, że lekarze są najdroższym elementem systemu – że bardzo drogie jest ich kształcenie oraz że lekarze mają najwyższe pensje. Wobec tego warto byłoby się zastanowić, czy nas stać na to, żeby kształcić lekarzy niepotrzebnie. Może raczej próbować zbudować system, opierając się na innych zawodach medycznych, które będą przejmowały kompetencje i wspomagały lekarza – podkreśliła Urszula Demkow.
Limity i nowe kierunki lekarskie
Przedstawicielka resortu mówiła też, co z limitami na kierunki lekarskie, a także z uczelniami, na których otwarto nowe kierunki lekarskie – także tymi, które nie otrzymały zgody na rozpoczęcie naboru na nowy rok akademicki.
Wiceminister przekazała, że limity przyjęć na kierunki lekarskie i lekarsko-dentystyczne w latach 2005–2022 zwiększyły się drastycznie, by ostatecznie w roku akademickim 2024/2025 wynieść ponad 11 tys.
Niechciany spadek
– Należałoby nieznacznie obniżać limity – tak, aby „nie produkować” lekarzy w nadmiarze. Jest to niekorzystne z wielu powodów – po pierwsze, kształcenie lekarzy jest kosztowne, po drugie, nie chcemy nauczać specjalistów na eksport – uzasadniła.
Co z nowymi kierunkami lekarskimi?
– Odziedziczyliśmy zamieszanie z tym związane po poprzednikach, którzy bez zastanowienia prowadzili politykę kadrową – stwierdziła.
– Bo po co piąta uczelnia kształcąca lekarzy w Warszawie? – pytała wiceminister Demkow, podkreślając jednak, że uczelnie na wschodzie Polski należy wspierać, dlatego że w nich kształceni są lekarze pomagający tamtejszym mieszkańcom.
Podała przykład województwa podkarpackiego.
– To tam jest niedobór lekarzy – powiedziała.
Zbigniew Krasiński
Tak, ale…
Do słów Urszuli Demkow odniósł się prof. Zbigniew Krasiński, który na wstępie stwierdził, że z większością tego, co powiedziała wiceminister, się zgadza.
– System kształcenia jest tak skonstruowany, że chętni na studia aplikują tam, gdzie mogą się dostać. Jestem przekonany, że ci studiujący na Podkarpaciu nie będą leczyć w tym województwie. Samo otwarcie kierunku, na którym będą kształcić się medycy w regionie, w których brakuje specjalistów, nie wystarczy. Bez zachęt, dla których mieliby tam pozostać, to się nie sprawdzi – ocenił ekspert.
Zbigniew Krasiński mówił też o nowo otwartych uczelniach.
– Niestety, poprzednie kierownictwo resortu zdecydowało się na tworzenie nowych kierunków lekarskich, a nie dawanie możliwości kształcenia większej liczby osób na „starych uczelniach”, tych z Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych – podkreślił.
Co z chirurgią?
Zbigniew Krasiński zwrócił też uwagę na kłopoty kadrowe w chirurgii, nawiązując do tego, co mówiła wiceminister Demkow, czyli różnego zainteresowania określonymi specjalizacjami.
– Kiedy studiowałem medycynę [Zbigniew Krasiński jest kierownikiem Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Wewnątrznaczyniowej, Angiologii i Flebologii Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu – red.], to większość na roku chciała być chirurgami. Dziś, kiedy pytam swoich studentów, okazuje się, że żaden nie chce zająć się tą dziedziną medycyny. To jest jakiś problem – mówił, sugerując, że należałoby stworzyć system zachęt dla tych uczących się, by zostać chirurgami.
Anna Gołębicka
Nie liczba, lecz efektywna praca – zgodna z kompetencjami
Natomiast o tym, że należy efektywnie wykorzystywać kadry – nie tylko lekarskie – mówiła Anna Gołębicka.
– Nie rozmawiamy o liczbie lekarzy, ale o tym, ile i jaką pracę wykonują, bo to dzięki niej otrzymujemy efekt zdrowotny. Wydaje się, że ciągle mamy bardzo duże straty w efektywności zatrudnienia specjalistów. Doprowadziliśmy do sytuacji, w której bardzo wykwalifikowana kadra musi wykonywać obowiązki innych pracowników ochrony zdrowia albo angażować się w to, czym nie powinna się zajmować. Wykorzystajmy kapitał ludzki, rozmawiajmy o strategii dotyczącej zarządzania zasobami ludzkimi w ochronie zdrowia – zaznaczyła.
Krzysztof Zdobylak
Jo-jo
Krzysztof Zdobylak mówił o limitach i marnotrawstwie.
– Pozostanie przy aktualnych limitach lekarskich w kolejnych latach spowoduje marnotrawstwo miliardów złotych na naukę specjalistów nadpopytowych, doprowadzając do sytuacji, że w Polsce w 2048 r. będzie 6,3 lekarza na tysiąc mieszkańców, to jest około 20 proc. powyżej zapotrzebowania. Pieniądze będą wydawane na kształcenie lekarzy na eksport – ocenił.
– Może to oznaczać niegospodarność w kwocie 1 mld zł rocznie, które byłyby wydane na leczenie Niemców czy Szwajcarów.
Ekspert zwrócił też uwagę na możliwy efekt jo-jo.
– Utrzymanie limitów lub co gorsza ich dalsze podnoszenie grozi efektem jo-jo obserwowanym już w krajach, które podejmowały decyzje o przyjęciach na kierunki lekarskie bez stosownych, poprzedzających analiz. Odwlekanie decyzji o zmniejszeniu liczby miejsc spowoduje tylko coraz większe odchylenia od pożądanego poziomu, które następnie będą wymagały jeszcze mocniejszej reakcji. Aby uniknąć wychylenia w drugą stronę, decydenci powinni opracować długoterminowy plan, określający liczbę miejsc na studiach lekarskich na 5–10 lat – tak, aby umożliwić władzom uczelni odpowiednie planowanie i poprawienie systemu kształcenia lekarzy – stwierdził.
Krzysztof Zdobylak wyliczył, że brakuje ok. 30 tys. lekarzy, ale do uzupełnienia niedoboru wystarczy, że studia ukończą osoby, które je rozpoczęły – zaproponował także, aby pozostać przy obecnych limitach kształcenia przez trzy lata, a następnie zmniejszyć je niemal o połowę lub aby stopniowo zmniejszać limity do odpowiedniego poziomu przez najbliższe sześć lat.
Jakość czy bylejakość?
Stanowczy w swoim osądzie był Andrzej Matyja.
– Przeszliśmy z jakości na bylejakość – zaczął.
– Już wcześniej [Andrzej Matyja był prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej w latach 2018–2022 – red.] ostrzegałem przed felczeryzacją naszego zawodu, stawianiem na ilość, a nie jakość kadr. Walczyłem z błędną polityką poprzedniego rządu w kwestii kształcenia, która umożliwia tworzenie uczelni medycznych bez odpowiedniego zaplecza kadrowego, infrastrukturalnego i tradycji akademickich – mówił, zwracając uwagę na minimalne wymogi kadr kształcących przyszłych lekarzy.
– Być może niektórzy moi koledzy się obrażą za to, co powiem, ale są osoby często powyżej 80. roku życia, które chcą dorobić do emerytury, ucząc na nowych kierunkach. Liczba pracowników się zgadza – oczywiście, bo papier przyjmie wszystko, ale zwykle starsi nie nadają się do szkolnictwa – mówił Matyja.
Były prezes NRL krytykował też formułę lekarskiego egzaminu końcowego.
– To jest farsa, nie boję się tego słowa użyć – mówił.
Chodziło mu o to, że aby zdać lekarski egzamin końcowy, trzeba udzielić 56 proc. poprawnych odpowiedzi. 70 proc. pytań pochodzi z jawnej bazy – podchodzący do testu uczą się zatem na pamięć rozwiązań i 99,22 proc. z nich uzyskuje pozytywny wynik. Tak było we wrześniu 2023 r.
Taki wysoki odsetek zdających to nic szczególnego w ostatnich latach – w lutym 2021 r. było to 98,3 proc., we wrześniu 2021 r. – 97,79 proc., w lutym 2022 r. – 97,45 proc., we wrześniu 2022 r. – 98,83 proc., w lutym 2023 r. – 97,10 proc., we wrześniu 2023 r. – 99,22 proc., w lutym 2024 r. – 97,86 proc.
Wcześniej było zdecydowanie gorzej – we wrześniu 2020 r. wskaźnik wyniósł 76,96 proc. Wtedy pytania nie pochodziły z jawnej bazy.
Sebastian Goncerz
Przegięcie
O lekarskim egzaminie końcowym mówił też Sebastian Goncerz.
– Kiedy pytania z LEK nie były upubliczniane, egzamin był trudny do zdania. Dzisiaj, kiedy studenci mają dostęp do bazy, z której pochodzi 70 proc. pytań egzaminacyjnych, a 56 proc. wystarczy, żeby zdać, nastąpiło przegięcie w drugą stronę – podkreślił.
Odniósł się też do nowo otwartych kierunków lekarskich i edukacji przeddyplomowej.
– Kształcenie przeddyplomowe lekarzy w Polsce zostało zdegradowane. Nie jest to twierdzenie, które powinno dziś szokować kogokolwiek, bo nieakceptowalne i absurdalne rozwiązania stały się nową normą – ocenił Sebastian Goncerz.
– Śmiało mogę powiedzieć, że prowadzenie zajęć klinicznych w grupach dziesięcio-, piętnastoosobowych, choć zdarzało się w wyjątkowych sytuacjach, nie przyszłoby nikomu przez myśl jako docelowa forma nauki badania pacjenta. Jest to nie tylko nieefektywna nauka, ale również całkowity brak poszanowania dla godności pacjenta. Tymczasem są uczelnie, które we wnioskach do PKA właśnie taki plan zadeklarowały. Podobnie koncepcja prowadzenia zajęć praktycznych z anatomii na plastikowych modelach, płaskich stołach wirtualnych czy narządach zwierzęcych mogłaby być uznana jeszcze niedawno za żart. Tymczasem niemal wszystkie nowe kierunki lekarskie prowadzą większość zajęć praktycznych w ten sposób – mówił.
Co ma łódka do uczelni?
Goncerz mówił też o pięciu uczelniach kształcących przyszłych lekarzy, które nie otrzymały zgody na rozpoczęcie naboru na nowy rok akademicki, mimo to mogą edukować studentów, który już tam się uczą.
Resort zdrowia znowelizował rozporządzenie w sprawie limitu przyjęć na studia na kierunkach lekarskim i lekarsko-dentystycznym. W dokumencie – w związku z zakończoną kontrolą Polskiej Komisji Akredytacyjnej – uczelniom, które otrzymały pozytywną ocenę, pozwala się rozpocząć rekrutację na rok akademicki 2024/2025.
Do 30 szkół wyższych, uwzględnionych w obowiązującym lipcowym rozporządzeniu mają dołączyć cztery kolejne. Pięć uczelni kształcących już przyszłych lekarzy nie otrzymało zgody na uruchomienie naboru na nowy rok. Są to Akademia Nauk Stosowanych w Nowym Targu, Akademia Nauk Stosowanych w Nowym Sączu, Akademia Nauk Stosowanych im. Księcia Mieszka I w Poznaniu i Społeczna Akademia Nauk w Łodzi. Limitów nie przyznaje się także Uniwersytetowi w Siedlcach, w przypadku którego eksperci PKA stwierdzają istotne uchybienia, ale formalnie nie powstała jeszcze uchwała w tej sprawie.
– Krótko mówiąc to absurd – zaczął Goncerz.
–
Negatywna ocena PKA oznacza, że nie ma na tych uczelniach możliwości
osiągnięcia odpowiedniego efektu uczenia. Mówiąc inaczej – nie ma
sposobności, by nauczyć się tego, co lekarz powinien wiedzieć – wyjaśnił
ekspert, porównując uczelnię bez zgody do… dziurawej łódki.
– To
tak, jakby ktoś stwierdził, że w łodzi jest dziura, więc nie pozwala
nowym pasażerom wchodzić do niej, ale równocześnie tym, którzy już
płyną, nie zapewnił możliwości wydostania się z niej. Stoi na brzegu i
patrzy, czy łódka tonie, zastanawiając się, czy podróżującym uda się ją
naprawić, dopłynąć do innej, czy się utopią – opisał przewodniczący.
Od lewej: Krystian Lurka, Urszula Demkow, Anna Gołębicka, Sebastian Goncerz i Krzysztof Zdobylak
Przeczytaj także: „Kto płynie dziurawą łódką – dlaczego nikt się tym nie przejmuje”.