Archiwum prywatne
Nowa-stara ustawa o jakości – analiza Piotra Warczyńskiego
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 23.07.2021
Źródło: Piotr Warczyński
Tagi: | Piotr Warczyński |
Opublikowano nowy projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Tylko czy na pewno nowy? Wątpliwości co do tego ma były wiceminister zdrowia Piotr Warczyński.
Komentarz byłego wiceministra zdrowia Piotra Warczyńskiego:
– Minister zdrowia Adam Niedzielski w maju, podczas debaty o Polskim Ładzie w Chełmie, mówił, że „chcemy dać pacjentowi coś więcej niż olbrzymie nakłady na ochronę zdrowia, zamierzamy mu dać jakość i bezpieczeństwo”. Potem zapowiadano ustawę o jakości w zdrowiu, później mówiono o ustawie o jakości i bezpieczeństwie w ochronie zdrowia. Następnie, kiedy minister zdrowia sprecyzował, że chodzi o ustawę o jakości i bezpieczeństwie pacjenta, bardzo się wzruszyłem. Sądziłem, że resort powrócił do projektu, w którego tworzeniu brałem udział i który był konsultowany jako założenia i jako ustawa, ostatni raz w 2016 r. – a więc już w drugim roku rządów Prawa i Sprawiedliwości, za czasów urzędowania ministra Konstantego Radziwiłła. Niestety – a raczej chyba dobrze – minister Niedzielski kilkakrotnie zaznaczył, że jest to zupełnie nowy projekt, że nie jest on kontynuacją poprzedniego. Z tym większą ciekawością oczekiwałem jego prezentacji, bo przecież mógł być tylko lepszy, opierając się na doświadczeniach z poprzedniego.
Czy tak się stało?
Zacznę od przypomnienia burzliwych dziejów przepisów i treści projektu, nad którym przez lata pracowało Ministerstwo Zdrowia.
Wszystko zaczęło się bardzo, bardzo dawno temu – bo w 2003 r. – kiedy w projekcie ustawy o Narodowym Funduszu Zdrowia, który okazał się niekonstytucyjny, udało się zawrzeć pierwsze zapisy o tym, że – w skrócie – NFZ ma uwzględniać jakość świadczeń zdrowotnych i promować akredytację. Na szczęście po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, napisaniu w rekordowym tempie i przyjęciu przez parlament do dzisiaj obowiązującej ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych udało się zachować te zapisy. Kolejnym milowym krokiem były zapisy ustawy o sieci szpitali przygotowanej za czasów ministra Zbigniewa Religi, a więc za pierwszych rządów PiS. Ustawa ta, przyjęta przez ówczesny rząd i Sejm oraz przekazana do Senatu, zawierała rozdział poświęcony certyfikacji jakościowej, minimalnym wymaganiom jakościowym, jakie musiały spełniać podmioty ubiegające się o środki publiczne, a więc z NFZ i MZ, oraz zapisy dotyczące poddaniu się dobrowolnej akredytacji, która była wysoko promowana finansowo. Nowe wybory usadowiły projekt w parlamentarnym koszu, bo przecież nowy rząd pod żadnym pozorem nie może kontynuować projektów poprzedniego. Na szczęście, dzięki wytrwałości i wizjonerstwu szarych urzędników MZ, do których i ja należałem, udało się przemycić „wirusa” jakości i tak po latach wewnątrz niektórych departamentów MZ powstały zalążki projektu ustawy o jakości, które wstępnie doceniło, już pod moim nadzorem, dwoje ostatnich ministrów z PO. Potem, już po kolejnej zmianie rządu, projekt z powodzeniem był kontynuowany, niespodziewanie także pod moim nadzorem, przez ministra Radziwiłła, który wcześniej jako prezes Naczelnej Izby Lekarskiej uczestniczył w jego tworzeniu. Jako jedyny w historii wszystkich ustaw projekt był konsultowany przez pół roku jako założenia do ustawy, a potem przez kolejne pół roku jako projekt ustawy. Kiedy wydawało się, że wszystkie środowiska medyczne były do niego przekonane i parlamentarzyści wszystko o nim już wiedzieli, nastąpiła zmiana na stanowisku ministra zdrowia. Nowy minister – Łukasz Szumowski – obiecał, że Agencja do spraw Jakości powstanie w ciągu roku, jednak zamiast niej utworzył Agencję Badań Medycznych. Ostateczna nazwa projektu to „Ustawa o jakości w ochronie zdrowia i bezpieczeństwie pacjentów”. Co zawierała „stara” ustawa? Opisuję, porównując oba projekty.
Podsumowując, istotne zmiany dotyczą głównie instytucji realizującej zadania dotyczące jakości.
Zapomnijmy o Agencji do spraw Jakości, jej – projektowane w starej ustawie – funkcje przejmie NFZ, który poza tym, że „wchłonie” Centrum Monitorowania Jakości, zgodnie z doktryną systemu budżetowego i projektu resortu, będzie oceniać jakość podmiotów leczniczych, przyznawać im akredytację, potem oceniać w trybie konkursowym lub ryczałtowym, czy mogą ubiegać się o finansowanie ze środków publicznych i wreszcie na tej podstawie je finansować.
Czy jest to właściwe?
Do tej pory w UE z zasady rozdzielano funkcje płatnika i oceniającego jakość. Biorąc pod uwagę nasze aktualne relacje z UE, proszę o pozostawienie mi chwili na przemyślenia, zanim ocenię te zmiany.
Po szczegółowej analizie nowego projektu może znajdę więcej, niekoniecznie kontrowersyjnych różnic. Choć, podobnie jak inni, jestem trochę zdezorientowany ofertami pewnych znanych europejskich firm i prywatnej uczelni, które wiele dni przed pokazaniem założeń i potem projektu ustawy oferowały szkolenia dla podmiotów leczniczych w zakresie obowiązków sprawozdawczych wynikających z tej właśnie ustawy.
Jeśli chcesz ściągnąć dokument, kliknij w: Projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta.
Przeczytaj także: „Projekt ustawy o jakości”.
– Minister zdrowia Adam Niedzielski w maju, podczas debaty o Polskim Ładzie w Chełmie, mówił, że „chcemy dać pacjentowi coś więcej niż olbrzymie nakłady na ochronę zdrowia, zamierzamy mu dać jakość i bezpieczeństwo”. Potem zapowiadano ustawę o jakości w zdrowiu, później mówiono o ustawie o jakości i bezpieczeństwie w ochronie zdrowia. Następnie, kiedy minister zdrowia sprecyzował, że chodzi o ustawę o jakości i bezpieczeństwie pacjenta, bardzo się wzruszyłem. Sądziłem, że resort powrócił do projektu, w którego tworzeniu brałem udział i który był konsultowany jako założenia i jako ustawa, ostatni raz w 2016 r. – a więc już w drugim roku rządów Prawa i Sprawiedliwości, za czasów urzędowania ministra Konstantego Radziwiłła. Niestety – a raczej chyba dobrze – minister Niedzielski kilkakrotnie zaznaczył, że jest to zupełnie nowy projekt, że nie jest on kontynuacją poprzedniego. Z tym większą ciekawością oczekiwałem jego prezentacji, bo przecież mógł być tylko lepszy, opierając się na doświadczeniach z poprzedniego.
Czy tak się stało?
Zacznę od przypomnienia burzliwych dziejów przepisów i treści projektu, nad którym przez lata pracowało Ministerstwo Zdrowia.
Wszystko zaczęło się bardzo, bardzo dawno temu – bo w 2003 r. – kiedy w projekcie ustawy o Narodowym Funduszu Zdrowia, który okazał się niekonstytucyjny, udało się zawrzeć pierwsze zapisy o tym, że – w skrócie – NFZ ma uwzględniać jakość świadczeń zdrowotnych i promować akredytację. Na szczęście po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, napisaniu w rekordowym tempie i przyjęciu przez parlament do dzisiaj obowiązującej ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych udało się zachować te zapisy. Kolejnym milowym krokiem były zapisy ustawy o sieci szpitali przygotowanej za czasów ministra Zbigniewa Religi, a więc za pierwszych rządów PiS. Ustawa ta, przyjęta przez ówczesny rząd i Sejm oraz przekazana do Senatu, zawierała rozdział poświęcony certyfikacji jakościowej, minimalnym wymaganiom jakościowym, jakie musiały spełniać podmioty ubiegające się o środki publiczne, a więc z NFZ i MZ, oraz zapisy dotyczące poddaniu się dobrowolnej akredytacji, która była wysoko promowana finansowo. Nowe wybory usadowiły projekt w parlamentarnym koszu, bo przecież nowy rząd pod żadnym pozorem nie może kontynuować projektów poprzedniego. Na szczęście, dzięki wytrwałości i wizjonerstwu szarych urzędników MZ, do których i ja należałem, udało się przemycić „wirusa” jakości i tak po latach wewnątrz niektórych departamentów MZ powstały zalążki projektu ustawy o jakości, które wstępnie doceniło, już pod moim nadzorem, dwoje ostatnich ministrów z PO. Potem, już po kolejnej zmianie rządu, projekt z powodzeniem był kontynuowany, niespodziewanie także pod moim nadzorem, przez ministra Radziwiłła, który wcześniej jako prezes Naczelnej Izby Lekarskiej uczestniczył w jego tworzeniu. Jako jedyny w historii wszystkich ustaw projekt był konsultowany przez pół roku jako założenia do ustawy, a potem przez kolejne pół roku jako projekt ustawy. Kiedy wydawało się, że wszystkie środowiska medyczne były do niego przekonane i parlamentarzyści wszystko o nim już wiedzieli, nastąpiła zmiana na stanowisku ministra zdrowia. Nowy minister – Łukasz Szumowski – obiecał, że Agencja do spraw Jakości powstanie w ciągu roku, jednak zamiast niej utworzył Agencję Badań Medycznych. Ostateczna nazwa projektu to „Ustawa o jakości w ochronie zdrowia i bezpieczeństwie pacjentów”. Co zawierała „stara” ustawa? Opisuję, porównując oba projekty.
Podsumowując, istotne zmiany dotyczą głównie instytucji realizującej zadania dotyczące jakości.
Zapomnijmy o Agencji do spraw Jakości, jej – projektowane w starej ustawie – funkcje przejmie NFZ, który poza tym, że „wchłonie” Centrum Monitorowania Jakości, zgodnie z doktryną systemu budżetowego i projektu resortu, będzie oceniać jakość podmiotów leczniczych, przyznawać im akredytację, potem oceniać w trybie konkursowym lub ryczałtowym, czy mogą ubiegać się o finansowanie ze środków publicznych i wreszcie na tej podstawie je finansować.
Czy jest to właściwe?
Do tej pory w UE z zasady rozdzielano funkcje płatnika i oceniającego jakość. Biorąc pod uwagę nasze aktualne relacje z UE, proszę o pozostawienie mi chwili na przemyślenia, zanim ocenię te zmiany.
Po szczegółowej analizie nowego projektu może znajdę więcej, niekoniecznie kontrowersyjnych różnic. Choć, podobnie jak inni, jestem trochę zdezorientowany ofertami pewnych znanych europejskich firm i prywatnej uczelni, które wiele dni przed pokazaniem założeń i potem projektu ustawy oferowały szkolenia dla podmiotów leczniczych w zakresie obowiązków sprawozdawczych wynikających z tej właśnie ustawy.
Jeśli chcesz ściągnąć dokument, kliknij w: Projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta.
Przeczytaj także: „Projekt ustawy o jakości”.