iStock
Nowotwory nie znają granic – ukraińscy pacjenci onkologiczni w Polsce
Redaktor: Agnieszka Starewicz-Jaworska
Data: 07.07.2022
Źródło: Michał Jędryka
Od 24 lutego 2022 r. – początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę – polski system opieki zdrowotnej musiał w błyskawicznym tempie przystosować się do przyjęcia uchodźców, którzy przekraczali granicę z wojenną traumą oraz nierzadko z poważnymi problemami zdrowotnymi.
Po kryzysie epidemiologicznym kryzys humanitarny
Służba zdrowia po wyniszczających dwóch latach pandemii, bez chwili wytchnienia, stanęła przed kolejnym wielkim wyzwaniem; opieką nad nowymi pacjentami, którzy wielomilionowym potokiem napływali od lutego przez wschodnią granicę kraju. Po kryzysie epidemiologicznym nastał kryzys humanitarny.
Oprócz niezbędnej pomocy psychologicznej, psychiatrycznej, a także pediatrycznej i ginekologicznej – do Polski przyjechało najwięcej kobiet z małymi dziećmi – dla części uchodźców niezbędna okazała się także opieka onkologa. O ile część problemów rozwiązuje się w placówkach POZ, to w przypadku chorób onkologicznych pacjenci są kierowani do placówek specjalistycznych. Czołową placówką jest Narodowy Instytut Onkologii.
Poszukiwani – odnalezieni!
Ponieważ na początku sytuacja okazała się nieprzewidywalna i dynamiczna, radzono sobie tak, jak pozwalały warunki. O pomoc poproszono współpracujące z instytutem fundacje pacjenckie. Jako mniej sformalizowane, mogły lepiej sobie radzić w terenie. Niezbędni byli koordynatorzy, znający język, mogący się porozumieć z pacjentami, by umożliwić postawienie diagnozy. Problem pojawiał się już nawet przy danych osobowych, transliteracji nazwisk ukraińskich, która jest bolączką dla większości Ukraińców w Polsce. I tak na przykład Володимир w jednym dokumencie widnieje jako Volodymyr, w innym Wołodymyr, w kolejnym Włodzimierz, a jeśli posiada również dokumenty z czasów ZSRR sporządzone w języku rosyjskim – odpowiednio Vladimir lub Władimir. Dodatkowo były różne transliteracje z cyrylicy na alfabet łaciński. Czasami zapis jest podwójny. Który z zapisów jest prawdziwy? Dobrze, jeżeli tę kwestie rozwiązał wcześniej urząd. A jeżeli pacjent trafiał do szpitala bez dokumentów, bo zaginęły mu podczas ucieczki przed wojną albo nie ocalały z bombardowania jego domu? Kolejnym problemem, przed którym stanął polski personel, była dokumentacja medyczna. Czasami pacjent miał ją ze sobą, należało ją przetłumaczyć. Czasami trzeba były ją tworzyć od zera. W obydwu przypadkach niezbędny okazywał się tłumacz posiadający wiedzę medyczną. Dodajmy jeszcze, że w instytucie wśród ukraińskich pacjentów na skutki psychiczne choroby nakładała się wojenna trauma. Niezbędny był psycholog, a najlepiej psychoonkolog. Tylko gdzie ich znaleźć?
– To jest rola stowarzyszenia, by zabezpieczyć pomoc psychologiczną chorym onkologicznie ale też NGO mają to do siebie, że starają się działać. Jeżeli widzą luki albo coś się dzieje nagle, to zanim państwo zareaguje i administracja, to jest to właśnie przestrzeń dla ludzi i osób, żeby jak najszybciej zacząć działać i pomagać. Nasze działania na początku były bardzo spontaniczne. Zaczęliśmy od ogłoszeń w social mediach. Następnie napisaliśmy ogłoszenia na portalach zajmujących się pośrednictwem pracy. Nie czekając na odpowiedzi, udaliśmy się tam, gdzie były największe skupiska Ukraińców: na Dworzec Wschodni i Dworzec Centralny w Warszawie, gdzie staraliśmy się znaleźć osoby, które przyjechały z Ukrainy do Warszawy, znają język polski i mają doświadczenie. Pojechaliśmy tam z ogłoszeniami. Nosiłem wydrukowaną kartkę z tekstem po ukraińsku napisanym przy pomocy translatora. Tak się złożyło, że któryś z pracujących tam wolontariuszy poznał nas, że jesteśmy organizatorami Onkobiegu, i wskazał miejsca, w których możemy ogłoszenia powiesić. Na kartce było napisane, że poszukujemy psychoonkologa oraz tłumacza języka ukraińskiego do pracy w Narodowym Instytucie Onkologii. Widzieliśmy, jakie są potrzeby w szpitalu. Znaleźli się tam pacjenci, którzy przyjechali z wojny z kroplówką w ręce, mieli szczątkowe informacje o swojej dotychczasowej terapii na kilku kartkach, najczęściej był to ostatni wypis ze szpitala na Ukrainie, i potrzebowali znaleźć możliwie najlepszą terapię u nas w kraju. Tłumacza znaleźliśmy na Dworcu Centralnym – okazało się że jest tam pan Dmytro, który charytatywnie pomaga w tłumaczeniu osobom przebywającym na Dworcu Centralnym i lekarzom. Mieliśmy szczęście, już następnego dnia byliśmy zorientowani, że jego kompetencje odpowiadają potrzebom instytutu. To była trzecia, czwarta doba inwazji na Ukrainę – opowiada Kamil Dolecki, prezes zarządu Stowarzyszenia Pomocy Chorym na Mięsaki i Czerniaki Sarcoma.
– Jestem ukraińskim przedsiębiorcą, prowadzę sieć usług medycznych i na początku lutego przyjechałem do Polski na negocjacje z potencjalnymi inwestorami. Mieliśmy podpisać umowę o dużych inwestycjach, gdy wybuchła wojna. Zostałem tutaj i pomagam moim rodakom. Zgłosiłem się do Narodowego Instytutu Onkologii. Znam oba języki ukraiński i polski, jestem z wykształcenia lekarzem. Cel był prosty: zaoferowałem pomoc w tłumaczeniu słów kadry medycznej i pacjentów. Pomagam też przy skomplikowanym tłumaczeniu dokumentacji medycznej. Ale chyba najtrudniejszą sprawą jest stan psychiczny moich rodaków, którzy przyjechali do Polski. Uciekający przed wojną ludzie nie zawsze potrafią adekwatnie odpowiedzieć na pytania lekarza, a choroba postępuje – mówi lekarz i koordynator Dmytro Hyk.
– Onkolog, do którego trafia pacjent z Ukrainy, dzwoni do tłumacza. Wszyscy lekarze w Narodowym Instytucie Onkologii mają do niego numer telefonu. Dzwonią, wymieniają się korespondencją e-mailową i dokumentacją, którą mają od pacjenta. Pan Dmytro tłumaczy dokumentację i pisemnie albo telefonicznie przekazuje, jak wyglądała dotychczasowa terapia. Jeśli natomiast chodzi o psychoonkologa, panią Dinę znaleźliśmy dzięki uprzejmości osoby, która gościła ją u siebie w domu. Pani Dina ma ogromną wiedzę i doświadczenie – przez 15 lat była szefową kliniki psychiatrii w szpitalu w Doniecku. Już dwukrotnie uciekała przed wojną. W 2014 roku po wybuchu pierwszej agresji Rosji na Ukrainę przeniosła się do Charkowa. Teraz los przywiódł ją do Warszawy. Kiedy zobaczyliśmy jej kompetencje, właściwie w trakcie pierwszej rozmowy powiedzieliśmy, że od jutra zaczyna pracę, ponieważ potrzeby pacjentów są olbrzymie – opisuje Kamil Dolecki.
– Nigdy bym się nie spodziewała, że znów stanę się uchodźcą... Kiedy w 2022 r. powtórnie dotarła do mnie wojna, uciekłam z synem. To był drugi początek. W Polsce znaleźliśmy nie tylko bezpieczeństwo, lecz także prawdziwych przyjaciół i szansę na odbudowę od nowa zniszczonego życia. W Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie prowadzę psychoterapię, daję wsparcie pacjentom z chorobami onkologicznymi, którzy przyjechali z Ukrainy. Mają tu możliwość przyjmowania leków i kontynuowania leczenia chorób onkologicznych, które przerwali w tak dramatycznych okolicznościach. Jako lekarz chciałabym podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem zawodowym. Dalszy nasz los jest nieprzewidywalny, teraz wiem to z całą pewnością, ale nie pozwolę wrogowi zniszczyć mojego życia, przyszłości mojej, dzieci oraz bliskich. Oczywiście marzę o pokoju dla nas wszystkich – zwierza się Dina Takhtashova, psychiatra.
W pierwszych dniach wojny pacjenci trafiali do szpitali wprost z granicy. Po paru dniach na stronie Ministerstwa Zdrowia powstała infolinia dla pacjentów – w językach rosyjskim, ukraińskim, angielskim i polskim. Dzięki niej pacjenci są wysyłani do szpitala, który ma kompetencje do leczenia danej jednostki chorobowej. Część z nich trafiła do Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie.
Ukraińscy pacjenci w Narodowym instytucie Onkologii
– Do Polski przyjechały ponad 3 miliony uchodźców, z czego 2 miliony pozostają w naszym kraju, a więcej niż milion ma nadany PESEL. Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że wśród tych pacjentów będą pacjenci chorzy na nowotwór, chociaż populacja jest dość specyficzna, bo dużą część stanowią kobiety i dzieci. W związku z tym mamy na pewno bardzo duży wzrost liczby zachorowań na nowotwory kobiece, czyli raka piersi. Według szacunków, w Narodowym Instytucie Onkologii 15–20 proc. chorych na raka piersi to pacjentki z Ukrainy. Mamy też przyrost nowotworów ginekologicznych oraz mniejszy przyrost raka płuca czy raka gruczołu krokowego. W klinice, którą prowadzę, obserwujemy chorych na czerniaka, którzy kontynuują leczenie rozpoczęte na Ukrainie. Nie zawsze odbywało się to tam według obowiązujących ogólnie na świecie standardów i czasem musimy zmieniać terapię albo pacjenci są leczeni od nowa u nas. To są rzadkie nowotwory, ale od początku również zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy usprawnić możliwości dotarcia do pacjentów i ich zrozumienia. W związku z tym z inicjatywy ośrodków onkologicznych i przy współpracy z NFZ została powołana infolinia onkologiczna w języku ukraińskim i strona internetowa. Właściwie większość ośrodków, w tym Narodowy Instytut Onkologii, ma wśród osób, które pracują w rejestracji telefonicznej, również osoby posługujące się językiem ukraińskim bądź rosyjskim. To bardzo pomaga w codziennej komunikacji i w tym, żeby pacjent czuł się bezpiecznie – a jest to potrzebne, by kontynuować terapię. Oczywiście, musimy mieć tłumacza. W związku z tym taką pomoc mamy zapewnioną na poziomie instytutu. Druga sprawa to jest problem nie tylko komunikacji, lecz także dokumentacji, którą mają pacjenci. To są uciekinierzy z kraju w stanie wojny. W związku z tym ona nie zawsze jest pełna. Ale trzeba też przyznać, że czasem ona w ogóle była niedoskonała, bo mamy np. dużo odręcznych notatek, łącznie z wynikami histopatologicznym. Tego już w Polsce nie spotykamy. W związku z tym niestety w części przypadków musimy powtarzać diagnostykę czy biopsję, ponieważ nie mamy właściwego rozpoznania. Musimy robić badania molekularne, bo one w Ukrainie nigdy nie były robione. Na dodatek w różnych miejscach tego kraju poziom opieki onkologicznej jest bardzo różny. Pomogło nam sporo osób prywatnych i organizacje pacjenckie, a także firmy. Wśród firm musimy wyróżnić choćby firmę Bristol Myers Squibb, ponieważ ona pomogła instytutowi może nie bezpośrednio, ale poprzez granty dla organizacji pacjenckich. Mogliśmy zatrudnić tłumacza. Dzięki temu mamy bardzo ważne wsparcie, możemy się szybko porozumieć i przesłać dokumenty. Poza tym jest to tłumacz, który zna język medyczny, a mamy również osobę, która jest nawet wykształcona ponadstandardowo – jest psychologiem, psychiatrą – i pracuje oraz pomaga w kontaktach z ukraińskimi pacjentami. Wsparcie psychologiczne jest bardzo ważne dla uciekinierów znajdujących się w totalnie obcej sytuacji. W tej chwili jest około 30 osób w Narodowym Instytucie Onkologii, które są w trakcie terapii onkologicznej. Są oczywiście inne środki w Polsce. Z tego, co wiem, to również tamte ośrodki na miarę swoich możliwości starają się przyjąć i leczyć pacjentów z Ukrainy – przedstawia sytuację prof. dr hab. n. med. Piotr Rutkowski z Narodowego Instytutu Onkologii – Państwowego Instytutu Badawczego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.
– Jestem leczony immunoterapią, według standardów, które do tej pory nigdy nie były stosowane w Ukrainie. Przyjeżdżam do instytutu tylko na podanie leku. Jestem zadowolony z poziomu terapii oraz opieki, jaką zostałem otoczony. U mnie leczenie wyglądało zupełnie inaczej, trzeba było płacić za dostęp do zabiegów. Mam nadzieję, że kiedy wrócę do ojczyzny, to się zmieni i będzie jak w Polsce. Jestem wdzięczny polskim lekarzom za opiekę – cieszy się Oleksii Shvam, pacjent, który trafił do Narodowego Instytutu Onkologii z Mariupola.
Zatrudnieni w instytucie ukraińscy specjaliści wspominają o wojnie, ale myślą cały czas o tym, co będzie w przyszłości. Dmytro Hyk zastanawia się, jak w przyszłości zabezpieczyć swoich rodaków w podstawową opiekę medyczną. A Dina Takhtashova ma zamiar zadbać o swoich rodaków pod względem psychiatrycznym. Spodziewają się, że to wszystko jeszcze potrwa... Zdają też sobie sprawę, że odbudowywanie kraju i tego, co było do tej pory, na pewno będzie wymagało wielu lat. Wiedzą też jednak, że to, co teraz zaczynają robić, będzie owocowało w przyszłości.
Tranzyt czy nowy dom?
Po trzech miesiącach wojny część Ukraińców zdecydowała się wrócić do kraju. Inni udali się z Polski do krajów docelowych w Europie i na całym świecie. Pozostali wiążą swoje losy z naszym krajem; decydują o tym geograficzna bliskość, podobieństwa kulturowe, a także wcześniejsza emigracja ekonomiczna, która spowodowała, że Ukraińcy mają tu bliskich i znajomych mogących być dla nich wsparciem. Znajdują tu pracę, także w Narodowym Instytucie Onkologii. Profesor Rutkowski bardzo dobrze ocenia współpracę z zatrudnionymi osobami z Ukrainy, część pielęgniarek może podnieść swoje kwalifikacje w instytucie. jest jednak sceptyczny co do wypełnienia luki w kadrze medycznej przez personel z Ukrainy.
Narodowy Fundusz Zdrowia przypomniał, że specustawa z 12 marca 2022 r. O pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa przyznaje prawo do świadczeń medycznych, refundacji leków i zaopatrzenia w wyroby medyczne obywatelom Ukrainy, którzy przybyli do Polski w związku z agresją Rosji, na analogicznych zasadach, jakie przysługują ubezpieczonym. Ponadto przyznaje prawo do świadczeń medycznych udzielanych przez świadczeniodawców, na podstawie umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej, oraz przez apteki, na podstawie umów na realizację recept, zawartych z Narodowym Funduszem Zdrowia. Uprawnienia dotyczą osób, które przybyły do Polski od 24 lutego 2022 roku, w tym dzieci urodzonych już w Polsce.
– Proszę pamiętać, że nowotwory nie znają granic. To nie jest tak, że ktoś, kto zachorował w Ukrainie, będzie miał w Polsce gorszy standard. Nie ma – i na szczęście nasze ministerstwo to finansuje. Będzie miał leczenie na tym samym poziomie i w takim samym zakresie, co polscy pacjenci. A jednocześnie nie jest tak, że ukraińscy pacjenci zajmują miejsca polskim pacjentom, bo oni wchodzą do tej samej kolejki i są tak samo leczeni – zauważa profesor Rutkowski.
Służba zdrowia po wyniszczających dwóch latach pandemii, bez chwili wytchnienia, stanęła przed kolejnym wielkim wyzwaniem; opieką nad nowymi pacjentami, którzy wielomilionowym potokiem napływali od lutego przez wschodnią granicę kraju. Po kryzysie epidemiologicznym nastał kryzys humanitarny.
Oprócz niezbędnej pomocy psychologicznej, psychiatrycznej, a także pediatrycznej i ginekologicznej – do Polski przyjechało najwięcej kobiet z małymi dziećmi – dla części uchodźców niezbędna okazała się także opieka onkologa. O ile część problemów rozwiązuje się w placówkach POZ, to w przypadku chorób onkologicznych pacjenci są kierowani do placówek specjalistycznych. Czołową placówką jest Narodowy Instytut Onkologii.
Poszukiwani – odnalezieni!
Ponieważ na początku sytuacja okazała się nieprzewidywalna i dynamiczna, radzono sobie tak, jak pozwalały warunki. O pomoc poproszono współpracujące z instytutem fundacje pacjenckie. Jako mniej sformalizowane, mogły lepiej sobie radzić w terenie. Niezbędni byli koordynatorzy, znający język, mogący się porozumieć z pacjentami, by umożliwić postawienie diagnozy. Problem pojawiał się już nawet przy danych osobowych, transliteracji nazwisk ukraińskich, która jest bolączką dla większości Ukraińców w Polsce. I tak na przykład Володимир w jednym dokumencie widnieje jako Volodymyr, w innym Wołodymyr, w kolejnym Włodzimierz, a jeśli posiada również dokumenty z czasów ZSRR sporządzone w języku rosyjskim – odpowiednio Vladimir lub Władimir. Dodatkowo były różne transliteracje z cyrylicy na alfabet łaciński. Czasami zapis jest podwójny. Który z zapisów jest prawdziwy? Dobrze, jeżeli tę kwestie rozwiązał wcześniej urząd. A jeżeli pacjent trafiał do szpitala bez dokumentów, bo zaginęły mu podczas ucieczki przed wojną albo nie ocalały z bombardowania jego domu? Kolejnym problemem, przed którym stanął polski personel, była dokumentacja medyczna. Czasami pacjent miał ją ze sobą, należało ją przetłumaczyć. Czasami trzeba były ją tworzyć od zera. W obydwu przypadkach niezbędny okazywał się tłumacz posiadający wiedzę medyczną. Dodajmy jeszcze, że w instytucie wśród ukraińskich pacjentów na skutki psychiczne choroby nakładała się wojenna trauma. Niezbędny był psycholog, a najlepiej psychoonkolog. Tylko gdzie ich znaleźć?
– To jest rola stowarzyszenia, by zabezpieczyć pomoc psychologiczną chorym onkologicznie ale też NGO mają to do siebie, że starają się działać. Jeżeli widzą luki albo coś się dzieje nagle, to zanim państwo zareaguje i administracja, to jest to właśnie przestrzeń dla ludzi i osób, żeby jak najszybciej zacząć działać i pomagać. Nasze działania na początku były bardzo spontaniczne. Zaczęliśmy od ogłoszeń w social mediach. Następnie napisaliśmy ogłoszenia na portalach zajmujących się pośrednictwem pracy. Nie czekając na odpowiedzi, udaliśmy się tam, gdzie były największe skupiska Ukraińców: na Dworzec Wschodni i Dworzec Centralny w Warszawie, gdzie staraliśmy się znaleźć osoby, które przyjechały z Ukrainy do Warszawy, znają język polski i mają doświadczenie. Pojechaliśmy tam z ogłoszeniami. Nosiłem wydrukowaną kartkę z tekstem po ukraińsku napisanym przy pomocy translatora. Tak się złożyło, że któryś z pracujących tam wolontariuszy poznał nas, że jesteśmy organizatorami Onkobiegu, i wskazał miejsca, w których możemy ogłoszenia powiesić. Na kartce było napisane, że poszukujemy psychoonkologa oraz tłumacza języka ukraińskiego do pracy w Narodowym Instytucie Onkologii. Widzieliśmy, jakie są potrzeby w szpitalu. Znaleźli się tam pacjenci, którzy przyjechali z wojny z kroplówką w ręce, mieli szczątkowe informacje o swojej dotychczasowej terapii na kilku kartkach, najczęściej był to ostatni wypis ze szpitala na Ukrainie, i potrzebowali znaleźć możliwie najlepszą terapię u nas w kraju. Tłumacza znaleźliśmy na Dworcu Centralnym – okazało się że jest tam pan Dmytro, który charytatywnie pomaga w tłumaczeniu osobom przebywającym na Dworcu Centralnym i lekarzom. Mieliśmy szczęście, już następnego dnia byliśmy zorientowani, że jego kompetencje odpowiadają potrzebom instytutu. To była trzecia, czwarta doba inwazji na Ukrainę – opowiada Kamil Dolecki, prezes zarządu Stowarzyszenia Pomocy Chorym na Mięsaki i Czerniaki Sarcoma.
– Jestem ukraińskim przedsiębiorcą, prowadzę sieć usług medycznych i na początku lutego przyjechałem do Polski na negocjacje z potencjalnymi inwestorami. Mieliśmy podpisać umowę o dużych inwestycjach, gdy wybuchła wojna. Zostałem tutaj i pomagam moim rodakom. Zgłosiłem się do Narodowego Instytutu Onkologii. Znam oba języki ukraiński i polski, jestem z wykształcenia lekarzem. Cel był prosty: zaoferowałem pomoc w tłumaczeniu słów kadry medycznej i pacjentów. Pomagam też przy skomplikowanym tłumaczeniu dokumentacji medycznej. Ale chyba najtrudniejszą sprawą jest stan psychiczny moich rodaków, którzy przyjechali do Polski. Uciekający przed wojną ludzie nie zawsze potrafią adekwatnie odpowiedzieć na pytania lekarza, a choroba postępuje – mówi lekarz i koordynator Dmytro Hyk.
– Onkolog, do którego trafia pacjent z Ukrainy, dzwoni do tłumacza. Wszyscy lekarze w Narodowym Instytucie Onkologii mają do niego numer telefonu. Dzwonią, wymieniają się korespondencją e-mailową i dokumentacją, którą mają od pacjenta. Pan Dmytro tłumaczy dokumentację i pisemnie albo telefonicznie przekazuje, jak wyglądała dotychczasowa terapia. Jeśli natomiast chodzi o psychoonkologa, panią Dinę znaleźliśmy dzięki uprzejmości osoby, która gościła ją u siebie w domu. Pani Dina ma ogromną wiedzę i doświadczenie – przez 15 lat była szefową kliniki psychiatrii w szpitalu w Doniecku. Już dwukrotnie uciekała przed wojną. W 2014 roku po wybuchu pierwszej agresji Rosji na Ukrainę przeniosła się do Charkowa. Teraz los przywiódł ją do Warszawy. Kiedy zobaczyliśmy jej kompetencje, właściwie w trakcie pierwszej rozmowy powiedzieliśmy, że od jutra zaczyna pracę, ponieważ potrzeby pacjentów są olbrzymie – opisuje Kamil Dolecki.
– Nigdy bym się nie spodziewała, że znów stanę się uchodźcą... Kiedy w 2022 r. powtórnie dotarła do mnie wojna, uciekłam z synem. To był drugi początek. W Polsce znaleźliśmy nie tylko bezpieczeństwo, lecz także prawdziwych przyjaciół i szansę na odbudowę od nowa zniszczonego życia. W Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie prowadzę psychoterapię, daję wsparcie pacjentom z chorobami onkologicznymi, którzy przyjechali z Ukrainy. Mają tu możliwość przyjmowania leków i kontynuowania leczenia chorób onkologicznych, które przerwali w tak dramatycznych okolicznościach. Jako lekarz chciałabym podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem zawodowym. Dalszy nasz los jest nieprzewidywalny, teraz wiem to z całą pewnością, ale nie pozwolę wrogowi zniszczyć mojego życia, przyszłości mojej, dzieci oraz bliskich. Oczywiście marzę o pokoju dla nas wszystkich – zwierza się Dina Takhtashova, psychiatra.
W pierwszych dniach wojny pacjenci trafiali do szpitali wprost z granicy. Po paru dniach na stronie Ministerstwa Zdrowia powstała infolinia dla pacjentów – w językach rosyjskim, ukraińskim, angielskim i polskim. Dzięki niej pacjenci są wysyłani do szpitala, który ma kompetencje do leczenia danej jednostki chorobowej. Część z nich trafiła do Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie.
Ukraińscy pacjenci w Narodowym instytucie Onkologii
– Do Polski przyjechały ponad 3 miliony uchodźców, z czego 2 miliony pozostają w naszym kraju, a więcej niż milion ma nadany PESEL. Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że wśród tych pacjentów będą pacjenci chorzy na nowotwór, chociaż populacja jest dość specyficzna, bo dużą część stanowią kobiety i dzieci. W związku z tym mamy na pewno bardzo duży wzrost liczby zachorowań na nowotwory kobiece, czyli raka piersi. Według szacunków, w Narodowym Instytucie Onkologii 15–20 proc. chorych na raka piersi to pacjentki z Ukrainy. Mamy też przyrost nowotworów ginekologicznych oraz mniejszy przyrost raka płuca czy raka gruczołu krokowego. W klinice, którą prowadzę, obserwujemy chorych na czerniaka, którzy kontynuują leczenie rozpoczęte na Ukrainie. Nie zawsze odbywało się to tam według obowiązujących ogólnie na świecie standardów i czasem musimy zmieniać terapię albo pacjenci są leczeni od nowa u nas. To są rzadkie nowotwory, ale od początku również zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy usprawnić możliwości dotarcia do pacjentów i ich zrozumienia. W związku z tym z inicjatywy ośrodków onkologicznych i przy współpracy z NFZ została powołana infolinia onkologiczna w języku ukraińskim i strona internetowa. Właściwie większość ośrodków, w tym Narodowy Instytut Onkologii, ma wśród osób, które pracują w rejestracji telefonicznej, również osoby posługujące się językiem ukraińskim bądź rosyjskim. To bardzo pomaga w codziennej komunikacji i w tym, żeby pacjent czuł się bezpiecznie – a jest to potrzebne, by kontynuować terapię. Oczywiście, musimy mieć tłumacza. W związku z tym taką pomoc mamy zapewnioną na poziomie instytutu. Druga sprawa to jest problem nie tylko komunikacji, lecz także dokumentacji, którą mają pacjenci. To są uciekinierzy z kraju w stanie wojny. W związku z tym ona nie zawsze jest pełna. Ale trzeba też przyznać, że czasem ona w ogóle była niedoskonała, bo mamy np. dużo odręcznych notatek, łącznie z wynikami histopatologicznym. Tego już w Polsce nie spotykamy. W związku z tym niestety w części przypadków musimy powtarzać diagnostykę czy biopsję, ponieważ nie mamy właściwego rozpoznania. Musimy robić badania molekularne, bo one w Ukrainie nigdy nie były robione. Na dodatek w różnych miejscach tego kraju poziom opieki onkologicznej jest bardzo różny. Pomogło nam sporo osób prywatnych i organizacje pacjenckie, a także firmy. Wśród firm musimy wyróżnić choćby firmę Bristol Myers Squibb, ponieważ ona pomogła instytutowi może nie bezpośrednio, ale poprzez granty dla organizacji pacjenckich. Mogliśmy zatrudnić tłumacza. Dzięki temu mamy bardzo ważne wsparcie, możemy się szybko porozumieć i przesłać dokumenty. Poza tym jest to tłumacz, który zna język medyczny, a mamy również osobę, która jest nawet wykształcona ponadstandardowo – jest psychologiem, psychiatrą – i pracuje oraz pomaga w kontaktach z ukraińskimi pacjentami. Wsparcie psychologiczne jest bardzo ważne dla uciekinierów znajdujących się w totalnie obcej sytuacji. W tej chwili jest około 30 osób w Narodowym Instytucie Onkologii, które są w trakcie terapii onkologicznej. Są oczywiście inne środki w Polsce. Z tego, co wiem, to również tamte ośrodki na miarę swoich możliwości starają się przyjąć i leczyć pacjentów z Ukrainy – przedstawia sytuację prof. dr hab. n. med. Piotr Rutkowski z Narodowego Instytutu Onkologii – Państwowego Instytutu Badawczego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.
– Jestem leczony immunoterapią, według standardów, które do tej pory nigdy nie były stosowane w Ukrainie. Przyjeżdżam do instytutu tylko na podanie leku. Jestem zadowolony z poziomu terapii oraz opieki, jaką zostałem otoczony. U mnie leczenie wyglądało zupełnie inaczej, trzeba było płacić za dostęp do zabiegów. Mam nadzieję, że kiedy wrócę do ojczyzny, to się zmieni i będzie jak w Polsce. Jestem wdzięczny polskim lekarzom za opiekę – cieszy się Oleksii Shvam, pacjent, który trafił do Narodowego Instytutu Onkologii z Mariupola.
Zatrudnieni w instytucie ukraińscy specjaliści wspominają o wojnie, ale myślą cały czas o tym, co będzie w przyszłości. Dmytro Hyk zastanawia się, jak w przyszłości zabezpieczyć swoich rodaków w podstawową opiekę medyczną. A Dina Takhtashova ma zamiar zadbać o swoich rodaków pod względem psychiatrycznym. Spodziewają się, że to wszystko jeszcze potrwa... Zdają też sobie sprawę, że odbudowywanie kraju i tego, co było do tej pory, na pewno będzie wymagało wielu lat. Wiedzą też jednak, że to, co teraz zaczynają robić, będzie owocowało w przyszłości.
Tranzyt czy nowy dom?
Po trzech miesiącach wojny część Ukraińców zdecydowała się wrócić do kraju. Inni udali się z Polski do krajów docelowych w Europie i na całym świecie. Pozostali wiążą swoje losy z naszym krajem; decydują o tym geograficzna bliskość, podobieństwa kulturowe, a także wcześniejsza emigracja ekonomiczna, która spowodowała, że Ukraińcy mają tu bliskich i znajomych mogących być dla nich wsparciem. Znajdują tu pracę, także w Narodowym Instytucie Onkologii. Profesor Rutkowski bardzo dobrze ocenia współpracę z zatrudnionymi osobami z Ukrainy, część pielęgniarek może podnieść swoje kwalifikacje w instytucie. jest jednak sceptyczny co do wypełnienia luki w kadrze medycznej przez personel z Ukrainy.
Narodowy Fundusz Zdrowia przypomniał, że specustawa z 12 marca 2022 r. O pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa przyznaje prawo do świadczeń medycznych, refundacji leków i zaopatrzenia w wyroby medyczne obywatelom Ukrainy, którzy przybyli do Polski w związku z agresją Rosji, na analogicznych zasadach, jakie przysługują ubezpieczonym. Ponadto przyznaje prawo do świadczeń medycznych udzielanych przez świadczeniodawców, na podstawie umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej, oraz przez apteki, na podstawie umów na realizację recept, zawartych z Narodowym Funduszem Zdrowia. Uprawnienia dotyczą osób, które przybyły do Polski od 24 lutego 2022 roku, w tym dzieci urodzonych już w Polsce.
– Proszę pamiętać, że nowotwory nie znają granic. To nie jest tak, że ktoś, kto zachorował w Ukrainie, będzie miał w Polsce gorszy standard. Nie ma – i na szczęście nasze ministerstwo to finansuje. Będzie miał leczenie na tym samym poziomie i w takim samym zakresie, co polscy pacjenci. A jednocześnie nie jest tak, że ukraińscy pacjenci zajmują miejsca polskim pacjentom, bo oni wchodzą do tej samej kolejki i są tak samo leczeni – zauważa profesor Rutkowski.