OZZL: dyrektor Centrum Onkologii w Bydgoszczy jest ofiarą cynizmu rządzących
Redaktor: Aleksandra Lang
Data: 23.01.2013
Źródło: ZK OZZL, AL
Działy:
Poinformowano nas
Aktualności
Reakcja władz publicznych i NFZ na ograniczenie przez dyrektora Centrum Onkologii w Bydgoszczy liczby przyjmowanych pacjentów do limitów miesięcznych wyznaczonych przez NFZ obnaża przewrotność i cynizm rządzących, którzy nieustannie zrzucają winę za swoje błędy na innych – czytamy w oświadczeniu ZK OZZL.
Jednocześnie – pisze Krzysztof Bukiel, przewodniczący ZK OZZL - jest to dowód na to, że bez rezygnacji z administracyjnego limitowania świadczeń, czyli bez zrównoważenia nakładów publicznych z zakresem bezpłatnych świadczeń gwarantowanych – żadne działania, ani nadzwyczajne umiejętności menedżerskie nie poprawią dostępności chorych do leczenia.
W ostatnich miesiącach (i latach) przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia, politycy partii rządzących, oraz kolejni prezesi NFZ przekonywali społeczeństwo, że tzw. nadlimity, jakie wykazują poszczególne szpitale oraz ograniczanie przyjmowania chorych w ostatnich miesiącach roku wynika wyłącznie z niegospodarności dyrektorów szpitali, którzy nie potrafią „zarządzać” przyznanymi limitami. Jednocześnie pouczano publicznie dyrektorów szpitali, że powinni oni dzielić przyznane roczne limity na 12 części i do takiej 1/12 dostosowywać miesięczne przyjęcia do szpitala.
Kiedy jednak dyrektor Centrum Onkologii w Bydgoszczy zastosował się do tych instrukcji, co musiało skutkować ograniczeniem ilości przyjmowanych pacjentów już w pierwszym miesiącu roku, został on publicznie skrytykowany przez przedstawicieli władz, a NFZ zapowiedział „szczególny nadzór” nad szpitalem.
Symptomatyczna była zwłaszcza wypowiedź wicemarszałka województwa kujawsko-pomorskiego, który stwierdził, że: „Dyrektor żadnej z jednostek służby zdrowia nie powinien ograniczać przyjęć chorych, przede wszystkim dlatego, że nie powinno się podejmować decyzji administracyjnej sprzecznej z zaleceniami lekarza, którzy orzekł potrzebę leczenia choroby nowotworowej, czyli ratowania zdrowia czy życia” (cytat za doniesieniami prasowymi).
Czyżby przedstawiciel partii rządzącej nie wiedział, że limitowanie świadczeń zdrowotnych czyli podejmowanie administracyjnych decyzji stojących – często – w sprzeczności z zaleceniami lekarza jest fundamentem obecnego systemu publicznej służby zdrowia w Polsce, bronionym przez rząd, bo bez niego system ten zawaliłby się niechybnie i szybko? Obawiamy się, że wiedział, a prezentowana wypowiedź jest jedynie cyniczną próbą przerzucenia winy za fatalne skutki decyzji rządu na innych; w tym przypadku – na dyrektorów szpitali, w innym - na lekarzy czy pielęgniarki.
W ostatnich miesiącach (i latach) przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia, politycy partii rządzących, oraz kolejni prezesi NFZ przekonywali społeczeństwo, że tzw. nadlimity, jakie wykazują poszczególne szpitale oraz ograniczanie przyjmowania chorych w ostatnich miesiącach roku wynika wyłącznie z niegospodarności dyrektorów szpitali, którzy nie potrafią „zarządzać” przyznanymi limitami. Jednocześnie pouczano publicznie dyrektorów szpitali, że powinni oni dzielić przyznane roczne limity na 12 części i do takiej 1/12 dostosowywać miesięczne przyjęcia do szpitala.
Kiedy jednak dyrektor Centrum Onkologii w Bydgoszczy zastosował się do tych instrukcji, co musiało skutkować ograniczeniem ilości przyjmowanych pacjentów już w pierwszym miesiącu roku, został on publicznie skrytykowany przez przedstawicieli władz, a NFZ zapowiedział „szczególny nadzór” nad szpitalem.
Symptomatyczna była zwłaszcza wypowiedź wicemarszałka województwa kujawsko-pomorskiego, który stwierdził, że: „Dyrektor żadnej z jednostek służby zdrowia nie powinien ograniczać przyjęć chorych, przede wszystkim dlatego, że nie powinno się podejmować decyzji administracyjnej sprzecznej z zaleceniami lekarza, którzy orzekł potrzebę leczenia choroby nowotworowej, czyli ratowania zdrowia czy życia” (cytat za doniesieniami prasowymi).
Czyżby przedstawiciel partii rządzącej nie wiedział, że limitowanie świadczeń zdrowotnych czyli podejmowanie administracyjnych decyzji stojących – często – w sprzeczności z zaleceniami lekarza jest fundamentem obecnego systemu publicznej służby zdrowia w Polsce, bronionym przez rząd, bo bez niego system ten zawaliłby się niechybnie i szybko? Obawiamy się, że wiedział, a prezentowana wypowiedź jest jedynie cyniczną próbą przerzucenia winy za fatalne skutki decyzji rządu na innych; w tym przypadku – na dyrektorów szpitali, w innym - na lekarzy czy pielęgniarki.