Państwowe rezydentury tylko w specjalizacjach deficytowych?
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 17.01.2019
Źródło: Krystian Lurka
Tagi: | Konstanty Radziwiłł, rezydentury, Mmmm |
- Ministerialne rezydentury powinny obowiązywać wyłącznie w specjalizacjach deficytowych. Nie ma żadnego powodu, by państwo finansowało inne specjalizacje. Dzięki temu pensje rezydentów deficytowych mogłyby być znacząco wyższe - przyznał Konstanty Radziwiłł, były minister zdrowia, podczas "Priorytetów 2019". Postanowiliśmy podjąć temat. Spytaliśmy o zdanie środowisko. Mamy komentarz Marcina Sobotki, przewodniczącego Porozumienia Rezydentów.
Konstanty Radziwiłł, były minister zdrowia:
- Niedługo minie dwadzieścia lat od czasu, gdy nowelizacją ustawy o zawodzie lekarza wprowadzono rezydenturę jako jeden z trybów specjalizowania się. Ustawodawca poprzez „państwowe stypendium” dla lekarzy specjalizantów starał się zachęcić większą liczbę absolwentów stażu podyplomowego do wchodzenia na ścieżkę specjalizacji. Mimo utrzymanej możliwości kształcenia się w ramach etatu lub na wolontariacie, z czasem rezydentura stała się dominującą formą specjalizowania się. Dziś dla każdego młodego lekarza oczywiste jest, że żadnej sensownej ścieżki kariery zawodowej w tym zawodzie nie da się zaplanować bez zrobienia specjalizacji. Pytanie, czy się specjalizować, lekarze zastąpili innym - jaką specjalizację wybrać.
Duża część młodych lekarzy w swoich wyborach kieruje się atrakcyjnością poszczególnych specjalizacji mierzoną obszernością koniecznej do opanowania wiedzy, obciążeniem pracą, koniecznością dyżurowania, a także oczywiście atrakcyjnością finansową. Niewiele ma to wspólnego z rzeczywistym zapotrzebowaniem systemu służby zdrowia na specjalistów w poszczególnych dziedzinach. W efekcie specjalności atrakcyjne w oczach młodych lekarzy są nieustannie oblężone (często grubo ponad dziesięć osób chętnych na jedno miejsce rezydenckie), zaś na te najbardziej deficytowe z punktu widzenia rzeczywistych potrzeb systemu czasem nie ma w ogóle chętnych. Po raz pierwszy przed jesiennym naborem na specjalizacje w 2017 roku minister zdrowia wprowadził (nie bez oporu środowiska młodych lekarzy) znaczne zróżnicowanie wynagrodzeń w różnych dziedzinach medycyny i okazało się, że już perspektywa różnicy około tysiąca złotych miesięcznie wystarczyła, aby większa liczba osób zaczęła wybierać medycynę rodzinną, internę, pediatrię czy chirurgię ogólną. Z punktu widzenia interesu państwa nie ma wątpliwości, że tę politykę należy kontynuować.
Jednak warto zadać sobie pytanie, czemu w ogóle ma służyć system rezydencki, skoro i tak przytłaczająca liczba lekarzy chce się specjalizować. Czemu służy sytuacja, gdy minister zdrowia jest de facto pracodawcą większości młodych lekarzy? I, wobec tego, czy nie warto, aby minister finansował specjalizowanie się jedynie w wybranych, deficytowych dziedzinach?
Marcin Sobotka, przewodniczący Porozumienia Rezydentów:
- Pan minister Radziwiłł mija się z prawdą co do przyczyny wprowadzenia rezydentur. Jako jedna z form kształcenia podyplomowego lekarzy stanowiła część składową reformy systemu kształcenia. Nie pojawiła się jako stypendium, ani zachęta do odbywania specjalizacji. Była to forma przejścia ze specjalizacji dwustopniowych na jednostopniowe. Było to wymuszone tym, że do czasu tej reformy duża część lekarzy kończyła specjalizację na pierwszym stopniu. Szkolenia w specjalizacji jednostopniowej poprawiały jakość kształcenia, ponieważ były dłuższe, a ponadto gruntownie zmieniono programy nauczania. Lekarze zawsze chcieli się specjalizować, bo w Polsce pacjenci chcą się leczyć u specjalistów. Nastąpił też nowy podział na specjalizacje podstawowe i szczegółowe. Wyodrębnione również nowe specjalizacje. To wszystko spowodowało uatrakcyjnienie procesu szkolenia, poprawę jego jakości, a także finansowania. To dlatego system rezydencki stał się najbardziej popularny. Wiązało się to też z tym, że specjalizowanie się z etatu obciążało bezpośrednio szpitale, a system rezydencki bezpośrednio budżet państwa.
Szpitale, mogąc w inny sposób pozyskać lekarzy, zaczęły stopniowo wycofywać się z finansowania specjalizacji z etatu. Miała na to również wpływ ich coraz gorsza kondycja finansowa. Każdy pracownik, wybierając swoją ścieżkę kariery, patrzy na wszystkie aspekty swojej przyszłej pracy, więc dlaczego ministra Radziwiłła dziwi to, że lekarze też tak robią? Oczywiście, że patrzą na aspekt finansowy, warunki pracy i zakres materiału, jaki muszą opanować, ucząc się danej specjalności. To jest całkowicie normalne zachowanie i rolą państwa jest stworzyć takie warunki w specjalnościach deficytowych, żeby młodzi lekarze je wybierali. Jedynym sposobem, na jaki wpadł resort, to były zachęty finansowe w wysokości 600 zł miesięcznie. Każdy lekarz patrzy nie na najbliższe cztery czy pięć lat pracy jako lekarz rezydent, ale na cała swoją karierę i wie, że będzie pracował w zawodzie około 40 lat. Zachęta w postaci 600 zł nie jest żadną zachętą.
Kolejny raz zastanawia mnie zdziwienie pana ministra Radziwiłła, że nadal nie ma chętnych na te specjalności.
Młodzi lekarze nigdy nie zgłaszali sprzeciwu wobec podziału na specjalizacje deficytowe i niedeficytowe, bo uważamy, że Ministerstwo Zdrowia ma prawo kształtować politykę kadrową dowolnie i powinno mieć dowolność w zachęcaniu lekarzy do wyboru specjalności deficytowych, jeśli uważa, że to zapewni bezpieczeństwo zdrowotne społeczeństwa. Absurdalnym pomysłem jest twierdzenie, że resort powinien finansować tylko specjalizacje deficytowe. Patrząc na sytuację kadrową w systemie opieki zdrowotnej, większość z 77 specjalizacji należy uznać za deficytowe. A nie te, które pan minister Radziwiłł postanowił dofinansować. Każdy pacjent uważa swoją chorobę za najważniejszą i chce być leczony przez specjalistów w tej dziedzinie. Czy Ministerstwo Zdrowia zapewniło darmowy dostęp pacjentom do opieki endokrynologa w Opolu? Nie. Czy należy więc uznać tę specjalizację dla tych pacjentów za deficytową? Jak najbardziej.
My jako Porozumienie Rezydentów jesteśmy otwarci na dyskusję o każdym nowym systemie odbywania specjalizacji, ale musimy rozmawiać o konkretnych, a przede wszystkim kompleksowych rozwiązaniach, a nie o pomysłach, jak zaoszczędzić parę groszy kosztem młodych lekarzy i pacjentów, którzy stracą dostęp do lekarzy.
Wkrótce opublikujemy więcej komentarzy w tej sprawie.
Przeczytaj także: "Za wypoczynek po dyżurze będą pieniądze dla rezydentów. Ale nie dla specjalistów" i "Nowe rozdanie, czyli co z rezydenturami".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
- Niedługo minie dwadzieścia lat od czasu, gdy nowelizacją ustawy o zawodzie lekarza wprowadzono rezydenturę jako jeden z trybów specjalizowania się. Ustawodawca poprzez „państwowe stypendium” dla lekarzy specjalizantów starał się zachęcić większą liczbę absolwentów stażu podyplomowego do wchodzenia na ścieżkę specjalizacji. Mimo utrzymanej możliwości kształcenia się w ramach etatu lub na wolontariacie, z czasem rezydentura stała się dominującą formą specjalizowania się. Dziś dla każdego młodego lekarza oczywiste jest, że żadnej sensownej ścieżki kariery zawodowej w tym zawodzie nie da się zaplanować bez zrobienia specjalizacji. Pytanie, czy się specjalizować, lekarze zastąpili innym - jaką specjalizację wybrać.
Duża część młodych lekarzy w swoich wyborach kieruje się atrakcyjnością poszczególnych specjalizacji mierzoną obszernością koniecznej do opanowania wiedzy, obciążeniem pracą, koniecznością dyżurowania, a także oczywiście atrakcyjnością finansową. Niewiele ma to wspólnego z rzeczywistym zapotrzebowaniem systemu służby zdrowia na specjalistów w poszczególnych dziedzinach. W efekcie specjalności atrakcyjne w oczach młodych lekarzy są nieustannie oblężone (często grubo ponad dziesięć osób chętnych na jedno miejsce rezydenckie), zaś na te najbardziej deficytowe z punktu widzenia rzeczywistych potrzeb systemu czasem nie ma w ogóle chętnych. Po raz pierwszy przed jesiennym naborem na specjalizacje w 2017 roku minister zdrowia wprowadził (nie bez oporu środowiska młodych lekarzy) znaczne zróżnicowanie wynagrodzeń w różnych dziedzinach medycyny i okazało się, że już perspektywa różnicy około tysiąca złotych miesięcznie wystarczyła, aby większa liczba osób zaczęła wybierać medycynę rodzinną, internę, pediatrię czy chirurgię ogólną. Z punktu widzenia interesu państwa nie ma wątpliwości, że tę politykę należy kontynuować.
Jednak warto zadać sobie pytanie, czemu w ogóle ma służyć system rezydencki, skoro i tak przytłaczająca liczba lekarzy chce się specjalizować. Czemu służy sytuacja, gdy minister zdrowia jest de facto pracodawcą większości młodych lekarzy? I, wobec tego, czy nie warto, aby minister finansował specjalizowanie się jedynie w wybranych, deficytowych dziedzinach?
Marcin Sobotka, przewodniczący Porozumienia Rezydentów:
- Pan minister Radziwiłł mija się z prawdą co do przyczyny wprowadzenia rezydentur. Jako jedna z form kształcenia podyplomowego lekarzy stanowiła część składową reformy systemu kształcenia. Nie pojawiła się jako stypendium, ani zachęta do odbywania specjalizacji. Była to forma przejścia ze specjalizacji dwustopniowych na jednostopniowe. Było to wymuszone tym, że do czasu tej reformy duża część lekarzy kończyła specjalizację na pierwszym stopniu. Szkolenia w specjalizacji jednostopniowej poprawiały jakość kształcenia, ponieważ były dłuższe, a ponadto gruntownie zmieniono programy nauczania. Lekarze zawsze chcieli się specjalizować, bo w Polsce pacjenci chcą się leczyć u specjalistów. Nastąpił też nowy podział na specjalizacje podstawowe i szczegółowe. Wyodrębnione również nowe specjalizacje. To wszystko spowodowało uatrakcyjnienie procesu szkolenia, poprawę jego jakości, a także finansowania. To dlatego system rezydencki stał się najbardziej popularny. Wiązało się to też z tym, że specjalizowanie się z etatu obciążało bezpośrednio szpitale, a system rezydencki bezpośrednio budżet państwa.
Szpitale, mogąc w inny sposób pozyskać lekarzy, zaczęły stopniowo wycofywać się z finansowania specjalizacji z etatu. Miała na to również wpływ ich coraz gorsza kondycja finansowa. Każdy pracownik, wybierając swoją ścieżkę kariery, patrzy na wszystkie aspekty swojej przyszłej pracy, więc dlaczego ministra Radziwiłła dziwi to, że lekarze też tak robią? Oczywiście, że patrzą na aspekt finansowy, warunki pracy i zakres materiału, jaki muszą opanować, ucząc się danej specjalności. To jest całkowicie normalne zachowanie i rolą państwa jest stworzyć takie warunki w specjalnościach deficytowych, żeby młodzi lekarze je wybierali. Jedynym sposobem, na jaki wpadł resort, to były zachęty finansowe w wysokości 600 zł miesięcznie. Każdy lekarz patrzy nie na najbliższe cztery czy pięć lat pracy jako lekarz rezydent, ale na cała swoją karierę i wie, że będzie pracował w zawodzie około 40 lat. Zachęta w postaci 600 zł nie jest żadną zachętą.
Kolejny raz zastanawia mnie zdziwienie pana ministra Radziwiłła, że nadal nie ma chętnych na te specjalności.
Młodzi lekarze nigdy nie zgłaszali sprzeciwu wobec podziału na specjalizacje deficytowe i niedeficytowe, bo uważamy, że Ministerstwo Zdrowia ma prawo kształtować politykę kadrową dowolnie i powinno mieć dowolność w zachęcaniu lekarzy do wyboru specjalności deficytowych, jeśli uważa, że to zapewni bezpieczeństwo zdrowotne społeczeństwa. Absurdalnym pomysłem jest twierdzenie, że resort powinien finansować tylko specjalizacje deficytowe. Patrząc na sytuację kadrową w systemie opieki zdrowotnej, większość z 77 specjalizacji należy uznać za deficytowe. A nie te, które pan minister Radziwiłł postanowił dofinansować. Każdy pacjent uważa swoją chorobę za najważniejszą i chce być leczony przez specjalistów w tej dziedzinie. Czy Ministerstwo Zdrowia zapewniło darmowy dostęp pacjentom do opieki endokrynologa w Opolu? Nie. Czy należy więc uznać tę specjalizację dla tych pacjentów za deficytową? Jak najbardziej.
My jako Porozumienie Rezydentów jesteśmy otwarci na dyskusję o każdym nowym systemie odbywania specjalizacji, ale musimy rozmawiać o konkretnych, a przede wszystkim kompleksowych rozwiązaniach, a nie o pomysłach, jak zaoszczędzić parę groszy kosztem młodych lekarzy i pacjentów, którzy stracą dostęp do lekarzy.
Wkrótce opublikujemy więcej komentarzy w tej sprawie.
Przeczytaj także: "Za wypoczynek po dyżurze będą pieniądze dla rezydentów. Ale nie dla specjalistów" i "Nowe rozdanie, czyli co z rezydenturami".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.