Po zamachach: „plan biały” w paryskich szpitalach
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 16.11.2015
Źródło: BL, Gazeta Wyborcza
Tagi: | Francja, zamach w Paryżu |
W pięciu największych szpitalach francuskiej stolicy po zamachach ogłoszono "plan biały", czyli pełną mobilizację zespołów. Do pracy lekarzy i pielęgniarki ściągano nawet z domów.
- Doktor Patrick Pelloux w podobnej sytuacji był już wcześniej. Lekarz specjalista od nagłych wypadków i intensywnej terapii 7 stycznia 2015 r. razem z pierwszymi załogami pogotowia przybył do zaatakowanej przez islamistów redakcji magazynu satyrycznego "Charlie Hebdo", by nieść pomoc rannym. To nie byli dla niego obcy ludzie, bo Pelloux w "Charlie Hebdo" często pisał o służbie zdrowia – pisze „Gazeta Wyborcza”.
Nocą w piątek 13 listopada był przed opanowanym przez terrorystów klubem Bataclan, gdzie od kul zginęło 89 osób. - To, co zobaczyliśmy na miejscu, zmieniło nas na zawsze - mówił dziennikarzom.
"Masakra", "krwawa łaźnia", "koszmar" - to słowa, po które paryscy lekarze, opisując tamtą noc, sięgają najczęściej. Wcześniej lekarze w izbach przyjęć w paryskich szpitalach co najwyżej ratowali życie ofiarom wypadków samochodowych, ze złamaniami, urazami kręgosłupa. W nocy z piątku na sobotę chirurdzy czuli się, jakby przeniesiono ich do szpitali wojskowych przy froncie. W pięciu największych szpitalach stolicy Francji ogłoszono "plan biały", czyli pełną mobilizację zespołów. Do pracy lekarzy i pielęgniarki ściągano nawet z domów. Liczbę rannych oszacowano na 300 osób.
Jak podaje dziennik w szpitalu Pitié-Salpetriere odległym o kilka kilometrów od Bataclan w piątkowy wieczór pracowało 15 osób. Po ogłoszeniu alarmu personel błyskawicznie zwiększył się ponadpięciokrotnie. - Jeśli chodzi o mobilizację ludzi, to pobiliśmy rekord. Potem pracowaliśmy w tak zgrany sposób jak załoga okrętu podwodnego - mówi Mathieux Raux, kierownik izby przyjęć w szpitalu. Karetki przywiozły pierwszych rannych z zaatakowanych restauracji w 11. dzielnicy po godz. 23. W nocy z klubu przywieziono 52 rannych, głównie młodych ludzi. Lekarze najpierw musieli oddzielić lżej rannych od tych, którzy musieli być natychmiast operowani. Chirurdzy pracowali przez całą noc w dziesięciu salach operacyjnych. - Wiele osób miało obrażenia zagrażające życiu - mówi Raux.
Gdy lekarze usuwali z ciał pociski i walczyli z krwotokami, przed szpitalami ustawiały się tłumy ludzi chcących się dowiedzieć czegokolwiek o losie bliskich.
Nocą w piątek 13 listopada był przed opanowanym przez terrorystów klubem Bataclan, gdzie od kul zginęło 89 osób. - To, co zobaczyliśmy na miejscu, zmieniło nas na zawsze - mówił dziennikarzom.
"Masakra", "krwawa łaźnia", "koszmar" - to słowa, po które paryscy lekarze, opisując tamtą noc, sięgają najczęściej. Wcześniej lekarze w izbach przyjęć w paryskich szpitalach co najwyżej ratowali życie ofiarom wypadków samochodowych, ze złamaniami, urazami kręgosłupa. W nocy z piątku na sobotę chirurdzy czuli się, jakby przeniesiono ich do szpitali wojskowych przy froncie. W pięciu największych szpitalach stolicy Francji ogłoszono "plan biały", czyli pełną mobilizację zespołów. Do pracy lekarzy i pielęgniarki ściągano nawet z domów. Liczbę rannych oszacowano na 300 osób.
Jak podaje dziennik w szpitalu Pitié-Salpetriere odległym o kilka kilometrów od Bataclan w piątkowy wieczór pracowało 15 osób. Po ogłoszeniu alarmu personel błyskawicznie zwiększył się ponadpięciokrotnie. - Jeśli chodzi o mobilizację ludzi, to pobiliśmy rekord. Potem pracowaliśmy w tak zgrany sposób jak załoga okrętu podwodnego - mówi Mathieux Raux, kierownik izby przyjęć w szpitalu. Karetki przywiozły pierwszych rannych z zaatakowanych restauracji w 11. dzielnicy po godz. 23. W nocy z klubu przywieziono 52 rannych, głównie młodych ludzi. Lekarze najpierw musieli oddzielić lżej rannych od tych, którzy musieli być natychmiast operowani. Chirurdzy pracowali przez całą noc w dziesięciu salach operacyjnych. - Wiele osób miało obrażenia zagrażające życiu - mówi Raux.
Gdy lekarze usuwali z ciał pociski i walczyli z krwotokami, przed szpitalami ustawiały się tłumy ludzi chcących się dowiedzieć czegokolwiek o losie bliskich.