Polityka szczepienna państwa – na jakie zmiany jeszcze czekamy?
Zdaniem ekspertów system szczepień w Polsce ulega poprawie, choć nadal jest chaotyczny i wymaga uporządkowania. Mamy coraz lepiej działające programy szczepień, w tym przeciwko HPV, a także program B.40 profilaktyki zakażeń RSV, ale tylko w grupach zwiększonego ryzyka. O tym, jakie zmiany pojawiły się ostatnio w polityce szczepiennej państwa, co działa dobrze, a co wymaga poprawy, dyskutowali paneliści podczas konferencji Wizja Zdrowia – Diagnoza i Przyszłość.
8 października w debacie pod tytuł „Polityka szczepienna państwa” uczestniczyli:
- Michał Dzięgielewski, dyrektor Departamentu Lecznictwa Ministerstwa Zdrowia,
- dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego oraz dyrektor Instytutu
Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego, - dr n. med. Paweł Grzesiowski, główny inspektor sanitarny,
- prof. dr hab. n. med. Teresa Jackowska, kierownik Kliniki Pediatrii Centrum Medycznego Kształcenia
Podyplomowego, ordynator Klinicznego Oddziału Pediatrycznego Szpitala Bielańskiego w Warszawie,
prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, - dr hab. n. med. Agnieszka Mastalerz-Migas, prof. UMW, kierownik Katedry i Zakładu Medycyny Rodzinnej
Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej, konsultant krajowa
w dziedzinie medycyny rodzinnej, - prof. dr hab. n. med. Jan Mazela, kierownik Oddziału Neonatologicznego Ginekologiczno-Położniczego Szpitala
Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej, - dr hab. n. med. Andrzej Nowakowski, prof. NIO–PIB, kierownik Poradni Profilaktyki Raka Szyjki Macicy w Zakładzie
Profilaktyki Nowotworów Narodowego Instytutu Onkologii im. M. Skłodowskiej-Curie – Państwowego Instytutu
Badawczego w Warszawie, - Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej „Farmacja Polska”,
- dr n. med. Rafał Staszewski, który 8 października był prezesem Agencji Badań Medycznych.
Moderował Bartosz Kwiatek.
Od lewej: Bartosz Kwiatek, Andrzej Nowakowski, Małgorzata Gałązka-Sobotak, Teresa Jackowska, Agnieszka Mastalerz-Migas, Rafał Staszewski i Irena Rej
Wraz ze zmianą por roku, zwłaszcza jesienią, zwiększa się zakaźność syncytialnego wirusa nabłonka oddechowego (respiratory syncytial virus – RSV), który odpowiada za ok. 70 proc. infekcji dolnych dróg oddechowych u niemowląt poniżej 1. roku życia. To wirus bardzo groźny dla małych dzieci – cztery razy bardziej zakaźny od wirusa grypy, który może być przyczyną ciężkich infekcji. Jak dotąd w Polsce ochroną przed RSV objęte są jedynie wcześniaki i dzieci z grup ryzyka. Wiele krajów Europy, i nie tylko, chroni wszystkie najmłodsze dzieci za pomocą nowego 1-dawkowego przeciwciała monoklonalnego, ponieważ RSV może się zarazić każdy niemowlak, także spoza grupy ryzyka, i też może wymagać leczenia na oddziale intensywnej terapii.
Prf. dr hab. Teresa Jackowska, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, kierownik Kliniki Pediatrii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego oraz ordynator Klinicznego Oddziału Pediatrycznego Szpitala Bielańskiego w Warszawie, wraz z Polskim Towarzystwem Pediatrycznym, w ścisłej współpracy z ekspertami w dziedzinie neonatologii, medycyny rodzinnej i wakcynologii, opracowała program „Jednokrotne uodpornienie bierne przeciwciałem monoklonalnym w zakresie profilaktyki zakażeń dolnych dróg oddechowych spowodowanych wirusem RS na lata 2025–2030”. Jego głównym celem jest eliminacja ryzyka hospitalizacji z powodu zakażenia RSV poprzez uodpornienie minimum 10 proc. populacji docelowej w latach 2025–2030. Program został złożony w Ministerstwie Zdrowia.
– Mamy dwie możliwości immunizacji przeciwko RSV: szczepienia kobiet w ciąży oraz profilaktykę bierną u noworodków, polegającą na podaniu immunoglobulin. W Polsce u kilku, może 2 proc. dzieci z grup ryzyka podaje się w ramach programu lekowego dobrze działające przeciwciało – paliwizumab. Od 2 lat mamy natomiast nowe przeciwciało monoklonalne, nirsewimab, które wymaga podania tylko raz, a nie 5 razy, jak w przypadku paliwizumabu. Badania z wielu krajów, w tym z Hiszpanii, pokazały, że podanie jednorazowo przed sezonem przeciwciała monoklonalnego zmniejsza ryzyko ciężkiego przebiegu zakażeń RSV u dzieci w 1. roku życia o 80– 90 proc. – mówiła prof. Teresa Jackowska.
Dlaczego warto stosować taką profilaktykę?
Zdaniem ekspertki dlatego, że mamy bardzo duży odsetek dzieci hospitalizowanych z powodu RSV.
– Oczywiście, tak jak w przypadku grypy, zakażenie u niektórych niemowląt może przebiegać łagodnie, ale u niektórych kończy się niewydolnością krążeniowo-oddechową, pobytem na oddziale intensywnej opieki medycznej, a nawet zgonem. W związku z tym pojawia się pytanie, czy jeśli mamy coś nowego, co może uchronić dzieci przed hospitalizacją i ciężką chorobą, to czy nie warto tego zastosować. Pobyt niemowlaka w szpitalu to dodatkowy stres dla rodziców. Dlaczego nie skorzystać z tej możliwości? – pytała prof. Teresa Jackowska.
Terasa Jackowska
Coraz więcej zakażeń RSV
Prof. dr hab. n. med. Jan Mazela, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej i kierownik Oddziału Neonatologicznego Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, zwrócił uwagę na rosnącą liczbę zakażeń wirusem RSV.
– Dane epidemiologiczne wskazują, że po okresie pandemii liczba hospitalizacji z powodu zakażeń RSV u dzieci do 5. roku życia w sezonie 2022/2023 wynosiła ok. 20 tys. Oczywiście w czasie pandemii widać było obniżenie liczby hospitalizacji spowodowanych także różnymi innymi zakażeniami wirusowymi. Wiadomo, był lockdown, dzieci nie chodziły do przedszkoli ani do szkół. To, że teraz tych infekcji jest więcej, wiąże się z poprawą diagnostyki. Dostępne są szybkie testy wykonywane nie tylko w szpitalach, lecz także w gabinetach POZ. Mamy również zupełnie inny profil zakażeń RSV po pandemii – pojawiają się one wcześniej, w październiku, a nawet w sierpniu – komentował prof. Jan Mazela. W opinii eksperta wzrost liczby zakażeń przełożył się na obciążenie oddziałów szpitalnych i rosnące koszty hospitalizacji, które wyniosły ponad 120 mln zł. I jest to tylko koszt bezpośredni, nie uwzględnia on wydatków związanych z opieką nad dzieckiem, wyłączeniem rodziców z pracy czy kosztów leków ambulatoryjnych podawanych dzieciom, które jeszcze przez długi czas po zakażeniu borykają się z nadwrażliwością drzewa oskrzelowego i wymagają leków wziewnych.
– Połowa dzieci hospitalizowanych z powodu RSV jest w wieku do 6. miesiąca życia. Tylko 5 proc. stanowią dzieci z grupy wysokiego ryzyka, a pozostałe 95 proc. to wcześniej zupełnie zdrowe noworodki i niemowlęta, które nie powinny tak ciężko chorować. Niestety, choruje coraz więcej starszych dzieci, które również wymagają hospitalizacji. To jest nowa rzecz, za którą eksperci winią pandemię COVID-19, która zmieniła odpowiedź immunologiczną i być może anatomię i pewne procesy związane z receptorami znajdującymi się w drogach oddechowych – wyjaśnił prof. Jan Mazela.
Jaka jest najlepsza strategia profilaktyki zakażeń RSV?
Mając dowody na skuteczność profilaktyki immunoglobuliną, w wielu krajach wprowadzono już ochronę polegającą na podaniu przeciwciała monoklonalnego przed sezonem. Jedna dawka domięśniowa leku zapewnia ochronę w 95 proc. Znaczy to, że można przynajmniej o 80–90 proc. zmniejszyć liczbę hospitalizacji. Jak to się odbywa? Jak wyjaśnił prof. Jan Mazela, dzieciom, które rodzą się do września, podawane są przeciwciała monoklonalne razem z ostatnim szczepieniem, czyli we wrześniu. Natomiast noworodki urodzone od października do marca otrzymują je wraz ze szczepionką przeciwko WZW B przed wyjściem do domu ze szpitala, w którym przyszły na świat. W ten sposób wszystkie dzieci do 1. roku życia są zabezpieczone przed zakażeniem RSV.
– Zgodnie z projektem profilaktyki zdrowotnej opracowanym przez prof. Teresę Jackowską wraz z ekspertami medycznymi, profilaktyką RSV zostaną objęte wszystkie dzieci do 1. roku życia. Takie rozwiązanie pozwoliłoby zarazem chronić osoby starsze, które nie byłyby narażone na zarażenie przez małe dzieci. W ramach tego programu znalazłyby się też środki pozwalające na edukację rodziców i przekonanie ich, że taka profilaktyka ma sens – tłumaczył prof. Jan Mazela.
Jesteśmy potęgą w dostępności szczepień przeciwko HPV
Polska jako jeden z ostatnich krajów Unii Europejskiej wprowadziła program szczepień przeciwko HPV. Dobra wiadomość jest jednak taka, że w dużym tempie nadrabiamy zaległości, dzięki czemu mamy teraz najszybciej rozwijający się program w zakresie bezpłatnych szczepień przeciwko HPV.
Dr hab. n. med. Andrzej Nowakowski, prof. NIO-PIB, kierownik Poradni Profilaktyki Raka Szyjki Macicy w Zakładzie Profilaktyki Nowotworów Narodowego Instytutu Onkologii im. M. Skłodowskiej-Curie – Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie, mówił, że w swojej pracy codziennie spotyka się z konsekwencjami zakażenia HPV. Czasami są to wczesne stany, które można wyleczyć, ale zdarzają się też ludzkie dramaty, których dzięki szczepieniu można by uniknąć.
Andrzej Nowakowski
– Program szczepień przeciwko HPV obserwuję od lat. Zaczynaliśmy jako kraj, w którym szczepienia w ogóle nie były refundowane albo były refundowane tylko w lokalnych programach samorządowych. Teraz jesteśmy potęgą w dostępie do tych szczepień i wykonaliśmy ogromny progres. Pierwotnie program był realizowany w węższej grupie wiekowej. Obecnie jest to jeden z szerszych programów w Europie, skierowany do dzieci od 9. do 14. roku życia. Jeśli ktoś nie zdąży się zaszczepić na czas, jedna ze szczepionek jest dostępna nawet do 18. roku życia z pełną refundacją, co prawda na receptę. Również jedna z tych szczepionek jest dostępna z 50-procentową refundacją dla osób powyżej 18. roku życia, co – patrząc na inne programy na świecie – jest dosyć rzadkie. Niestety za tym progresem nie nadąża wyszczepialność, którą możemy śledzić w rejestrze w Centrum e-Zdrowia. Widzimy, że mamy blisko 30 proc. wyszczepienia w pierwszym roczniku wśród dziewcząt i nieco powyżej 20 proc. wśród chłopców – mówił prof. Andrzej Nowakowski.
Dzieci mogą się szczepić w szkołach
Od 1 września 2024 r. w powszechnym programie szczepień przeciwko HPV nastąpiły duże zmiany. Włączono do niego wszystkie poradnie POZ, ułatwiono też rozliczanie programu w przychodniach. Poza tym teraz z programu będą mogły skorzystać dzieci w szerszym przedziale wiekowym. Co bardzo ważne, umożliwiono młodym pacjentom zaszczepienie się w szkołach. Zdaniem ekspertów to poważny krok ku większej wyszczepialności.
Prof. Teresa Jackowska zaznaczyła, że rozmawiając z rodzicami, nie spotkała się z odmową szczepień. Poza tym większość z nich przyjęła możliwość zaszczepienia dzieci w szkołach z entuzjazmem. Niestety nie wszyscy.
– W niektórych szkołach dyrektorzy cieszą się, że rada rodziców nie wyraża zgody na szczepienia, ale wielu innych rodziców jest oburzonych. Za pozytywną akcją Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Edukacji, które realizują szczepienia przeciwko HPV w szkołach, pojawiły się listy antyszczepionkowców do rodziców wraz z formularzami o niewyrażeniu zgody na opiekę pielęgniarską dziecka. A to jest zagrożenie życia i zdrowia dziecka! Przecież w szkole mogą się wydarzyć różne rzeczy. Dostałam wzór takiego listu, który może świadczyć o tym, że chyba nie bardzo rozumiemy, co to znaczy zdrowie i życie dziecka – dodała ekspertka.
Szczepienia przeciwko HPV także dla osób spoza programu
– Dostępność szczepionek przeciwko HPV rzeczywiście bardzo istotnie wzrosła. Tym samym każdy pacjent, który zgłosi się do swojej placówki POZ, tam gdzie ma złożoną deklarację, i będzie chciał się zaszczepić, zostanie zaszczepiony. W przypadku osób nieobjętych programem konieczne będzie wykupienie w aptece na receptę szczepionki objętej refundacją lub pełnopłatnej i następnie udanie się do przychodni na szczepienie. Jest to wykonywane w ramach stawki kapitacyjnej przysługującej lekarzowi za opiekę nad pacjentem, w ramach opieki nad populacją. Patrząc na roczniki 2010 i 2011, których wyszczepialność wynosi 20–30 proc., widzimy, że program działa. To jest oczywiście nadal mniej, niżbyśmy chcieli osiągnąć, ale i tak mamy progres w stosunku do innych roczników, gdzie wyszczepienie kształtuje się na poziomie 5–10 proc. – mówiła dr hab. n. med. Agnieszka Mastalerz-Migas, prof. UMW, kierownik Katedry i Zakładu Medycyny Rodzinnej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej, konsultant krajowa w dziedzinie medycyny rodzinnej.
Ekspertka zwróciła uwagę, że nadal sporym problemem pozostaje sprawozdawczość dotycząca szczepień.
– Osoby przeprowadzające zalecane szczepienia ochronne są zobowiązane do zaraportowania wykonanego szczepienia wraz z informacją o kwalifikacji pacjenta w e-karcie szczepień. Niestety tak się nie dzieje, mimo że obowiązuje taki zapis prawny. I tutaj pojawia się rozziew między liczbą wystawionych recept a zgłoszeniami na platformie P1, który jest bardzo duży. Dlatego tak do końca nie wiemy, ilu pacjentów jest zaszczepionych. A to też stanowi wyzwanie dla naszego systemu ochrony zdrowia – komentowała.
Jak powinny być zorganizowane szczepienia?
– Im prostsze będzie zorganizowanie akcji szczepień i im prostsze będą zasady, tym łatwiej będzie nam nad wszystkim zapanować. Tymczasem u nas za każdym razem wdrażany jest inny mechanizm. Tak było zarówno w przypadku szczepień przeciwko COVID-19, jak i HPV. Również przeciwko grypie mamy szczepionki bezpłatne i z 50-procentową odpłatnością. Nie zadbaliśmy też o to, żeby pielęgniarka szkolna czy praktyki POZ mogła kwalifikować dzieci do szczepienia. Powinniśmy w związku z tym popracować nad takimi mechanizmami, które będą polegały tylko i wyłącznie na zmianie kalendarza, ale niekoniecznie na organizowaniu od nowa każdego szczepienia. Naszym marzeniem z panią prof. Agnieszką Mastalerz-Migas zawsze było stworzenie czegoś w rodzaju „dużego zespołu POZ”, w którego skład weszliby nie tylko lekarze, lecz także pielęgniarki, koordynatorzy, edukatorzy. Taki zespół mógłby nadzorować akcje szczepień i zarazem kontrolować, czy dane osoby są już zaszczepione czy nie – wyjaśnił Michał Dzięgielewski, dyrektor Departamentu Lecznictwa Ministerstwa Zdrowia.
Potrzebne jest usystematyzowanie szczepień
– W organizacji szczepień w Polsce panuje ogromny chaos, który należy uporządkować. My jako branża farmaceutyczna możemy służyć wsparciem. Na razie jednak nasze apele pozostają bez odzewu – mówiła Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej „Farmacja Polska”.
Irena Rej
– Dla przykładu – mamy pięknie wydany kalendarz szczepień, ale nie wiadomo, gdzie go można zdobyć. Materiały na temat szczepień gdzieś krążą, ale nie są powszechnie dostępne. Panuje też rozdźwięk w cenach szczepionek. Nie wszędzie są one dostępne. W związku z tym często otrzymujemy telefony od lekarzy, rodziców i innych osób, z pytaniem, gdzie można się zaszczepić. Jesteśmy krajem akcyjności – jak jest COVID-19, wszyscy chcą się szczepić przeciwko COVID-19. To samo z grypą czy teraz z krztuścem. Ale nie tędy droga. Kiedy miały ruszyć szczepienia przeciwko HPV, zaproponowaliśmy, żeby były organizowane w szkołach. Ministerstwo Zdrowia mówiło nam wówczas, że jest to absolutnie nierealne. Na szczęście później zmieniło zdanie. Poza tym nie może być tak, że niektóre pielęgniarki nie mają prawa do szczepienia przeciwko HPV. Kiedyś mogły szczepić, a teraz muszą ukończyć dodatkowe 3-miesięczne kursy! Mówiąc o szczepieniach, upomnę się też o grupę ludzi w wieku 65 plus. Daliśmy im mnóstwo leków bezpłatnych, które mogliby sobie kupić, natomiast nie zadbaliśmy o to, żeby zapewnić im bezpłatne szczepionki, na które ich nie stać – komentowała Irena Rej.
Badania profilaktyczne razem z kalendarzem szczepień
Swoje pomysły na uporządkowanie systemu szczepień przedstawiła również dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego oraz dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.
– Nasz system szczepień wprawdzie się poprawia, ale brakuje jeszcze kilku rozwiązań, aby był realizowany sprawniej. Podstawowym narzędziem, które pomogłoby uporządkować wiedzę obywateli, a zarazem usprawniło proces zarządzania zdrowiem swoim i swoich dzieci oparty na szczepieniach, byłby e-kalendarz szczepień obowiązkowych i zalecanych, który każdy powinien mieć w swoim IKP lub w przypadku dzieci w IKP rodzica/opiekuna. Pomocne mogłyby być alerty przypominające, że np. rozpoczyna się jesień i jest czas na szczepienie przeciwko grypie. Żyjemy w gigantycznym tempie i nie zawsze niezaszczepienie się jest kwestią naszego wyboru, negatywnego nastawienia czy ulegania ruchom antyszczepionkowym. Docelowo e-kalendarz szczepień powinien stanowić integralny element e-kalendarza profilaktyki, w którym wraz z wiekiem pacjenta pojawiałyby się terminy niezbędnych badań profilaktycznych, a także materiały edukacyjne wzmacniające kompetencje zdrowotne oparte na evidence-based medicine – proponowała.
Jak dodała ekspertka, mimo że nasz system jest chwalony w Europie za wysokie tempo ucyfrowienia, brakuje nam zdolności do wykorzystania potencjału narzędzi, którymi dysponujemy, np. IKP, gdzie powinien się znaleźć indywidualny plan profilaktyki. Powinniśmy też docenić to, jak ogromny wpływ na finalny efekt interwencji w zdrowiu ma nie tylko zrefundowanie szczepionki, lecz także dobra logistyka, czyli realna dostępność szczepionki w gabinecie lekarskim czy w aptece. Stąd potrzeba wzmacniania sprawności sanepidu i zmniejszenia obciążeń biurokratycznych nałożonych na profesjonalistów medycznych. Poza tym potrzebujemy kilku korekt w sferze organizacyjnej, które pozwolą skupić się na organicznej pracy nad postawami. To wymaga edukacji, która powinna się zaczynać już od szkoły rodzenia i trwać przez całe życie obywatela. Należy ją skierować do wszystkich grup wiekowych, bo może to właśnie babcie i dziadkowie przekonają swoje dzieci, żeby zaszczepiły kolejne pokolenie w rodzinie.
Brakuje edukacji zdrowotnej
– Myślę, że w obszarze szczepień bardzo wiele dobrego wydarzyło się w ostatnim czasie, ale nadal brakuje nam jednolitej i spójnej strategii w skali państwa, w zakresie organizacyjnym, finansowym i edukacyjnym – podkreślił dr n. med. Rafał Staszewski.
Od lewej: Agnieszka Mastalerz-Migas i Rafał Staszewski
– W konsekwencji jesteśmy krajem o bardzo niskim poziomie wyszczepienia. Nie mówię o szczepieniach obowiązkowych, które są realizowane dobrze, ale o szczepieniach dobrowolnych, zalecanych, jak również o szczepieniach seniorów. Mamy w większości skomplikowany system, pacjenci nie wiedzą, jakie szczepienia są refundowane. Trzeba się zgłosić po receptę, pójść do apteki, powrócić do lekarza. To nie zachęca do aktywnej postawy. Nawet w przypadku grypy, gdzie można się zaszczepić w aptece, odsetek osób, które to zrobiły, jest jednym z najniższych w Europie. A są kraje, gdzie sięga on 60–75 proc. – dodał.
– Powinniśmy lepiej wykorzystać bardzo duże w stosunku do innych krajów zaufanie do środowiska lekarskiego, pielęgniarskiego i innych zawodów medycznych. Dlatego każde spotkanie pacjenta czy rodzica z lekarzem, pielęgniarką, położną powinno mieć w sobie podstawowy komponent informacji o szczepieniach. Ta informacja musi także rozwiewać wątpliwości pacjentów wywołane między innymi przez media społecznościowe. Mamy też zawód profilaktyka – osoby, która powinna się zająć edukacją zdrowotną. Ale jest to zawód praktycznie martwy. Liczymy, że sytuacja trochę się poprawi po wprowadzeniu przedmiotu edukacja zdrowotna w szkołach. Pozostaje pytanie, jak edukować środowisko medyczne. Na pewno już na etapie studiów, ale też w szkoleniu ustawicznym, budując przy tym umiejętności społeczne związane z rozmową o szczepieniach. Ostatnio zrobiłem rozeznanie w jednym z dużych szpitali w Polsce w zakresie odsetka personelu medycznego zaszczepionego przeciwko grypie. Mimo że szczepienia były na miejscu i były bezpłatne, skorzystało z nich zaledwie 15 proc. pracowników! Taki wynik jest dla mnie zaskakujący. Nie do końca rozumiem, z czego wynika ten opór samego środowiska medycznego – zastanawiał się dr Rafał Staszewski.
Przepisy regulujące szczepienia wymagają modyfikacji
Główny inspektor sanitarny dr n. med. Paweł Grzesiowski wyjaśnił, powołując się na aktualne przepisy, że osobą, która kreuje w Polsce politykę szczepień, jest minister zdrowia. To on kupuje szczepionki do przeprowadzania zarówno szczepień obowiązkowych, jak i zalecanych.
– Myślę, że wszyscy jesteśmy bardzo zadowoleni z faktu, że minister zdrowia w drodze obwieszczenia rozszerzył wykaz zalecanych szczepień finansowanych ze środków publicznych na szczepienie kobiet w ciąży przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi. W tej chwili trwa fala wyrównawcza zachorowań na krztusiec, a szczepiąc kobietę w ciąży, osiągamy również protekcję noworodka i niemowlęcia przed najcięższą postacią krztuśca z encefalopatią, czyli osiągamy dwa cele, szczepiąc jedną osobę jedną dawką. Niestety problemem jest fakt, że w ustawie nie są wymienione produkty immunoaktywne inne niż szczepionki. Tutaj widzę problem i konieczność zmiany zapisów ustawy, w sytuacji gdybyśmy chcieli wprowadzić przeciwciała monoklonalne jako standard ochrony niemowląt przed RSV czy w przyszłości przed innymi chorobami. Mamy co prawda w obowiązkowym kalendarzu szczepień opcję podawania immunoglobuliny przeciwko tężcowi w profilaktyce poekspozycyjnej, ale to jest wyjątek – mówił ekspert.