Prof. Adam Maciejczyk: Nakłady na onkologię powinny być o 20 procent większe

Udostępnij:
Nakłady na onkologię powinny być 20 procent większe niż obecnie. Ale pod warunkiem monitorowania ich wydatkowania. Za dużo jednostek ma prawo do leczenia onkologicznego, w szczególności chirurgicznego. 2648 podmiotów ma kontrakt onkologiczny z NFZ a realnie leczy 20-30 szpitali - mówi prof. Adam Maciejczyk z Dolnośląskiego Centrum Onkologii, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.
Onkolodzy alarmują, że polski system ochrony zdrowia nie poradzi sobie z rosnącą liczbą osób chorujących na nowotwory. Czego brakuje?
- Problemy, które mamy istnieją na trzech płaszczyznach: finansowej, organizacyjnej oraz nadzorczo-monitorującej. Niedobory finansowe i niedostatki organizacyjne są znane, ale tu, żeby zmienić sytuację potrzebne są nakłady. Bezkosztowo można poprawić sposób nadzoru, a brakuje właśnie merytorycznego nadzoru nad przestrzeganiem standardów w realizacji procedur onkologicznych. Powinny się więc pojawić w poszczególnych województwach jednostki koordynujące, ośrodki onkologiczne, które prowadziłyby ten nadzór. Wydaje się bowiem, że ten kto leczy najwięcej pacjentów powinien uczestniczyć w procesie koordynacji.

Czy nadzór nad standardami obejmowałby również upublicznienie wyników leczenia?
- Tak, przede wszystkim. Mierniki są dobrze wyznaczone, tylko trzeba zacząć to robić. Należałoby także spojrzeć na onkologię całościowo nie tylko przez sam proces diagnostyki i leczenia, ale również przez pryzmat na przykład rehabilitacji. Kuleje przestarzały system rozliczeń opierający się na grupach JGP. Nowoczesne formy terapii dopasowuje się więc do starych podziałów i to nie działa i stanowi jedną z głównych przyczyn strat finansowych ośrodków onkologicznych. Brakuje również nadzoru organizacyjnego nad inwestycjami. IOWISZ w mojej ocenie za słabo działa, wymaga pilnych poprawek, bo publiczne środki są marnotrawione. Szczególnie dotyczy to inwestycji już poczynionych. Uważam także, że za dużo jednostek ma prawo do leczenia onkologicznego, w szczególności chirurgicznego. 2648 podmiotów ma kontrakt onkologiczny z NFZ a realnie leczy 20-30 szpitali.

Czy w takim razie płatność powinna następować w następstwie wykonania całego procesu diagnostyczno-terapeutycznego a nie za konkretna procedurę? Wtedy byłaby motywacja do poprawy wyników leczenia.
- To jest nierealne. Kiedy mielibyśmy otrzymywać pieniądze, jeżeli na przykład przyjęto by za wskaźnik przeżycie 5-letnie? Zresztą w ośrodkach onkologicznych wyniki leczenia są dobre. Fatalne wyniki w Polsce obejmują wszystkie placówki, które prowadzą leczenie onkologiczne, w tym szpitale powiatowe. Dolnośląskie Centrum Onkologii publikuje wyniki leczenia, ale jedynie ta placówka to robi. Można byłoby rozliczać płatności na podstawie wyników leczenia, ale pod warunkiem, że byłaby to tylko jedna ze składowych. Dlatego tak ważne jest stworzenie jednostek koordynujących, aby obowiązywały wspólne wytyczne i standardy postępowania. I tu nie chodzi o centralizację usług. Ta powinna nastąpić jedynie w chirurgii, bo tu doświadczenie, czyli liczba wykonywanych zabiegów ma bezpośrednie przełożenie na wyniki. Ale te parametry dotyczące rozliczania płatności powinny obejmować także analizę kosztów, bo nie zawsze jest tak, że im więcej pieniędzy się wyda tym lepszy osiągnie się wynik terapeutyczny. I my wiedzę na temat potrzebnych składowych do wyceny świadczeń mamy.

Czy w takim razie w systemie jest za mało pieniędzy, czy są marnotrawione na przykładowo rozdrobnienie kontraktów?
- Uważam, że w systemie jest za mało pieniędzy. I nie dość, że jest ich mało to jeszcze są źle wydane. Patrząc na wyniki przeżycia 5-letniego globalnie to polskie wyniki są gorsze o 10 pkt. procentowych w porównaniu do większości krajów europejskich. Patrząc na wyniki dużego szpitala to wyniki plasują się na poziomie europejskim, jeśli nie światowym, bo sytuacja w Europie również kształtuje się różnie. Wniosek z tego płynie taki, że w małych placówkach brakuje nadzoru nad jakością. Należałoby jedynie odwzorować te wyniki i tym właśnie powinna się zając koordynacja całego procesu, czyli przeanalizowaniem gdzie wyniki są słabsze, co retrospektywnie można zrobić. Ale poza tym należałoby spojrzeć na procent wydanych pieniędzy. I my to zrobiliśmy. Okazuje się, że pieniądze otrzymywane z NFZ są z reguły o 20-30 procent niższe w stosunku do realnych kosztów oraz dodatkowo ośrodki onkologiczne nie otrzymują finansowania regularnie. Wszyscy są traktowani jednakowo, i centra z dobrymi wynikami leczenia i szpitale, które jedynie sporadycznie zajmują się onkologią. Dlatego rozmawialiśmy z resortem finansów na temat zarówno zwiększenia środków jak i sposobu koordynacji, w tym procesów finansowania. Uważam więc, że rozwiązaniem sytuacji nie jest jedynie zmiana jednego parametru, na przykład uzależnienie wypłat od wyników terapeutycznych, ale zmiana wielu wskaźników jednocześnie.

Jakie powinny więc być optymalne nakłady na onkologię? Obecnie wynoszą około 7 mld zł rocznie, 6 procent wszystkich wydatków na zdrowie.
- Wydatki na onkologię w stosunku do obciążenia chorobami nowotworowymi plasują się obecnie znaczenie poniżej średniej europejskiej. Uważamy więc, że nakłady powinny być 20 procent większe niż obecnie. Ale pod warunkiem monitorowania ich wydatkowania. Czyli 20 procent więcej na procedury spełniające określone standardy jakości. Mam nadzieję, że namówimy resort finansów na pilotaż tego pomysłu choćby na Dolnym Śląsku. Chcemy również monitorować już przesądzone większe nakłady na zdrowie, a to wszystko wymaga koordynacji i analizy wszystkich parametrów jakościowych. Nam nie chodzi o więcej pieniędzy na ich marnotrawienie, ale na realne leczenie. W niektórych województwach jest nadmiar ośrodków onkologicznych, w innych niedobór, więc nie chodzi nam o proste przeliczenie w celu przekazania pieniędzy. Zresztą kiedy resort finansów widzi ogromne koszty pośrednie, często wyższe nawet kilkukrotnie niż nakłady na leczenie konkretnego nowotworu, to nie musimy już przekonywać, że nasze argumenty są właściwe. Te większe pieniądze na onkologię zwiększą więc nie tylko dostęp do leków i efektywność leczenia, ale również efektywność kosztową jako taką.

Ale zyska na tym ZUS, nie NFZ.
- Ja na to tak nie patrzę. To wszystko są środki publiczne i każda instytucja winna tłumaczyć się z wydatkowania środków publicznych. Do patrzenia z takiej perspektywy powinny zostać włączone prace naukowe, które pomagają zwiększać efektywność kosztową. Polacy chcą uczestniczyć w badaniach klinicznych, które dają dostęp do nowych leków, a to z kolei ma wpływ na wydatki NFZ. I to jest nadal niewykorzystany potencjał.

Jakiego efektu można oczekiwać po zwiększeniu nakładów na onkologię?
- Bardzo różnego w zależności od typu raka oraz ośrodka. Moim marzeniem jest to, aby ci co leczą się na obrzeżach uzyskiwali takie same szanse jak ci co leczą się w dużych szpitalach. Oczywiście w tych ostatnich należy również pracować nad poprawą efektywności leczenia, ale już obecnie na przykład odnosząc się do raka piersi wyniki Wrocławia są lepsze niż europejskie. I nie tylko może to zostać zmierzone długością przeżycia 5-letniego, ale również jakością życia chorych, które zostały poddane operacjom oszczędzającym, czy potem poprawiającym efekt kosmetyczny. Wtedy te chore nie potrzebują świadczeń z ZUS, bo wracają do pracy.

Czego dotyczą bezpośrednie wydatki z kieszeni pacjentów?
- Wydaje się, że tego problemu nie ma w onkologii. Nie chciałbym go bagatelizować, ale nie jest kluczowy w onkologii i ważniejszy niż na przykład dostępność do leczenia. Choć wyniki ankiety przeprowadzonej w Dolnośląskim Centrum Onkologii obejmującej 100 chorych wskazują, że pacjenci wydają swoje pieniądze na dodatkowe badania, leki, rehabilitację, dojazdy. Średnio jest to 7 tys. zł. rocznie, a więc sporo, ale wydatki te nie mają wpływu na długość przeżycia, albo na jego jakość.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.