Przychodzi bogaty do szpitala i... kupuje leczenie?
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 15.09.2016
Źródło: Krystian Lurka
Być może. Jak dowiedział się „Menedżer Zdrowia”, w ministerstwie zastanawiają się czy nie pozwolić szpitalom sprzedawać swoich świadczeń. Wysoko postawiony urzędnik z resortu przyznał, że nie jest to wykluczone. Ministerstwo analizuje ten pomysł, a „Menedżer Zdrowia” pyta czy jest dobry.
Co o tym pomyśle sądzą eksperci? Opinie są różne. Od "Ważne jest to, aby szpitale publiczne mogły mieć możliwość zarabiania dodatkowych pieniędzy", po "Pamiętajmy, że umożliwienie udzielania świadczeń komercyjnie, nie jest remedium na żadną chorobę".
Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego:
- Nasz kraj jest krajem na dorobku i nie jest możliwe, żebyśmy finansowali wszystkie świadczenia. To oczywiste, że w Polsce jest nierówny dostęp do służby zdrowia. Nie możemy nie zauważać tego, że są u nas obywatele, którzy mają kiepskie, średnie i bardzo dobre warunki finansowe. Jeśli jest grupa ludzi, którzy dysponują odpowiednimi pieniędzmi i nie mają ochoty na stanie w kolejkach - to nie powinniśmy im tego zabraniać. W wolnym kraju wolny człowiek powinien mieć możliwość wyboru. To oczywiste, że świat jest pełen różnic. Ci, którzy mogą jeździć Jaguarem, nigdy nie będą jeździć Cinquecento, a ci, którzy mogą skrócić czas oczekiwania na badanie lub zabieg, nie będą czekać miesiącami.
Poza tym, ważne jest to, aby szpitale publiczne mogły mieć możliwość zarabiania dodatkowych pieniędzy. Obecnie jeśli ktoś, kto ma pieniądze i nie chce czekać w kolejce do publicznej placówki, to albo da łapówkę albo skorzysta z pomocy prywatnej ochrony zdrowia. W takich przypadkach pieniądze uciekają dyrektorom publicznych szpitali. A powiedzmy sobie szczerze, szpitale które maja "wolne moce przerobowe" mogłyby zarabiać. Pieniądze trafiłyby do budżetu szpitala, a korzyści z nich mieliby i ci, którzy płacą za leczenie i ci, którzy nie płacą. Za zarobione pieniądze dyrektor mógłby wyremontować lub wyposażyć oddział szpitala, doposażyć jednostkę w brakującą aparaturę medyczną lub przeznaczyć środki na lepsze jedzenie dla pacjentów.
Grzegorz Byszewski, zastępca dyrektora Centrum Monitoringu Legislacji przy Pracodawcach Rzeczypospolitej Polskiej:
- Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej zawsze byli za równością wszystkich podmiotów funkcjonujących w sektorze ochrony zdrowia. Równość ta wiąże się zarówno z pewnymi korzyściami ale również obowiązkami. Do tych korzyści zaliczamy m.in. możliwość udzielania komercyjnych świadczeń, ale także równy i konkurencyjny dostęp do środków publicznych (nie tylko tych z Narodowego Funduszu Zdrowia), a także dostęp do dotacji na zakup sprzętu z programów profilaktycznych, środków unijnych, pomocy publicznej oraz innych środków budżetowych np. na badania i rozwój.
Z drugiej strony są obowiązki, czyli płacenie podatków w tym CIT - z czego na dzisiaj zwolnione są SPZOZy. W ocenie Pracodawców RP brak równości powinien także dyskwalifikować podmioty publiczne z dodatkowych przywilejów - jak udzielania świadczeń komercyjnie - gdyż naturalnym jest, że w takiej sytuacji świadczenia wykonane na otrzymanym np. w ramach pomocy publicznej, sprzęcie medycznym będą istotnie tańsze.
Oczywiście jak zawsze powstaje pytanie dlaczego równość podmiotów – otóż dotychczasowe doświadczenia polskiego systemu ochrony zdrowia pokazały, że to właśnie równość i konkurencja były katalizatorem zmian jakości leczenia – także w rozumieniu zmiany podejścia do pacjenta jak do chorego a nie „kolejnej osoby w kolejce”. Wprowadzanie zmian jakościowych spotykało olbrzymie opory – czego dowodem jest odłożenie o kilka lat wdrożenia rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 26 czerwca 2012 r. w sprawie szczegółowych wymagań jakim powinny odpowiadać pomieszczenia i urządzenia podmiotu wykonującego działalność leczniczą czy też wdrożenia obowiązku prowadzenia elektronicznej dokumentacji medycznej.
Trzeba również pamiętać, że umożliwienie udzielania świadczeń komercyjnie, nie jest remedium na żadną chorobę. To tylko instrument, który umożliwia pozyskanie dodatkowych środków. Są one jednak, co pokazuje praktyka - bardzo trudne do pozyskania. Pacjent samodzielnie finansujący swoje leczenie jest wymagający i oczekuje bardzo wysokiej jakości.
Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali:
- Biorąc pod uwagę ogólnopolskie wykorzystanie łóżek szpitalnych na poziomie około 65 procent – co oznacza, że na trzy łóżka szpitalne jedno stoi puste – możliwość udzielania komercyjnych świadczeń zdrowotnych przez szpitale wydaje się godna rozważenia, chociażby ze względu na polepszenie wykorzystania infrastruktury szpitalnej i zminimalizowanie strat lecznic. Przestrzegałbym jednak przed zbyt pochopnymi i nieprzemyślanymi rozstrzygnięciami. Na pewno warto uwolnić szpitale publiczne od zakazu udzielania tego typu świadczeń wszędzie tam, gdzie podaż przewyższa popyt na świadczenia zdrowotne, np. w oddziałach ginekologiczno-położniczych, noworodkowych, pediatrycznych, czy reumatologicznych, które w niemal całej Polsce świecą pustkami.
Podejmując jakiekolwiek decyzje w przedmiocie komercjalizacji świadczeń zdrowotnych należy jednak pamiętać, że większość polskich szpitali skorzystała z pomocy publicznej finansowanej ze środków unijnych zarówno w zakresie projektów infrastrukturalnych, jak i zakupu sprzętu lub wyposażenia. Szpitale te są teraz zobowiązane do zachowania tzw. okresu trwałości projektu, który zazwyczaj trwa 5 lat od daty zakończenia projektu i jest monitorowany przez donatora. W okresie tym nie wolno beneficjentowi projektu – szpitalowi publicznemu lub skomercjalizowanemu – uzyskiwać jakichkolwiek dodatkowych nieuzasadnionych korzyści. W przypadku stwierdzenia, że trwałość projektu nie została zachowana dyrekcja szpitala będzie zmuszona do zwrotu całości pomocy publicznej wraz z odsetkami. I co wtedy? Czy w takim przypadku skórka będzie warta wyprawki?
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego:
- Nasz kraj jest krajem na dorobku i nie jest możliwe, żebyśmy finansowali wszystkie świadczenia. To oczywiste, że w Polsce jest nierówny dostęp do służby zdrowia. Nie możemy nie zauważać tego, że są u nas obywatele, którzy mają kiepskie, średnie i bardzo dobre warunki finansowe. Jeśli jest grupa ludzi, którzy dysponują odpowiednimi pieniędzmi i nie mają ochoty na stanie w kolejkach - to nie powinniśmy im tego zabraniać. W wolnym kraju wolny człowiek powinien mieć możliwość wyboru. To oczywiste, że świat jest pełen różnic. Ci, którzy mogą jeździć Jaguarem, nigdy nie będą jeździć Cinquecento, a ci, którzy mogą skrócić czas oczekiwania na badanie lub zabieg, nie będą czekać miesiącami.
Poza tym, ważne jest to, aby szpitale publiczne mogły mieć możliwość zarabiania dodatkowych pieniędzy. Obecnie jeśli ktoś, kto ma pieniądze i nie chce czekać w kolejce do publicznej placówki, to albo da łapówkę albo skorzysta z pomocy prywatnej ochrony zdrowia. W takich przypadkach pieniądze uciekają dyrektorom publicznych szpitali. A powiedzmy sobie szczerze, szpitale które maja "wolne moce przerobowe" mogłyby zarabiać. Pieniądze trafiłyby do budżetu szpitala, a korzyści z nich mieliby i ci, którzy płacą za leczenie i ci, którzy nie płacą. Za zarobione pieniądze dyrektor mógłby wyremontować lub wyposażyć oddział szpitala, doposażyć jednostkę w brakującą aparaturę medyczną lub przeznaczyć środki na lepsze jedzenie dla pacjentów.
Grzegorz Byszewski, zastępca dyrektora Centrum Monitoringu Legislacji przy Pracodawcach Rzeczypospolitej Polskiej:
- Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej zawsze byli za równością wszystkich podmiotów funkcjonujących w sektorze ochrony zdrowia. Równość ta wiąże się zarówno z pewnymi korzyściami ale również obowiązkami. Do tych korzyści zaliczamy m.in. możliwość udzielania komercyjnych świadczeń, ale także równy i konkurencyjny dostęp do środków publicznych (nie tylko tych z Narodowego Funduszu Zdrowia), a także dostęp do dotacji na zakup sprzętu z programów profilaktycznych, środków unijnych, pomocy publicznej oraz innych środków budżetowych np. na badania i rozwój.
Z drugiej strony są obowiązki, czyli płacenie podatków w tym CIT - z czego na dzisiaj zwolnione są SPZOZy. W ocenie Pracodawców RP brak równości powinien także dyskwalifikować podmioty publiczne z dodatkowych przywilejów - jak udzielania świadczeń komercyjnie - gdyż naturalnym jest, że w takiej sytuacji świadczenia wykonane na otrzymanym np. w ramach pomocy publicznej, sprzęcie medycznym będą istotnie tańsze.
Oczywiście jak zawsze powstaje pytanie dlaczego równość podmiotów – otóż dotychczasowe doświadczenia polskiego systemu ochrony zdrowia pokazały, że to właśnie równość i konkurencja były katalizatorem zmian jakości leczenia – także w rozumieniu zmiany podejścia do pacjenta jak do chorego a nie „kolejnej osoby w kolejce”. Wprowadzanie zmian jakościowych spotykało olbrzymie opory – czego dowodem jest odłożenie o kilka lat wdrożenia rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 26 czerwca 2012 r. w sprawie szczegółowych wymagań jakim powinny odpowiadać pomieszczenia i urządzenia podmiotu wykonującego działalność leczniczą czy też wdrożenia obowiązku prowadzenia elektronicznej dokumentacji medycznej.
Trzeba również pamiętać, że umożliwienie udzielania świadczeń komercyjnie, nie jest remedium na żadną chorobę. To tylko instrument, który umożliwia pozyskanie dodatkowych środków. Są one jednak, co pokazuje praktyka - bardzo trudne do pozyskania. Pacjent samodzielnie finansujący swoje leczenie jest wymagający i oczekuje bardzo wysokiej jakości.
Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali:
- Biorąc pod uwagę ogólnopolskie wykorzystanie łóżek szpitalnych na poziomie około 65 procent – co oznacza, że na trzy łóżka szpitalne jedno stoi puste – możliwość udzielania komercyjnych świadczeń zdrowotnych przez szpitale wydaje się godna rozważenia, chociażby ze względu na polepszenie wykorzystania infrastruktury szpitalnej i zminimalizowanie strat lecznic. Przestrzegałbym jednak przed zbyt pochopnymi i nieprzemyślanymi rozstrzygnięciami. Na pewno warto uwolnić szpitale publiczne od zakazu udzielania tego typu świadczeń wszędzie tam, gdzie podaż przewyższa popyt na świadczenia zdrowotne, np. w oddziałach ginekologiczno-położniczych, noworodkowych, pediatrycznych, czy reumatologicznych, które w niemal całej Polsce świecą pustkami.
Podejmując jakiekolwiek decyzje w przedmiocie komercjalizacji świadczeń zdrowotnych należy jednak pamiętać, że większość polskich szpitali skorzystała z pomocy publicznej finansowanej ze środków unijnych zarówno w zakresie projektów infrastrukturalnych, jak i zakupu sprzętu lub wyposażenia. Szpitale te są teraz zobowiązane do zachowania tzw. okresu trwałości projektu, który zazwyczaj trwa 5 lat od daty zakończenia projektu i jest monitorowany przez donatora. W okresie tym nie wolno beneficjentowi projektu – szpitalowi publicznemu lub skomercjalizowanemu – uzyskiwać jakichkolwiek dodatkowych nieuzasadnionych korzyści. W przypadku stwierdzenia, że trwałość projektu nie została zachowana dyrekcja szpitala będzie zmuszona do zwrotu całości pomocy publicznej wraz z odsetkami. I co wtedy? Czy w takim przypadku skórka będzie warta wyprawki?
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.