Rosjanie zaatakowali szpital
Od początku wojny w Ukrainie – od lutego 2022 r. – doszło do niemal 1900 ataków na budynki szpitalne – to celowa strategia, aby zastraszyć ludność cywilną. Tak też było 8 lipca.
Szpital dziecięcy w Kijowie – największa tego typu placówka w Ukrainie – został 8 lipca ostrzelany przez rosyjskie wojsko. W wyniku tego ataku zginęły trzy osoby. Do szpitala trafiały dzieci w najtrudniejszych sytuacjach, między innymi chore na nowotwory. Poinformował o tym prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, publikując nagranie z kijowskiego szpitala.
Okhmatdyt Children's Hospital in Kyiv. One of the most important CHILDREN’S hospitals not only in Ukraine, but also in Europe. Okhmatdyt has been saving and restoring the health of thousands of children.
— Volodymyr Zelenskyy / Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) July 8, 2024
Now that the hospital has been damaged by a Russian strike, there are… pic.twitter.com/TmRlUmSBri
O ataku, systemie opieki zdrowotnej w Ukrainie mówi Jakuba Belina-Brzozowski z Polskiej Misji Medycznej.
Jak pan sądzi, czy atak rakietowy na szpital dziecięcy w Kijowie to był przypadek?
– Kiedy przeanalizujemy statystyki ataków od początku eskalacji konfliktu w Ukrainie w lutym 2022 r., okaże się, że już niemal 1900 ataków na obiekty służby zdrowia. Nie ulega wątpliwości, że nie można mówić o jakiejkolwiek przypadkowości. Wszystko wskazuje na to, że był celowy.
Dlaczego oni to robią? Przecież to jest sprzeczne nie tylko ze wszystkimi konwencjami, ale też z elementarną przyzwoitością.
– Niestety, nie jest to pierwszy raz, kiedy wojska rosyjskie biorące udział w wojnie przyjmują taką strategię. Podobnie było w Syrii. Kiedy Rosja się tam zaangażowała, liczba ataków na cele medyczne zrobiła się bardzo duża. Na pewno celem jest zastraszenie ludności cywilnej. Już wiele milionów Ukraińców ze względu na sytuację wojenną uciekło poza granice swojego kraju, teraz chodzi o to, żeby ci, którzy zostali, nie czuli się bezpiecznie i żeby ten kraj nie mógł funkcjonować.
Ilu jest zabitych i rannych?
– Z ostatnich informacji wynika, że powyżej 30 osób zginęło na skutek zmasowanego ataku na ukraińskie miasta, który odbył się 8 lipca. W przypadku szpitala, o którym rozmawiamy, mamy do czynienia z trzema ofiarami śmiertelnymi i wieloma poszkodowanymi.
Jakie są najczęstsze obrażenia?
– Jest dużo ran zewnętrznych, ale to nie one są największym problemem, tylko osoby z poważnymi obrażeniami zagrażającymi życiu i zdrowiu. One są przekazywane szpitalom. Nasz zespół zajmuje się głównie tymi ranami, które są do opatrzenia na szybko i osobami, które nie muszą być natychmiast hospitalizowane.
Jak wygląda stan opieki medycznej w Ukrainie?
– Dostęp do opieki medycznej jest utrudniony. Dlatego w regionach, takich jak obwód charkowski czy obwód sumski, czyli blisko granicy z Rosją, ale również teraz w obwodzie kijowskim, działają kliniki mobilne. One docierają do osób, które z różnych względów także właśnie zagrożenia wojennego, a także tego, jak ta służba zdrowia się z niektórych regionów, mówiąc kolokwialnie, „zwija”, przestają mieć dostęp do opieki medycznej. To groźne dla życia i zdrowia osób na przykład z chorobami przewlekłymi, dlatego widzimy potrzebę docierania do mniejszych miejscowości, które kiedyś miały przychodnię pierwszego kontaktu, a już jej nie mają. Szpitale wprawdzie cały czas działają, ale niektóre są uszkodzone przez działanie wojenne.
Powiedział pan, że służba zdrowia w wielu regionach się zwija – lekarze uciekają?
– To nie jest tak. Czasami to wynika z tego, że na danym terenie jest bardzo niebezpiecznie, a lekarze są rzadkim dobrem, więc nie można lekkomyślnie ryzykować ich życia i często są wycofywani do placówek w najbliższym większym mieście, które się staje centrum medycznym dla regionu.
Rozmawiała Mira Suchodolska.
Przeczytaj także: „System z(de)mobilizowany”.