Trzeba upomnieć się o instytucję koronera. I tym samym o szacunek dla tych, którzy odchodzą

Udostępnij:
To jeden z najbardziej zadziwiających mankamentów w naszym systemie prawnym i organizacji państwa: mimo że śmierć zdarza się codziennie, wciąż nie mamy precyzyjnych przepisów i procedur dotyczących stwierdzania zgonu oraz pieczy nad zwłokami.
- W konsekwencji powtarzają się sytuacje, gdy ciało pozostaje w miejscu publicznym nawet przez kilka godzin – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”.

W biurze rzecznika praw obywatelskich prowadzona była bulwersująca sprawa mężczyzny, który został poszkodowany w wypadku drogowym i zabrany przez karetkę pogotowia. W drodze zmarł, w związku z czym załoga karetki zawróciła na miejsce wypadku i tam zostawiła zwłoki. Ratownik medyczny nie jest bowiem uprawniony do stwierdzania zgonu. Uprawnienie takie ma lekarz pogotowia ratunkowego – zdarza się jednak, że do wypadków dysponenci pogotowia wysyłają samych ratowników medycznych.

Jak zauważa gazeta problem pojawia się również w przypadku rodzin, których bliscy zmarli np. w domu. Dyspozytor często odmawia przyjazdu lekarza pogotowia na wezwanie, aby stwierdzić zgon i wypisać niezbędne dokumenty. Lekarz rodzinny może być trudno dostępny (np. w weekendy), a rodzina nie może bez karty zgonu rozpocząć formalności związanych z organizacją pogrzebu. Brakuje również systemowych zasad rozliczeń i finansowania czynności stwierdzenia zgonu. Obowiązuje tutaj rozporządzenie niezmieniane od 1961 roku, które w szczegółach odsyła do innych, nieaktualnych już przepisów.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.