Wielkie nic - OZZL ocenia ustawę o ubezpieczeniach dodatkowych
Redaktor: Agnieszka Katrynicz
Data: 07.03.2011
Działy:
Poinformowano nas
Aktualności
Przedstawiona przez ministerstwo zdrowia propozycja wprowadzenia dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego - suplementarnego nie jest - wbrew temu co twierdzi minister - żadną rewolucją, ani nawet nową jakością w polskim systemie opieki zdrowotnej. Nie przyniesie też istotnej poprawy sytuacji finansowej publicznych szpitali i całego systemu publicznej służby zdrowia, ani nie skróci w sposób odczuwalny kolejek do świadczeń zdrowotnych finansowanych z pieniędzy NFZ - ocenia zarząd OZZL.
Proponowane ubezpieczenie przeznaczone jest dla ludzi, którzy - mimo, że są ubezpieczeni w NFZ i płacą składkę zdrowotną - nie chcą korzystać ze świadczeń finansowanych przez Fundusz, ale z leczenia prywatnego w 100% odpłatnego, aby nie czekać w kolejkach do leczenia. To dzieje się już dzisiaj. Wielu ubezpieczonych w NFZ leczy się prywatnie, płacąc za leczenie z własnej kieszeni. Przyznaje to zresztą sama minister zdrowia. Osoby korzystające z prywatnego leczenia mogą też - już teraz - ubezpieczyć się od kosztów tego leczenia w wielu firmach ubezpieczeniowych. Płacą wówczas i składkę na NFZ i składkę na dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne.
Propozycja ministerstwa zdrowia nic w tym względzie nie zmienia. Ludzie, którzy zechcą skorzystać z proponowanego suplementarnego ubezpieczenia dodatkowego będą musieli również płacić za swoje leczenie podwójnie: raz do NFZ, drugi raz do firmy prowadzącej dodatkowe ubezpieczenie. Dlatego trudno oczekiwać aby taki rodzaj ubezpieczenia był powszechny i zainteresował więcej niż parę procent Polaków. Zapewne też ten, kto chciał z takiego ubezpieczenia skorzystać - już to zrobił. Nawet jednak ci, którzy leczą się prywatnie od lat, nie korzystają masowo z ubezpieczeń dodatkowych, bo płacenie bezpośrednio z kieszeni za takie leczenie jest tańsze niż za pośrednictwem ubezpieczalni. Wynika to z faktu, że Polacy korzystają z leczenia prywatnego głównie doraźnie i wybiórczo tylko z niektórych świadczeń, traktując często to prywatne leczenie jako swoistą przepustkę do leczenia bezkolejkowego w systemie publicznym.
Rzeczywista "rewolucja" byłaby wtedy, gdyby ludzie,którzy chcą zrezygnować z leczenia finansowanego przez NFZ i leczyć się wyłącznie prywatnie, mogli nie płacić składki na NFZ, a zamiast tego ubezpieczyć się w normalnej firmie ubezpieczeniowej. Tego jednak rząd nie przewiduje.
Pewną zachętą do wykupywania dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych mogłaby być możliwość odpisania kosztów polisy od dochodów lub od podatku. Musiałaby to być jednak ulga istotna. Jak dotąd nic nie wiemy o takiej uldze, ani o jej wielkości.
Zupełnie odrębnym problemem, nie związanym z dodatkowym ubezpieczeniem zdrowotnym jest – zapowiadana przy tej okazji przez ministerstwo zdrowia - możliwość zarabiania przez szpitale publiczne na odpłatnym (prywatnym) leczeniu pacjentów. W ocenie OZZL jest rzeczą naturalną, że szpitale publiczne, które mają możliwość wykonywania większej ilości świadczeń niż limity przyznane przez NFZ, powinny mieć prawo do udzielania tych "ponadlimitowych" świadczeń odpłatnie, podobnie jak mają takie prawo tzw. niepubliczne zakłady opieki zdrowotnej. Aby tę zasadę wprowadzić nie potrzeba żadnej "rewolucji", a jedynie drobnej poprawki do istniejących przepisów. (Nawiasem mówiąc rząd chce aby szpitale publiczne mogły leczyć odpłatnie pacjentów ponadlimitowych tylko wtedy, gdy przekształcą się w spółki handlowe.) Trudno dzisiaj ocenić, czy otwarcie takiej możliwości spowoduje jednak istotny ruch pacjentów leczących się prywatnie - z zakładów prywatnych do publicznych, a co za tym idzie czy poprawi sytuację finansową placówek publicznych. W ocenie OZZL nie będzie to zmiana znacząca.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy uważa, że w polskim systemie opieki zdrowotnej potrzebne jest dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, jednak innego rodzaju niż to proponowane przez rząd. Nie powinno ono ubezpieczać od niewydolności systemu powszechnego, ale od dopłat do leczenia w systemie powszechnym lub od pełnych kosztów leczenia nie finansowanego z ubezpieczenia powszechnego. W takim przypadku powszechny system opieki zdrowotnej byłby wydolny (bezkolejkowy),ale niektóre świadczenia zdrowotne byłyby dostępne za dopłatą. Wtedy rzeczywiście wszystkie te pieniądze, które dzisiaj krążą poza systemem powszechnej służby zdrowia, trafiłyby do tego systemu. Nikt bowiem nie uciekałby od niego, bo byłby to system "bezkolejkowy" i bezpieczny dla chorych. Wymagałby jednak dodatkowego współpłacenia, które byłoby masowe i wzbogacało system. Uzupełnieniem takiego systemu byłaby pomoc dla tych, których nie stać na dopłaty do leczenia.
Zwracamy uwagę, że ubezpieczenie dodatkowe proponowane przez rząd zakłada trwałą niewydolność powszechnego systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Tylko bowiem niewydolność tego systemu, czyli utrudniony ("kolejkowy") dostęp do leczenia umożliwi istnienie i rozwój ubezpieczeń suplementarnych, czyli finansujących leczenie "bezkolejkowe" - prywatne. Jeżeli rząd głosi tezę, że proponowane przez niego dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne suplementarne jest korzystne dla pacjentów, dla systemu opieki zdrowotnej i dla państwa, to tym samym uznaje, że korzystna jest niewydolność powszechnej, publicznej służby zdrowia. To może oznaczać, że rząd nie ma zamiaru, ani motywacji do zmiany tego stanu rzeczy, bo po co zmieniać rzeczy korzystne ?
Ogłoszenie dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego jako przełomu w reformowaniu służby zdrowia, to już kolejne "wielkie nic" wprowadzane z rozgłosem przez obecny rząd w ochronie zdrowia. Poprzednim "wielkim i przełomowym" wydarzeniem było wprowadzenie koszyka świadczeń gwarantowanych, które w rzeczywistości nic nie zmieniło (bo wprowadzony koszyk nie spełnia zasadniczego warunku: nie jest zrównoważony z wielkością nakładów publicznych przeznaczonych na jego sfinansowanie). Podobnie pozorną zmianą było uchwalenie ustawy o prawach pacjenta i powołanie rzecznika praw pacjenta. Sytuacja pacjentów w wyniku tych działań nie poprawiła się ani trochę, za to wzrosły koszty systemu.
Propozycja ministerstwa zdrowia nic w tym względzie nie zmienia. Ludzie, którzy zechcą skorzystać z proponowanego suplementarnego ubezpieczenia dodatkowego będą musieli również płacić za swoje leczenie podwójnie: raz do NFZ, drugi raz do firmy prowadzącej dodatkowe ubezpieczenie. Dlatego trudno oczekiwać aby taki rodzaj ubezpieczenia był powszechny i zainteresował więcej niż parę procent Polaków. Zapewne też ten, kto chciał z takiego ubezpieczenia skorzystać - już to zrobił. Nawet jednak ci, którzy leczą się prywatnie od lat, nie korzystają masowo z ubezpieczeń dodatkowych, bo płacenie bezpośrednio z kieszeni za takie leczenie jest tańsze niż za pośrednictwem ubezpieczalni. Wynika to z faktu, że Polacy korzystają z leczenia prywatnego głównie doraźnie i wybiórczo tylko z niektórych świadczeń, traktując często to prywatne leczenie jako swoistą przepustkę do leczenia bezkolejkowego w systemie publicznym.
Rzeczywista "rewolucja" byłaby wtedy, gdyby ludzie,którzy chcą zrezygnować z leczenia finansowanego przez NFZ i leczyć się wyłącznie prywatnie, mogli nie płacić składki na NFZ, a zamiast tego ubezpieczyć się w normalnej firmie ubezpieczeniowej. Tego jednak rząd nie przewiduje.
Pewną zachętą do wykupywania dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych mogłaby być możliwość odpisania kosztów polisy od dochodów lub od podatku. Musiałaby to być jednak ulga istotna. Jak dotąd nic nie wiemy o takiej uldze, ani o jej wielkości.
Zupełnie odrębnym problemem, nie związanym z dodatkowym ubezpieczeniem zdrowotnym jest – zapowiadana przy tej okazji przez ministerstwo zdrowia - możliwość zarabiania przez szpitale publiczne na odpłatnym (prywatnym) leczeniu pacjentów. W ocenie OZZL jest rzeczą naturalną, że szpitale publiczne, które mają możliwość wykonywania większej ilości świadczeń niż limity przyznane przez NFZ, powinny mieć prawo do udzielania tych "ponadlimitowych" świadczeń odpłatnie, podobnie jak mają takie prawo tzw. niepubliczne zakłady opieki zdrowotnej. Aby tę zasadę wprowadzić nie potrzeba żadnej "rewolucji", a jedynie drobnej poprawki do istniejących przepisów. (Nawiasem mówiąc rząd chce aby szpitale publiczne mogły leczyć odpłatnie pacjentów ponadlimitowych tylko wtedy, gdy przekształcą się w spółki handlowe.) Trudno dzisiaj ocenić, czy otwarcie takiej możliwości spowoduje jednak istotny ruch pacjentów leczących się prywatnie - z zakładów prywatnych do publicznych, a co za tym idzie czy poprawi sytuację finansową placówek publicznych. W ocenie OZZL nie będzie to zmiana znacząca.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy uważa, że w polskim systemie opieki zdrowotnej potrzebne jest dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, jednak innego rodzaju niż to proponowane przez rząd. Nie powinno ono ubezpieczać od niewydolności systemu powszechnego, ale od dopłat do leczenia w systemie powszechnym lub od pełnych kosztów leczenia nie finansowanego z ubezpieczenia powszechnego. W takim przypadku powszechny system opieki zdrowotnej byłby wydolny (bezkolejkowy),ale niektóre świadczenia zdrowotne byłyby dostępne za dopłatą. Wtedy rzeczywiście wszystkie te pieniądze, które dzisiaj krążą poza systemem powszechnej służby zdrowia, trafiłyby do tego systemu. Nikt bowiem nie uciekałby od niego, bo byłby to system "bezkolejkowy" i bezpieczny dla chorych. Wymagałby jednak dodatkowego współpłacenia, które byłoby masowe i wzbogacało system. Uzupełnieniem takiego systemu byłaby pomoc dla tych, których nie stać na dopłaty do leczenia.
Zwracamy uwagę, że ubezpieczenie dodatkowe proponowane przez rząd zakłada trwałą niewydolność powszechnego systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Tylko bowiem niewydolność tego systemu, czyli utrudniony ("kolejkowy") dostęp do leczenia umożliwi istnienie i rozwój ubezpieczeń suplementarnych, czyli finansujących leczenie "bezkolejkowe" - prywatne. Jeżeli rząd głosi tezę, że proponowane przez niego dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne suplementarne jest korzystne dla pacjentów, dla systemu opieki zdrowotnej i dla państwa, to tym samym uznaje, że korzystna jest niewydolność powszechnej, publicznej służby zdrowia. To może oznaczać, że rząd nie ma zamiaru, ani motywacji do zmiany tego stanu rzeczy, bo po co zmieniać rzeczy korzystne ?
Ogłoszenie dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego jako przełomu w reformowaniu służby zdrowia, to już kolejne "wielkie nic" wprowadzane z rozgłosem przez obecny rząd w ochronie zdrowia. Poprzednim "wielkim i przełomowym" wydarzeniem było wprowadzenie koszyka świadczeń gwarantowanych, które w rzeczywistości nic nie zmieniło (bo wprowadzony koszyk nie spełnia zasadniczego warunku: nie jest zrównoważony z wielkością nakładów publicznych przeznaczonych na jego sfinansowanie). Podobnie pozorną zmianą było uchwalenie ustawy o prawach pacjenta i powołanie rzecznika praw pacjenta. Sytuacja pacjentów w wyniku tych działań nie poprawiła się ani trochę, za to wzrosły koszty systemu.