Wojna trzydziestoletnia

Udostępnij:
- Ubezpieczenia dodatkowe? Jesteśmy za, a nawet przeciw – powtarzają jak mantrę wszystkie kolejne rządy III RP od lat. Właśnie mija piętnasta rocznica od pierwszej próby ich wprowadzenia. Co oznacza ni mniej, ni więcej, że za piętnaście lat obchodzić będziemy rocznicę trzydziestą.
A ubezpieczeń dodatkowych i w tym, i w przyszłym roku nie będzie. Nie wprowadzi ich ani PO, ani PiS, ani PSL, ani SLD. Ktokolwiek wygra wybory: ubezpieczeń dodatkowych nie będzie. Pośród szkód, o których więcej poniżej, jest i ta, że bez tych ubezpieczeń rozpadnie się antykolejkowy plan Arłukowicza.

Public relations
Według ustaleń mediów, sceptycznie do wprowadzenia dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych odnosi się minister Bartosz Arłukowicz, zaś przeciwna jest – w związku ze zbliżającymi się wyborami – kancelaria premiera. - Trudno będzie ludziom wytłumaczyć, że to nie jest tworzenie oddzielnej służby zdrowia dla bogatych – mówił jeden z doradców rządu.
Przez te piętnaście lat nie postąpiliśmy na drodze wprowadzenia ubezpieczeń dodatkowych. Straty łatwo oszacować - znacznie przewyższają roczny budżet NFZ.

Ile stracimy
Skąd bierze się kwota? Pierwszych przymiarek i wyliczeń szacunkowych dokonał rząd Jerzego Buzka. Z zebranych przezeń danych (doświadczenia szwedzkie i niemieckie) wynika, że po wprowadzeniu ubezpieczeń zdrowotnych pula środków, które przeznaczyć można na ochronę zdrowia wzrasta o 10 – 15 proc. Jeżeli zatem budżet NFZ wynosi 70 mld zł. – wniosek prosty: po wprowadzeniu ubezpieczeń dodatkowych w ogólnym budżecie przybyłoby ok.9 mld zł. rocznie. Dziesięć lat zwłoki w tej sprawie kosztowało nas więc razem ok. 90 mld zł, czyli więcej niż roczny budżet NFZ. Tych pieniędzy zabrakło na bieżące funkcjonowanie szpitali, przychodni, przełożyły się na ich długi – i leczenie pacjentów.

Pacjenci
- Wbrew pozorom nie będą się ubezpieczać najbogatsi. Oni już dzisiaj mogą sobie pozwolić na dodatkowe świadczenia, procedury i lepsze warunki leczenia za własne pieniądze, w lecznicach i przychodniach prywatnych, polskich czy zagranicznych – mówi Maciej Murkowski, ekspert organizacji ochrony zdrowia. Oferta adresowana jest przede wszystkim do osób zarabiających nie „dużo”, ale „średnio”. Dla milionów Polaków szybsze leczenie z użyciem droższych metod pozostaje poza zasięgiem właśnie dlatego, że nie ma ubezpieczeń dodatkowych. Bo fundusz stawia ich przed wyborem wszystko, albo nic. „Wszystko” w tym wypadku oznacza, że NFZ opłaci całkowite koszty leczenia, o ile pacjent zdecyduje przyjąć je z pełnym dobrodziejstwem inwentarza – łącznie z kolejkami i mniej nowoczesnymi (i tańszymi) procedurami czy lekami. „Nic” – to figa z makiem dla tego, kto zechce leczyć się szybciej i nowocześniej niż przewiduje funduszowy standard. W ten sposób wyższy standard staje się nieosiągalny dla milionów Polaków, których – choć stać na dobrą polisą - nie stać na jednorazowe wyciągnięcie z kieszeni sum potrzebnych na pokrycie kosztów droższych terapii w całości.

Pełny tekst w najnowszym numerze "Menedżera Zdrowia"
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.