Jakub Orzechowski/Agencja Wyborcza.pl

Wyrwy w rzeczywistości

Udostępnij:
– Pandemia uwidacznia „wyrwy w rzeczywistości”. Jest jak szpachla, którą zrywamy farbę ze zniszczonego stołu. Pomalowany jakoś wyglądał, ale po zeskrobaniu farby widać wszystkie dziury wygryzione przez korniki, jakieś szpary i zarysowania – mówi prof. Tomasz Szlendak, dyrektor Szkoły Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Spójrzmy na pandemię z punktu widzenia socjologiczno-ewolucyjnego. Czy z jej powodu emancypacja kobiet zacznie się cofać? Mówiąc wprost – czy samice rodzaju ludzkiego wrócą do pieczary, żeby opiekować się potomstwem, porzucą aktywność zawodową?
Prof. Tomasz Szlendak: Z perspektywy ewolucyjnej kobiety jako pierwsze decydują się na porzucenie innych zajęć na rzecz opieki nad potomstwem, ponieważ liczba dzieci, jakie mogą mieć w ciągu życia, jest ograniczona. W każdym razie dużo niższa niż te, których może się „dorobić” mężczyzna dysponujący, teoretycznie, nieograniczoną liczbą plemników.

Mężczyźni nie inwestują też tyle w dzieci. Nie są w eksploatującej ciało ciąży, nie rodzą, nie karmią. Mają daleko większą możliwość rozsiewania swoich genów.
– Pozostawmy jednak na boku przyczyny tego stanu rzeczy, ważne są skutki. W trakcie tej pandemii kobiety, w skali całego świata częściej niż mężczyźni porzucały aktywność zawodową, żeby zajmować się dziećmi pozostającymi w domach, żeby wspierać ich aktywność edukacyjną, opiekować się nimi. Doskonale dostrzegamy to, kiedy przyjrzymy się np. produktywności kobiet dobrze wykształconych, takich jak uczone. Ta produktywność liczona w pracach wysyłanych do recenzji w czasopismach naukowych w 2020 roku znacznie się zmniejszyła. Uczone miały na to – po prostu – mniej czasu, bo to właśnie one spędzały go ze swoimi dziećmi. Kobiety częściej też niż mężczyźni traciły w wyniku pandemii pracę, ponieważ częściej były zatrudnione w branżach usługowych – takich jak gastronomia, hotelarstwo, turystyka, kultura – najbardziej dotkniętych covidowymi restrykcjami. Widząc to wszystko, niektórzy psycho-ewolucyjni myśliciele i myślicielki sądzą, że w efekcie pandemii ograniczona zostaje wolność kobiet, że cofa się emancypacja, że znikają jej zdobycze, skoro kobiety zostały zmuszone, aby powrócić do prac domowych i żeby ograniczyć pracę zawodową. Z pewnością większość badań wskazuje na zwiększający się u kobiet dyskomfort wynikający z rosnącego napięcia między pracą zawodową a pracą domową.

Czy oznacza to, że po epoce pandemicznych bachanalii, rozluźnienia obyczajowego, wkroczymy znów w okres konserwatywnych, patriarchalnych norm?
– Część uczonych tak sądzi, ja jednak nie byłbym tego taki pewien. Choćby z tego powodu, że pula potencjalnych partnerów o wysokich parametrach – zamożnych, odpowiedzialnych, ambitnych i empatycznych – jest jednak mocno ograniczona. Takie sytuacje wzmagają konkurencję między kobietami. Walutą w tej konkurencji jest seksualność, więc możemy się równie dobrze spodziewać dalszego luzowania norm społecznych. To już od dawna widać w krajach o niskiej jakości życia, dużych rozpiętościach dochodowych, a do tego pogrążonych w kłopotach ekonomicznych. Ponieważ mężczyzn o wysokim statusie jest tam jak na lekarstwo, konkurencja między kobietami się zaostrza, co powoduje rozluźnianie się norm i obyczajowości seksualnej.

Powiem zatem tak – w pewnych miejscach na Ziemi może dojść do utrwalenia bardziej konserwatywnych reguł, a w innych – do rozluźnienia obyczajów. Wszystko będzie zależeć od tego, co będzie w danym miejscu, w konkretnych okolicznościach makroekonomicznych, skuteczniejszą strategią.

Czy ludzkość wyciągnie jakieś wnioski z tej pandemicznej lekcji, jaką właśnie odbywamy?
– Pewnie nie, skoro doświadczenie uczy, że doświadczenie niczego nie uczy. Choć chciałbym pozostać optymistą. Pandemia jest takim wydarzeniem, które uwidacznia „wyrwy w rzeczywistości”. Jest jak szpachla, którą zrywamy farbę ze zniszczonego stołu. Pomalowany jeszcze jakoś wyglądał, ale po zeskrobaniu tej farby widać w stole wszystkie dziury wygryzione przez korniki, jakieś szpary, jakieś zarysowania i wgniecenia.

Podobnie pandemia pokazuje smutną prawdę, na przykład o większości systemów opieki zdrowotnej. Trzeba będzie te systemy przemyśleć i – być może –zbudować od nowa, a na pewno gruntownie zrekonstruować.

Bez wątpienia musi też ulec przemyśleniu i zmianom system edukacyjny. Okazało się bowiem, że dzieciaki, które zostały uwolnione od reżimu siedzenia w ławkach i słuchania tego, co ma im do powiedzenia nauczyciel, radziły sobie z procesem edukacyjnym na inne, szyte na bieżąco sposoby.

Dobrze to ilustruje chociażby przykład maturzystów, którzy przygotowali się do egzaminu dojrzałości korzystając z materiałów zamieszczonych w sieci, oglądając filmy na YouTube przygotowywane przez popularyzatorów nauki. Zdobywali wiedzę zupełnie w inny sposób i z innych źródeł, niż wcześniej w skonstruowanym na wzór pruski systemie szkolnym było to przyjęte.

Paradoks polega na tym, że cele wyznaczone przez ten archaiczny system – zdanie matury, wypełnienie testowych formularzy – zostały osiągnięte środkami spoza tego systemu. I to często lepiej, skuteczniej.

Jestem więc przekonany, że przemyślenie szkoły w wymiarze systemowym na pewno nas czeka. Pandemia pokazała, że szkoła wciąż jest ważna, ale nie jako maszyna do transmisji wiedzy, tylko jako maszyna do nauki życia społecznego, do socjalizowania się. To tej funkcji szkoły brakowało pozamykanym w domach uczniom i ich rodzicom.

Jestem optymistą, jeśli chodzi o rozwój nauki w niektórych jej dziedzinach. Takie „branże” jak biotechnologia, biochemia, epidemiologia zostały zasilone znaczącymi środkami i badania w nich bardzo przyśpieszyły, co zresztą mamy okazję obserwować, choćby na przykładzie antykoronawirusowych szczepionek mRNA, które wyprodukowano w ciągu niespełna roku. A jeszcze są badania genetyczne, badania nad rozprzestrzenianiem się rozmaitych chorób zakaźnych, badania nad nowymi lekami. Jestem także umiarkowanym optymistą, jeśli chodzi o funkcjonowanie systemów politycznych na świecie.

Rządzący w różnych krajach demokracji zachodniej zrozumieli już chyba, że markowanie działań, promocja samych siebie od wyborów do wyborów, zamiast rozwiązywania palących problemów obywateli, szkodzi im samym.

Trzeba będzie zająć się prawdziwą, nieudawaną naprawą systemów – na przykład ochrony zdrowia. Natomiast co do ludzkości jako gatunku… No cóż, tutaj jestem realistą. Żadna doraźna pandemia, żadna katastrofa nie sprawią bowiem, że wyrwiemy się z formy, w jaką ukształtowała nas ewolucja.

Przeczytaj także: „Ta gorsza strona ewolucji”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.