Wystawiajmy pacjentom rachunki
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 28.02.2018
Tagi: | Piotr Czauderna, Dariusz Madera, pacjent, pacjenci |
– Każdy francuski pacjent po wypisie ze szpitala otrzymuje rachunek. Nie po to, by go zapłacił, bo pokrywa to ubezpieczenie zdrowotne, ale po to, by miał świadomość związanych z leczeniem kosztów – przyznaje prof. Piotr Czauderna i zastanawia się, czy nie warto byłoby wprowadzić takiego rozwiązania w Polsce. – Niewielu pacjentów zdaje sobie sprawę, jak kosztowne są procedury medyczne – dodaje Czauderna, a „Menedżer Zdrowia” pyta Dariusza Maderę, dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu, ile kosztują operacje w jego placówce.
Piotr Czauderna, koordynator Sekcji Ochrony Zdrowia Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP i kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego:
– Wielokrotnie w swojej praktyce spotykałem pacjentów i ich rodziny, którzy byli oburzeni długimi kolejkami oczekujących na świadczenia medyczne. Twierdzili, że całe życie płacili na ochronę zdrowia i w ogóle z niej nie skorzystali. Opinia taka, z jednej strony, wynika z nieświadomości, jak działa system, który przez swój solidaryzm zbliżony jest w pewnym sensie do polskiego systemu emerytalnego. Zdrowi finansują leczenie chorujących. Ale jest i druga przyczyna, myślę, że mało kto z pacjentów zdaje sobie sprawę, jak kosztowne bywają dziś procedury medyczne, zwłaszcza te wysokospecjalistyczne jak przeszczepienia narządów, procedury endowaskularne, leczenie chorób nowotworowych czy chorób rzadkich. Przy przeciętnej miesięcznej składce zdrowotnej, która wynosi 300-400 złotych na miesiąc, aby sfinansować z własnych wpłat, na przykład leczenie endowaskularne tętniaka mózgu, trzeba byłoby je zbierać przez prawie 10 lat nie wydając po drodze na inne potrzeby medyczne. Skomplikowana operacja wątroby z pobytem w szpitalu to cztery, pięć lat wpływów z przeciętnej składki. Podobnie kosztują operacje torakochirurgiczne i kardiochirurgiczne.
Zaciekawił mnie pomysł z Francji, o którym dowiedziałem się niedawno od mieszkających tam przyjaciół. Otóż każdy francuski pacjent po wypisie ze szpitala otrzymuje rachunek. Nie po to, by go zapłacił, bo pokrywa to ubezpieczenie zdrowotne, ale po to, by miał świadomość związanych z leczeniem kosztów. Moi przyjaciele opowiadali mi, że byli zdumieni widząc z jak wysokimi sumami wiąże się sfinansowanie fizjologicznego porodu. Muszę przyznać, że spodobał mi się ten pomysł. Może warto rozważyć jego wprowadzenie takiego w Polsce? Na pewno przyczyniłoby się to wzrostu świadomości społecznej.
Warto podkreślić, że narastająca przepaść między możliwościami finansowymi systemów ochrony zdrowia a oczekiwaniami pacjentów oraz możliwościami współczesnych, niekiedy bardzo kosztownych, technologii medycznych nie jest tylko polską specyfiką, lecz dotyczy w mniejszym lub większym stopniu wszystkich krajów rozwiniętych. Oczywiście w naszym kraju ze względu na stosunkowo niskie finansowanie ochrony zdrowia ze środków publicznych problem ten jest zdecydowanie bardziej widoczny.
Dariusz Madera, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu oraz członek rady naczelnej Polskiej Federacji Szpitali:
– Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Opolu realizuje szereg drogich procedur medycznych. Najdroższe są te zabiegi, które wykonywane są w trybach ratowania życia lub trybach nagłych. Podam kilka przykładów:
– operacja guza śródczaszkowego to koszt około 16000 złotych,
– ostry zawał podwsierdziowy – od 4500 do 7500 złotych,
– całkowita pierwotna rekonstrukcja stawu biodrowego – 15000 złotych,
– usunięcie nowotworu złośliwego w okolicach jamy ustnej – około 15500 złotych.
W naszym szpitalu nie wpisujemy do karty informacyjnej danych o kosztach hospitalizacji. Informacje o kosztach leczenia prowadzi Narodowy Fundusz Zdrowia w ramach portalu ZIP.
Na pewno dzisiaj nie mają pełnej wiedzy o kosztach bezpośrednio w dokumentacji medycznej. Czy informowanie pacjentów o kosztach leczenia pozytywnie wpłynęłoby na postrzeganie pracy szpitali? Nie jestem pewien. Dopóki chory nie będzie w jakiś sposób partycypować w jakiejkolwiek części kosztów, nie będzie mu zależało na oszczędnościach i zrozumieniu systemu ochrony zdrowia.
Przeczytaj także: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
– Wielokrotnie w swojej praktyce spotykałem pacjentów i ich rodziny, którzy byli oburzeni długimi kolejkami oczekujących na świadczenia medyczne. Twierdzili, że całe życie płacili na ochronę zdrowia i w ogóle z niej nie skorzystali. Opinia taka, z jednej strony, wynika z nieświadomości, jak działa system, który przez swój solidaryzm zbliżony jest w pewnym sensie do polskiego systemu emerytalnego. Zdrowi finansują leczenie chorujących. Ale jest i druga przyczyna, myślę, że mało kto z pacjentów zdaje sobie sprawę, jak kosztowne bywają dziś procedury medyczne, zwłaszcza te wysokospecjalistyczne jak przeszczepienia narządów, procedury endowaskularne, leczenie chorób nowotworowych czy chorób rzadkich. Przy przeciętnej miesięcznej składce zdrowotnej, która wynosi 300-400 złotych na miesiąc, aby sfinansować z własnych wpłat, na przykład leczenie endowaskularne tętniaka mózgu, trzeba byłoby je zbierać przez prawie 10 lat nie wydając po drodze na inne potrzeby medyczne. Skomplikowana operacja wątroby z pobytem w szpitalu to cztery, pięć lat wpływów z przeciętnej składki. Podobnie kosztują operacje torakochirurgiczne i kardiochirurgiczne.
Zaciekawił mnie pomysł z Francji, o którym dowiedziałem się niedawno od mieszkających tam przyjaciół. Otóż każdy francuski pacjent po wypisie ze szpitala otrzymuje rachunek. Nie po to, by go zapłacił, bo pokrywa to ubezpieczenie zdrowotne, ale po to, by miał świadomość związanych z leczeniem kosztów. Moi przyjaciele opowiadali mi, że byli zdumieni widząc z jak wysokimi sumami wiąże się sfinansowanie fizjologicznego porodu. Muszę przyznać, że spodobał mi się ten pomysł. Może warto rozważyć jego wprowadzenie takiego w Polsce? Na pewno przyczyniłoby się to wzrostu świadomości społecznej.
Warto podkreślić, że narastająca przepaść między możliwościami finansowymi systemów ochrony zdrowia a oczekiwaniami pacjentów oraz możliwościami współczesnych, niekiedy bardzo kosztownych, technologii medycznych nie jest tylko polską specyfiką, lecz dotyczy w mniejszym lub większym stopniu wszystkich krajów rozwiniętych. Oczywiście w naszym kraju ze względu na stosunkowo niskie finansowanie ochrony zdrowia ze środków publicznych problem ten jest zdecydowanie bardziej widoczny.
Dariusz Madera, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu oraz członek rady naczelnej Polskiej Federacji Szpitali:
– Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Opolu realizuje szereg drogich procedur medycznych. Najdroższe są te zabiegi, które wykonywane są w trybach ratowania życia lub trybach nagłych. Podam kilka przykładów:
– operacja guza śródczaszkowego to koszt około 16000 złotych,
– ostry zawał podwsierdziowy – od 4500 do 7500 złotych,
– całkowita pierwotna rekonstrukcja stawu biodrowego – 15000 złotych,
– usunięcie nowotworu złośliwego w okolicach jamy ustnej – około 15500 złotych.
W naszym szpitalu nie wpisujemy do karty informacyjnej danych o kosztach hospitalizacji. Informacje o kosztach leczenia prowadzi Narodowy Fundusz Zdrowia w ramach portalu ZIP.
Na pewno dzisiaj nie mają pełnej wiedzy o kosztach bezpośrednio w dokumentacji medycznej. Czy informowanie pacjentów o kosztach leczenia pozytywnie wpłynęłoby na postrzeganie pracy szpitali? Nie jestem pewien. Dopóki chory nie będzie w jakiś sposób partycypować w jakiejkolwiek części kosztów, nie będzie mu zależało na oszczędnościach i zrozumieniu systemu ochrony zdrowia.
Przeczytaj także: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.