123RF
„Niedojazdy” do sanatoriów – walka z nimi tak trudna, jak okropne jest to słowo
Autor: Iwona Konarska
Data: 27.10.2022
Źródło: PAP/IKA
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Lekarze uzdrowiskowi dowiadują się, że mają być lekiem na całe zło. To oni, zamiast Narodowego Funduszu Zdrowia, będą uzgadniać z pacjentami terminy, a co najważniejsze – leczenie w sanatorium. To oni też zadbają, by łóżka nie stały puste. Na razie jednak zastanawiają się, kto im pomoże.
– Prace nad projektem ustawy o leczeniu uzdrowiskowym są bardzo zaawansowane. Myślę, że w listopadzie będzie on gotowy – przekazał w Sejmie wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.
Podczas posiedzenia Sejmu 27 października posłowie PiS skierowali do resortu zdrowia pytanie w sprawie leczenia uzdrowiskowego i prac nad zapowiadanym projektem ustawy. W odpowiedzi wiceminister Waldemar Kraska zrelacjonował prowadzone prace, które określił jako zaawansowane.
– Cele projektu to dostosowanie zakresu udzielania świadczeń do aktualnych potrzeb pacjentów, wzmocnienie podmiotowej roli pacjenta poprzez nadanie mu prawa do wyboru świadczeniodawcy, podniesienie jakości świadczeń usług związanych z dokonywaniem wyboru, cyfryzacja skierowań oraz uproszczenie procedur kontraktowania – wymieniał.
Wiceszef resortu podkreślił, że pacjent będzie mógł decydować, dokąd i kiedy chce wyjechać na leczenie uzdrowiskowe. Obecnie to Narodowy Fundusz Zdrowia podejmuje decyzje dotyczące miejsca, a termin wyjazdu zależy od kolejki w danym województwie. Wiceminister zwrócił również uwagę, że skierowania będą podzielone na kategorie schorzeń.
– Jeżeli będziemy wchodzić w ten system, a mamy leczenie kardiologiczne, to będą pojawiać się tylko sanatoria, które oferują ten właśnie zakres świadczeń – wyjaśnił.
Zaznaczył, że zgodnie z projektowanymi założeniami za prowadzenie list oczekujących i wyznaczenie pacjentom terminów leczenia będą odpowiadały zakłady lecznictwa uzdrowiskowego. Kwalifikacje pacjentów na leczenie prowadzić będą lekarze uzdrowiskowi na podstawie dokumentacji medycznej. Zniesiony zostanie także obowiązek potwierdzenia skierowania przez oddziały wojewódzkie NFZ.
– To wszystko będzie się odbywało przez system teleinformatyczny. Skierowanie do sanatorium zostanie wystawione także w formie elektronicznej. Pacjent nie będzie musiał dostarczyć już papierowego skierowania do NFZ. Otrzyma specjalny kod, którym zarejestruje swój pobyt w sanatorium – tłumaczył, dodając, że pacjent będzie mógł zarejestrować się samodzielnie lub z pomocą lekarza, który to skierowanie wystawił.
Kraska ocenił, że takie rozwiązanie zdecydowanie skróci czas oczekiwania na leczenie. Dodatkowo, poprzez nadanie pacjentowi prawa do wyboru świadczeniodawcy, automatycznie zostanie podniesiona jakość świadczeń.
Tyle zapowiedzi. A co na to lekarze uzdrowiskowi? Dominuje konsternacja i zaniepokojenie. Konkretny turnus określają jako „wlot”. W jednym z sanatoriów na Lubelszczyźnie jest to ok. 150 osób. A takich „wlotów” jest rocznie 16–17. Dotychczas w oddziałach NFZ w specjalnym dziale było 2–3 lekarzy, także balneolodzy, którzy weryfikowali skierowania, analizowali przeciwwskazania, bo przy często kilku chorobach współistniejących trzeba było starannie dobierać miejscowości uzdrowiskowe. Niekiedy odrzucali wnioski. Jest to dobrze funkcjonujący system, który można w konkretnych punktach usprawnić, ale nie likwidować i przerzucać pracę na uzdrowiska.
Jeśli przepisy wejdą w życie w takim kształcie, jak zaproponowano, w każdym zakładzie uzdrowiskowym będą musiały być zatrudnione dodatkowe osoby do obsługi pacjentów sanatoryjnych. To, co zostanie zlikwidowane w NFZ, przeniesie się do uzdrowisk. Szczególne wątpliwości budzi ustalanie pobytu z pacjentem. Kod do rejestracji w przypadku samotnych seniorów raczej się nie sprawdzi. – To są mało operatywne osoby – stwierdził lekarz z jednego z sanatoriów, do którego przyjeżdża rocznie ok. 2200 osób. Tłumaczył, że korespondencja, telefony, ustalanie terminu, wyjaśnianie wątpliwości z osobami, które nie poradziły sobie z kodami, będzie bardzo czasochłonne. Nie zawsze będzie możliwy kontakt drogą elektroniczną. Mamy tworzyć działy obsługi takie jak w NFZ? – pytają lekarze uzdrowiskowi. Nawet jeśli senior skorzysta z kodu do rejestracji to odruchowo wiele osób, gdy zechce zapytać czy coś skorygować, będzie dzwonić albo pisać listy.
I kolejny problem. Wiceminister zauważył, że umożliwienie wyboru konkretnego sanatorium powinno także zaradzić sytuacjom, kiedy zdarza się, że pacjenci mimo skierowania i ustalonego terminu nie zgłaszają się, ponieważ nie odpowiada im np. termin. Jak poinformował Kraska, w drugim kwartale tego roku takich osób było 3443.
Takie sytuacje określa się jako „niedojazdy”. Czy aby im zapobiegać, należy organizację pobytów przerzucić z NFZ do sanatoriów? Zdaniem lekarzy uzdrowiskowych problemem nie jest, kto zarządza kolejką, tylko jak. Zawiadamianie o terminie, rezygnacja tej osoby, bo coś nie pasuje, kolejne zawiadamianie drogą korespondencyjną. Przy takim tempie ślimaka bardzo łatwo jest znaleźć się na granicy dwóch tygodni – tylko do tego terminu można wysyłać skierowanie. Jeśli dwie, trzy osoby odmówią, skierowanie trafia na półkę „niezrealizowane”. A może to być 10–30 proc. wszystkich skierowań w danym sanatorium. Tak więc większość „niedojazdów” wynika z tego, że NFZ nie znalazł chętnego, np. na okres świąteczny. Wypadków losowych jest niewiele. Gdyby zawiadamianie odbywało się telefonicznie lub e-mailowo, na pewno częściej znalazłby się kandydat.
To wszystko martwi lekarzy w uzdrowiskach. Do pacjentów nie docierają te wątpliwości związane z biurokracją. Słyszą, że będą mogli sobie wybrać miejscowość i termin, że będą klientami, a nie petentami.
O tym, że z „kodem do rejestracji”, dopiero się dowiedzą.
Podczas posiedzenia Sejmu 27 października posłowie PiS skierowali do resortu zdrowia pytanie w sprawie leczenia uzdrowiskowego i prac nad zapowiadanym projektem ustawy. W odpowiedzi wiceminister Waldemar Kraska zrelacjonował prowadzone prace, które określił jako zaawansowane.
– Cele projektu to dostosowanie zakresu udzielania świadczeń do aktualnych potrzeb pacjentów, wzmocnienie podmiotowej roli pacjenta poprzez nadanie mu prawa do wyboru świadczeniodawcy, podniesienie jakości świadczeń usług związanych z dokonywaniem wyboru, cyfryzacja skierowań oraz uproszczenie procedur kontraktowania – wymieniał.
Wiceszef resortu podkreślił, że pacjent będzie mógł decydować, dokąd i kiedy chce wyjechać na leczenie uzdrowiskowe. Obecnie to Narodowy Fundusz Zdrowia podejmuje decyzje dotyczące miejsca, a termin wyjazdu zależy od kolejki w danym województwie. Wiceminister zwrócił również uwagę, że skierowania będą podzielone na kategorie schorzeń.
– Jeżeli będziemy wchodzić w ten system, a mamy leczenie kardiologiczne, to będą pojawiać się tylko sanatoria, które oferują ten właśnie zakres świadczeń – wyjaśnił.
Zaznaczył, że zgodnie z projektowanymi założeniami za prowadzenie list oczekujących i wyznaczenie pacjentom terminów leczenia będą odpowiadały zakłady lecznictwa uzdrowiskowego. Kwalifikacje pacjentów na leczenie prowadzić będą lekarze uzdrowiskowi na podstawie dokumentacji medycznej. Zniesiony zostanie także obowiązek potwierdzenia skierowania przez oddziały wojewódzkie NFZ.
– To wszystko będzie się odbywało przez system teleinformatyczny. Skierowanie do sanatorium zostanie wystawione także w formie elektronicznej. Pacjent nie będzie musiał dostarczyć już papierowego skierowania do NFZ. Otrzyma specjalny kod, którym zarejestruje swój pobyt w sanatorium – tłumaczył, dodając, że pacjent będzie mógł zarejestrować się samodzielnie lub z pomocą lekarza, który to skierowanie wystawił.
Kraska ocenił, że takie rozwiązanie zdecydowanie skróci czas oczekiwania na leczenie. Dodatkowo, poprzez nadanie pacjentowi prawa do wyboru świadczeniodawcy, automatycznie zostanie podniesiona jakość świadczeń.
Tyle zapowiedzi. A co na to lekarze uzdrowiskowi? Dominuje konsternacja i zaniepokojenie. Konkretny turnus określają jako „wlot”. W jednym z sanatoriów na Lubelszczyźnie jest to ok. 150 osób. A takich „wlotów” jest rocznie 16–17. Dotychczas w oddziałach NFZ w specjalnym dziale było 2–3 lekarzy, także balneolodzy, którzy weryfikowali skierowania, analizowali przeciwwskazania, bo przy często kilku chorobach współistniejących trzeba było starannie dobierać miejscowości uzdrowiskowe. Niekiedy odrzucali wnioski. Jest to dobrze funkcjonujący system, który można w konkretnych punktach usprawnić, ale nie likwidować i przerzucać pracę na uzdrowiska.
Jeśli przepisy wejdą w życie w takim kształcie, jak zaproponowano, w każdym zakładzie uzdrowiskowym będą musiały być zatrudnione dodatkowe osoby do obsługi pacjentów sanatoryjnych. To, co zostanie zlikwidowane w NFZ, przeniesie się do uzdrowisk. Szczególne wątpliwości budzi ustalanie pobytu z pacjentem. Kod do rejestracji w przypadku samotnych seniorów raczej się nie sprawdzi. – To są mało operatywne osoby – stwierdził lekarz z jednego z sanatoriów, do którego przyjeżdża rocznie ok. 2200 osób. Tłumaczył, że korespondencja, telefony, ustalanie terminu, wyjaśnianie wątpliwości z osobami, które nie poradziły sobie z kodami, będzie bardzo czasochłonne. Nie zawsze będzie możliwy kontakt drogą elektroniczną. Mamy tworzyć działy obsługi takie jak w NFZ? – pytają lekarze uzdrowiskowi. Nawet jeśli senior skorzysta z kodu do rejestracji to odruchowo wiele osób, gdy zechce zapytać czy coś skorygować, będzie dzwonić albo pisać listy.
I kolejny problem. Wiceminister zauważył, że umożliwienie wyboru konkretnego sanatorium powinno także zaradzić sytuacjom, kiedy zdarza się, że pacjenci mimo skierowania i ustalonego terminu nie zgłaszają się, ponieważ nie odpowiada im np. termin. Jak poinformował Kraska, w drugim kwartale tego roku takich osób było 3443.
Takie sytuacje określa się jako „niedojazdy”. Czy aby im zapobiegać, należy organizację pobytów przerzucić z NFZ do sanatoriów? Zdaniem lekarzy uzdrowiskowych problemem nie jest, kto zarządza kolejką, tylko jak. Zawiadamianie o terminie, rezygnacja tej osoby, bo coś nie pasuje, kolejne zawiadamianie drogą korespondencyjną. Przy takim tempie ślimaka bardzo łatwo jest znaleźć się na granicy dwóch tygodni – tylko do tego terminu można wysyłać skierowanie. Jeśli dwie, trzy osoby odmówią, skierowanie trafia na półkę „niezrealizowane”. A może to być 10–30 proc. wszystkich skierowań w danym sanatorium. Tak więc większość „niedojazdów” wynika z tego, że NFZ nie znalazł chętnego, np. na okres świąteczny. Wypadków losowych jest niewiele. Gdyby zawiadamianie odbywało się telefonicznie lub e-mailowo, na pewno częściej znalazłby się kandydat.
To wszystko martwi lekarzy w uzdrowiskach. Do pacjentów nie docierają te wątpliwości związane z biurokracją. Słyszą, że będą mogli sobie wybrać miejscowość i termin, że będą klientami, a nie petentami.
O tym, że z „kodem do rejestracji”, dopiero się dowiedzą.