Czas nie jest dobrym lekarstwem w przypadku chorób sercowo-naczyniowych
Redaktor: Arleta Czarnik
Data: 08.10.2021
Źródło: Kurier Medyczny 2021; 6: 48-51.
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Kiedy czas nie jest najlepszym lekarstwem w kontekście powikłań sercowo-naczyniowych? Na ten temat dyskutowali eksperci uczestniczący w sesji satelitarnej firmy KRKA zorganizowanej podczas XXV Jubileuszowego Międzynarodowego Kongresu Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego w Poznaniu.
Eksperci: prof. dr hab. n. med. Beata Wożakowska-Kapłon, prof. dr hab. n. med. Jolanta Małyszko, prof. dr hab. n. med. Krzysztof J. Filipiak i dr hab. n. med. Piotr Rozentryt, byli zgodni – czas do włączenia terapii, a zatem i prewencji powikłań sercowo-naczyniowych powinien być jak najkrótszy.
Profesor Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, specjalista chorób wewnętrznych, hipertensjologii i farmakologii klinicznej, współautor i współredaktor pierwszego polskiego podręcznika medycznego o COVID-19, omówił zjawisko „długu zdrowotnego”, czyli zaniedbań zdrowotnych, które narosły w ostatnich miesiącach z powodu pandemii.
Jak powstawał dług zdrowotny?
– W kwietniu i maju 2020 r., podczas ostrego lockdownu, liczba wizyt u lekarzy rodzinnych np. dotyczących nadciśnienia tętniczego zmniejszyła się zaledwie o 10 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2019 r. Działo się to dzięki wprowadzeniu systemu teleporad, bo większość konsultacji realizowana była w trybie telemedycznym. Jeżeli jednak spojrzymy na tzw. konsultacje pierwszorazowe w nadciśnieniu tętniczym, to było ich o 40 proc. mniej. Te statystyki pokazują, że telemedycyna, teleporady nie sprzyjały rozpoznawaniu nowych przypadków nadciśnienia tętniczego, hipercholesterolemii, przewlekłej niewydolności nerek czy innych schorzeń – mówił prof. Krzysztof J. Filipiak.
Ekspert przypomniał, że Polska spośród krajów europejskich najgorzej poradziła sobie z pandemią COVID-19. Pokazują to statystyki dotyczące nadprogramowych zgonów w 2020 r. W stosunku do 2019 r. było ich 70–75 tys. więcej, z czego tylko w 30 tys. przypadków przyczyną był COVID-19. – Wniosek sam się nasuwa – 40 tys. to były albo osoby z nierozpoznanym COVID-19, albo tzw. collateral death, czyli „zgony oboczne” wynikające z paraliżu ochrony zdrowia. Mamy taką konstatację w środowisku hipertensjologów, że w Polsce ubyły dziesiątki tysięcy chorych z nadciśnieniem. Spośród 70–75 tys. nadprogramowych zgonów nawet ok. 90 proc. mogą stanowić zgony osób z nadciśnieniem tętniczym – zauważył prof. Krzysztof J. Filipiak. A mówimy tylko o roku 2020. Wiemy, że od marca 2020 r. do marca 2021 r. tych zgonów nadmiarowych jest już ok. 100 tys., a w całym okresie półtora roku pandemii – prawdopodobnie ok. 150 tys.
Profesor Krzysztof J. Filipiak przeanalizował wpływ pandemii na rynek nowoczesnych terapii hipotensyjnych. – Od kilku lat monitorujemy, jak wygląda w praktyce stosowanie złożonych leków hipotensyjnych. W 2020 r. stanowiły one niespełna 13 proc. wypisywanych leków hipotensyjnych, choć rokrocznie obserwowana była tendencja zwyżkowa. Pierwszy kwartał 2021 r. pokazuje, że po raz pierwszy od kilku lat nie ma wzrostu ilości wypisywanych preparatów złożonych. Praktycznie nie rośnie preskrypcja preparatów combo. Przyczyną jest to, że w ubiegłym roku wykrywaliśmy mało nowych przypadków nadciśnienia, nie inicjowaliśmy terapii, w trybie telemedycyny nie zamienialiśmy starych leków na nowsze. W ramach teleporad stosowaliśmy tylko przedłużenie dotychczasowej terapii, nie decydowaliśmy się na ogół na zamianę leków – wyjaśnił prof. Krzysztof J. Filipiak.
Co należy zrobić z długiem zdrowotnym – brakiem wizyt, nieoptymalną opieką, nierozpoznanymi przypadkami chorób, który został zaciągnięty w stosunku do naszych pacjentów w czasie pandemii? Sukcesywnie nadrabiać zaległości, diagnozować jak najwięcej przypadków, leczyć coraz więcej osób, zintensyfikować postępowanie farmakologiczne. Według eksperta od kwietnia tego roku zaczęliśmy nadrabiać zaległości w zakresie inicjacji terapii, ale jeszcze dużo ich pozostało, ponieważ zapaść była ogromna.
– Paradoksalnie w aptekach nie widać nadrabiania długu zdrowotnego. Na samym początku lockdownu odnotowano duży przyrost wykupywania leków hipotensyjnych i hipolipemizujących. Takie zjawisko jest typowe dla czasów zagrożenia, niepewności. Dane za pierwsze półrocze 2021 r. wcale nie wskazują, żeby przyrost sprzedaży leków został utrzy¬many przynajmniej na poziomie tego, który zaobserwowano w szczytowym okresie pandemii w 2020 r. – komentował prof. Krzysztof J. Filipiak.
Niewydolność serca – współchorobowość przekłada się na liczbę hospitalizacji
O znaczeniu wczesnej inicjacji terapii w celu zapobieżenia niewydolności serca mówił dr hab. Piotr Rozentryt z III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii SUM Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Ekspert przypomniał, że w niewydolności serca dominuje etiologia niedokrwienna – w 2/3 przypadków. A więc wszelkie działania skupione na chorobie niedokrwiennej serca, a także jej prewencji będą miały ogromne znaczenie w ograniczaniu zapadalności na niewydolność serca. Lepsza kontrola czynników ryzyka, skuteczniejsza terapia chorób współtowarzyszących mogłyby temu chociaż częściowo zapobiec.
– Dane pokazują, że niezależnie od fenotypu niewydolności serca pacjent ma trzy, cztery, czasem pięć chorób dodatkowych, wśród których są hipercholesterolemia, nadciśnienie tętnicze, choroby nerek, choroby płuc. Choroba niedokrwienna serca jest tą zasadniczą. Współchorobowość przekłada się na częstość hospitalizacji – im więcej chorób towarzyszących, tym częściej pacjenci z niewydolnością serca są hospitalizowani – mówił dr hab. Piotr Rozentryt.
Skuteczne leczenie chorób współistniejących może wprost przełożyć się na mniejszą liczbę hospitalizacji. A to z kolei przełoży się na rokowanie.
Choroby sercowo-naczyniowe przeważają wśród przyczyn hospitalizacji osób z niewydolnością serca. Wśród nich są oczywiście ostre zespoły wieńcowe (OZW). Czynniki powodujące progresję choroby niedokrwiennej serca, a następnie OZW są silnie ze sobą powiązane. – Dwie trzecie polskiej populacji w wieku 60–70 lat ma dwa zasadnicze czynniki ryzyka sercowo-naczyniowego, czyli hipercholesterolemię i nadciśnienie tętnicze. Według wytycznych skuteczne leczenie nadciśnienia tętniczego prowadzi do spowolnienia progresji niewydolności serca i może jej zapobiec. To samo dotyczy dyslipidemii. Jednocześnie niska wartość ciśnienia tętniczego i niskie stężenie cholesterolu LDL mają największą wartość w ograniczaniu chorobowości z przyczyn sercowo-naczyniowych – podkreślił ekspert.
Leczyć skutecznie, tzn. do celu i szybko
– Sentencja, że czas jest najlepszym lekarzem, być może jest prawdziwa, ale w kontekście chorób duszy. Natomiast zdecydowanie nie jest prawdziwa, kiedy mamy przed sobą pacjenta z nadciśnieniem, hipercholesterolemią, palącego papierosy. Wymieniłam te trzy modyfikowalne czynniki ryzyka schorzeń sercowo-naczyniowych, bo stanowią podstawę do obliczenia ryzyka. Zarówno ryzyka zgonu z powodu schorzeń sercowo-naczyniowych w starej skali SCORE, jak i ryzyka zachorowania na schorzenia sercowo-naczyniowe w obowiązującej od końca sierpnia tego roku skali SCORE2 – mówiła prof. Beata Wożakowska-Kapłon, kierownik I Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Świętokrzyskiego Centrum Kardiologii.
Ekspertka przypomniała, że Polska jest zaliczana do krajów, których mieszkańcy mają wysokie ryzyko sercowo-naczyniowe. Hipercholesterolemię ma 61 proc. Polaków, a nadciśnienie tętnicze prawie 13 mln. Około 6 mln cierpi i na nadciśnienie tętnicze, i na hipercholesterolemię. Nadciśnienie tętnicze zwiększa ryzyko zawału serca dwukrotnie, a wysokie stężenie cholesterolu LDL ponad trzykrotnie. – Dobra wiadomość jest taka, że równoczesna kontrola nadciśnienia i stężenia cholesterolu przynosi synergistyczny efekt w redukcji zdarzeń sercowo-naczyniowych, ale zła taka, że z tego dobrodziejstwa korzysta tylko 5 proc. osób z nadciśnieniem i hipercholesterolemią – oceniła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
– Jeżeli miałabym krótko odpowiedzieć, jak poprawić rokowanie i zmniejszyć śmiertelność sercowo-naczyniową, to odpowiedziałabym: leczyć skutecznie, tzn. do celu i szybko. Do celu, czyli osiągając wartości ciśnienia tętniczego skurczowego pomiędzy 120 a 129 mm Hg u chorych do 65. roku życia oraz pomiędzy 130 a 139 mm Hg w populacji pacjentów 65+. Docelowe wartości ciśnienia rozkurczowego w obu populacjach to pomiędzy 70 a 79 mm Hg. Na uzyskanie tych wartości mamy 3 miesiące od zainicjowania terapii. Żeby osiągnąć cel terapeutyczny, należy rozpoczynać leczenie od skojarzenia dwóch leków, najlepiej w postaci preparatu złożonego – mówiła ekspertka.
Zgodnie z zaleceniami przeważająca część osób z nadciśnieniem powinna poza lekami hipotensyjnymi przyjmować również statynę. Niestety prawie 60 proc. chorych ma nierozpoznaną hipercholesterolemię, a 22 proc. mimo jej rozpoznania nie jest leczonych. Tylko co trzecia osoba z chorobą wieńcową osiąga docelowe stężenie cholesterolu LDL, chociaż leczenie hipolipemizujące otrzymuje ponad 90 proc. z nich.
Dzieje się tak z powodu słabej adherencji do leczenia – tylko co trzeci pacjent kontynuuje jej rozpoczęcia. Kolejny powód to zalecanie przez lekarzy zbyt małych dawek silnie działających statyn. Polscy lekarze przeważnie przepisują atorwastatynę w dawce 20 mg, a rosuwastatynę w dawce 10 mg.
– Do tego wszystkiego pandemia COVID-19 spowodowała nasilenie czynników modyfikujących ryzyko sercowo-naczyniowe, takich jak otyłość, brak aktywności fizycznej, stres psychospołeczny. Przyczynia się to do pogorszenia kontroli ciśnienia tętniczego i wzrostu ryzyka sercowo-naczyniowego. Stosowanie prostych schematów leczenia, najlepiej z wykorzystaniem leków złożonych i hybrydowych, jest szansą na poprawę rokowania chorych – podsumowała prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Krajobraz po bitwie w nefrologii
– Z powodu pandemii ubyło nam 2 tys. chorych dializowanych. Przyjmujemy coraz więcej pacjentów zaniedbanych zdrowotnie przez pandemię. Niedawno miałam pacjentkę z kreatyniną 30,9 mg/dl, zdarza się także mocznik na poziomie 500–600 mg/dl. Tak obecnie wygląda codzienność nefrologów. Prawie połowa naszych pacjentów ma cukrzycę, 90 proc. choroby układu sercowo-naczyniowego, 9 na 10 nadciśnienie tętnicze – mówiła prof. Jolanta Małyszko, kierownik Katedry i Kliniki Nefrologii, Dializoterapii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
W ubiegłym roku ukazały się pierwsze skojarzone zalecenia dotyczące leczenia zarówno pacjentów z cukrzycą, jak i przewlekłą chorobą nerek. Podkreślono w nich znaczenie niefarmakologicznych metod terapii – aktywności fizycznej i diety. W postępowaniu farmakologicznym na pierwszym miejscu wskazano leki blokujące układ renina–angiotensyna–aldosteron (RAA), najlepiej w najwyższych dobrze tolerowanych dawkach. – Nawet jeśli mamy pacjenta z prawidłowym ciśnieniem tętniczym, ale z albuminurią, to włączamy nefroprotekcję, czyli blokadę układu RAA, która jest również kardioprotekcją. Przekłada się to na zmniejszenie liczby zgonów z przyczyn sercowo-naczyniowych – wyjaśniła ekspertka.
Szacuje się, że mniej więcej 0,25–0,5 proc. chorych z nadciśnieniem ma progresję do schyłkowej niewydolności nerek. – Można uznać, że jest to bardzo mało, ale pół procenta z populacji chociażby 10 mln to jest 50 tys. Dializowanych jest ok. 20 tys. osób. I tu jest odpowiedź na pytanie, gdzie gubimy tych chorych i gdzie jest miejsce i czas, by zrobić jak najwięcej – dodała prof. Jolanta Małyszko.
– Blokując układ RAA, oddziałujemy na tętniczkę doprowadzającą i odprowadzającą, w związku z tym zmniejszamy ciśnienie wewnątrzkłębuszkowe, białkomocz, albuminurię. Zmniejszając białkomocz, spowalniamy progresję przewlekłej choroby nerek i hiperfiltrację, która występuje zarówno w nadciśnieniu, jak i cukrzycy. Wszystko po to, aby nie doszło do schyłkowej niewydolności nerek i konieczności dializoterapii – tłumaczyła prof. Jolanta Małyszko.
Nefrolodzy zwracają szczególną uwagę na dwa czynniki ryzyka: obecność albumin w moczu oraz przesączanie kłębuszkowe. Ich kumulacja świadczy o tym, że chory szybciej osiągnie schyłkową niewydolność nerek. – Zatem de facto wielkość białkomoczu mówi o progresji do schyłkowej niewydolności nerek. Jak już wspomniałam, nasi pacjenci chorują na cukrzycę, choroby układu sercowo-naczyniowego, a więc zwiększa się ich ryzyko zgonu. Jeżeli współistnieją co najmniej dwa czynniki – białkomocz bądź albuminuria i upośledzone przesączanie kłębuszkowe, śmiertelność zdecydowanie wzrasta – oceniła prof. Jolanta Małyszko. – Dlatego tak ważna jest opieka koordynowana, której nam zabrakło w ostatnim czasie. Teleporady pogorszyły istotnie jakość opieki zdrowotnej. Nie było czasu na interwencję w stylu życia, na leczenie złożone – dodała.
Profesor Jolanta Małyszko przypomniała, że podstawowe leki stosowane przez nefrologów, czyli blokujące układ RAA, są również wykorzystywane w kardiologii i hipertensjologii. – Czyli nasza nefroprotekcja jest również kardioprotekcją, a więc oszczędzając nerki, oszczędzamy serce i zmniejszamy ryzyko zgonów. To bardzo ważne, bo połowa chorych na przewlekłą chorobę nerek (PChN) umiera z powodów sercowo-naczyniowych, zanim osiągnie stadium schyłkowej niewydolności nerek – skomentowała prof. Jolanta Małyszko.
Podkreśliła, że ponieważ pacjent z cukrzycą i PChN jest obciążony zwiększonym ryzykiem zgonu z powodów sercowo-naczyniowych, w leczeniu powinno się uwzględniać wszystkie modyfikowalne czynniki ryzyka chorób układu krążenia. Taką możliwość daje terapia wieloczynnikowa obejmująca równocześnie normalizację glikemii, lipemii, ciśnienia tętniczego oraz blokadę układu RAA, co jednocześnie spowalnia postęp cukrzycowej choroby nerek.
– Wytyczne ESC bardzo wysoko, bo w pierwszej klasie zaleceń, stawiają łączne podawanie statyny z ezetimibem u chorych na PChN. Szczególnie cenne są preparaty combo. Każdy lek złożony jest niezwykle korzystny, bo wiemy, że pacjenci nie tolerują dużej liczby tabletek. A przypomnę, że chory w IV stadium PChN czy dializowany musi przyjmować 15– 17 leków. W tej sytuacji każda interwencja zmierzająca do zmniejszenia liczby tabletek, jak również zastosowanie leków długo działających są jak najbardziej wskazane – podsumowała prof. Jolanta Małyszko.
Preparaty SPC i hybrydowe remedium na dług zdrowotny
– Rozmawiając o długu zdrowotnym, zadajemy sobie podstawowe pytanie: jak leczyć chorych na nadciśnienie i hipercholesterolemię? Powtórzę – skutecznie i szybko. Można to osiągnąć, stosując leki złożone i hybrydowe. Wiemy, że im więcej tabletek, tym gorsza współpraca z chorym. Dysponujemy rejestrami np. z Hiszpanii, które dowodzą, że wraz ze wzrostem stosowania leków złożonych poprawia się kontrola ciśnienia tętniczego – zauważyła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Stosowanie terapii „do celu” odnosi się nie tylko do leczenia nadciśnienia, lecz także hipercholesterolemii. Od 2019 r. cele terapii hipolipemizującej są następujące: u pacjentów z bardzo wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym należy dążyć do uzyskania stężenia cholesterolu LDL poniżej 55 mg/dl, a u pacjentów z wysokim ryzykiem – poniżej 70 mg/dl. Jednocześnie w obu tych grupach stężenie cholesterolu LDL powinno zostać obniżone o co najmniej 50 proc. w stosunku do wartości wyjściowych.
Którą statynę zastosować? – Oczywiście tę, której potencja gwarantuje zmniejszenie stężenia cholesterolu LDL przynajmniej o 50 proc. Takie możliwości dają atorwastatyna i rosuwastatyna, w wytycznych wymieniane jako tzw. statyny potentne. Nie tylko zdolność do obniżenia stężenia cholesterolu LDL czyni je wyjątkowymi, lecz także właściwości plejotropowe. Zarówno atorwastatyna, jak i rosuwastatyna mają udokumentowane działanie plejotropowe – przeciwzapalne, immunomodulujące i przeciwmiażdżycowe. Rosuwastatyna w prewencji pierwotnej redukuje o połowę ryzyko udaru mózgu i zawału serca, liczbę pierwszych zdarzeń sercowo-naczyniowych o 44 proc. i liczbę zgonów z jakiejkolwiek przyczyny o 20 proc. – wskazała prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Ekspertka kolejny raz podkreśliła, że niestety polscy lekarze zalecają zbyt małe dawki statyn, a wytyczne mówią nie tylko o zastosowaniu silnej statyny, lecz także o maksymalnej tolerowanej dawce.
Jeżeli nie uda się osiągnąć celu terapii za pomocą samej statyny (po 4–6 tygodniach u chorego z bardzo wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym, np. po udarze niedokrwiennym), wówczas należy włączyć do terapii ezetimib (I klasa zaleceń).
Opracowany niedawno dokument – stanowisko grupy ekspertów wsparte przez Sekcję Farmakoterapii Sercowo-Naczyniowej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, czyli IV Deklaracja Sopocka, wskazuje, że w szczególnych sytuacjach u pacjentów bardzo wysokiego ryzyka, z bardzo wysokim wyjściowym stężeniem cholesterolu LDL, nierokujących powodzenia w monoterapii statyną, można rozważyć zainicjowanie terapii od razu od skojarzenia statyny i ezetimibu. Zwłaszcza że dołączenie ezetimibu do statyny gwarantuje czterokrotnie silniejsze działanie hipolipemizujące niż podwojenie dawki rosuwastatyny.
Synergistyczne działanie tych leków zostało udowodnione w badaniu ACTE, a w badaniu EXPLORER dołączenie ezetimibu do 40 mg rosuwastatyny spowodowało zmniejszenie stężenia cholesterolu LDL o 70 proc. Jest to największa redukcja stężenia cholesterolu LDL możliwa w przebiegu terapii doustnej. Bardzo ważne jest przy tym, że takie leczenie jest dobrze tolerowane. Profil bezpieczeństwa terapii skojarzonej rosuwastatyną z ezetimibem jest podobny do terapii samą statyną.
Dostępny jest preparat złożony (single pill combination – SPC) statyny z ezetimibem w dawkach 10/10 mg, 20/10 mg i jako jedyne na rynku połączenie SPC w dawce 40/10 mg (preparat Coroswera®). Dzięki temu ostatniemu preparatowi, możliwa jest redukcja stężenia cholesterolu LDL nawet o 65–70 proc.
– Niestety jedynie w 50 proc. przypadków taka terapia zapewni adherencję, a wiemy, że minimalna wartość w celu uzyskania istotnych korzyści klinicznych ze stosowania statyny to 80 proc. Im więcej tabletek, tym mniejszy odsetek przestrzegania terapii. Spośród chorych, którzy przyjmują sześć i więcej tabletek, ok. 20 proc. będzie przyjmowało statynę. Sposobem na poprawę compliance i adherencji są preparaty hybrydowe i uproszczenie schematu leczenia – tłumaczyła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Lek hybrydowy SPC to jednoczesna terapia kilku chorób jedną tabletką. W Polsce dostępne są trójka hybrydowa zawierająca rosuwastatynę, najsilniejszą i jednocześnie bardzo bezpieczną statynę, oraz perindopril z indapamidem (Roxiper®) oraz dwójka hybrydowa składająca się z rosuwastatyny i walsartanu (Valarox®).
Dlaczego w preparatach hybrydowych połączono właśnie te molekuły? – Wszystkie one znajdują się wśród 15 najczęściej wypisywanych leków kardiologicznych lub leków o największych przyrostach preskrypcyjnych. Inhibitory konwertazy angiotensyny (ACE-I) oraz sartany wpisują się w standardy postępowania hipertensjologicznego i kardiologicznego. Statyna będąca ich składnikiem, tj. rosuwastatyna, jest najsilniejszą dostępną na rynku, a jednocześnie bezpieczną statyną o udowodnionym działaniu poprawiającym rokowanie – mówiła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Preparat Roxiper® to trójka hybrydowa stanowiąca połączenie perindoprilu i indapamidu, czyli leków pierwszego wyboru w leczeniu pacjentów z nadciśnieniem, z rosuwastatyną, która ma największą potencję w obniżaniu stężenia cholesterolu LDL. Roxiper® to pierwsze w Polsce potrójne SPC zawierające statynę, ACE-I oraz diuretyk.
Bardzo ciekawe jest synergistyczne działanie tych trzech molekuł prowadzące do szybszego i skuteczniejszego osiągania docelowych wartości ciśnienia tętniczego i lipidów. Dodatkowo poprawiają one funkcję śródbłonka, działają wazo- i kardioprotekcyjnie i dzięki temu przeciwmiażdżycowo – oceniła trójkę hybrydową prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Synergia statyny i leków hipotensyjnych prowadzi do redukcji poważnych zdarzeń sercowo-naczyniowych aż o 32 proc.
– Dwójkę hybrydową tworzą rosuwastatyna i walsartan. Również w przypadku tych leków udowodniono synergistyczny wpływ na funkcję śródbłonka, jeśli chodzi o biodostępność tlenku azotu, wzrost jego produkcji, zmniejszenie stresu oksydacyjnego i stanu zapalnego, zwiększenie stabilności blaszki miażdżycowej czy zmniejszenie produkcji endoteliny – mówiła ekspertka.
– Statyna zwiększa działanie hipotensyjne walsartanu i odwrotnie – dodanie walsartanu do statyny zapewnia wyższy wskaźnik osiągania docelowych wartości stężenia cholesterolu LDL. Mamy zatem zapewnioną skuteczniejszą redukcję nadciśnienia tętniczego, stężenia cholesterolu LDL, uproszczenie schematu terapeutycznego i pewność, że pacjent nie odstawi statyny – oceniła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
– Wyczekiwanie nie jest dobrym postępowaniem u naszych pacjentów, gdy grozi im zawał serca i udar mózgu. Wykorzystujmy ten czas na skuteczną terapię – podsumowała ekspertka.
Podsumowanie
Wspomniana sesja satelitarna pozwoliła na spojrzenie na aktualne problemy COVID-19 i ery post-COVID z perspektywy długu zdrowotnego, jaki zaciągnęliśmy w ostatnim czasie. Dług ten należy jak najszybciej spłacić, aktywnie poszukując pacjentów z nadciśnieniem tętniczym i zaburzeniami lipidowymi, oferując im skuteczniejsze i szybciej działające leki, w czym mogą nam pomóc nowoczesne preparaty SPC, o których dyskutowano. Zgodni w tym zakresie byli kardiolodzy występujący w sesji (prof. Beata Wożakowska-Kapłon, prof. Krzysztof J. Filipiak), nefrolodzy-diabetolodzy (prof. Jolanta Małyszko), jak również interniści z pogranicza kardiologii i nefrologii (dr hab. Piotr Rozentryt), zainteresowani zwłaszcza pacjentami ze współistnieniem chorób serca i nerek. Wszyscy zgodnie podkreślali, jak dużo wnoszą SPC do nowoczesnego leczenia pacjentów z wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym.
Autor: Iwona Kazimierska
Profesor Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, specjalista chorób wewnętrznych, hipertensjologii i farmakologii klinicznej, współautor i współredaktor pierwszego polskiego podręcznika medycznego o COVID-19, omówił zjawisko „długu zdrowotnego”, czyli zaniedbań zdrowotnych, które narosły w ostatnich miesiącach z powodu pandemii.
Jak powstawał dług zdrowotny?
– W kwietniu i maju 2020 r., podczas ostrego lockdownu, liczba wizyt u lekarzy rodzinnych np. dotyczących nadciśnienia tętniczego zmniejszyła się zaledwie o 10 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2019 r. Działo się to dzięki wprowadzeniu systemu teleporad, bo większość konsultacji realizowana była w trybie telemedycznym. Jeżeli jednak spojrzymy na tzw. konsultacje pierwszorazowe w nadciśnieniu tętniczym, to było ich o 40 proc. mniej. Te statystyki pokazują, że telemedycyna, teleporady nie sprzyjały rozpoznawaniu nowych przypadków nadciśnienia tętniczego, hipercholesterolemii, przewlekłej niewydolności nerek czy innych schorzeń – mówił prof. Krzysztof J. Filipiak.
Ekspert przypomniał, że Polska spośród krajów europejskich najgorzej poradziła sobie z pandemią COVID-19. Pokazują to statystyki dotyczące nadprogramowych zgonów w 2020 r. W stosunku do 2019 r. było ich 70–75 tys. więcej, z czego tylko w 30 tys. przypadków przyczyną był COVID-19. – Wniosek sam się nasuwa – 40 tys. to były albo osoby z nierozpoznanym COVID-19, albo tzw. collateral death, czyli „zgony oboczne” wynikające z paraliżu ochrony zdrowia. Mamy taką konstatację w środowisku hipertensjologów, że w Polsce ubyły dziesiątki tysięcy chorych z nadciśnieniem. Spośród 70–75 tys. nadprogramowych zgonów nawet ok. 90 proc. mogą stanowić zgony osób z nadciśnieniem tętniczym – zauważył prof. Krzysztof J. Filipiak. A mówimy tylko o roku 2020. Wiemy, że od marca 2020 r. do marca 2021 r. tych zgonów nadmiarowych jest już ok. 100 tys., a w całym okresie półtora roku pandemii – prawdopodobnie ok. 150 tys.
Profesor Krzysztof J. Filipiak przeanalizował wpływ pandemii na rynek nowoczesnych terapii hipotensyjnych. – Od kilku lat monitorujemy, jak wygląda w praktyce stosowanie złożonych leków hipotensyjnych. W 2020 r. stanowiły one niespełna 13 proc. wypisywanych leków hipotensyjnych, choć rokrocznie obserwowana była tendencja zwyżkowa. Pierwszy kwartał 2021 r. pokazuje, że po raz pierwszy od kilku lat nie ma wzrostu ilości wypisywanych preparatów złożonych. Praktycznie nie rośnie preskrypcja preparatów combo. Przyczyną jest to, że w ubiegłym roku wykrywaliśmy mało nowych przypadków nadciśnienia, nie inicjowaliśmy terapii, w trybie telemedycyny nie zamienialiśmy starych leków na nowsze. W ramach teleporad stosowaliśmy tylko przedłużenie dotychczasowej terapii, nie decydowaliśmy się na ogół na zamianę leków – wyjaśnił prof. Krzysztof J. Filipiak.
Co należy zrobić z długiem zdrowotnym – brakiem wizyt, nieoptymalną opieką, nierozpoznanymi przypadkami chorób, który został zaciągnięty w stosunku do naszych pacjentów w czasie pandemii? Sukcesywnie nadrabiać zaległości, diagnozować jak najwięcej przypadków, leczyć coraz więcej osób, zintensyfikować postępowanie farmakologiczne. Według eksperta od kwietnia tego roku zaczęliśmy nadrabiać zaległości w zakresie inicjacji terapii, ale jeszcze dużo ich pozostało, ponieważ zapaść była ogromna.
– Paradoksalnie w aptekach nie widać nadrabiania długu zdrowotnego. Na samym początku lockdownu odnotowano duży przyrost wykupywania leków hipotensyjnych i hipolipemizujących. Takie zjawisko jest typowe dla czasów zagrożenia, niepewności. Dane za pierwsze półrocze 2021 r. wcale nie wskazują, żeby przyrost sprzedaży leków został utrzy¬many przynajmniej na poziomie tego, który zaobserwowano w szczytowym okresie pandemii w 2020 r. – komentował prof. Krzysztof J. Filipiak.
Niewydolność serca – współchorobowość przekłada się na liczbę hospitalizacji
O znaczeniu wczesnej inicjacji terapii w celu zapobieżenia niewydolności serca mówił dr hab. Piotr Rozentryt z III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii SUM Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Ekspert przypomniał, że w niewydolności serca dominuje etiologia niedokrwienna – w 2/3 przypadków. A więc wszelkie działania skupione na chorobie niedokrwiennej serca, a także jej prewencji będą miały ogromne znaczenie w ograniczaniu zapadalności na niewydolność serca. Lepsza kontrola czynników ryzyka, skuteczniejsza terapia chorób współtowarzyszących mogłyby temu chociaż częściowo zapobiec.
– Dane pokazują, że niezależnie od fenotypu niewydolności serca pacjent ma trzy, cztery, czasem pięć chorób dodatkowych, wśród których są hipercholesterolemia, nadciśnienie tętnicze, choroby nerek, choroby płuc. Choroba niedokrwienna serca jest tą zasadniczą. Współchorobowość przekłada się na częstość hospitalizacji – im więcej chorób towarzyszących, tym częściej pacjenci z niewydolnością serca są hospitalizowani – mówił dr hab. Piotr Rozentryt.
Skuteczne leczenie chorób współistniejących może wprost przełożyć się na mniejszą liczbę hospitalizacji. A to z kolei przełoży się na rokowanie.
Choroby sercowo-naczyniowe przeważają wśród przyczyn hospitalizacji osób z niewydolnością serca. Wśród nich są oczywiście ostre zespoły wieńcowe (OZW). Czynniki powodujące progresję choroby niedokrwiennej serca, a następnie OZW są silnie ze sobą powiązane. – Dwie trzecie polskiej populacji w wieku 60–70 lat ma dwa zasadnicze czynniki ryzyka sercowo-naczyniowego, czyli hipercholesterolemię i nadciśnienie tętnicze. Według wytycznych skuteczne leczenie nadciśnienia tętniczego prowadzi do spowolnienia progresji niewydolności serca i może jej zapobiec. To samo dotyczy dyslipidemii. Jednocześnie niska wartość ciśnienia tętniczego i niskie stężenie cholesterolu LDL mają największą wartość w ograniczaniu chorobowości z przyczyn sercowo-naczyniowych – podkreślił ekspert.
Leczyć skutecznie, tzn. do celu i szybko
– Sentencja, że czas jest najlepszym lekarzem, być może jest prawdziwa, ale w kontekście chorób duszy. Natomiast zdecydowanie nie jest prawdziwa, kiedy mamy przed sobą pacjenta z nadciśnieniem, hipercholesterolemią, palącego papierosy. Wymieniłam te trzy modyfikowalne czynniki ryzyka schorzeń sercowo-naczyniowych, bo stanowią podstawę do obliczenia ryzyka. Zarówno ryzyka zgonu z powodu schorzeń sercowo-naczyniowych w starej skali SCORE, jak i ryzyka zachorowania na schorzenia sercowo-naczyniowe w obowiązującej od końca sierpnia tego roku skali SCORE2 – mówiła prof. Beata Wożakowska-Kapłon, kierownik I Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Świętokrzyskiego Centrum Kardiologii.
Ekspertka przypomniała, że Polska jest zaliczana do krajów, których mieszkańcy mają wysokie ryzyko sercowo-naczyniowe. Hipercholesterolemię ma 61 proc. Polaków, a nadciśnienie tętnicze prawie 13 mln. Około 6 mln cierpi i na nadciśnienie tętnicze, i na hipercholesterolemię. Nadciśnienie tętnicze zwiększa ryzyko zawału serca dwukrotnie, a wysokie stężenie cholesterolu LDL ponad trzykrotnie. – Dobra wiadomość jest taka, że równoczesna kontrola nadciśnienia i stężenia cholesterolu przynosi synergistyczny efekt w redukcji zdarzeń sercowo-naczyniowych, ale zła taka, że z tego dobrodziejstwa korzysta tylko 5 proc. osób z nadciśnieniem i hipercholesterolemią – oceniła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
– Jeżeli miałabym krótko odpowiedzieć, jak poprawić rokowanie i zmniejszyć śmiertelność sercowo-naczyniową, to odpowiedziałabym: leczyć skutecznie, tzn. do celu i szybko. Do celu, czyli osiągając wartości ciśnienia tętniczego skurczowego pomiędzy 120 a 129 mm Hg u chorych do 65. roku życia oraz pomiędzy 130 a 139 mm Hg w populacji pacjentów 65+. Docelowe wartości ciśnienia rozkurczowego w obu populacjach to pomiędzy 70 a 79 mm Hg. Na uzyskanie tych wartości mamy 3 miesiące od zainicjowania terapii. Żeby osiągnąć cel terapeutyczny, należy rozpoczynać leczenie od skojarzenia dwóch leków, najlepiej w postaci preparatu złożonego – mówiła ekspertka.
Zgodnie z zaleceniami przeważająca część osób z nadciśnieniem powinna poza lekami hipotensyjnymi przyjmować również statynę. Niestety prawie 60 proc. chorych ma nierozpoznaną hipercholesterolemię, a 22 proc. mimo jej rozpoznania nie jest leczonych. Tylko co trzecia osoba z chorobą wieńcową osiąga docelowe stężenie cholesterolu LDL, chociaż leczenie hipolipemizujące otrzymuje ponad 90 proc. z nich.
Dzieje się tak z powodu słabej adherencji do leczenia – tylko co trzeci pacjent kontynuuje jej rozpoczęcia. Kolejny powód to zalecanie przez lekarzy zbyt małych dawek silnie działających statyn. Polscy lekarze przeważnie przepisują atorwastatynę w dawce 20 mg, a rosuwastatynę w dawce 10 mg.
– Do tego wszystkiego pandemia COVID-19 spowodowała nasilenie czynników modyfikujących ryzyko sercowo-naczyniowe, takich jak otyłość, brak aktywności fizycznej, stres psychospołeczny. Przyczynia się to do pogorszenia kontroli ciśnienia tętniczego i wzrostu ryzyka sercowo-naczyniowego. Stosowanie prostych schematów leczenia, najlepiej z wykorzystaniem leków złożonych i hybrydowych, jest szansą na poprawę rokowania chorych – podsumowała prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Krajobraz po bitwie w nefrologii
– Z powodu pandemii ubyło nam 2 tys. chorych dializowanych. Przyjmujemy coraz więcej pacjentów zaniedbanych zdrowotnie przez pandemię. Niedawno miałam pacjentkę z kreatyniną 30,9 mg/dl, zdarza się także mocznik na poziomie 500–600 mg/dl. Tak obecnie wygląda codzienność nefrologów. Prawie połowa naszych pacjentów ma cukrzycę, 90 proc. choroby układu sercowo-naczyniowego, 9 na 10 nadciśnienie tętnicze – mówiła prof. Jolanta Małyszko, kierownik Katedry i Kliniki Nefrologii, Dializoterapii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
W ubiegłym roku ukazały się pierwsze skojarzone zalecenia dotyczące leczenia zarówno pacjentów z cukrzycą, jak i przewlekłą chorobą nerek. Podkreślono w nich znaczenie niefarmakologicznych metod terapii – aktywności fizycznej i diety. W postępowaniu farmakologicznym na pierwszym miejscu wskazano leki blokujące układ renina–angiotensyna–aldosteron (RAA), najlepiej w najwyższych dobrze tolerowanych dawkach. – Nawet jeśli mamy pacjenta z prawidłowym ciśnieniem tętniczym, ale z albuminurią, to włączamy nefroprotekcję, czyli blokadę układu RAA, która jest również kardioprotekcją. Przekłada się to na zmniejszenie liczby zgonów z przyczyn sercowo-naczyniowych – wyjaśniła ekspertka.
Szacuje się, że mniej więcej 0,25–0,5 proc. chorych z nadciśnieniem ma progresję do schyłkowej niewydolności nerek. – Można uznać, że jest to bardzo mało, ale pół procenta z populacji chociażby 10 mln to jest 50 tys. Dializowanych jest ok. 20 tys. osób. I tu jest odpowiedź na pytanie, gdzie gubimy tych chorych i gdzie jest miejsce i czas, by zrobić jak najwięcej – dodała prof. Jolanta Małyszko.
– Blokując układ RAA, oddziałujemy na tętniczkę doprowadzającą i odprowadzającą, w związku z tym zmniejszamy ciśnienie wewnątrzkłębuszkowe, białkomocz, albuminurię. Zmniejszając białkomocz, spowalniamy progresję przewlekłej choroby nerek i hiperfiltrację, która występuje zarówno w nadciśnieniu, jak i cukrzycy. Wszystko po to, aby nie doszło do schyłkowej niewydolności nerek i konieczności dializoterapii – tłumaczyła prof. Jolanta Małyszko.
Nefrolodzy zwracają szczególną uwagę na dwa czynniki ryzyka: obecność albumin w moczu oraz przesączanie kłębuszkowe. Ich kumulacja świadczy o tym, że chory szybciej osiągnie schyłkową niewydolność nerek. – Zatem de facto wielkość białkomoczu mówi o progresji do schyłkowej niewydolności nerek. Jak już wspomniałam, nasi pacjenci chorują na cukrzycę, choroby układu sercowo-naczyniowego, a więc zwiększa się ich ryzyko zgonu. Jeżeli współistnieją co najmniej dwa czynniki – białkomocz bądź albuminuria i upośledzone przesączanie kłębuszkowe, śmiertelność zdecydowanie wzrasta – oceniła prof. Jolanta Małyszko. – Dlatego tak ważna jest opieka koordynowana, której nam zabrakło w ostatnim czasie. Teleporady pogorszyły istotnie jakość opieki zdrowotnej. Nie było czasu na interwencję w stylu życia, na leczenie złożone – dodała.
Profesor Jolanta Małyszko przypomniała, że podstawowe leki stosowane przez nefrologów, czyli blokujące układ RAA, są również wykorzystywane w kardiologii i hipertensjologii. – Czyli nasza nefroprotekcja jest również kardioprotekcją, a więc oszczędzając nerki, oszczędzamy serce i zmniejszamy ryzyko zgonów. To bardzo ważne, bo połowa chorych na przewlekłą chorobę nerek (PChN) umiera z powodów sercowo-naczyniowych, zanim osiągnie stadium schyłkowej niewydolności nerek – skomentowała prof. Jolanta Małyszko.
Podkreśliła, że ponieważ pacjent z cukrzycą i PChN jest obciążony zwiększonym ryzykiem zgonu z powodów sercowo-naczyniowych, w leczeniu powinno się uwzględniać wszystkie modyfikowalne czynniki ryzyka chorób układu krążenia. Taką możliwość daje terapia wieloczynnikowa obejmująca równocześnie normalizację glikemii, lipemii, ciśnienia tętniczego oraz blokadę układu RAA, co jednocześnie spowalnia postęp cukrzycowej choroby nerek.
– Wytyczne ESC bardzo wysoko, bo w pierwszej klasie zaleceń, stawiają łączne podawanie statyny z ezetimibem u chorych na PChN. Szczególnie cenne są preparaty combo. Każdy lek złożony jest niezwykle korzystny, bo wiemy, że pacjenci nie tolerują dużej liczby tabletek. A przypomnę, że chory w IV stadium PChN czy dializowany musi przyjmować 15– 17 leków. W tej sytuacji każda interwencja zmierzająca do zmniejszenia liczby tabletek, jak również zastosowanie leków długo działających są jak najbardziej wskazane – podsumowała prof. Jolanta Małyszko.
Preparaty SPC i hybrydowe remedium na dług zdrowotny
– Rozmawiając o długu zdrowotnym, zadajemy sobie podstawowe pytanie: jak leczyć chorych na nadciśnienie i hipercholesterolemię? Powtórzę – skutecznie i szybko. Można to osiągnąć, stosując leki złożone i hybrydowe. Wiemy, że im więcej tabletek, tym gorsza współpraca z chorym. Dysponujemy rejestrami np. z Hiszpanii, które dowodzą, że wraz ze wzrostem stosowania leków złożonych poprawia się kontrola ciśnienia tętniczego – zauważyła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Stosowanie terapii „do celu” odnosi się nie tylko do leczenia nadciśnienia, lecz także hipercholesterolemii. Od 2019 r. cele terapii hipolipemizującej są następujące: u pacjentów z bardzo wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym należy dążyć do uzyskania stężenia cholesterolu LDL poniżej 55 mg/dl, a u pacjentów z wysokim ryzykiem – poniżej 70 mg/dl. Jednocześnie w obu tych grupach stężenie cholesterolu LDL powinno zostać obniżone o co najmniej 50 proc. w stosunku do wartości wyjściowych.
Którą statynę zastosować? – Oczywiście tę, której potencja gwarantuje zmniejszenie stężenia cholesterolu LDL przynajmniej o 50 proc. Takie możliwości dają atorwastatyna i rosuwastatyna, w wytycznych wymieniane jako tzw. statyny potentne. Nie tylko zdolność do obniżenia stężenia cholesterolu LDL czyni je wyjątkowymi, lecz także właściwości plejotropowe. Zarówno atorwastatyna, jak i rosuwastatyna mają udokumentowane działanie plejotropowe – przeciwzapalne, immunomodulujące i przeciwmiażdżycowe. Rosuwastatyna w prewencji pierwotnej redukuje o połowę ryzyko udaru mózgu i zawału serca, liczbę pierwszych zdarzeń sercowo-naczyniowych o 44 proc. i liczbę zgonów z jakiejkolwiek przyczyny o 20 proc. – wskazała prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Ekspertka kolejny raz podkreśliła, że niestety polscy lekarze zalecają zbyt małe dawki statyn, a wytyczne mówią nie tylko o zastosowaniu silnej statyny, lecz także o maksymalnej tolerowanej dawce.
Jeżeli nie uda się osiągnąć celu terapii za pomocą samej statyny (po 4–6 tygodniach u chorego z bardzo wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym, np. po udarze niedokrwiennym), wówczas należy włączyć do terapii ezetimib (I klasa zaleceń).
Opracowany niedawno dokument – stanowisko grupy ekspertów wsparte przez Sekcję Farmakoterapii Sercowo-Naczyniowej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, czyli IV Deklaracja Sopocka, wskazuje, że w szczególnych sytuacjach u pacjentów bardzo wysokiego ryzyka, z bardzo wysokim wyjściowym stężeniem cholesterolu LDL, nierokujących powodzenia w monoterapii statyną, można rozważyć zainicjowanie terapii od razu od skojarzenia statyny i ezetimibu. Zwłaszcza że dołączenie ezetimibu do statyny gwarantuje czterokrotnie silniejsze działanie hipolipemizujące niż podwojenie dawki rosuwastatyny.
Synergistyczne działanie tych leków zostało udowodnione w badaniu ACTE, a w badaniu EXPLORER dołączenie ezetimibu do 40 mg rosuwastatyny spowodowało zmniejszenie stężenia cholesterolu LDL o 70 proc. Jest to największa redukcja stężenia cholesterolu LDL możliwa w przebiegu terapii doustnej. Bardzo ważne jest przy tym, że takie leczenie jest dobrze tolerowane. Profil bezpieczeństwa terapii skojarzonej rosuwastatyną z ezetimibem jest podobny do terapii samą statyną.
Dostępny jest preparat złożony (single pill combination – SPC) statyny z ezetimibem w dawkach 10/10 mg, 20/10 mg i jako jedyne na rynku połączenie SPC w dawce 40/10 mg (preparat Coroswera®). Dzięki temu ostatniemu preparatowi, możliwa jest redukcja stężenia cholesterolu LDL nawet o 65–70 proc.
– Niestety jedynie w 50 proc. przypadków taka terapia zapewni adherencję, a wiemy, że minimalna wartość w celu uzyskania istotnych korzyści klinicznych ze stosowania statyny to 80 proc. Im więcej tabletek, tym mniejszy odsetek przestrzegania terapii. Spośród chorych, którzy przyjmują sześć i więcej tabletek, ok. 20 proc. będzie przyjmowało statynę. Sposobem na poprawę compliance i adherencji są preparaty hybrydowe i uproszczenie schematu leczenia – tłumaczyła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Lek hybrydowy SPC to jednoczesna terapia kilku chorób jedną tabletką. W Polsce dostępne są trójka hybrydowa zawierająca rosuwastatynę, najsilniejszą i jednocześnie bardzo bezpieczną statynę, oraz perindopril z indapamidem (Roxiper®) oraz dwójka hybrydowa składająca się z rosuwastatyny i walsartanu (Valarox®).
Dlaczego w preparatach hybrydowych połączono właśnie te molekuły? – Wszystkie one znajdują się wśród 15 najczęściej wypisywanych leków kardiologicznych lub leków o największych przyrostach preskrypcyjnych. Inhibitory konwertazy angiotensyny (ACE-I) oraz sartany wpisują się w standardy postępowania hipertensjologicznego i kardiologicznego. Statyna będąca ich składnikiem, tj. rosuwastatyna, jest najsilniejszą dostępną na rynku, a jednocześnie bezpieczną statyną o udowodnionym działaniu poprawiającym rokowanie – mówiła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Preparat Roxiper® to trójka hybrydowa stanowiąca połączenie perindoprilu i indapamidu, czyli leków pierwszego wyboru w leczeniu pacjentów z nadciśnieniem, z rosuwastatyną, która ma największą potencję w obniżaniu stężenia cholesterolu LDL. Roxiper® to pierwsze w Polsce potrójne SPC zawierające statynę, ACE-I oraz diuretyk.
Bardzo ciekawe jest synergistyczne działanie tych trzech molekuł prowadzące do szybszego i skuteczniejszego osiągania docelowych wartości ciśnienia tętniczego i lipidów. Dodatkowo poprawiają one funkcję śródbłonka, działają wazo- i kardioprotekcyjnie i dzięki temu przeciwmiażdżycowo – oceniła trójkę hybrydową prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
Synergia statyny i leków hipotensyjnych prowadzi do redukcji poważnych zdarzeń sercowo-naczyniowych aż o 32 proc.
– Dwójkę hybrydową tworzą rosuwastatyna i walsartan. Również w przypadku tych leków udowodniono synergistyczny wpływ na funkcję śródbłonka, jeśli chodzi o biodostępność tlenku azotu, wzrost jego produkcji, zmniejszenie stresu oksydacyjnego i stanu zapalnego, zwiększenie stabilności blaszki miażdżycowej czy zmniejszenie produkcji endoteliny – mówiła ekspertka.
– Statyna zwiększa działanie hipotensyjne walsartanu i odwrotnie – dodanie walsartanu do statyny zapewnia wyższy wskaźnik osiągania docelowych wartości stężenia cholesterolu LDL. Mamy zatem zapewnioną skuteczniejszą redukcję nadciśnienia tętniczego, stężenia cholesterolu LDL, uproszczenie schematu terapeutycznego i pewność, że pacjent nie odstawi statyny – oceniła prof. Beata Wożakowska-Kapłon.
– Wyczekiwanie nie jest dobrym postępowaniem u naszych pacjentów, gdy grozi im zawał serca i udar mózgu. Wykorzystujmy ten czas na skuteczną terapię – podsumowała ekspertka.
Podsumowanie
Wspomniana sesja satelitarna pozwoliła na spojrzenie na aktualne problemy COVID-19 i ery post-COVID z perspektywy długu zdrowotnego, jaki zaciągnęliśmy w ostatnim czasie. Dług ten należy jak najszybciej spłacić, aktywnie poszukując pacjentów z nadciśnieniem tętniczym i zaburzeniami lipidowymi, oferując im skuteczniejsze i szybciej działające leki, w czym mogą nam pomóc nowoczesne preparaty SPC, o których dyskutowano. Zgodni w tym zakresie byli kardiolodzy występujący w sesji (prof. Beata Wożakowska-Kapłon, prof. Krzysztof J. Filipiak), nefrolodzy-diabetolodzy (prof. Jolanta Małyszko), jak również interniści z pogranicza kardiologii i nefrologii (dr hab. Piotr Rozentryt), zainteresowani zwłaszcza pacjentami ze współistnieniem chorób serca i nerek. Wszyscy zgodnie podkreślali, jak dużo wnoszą SPC do nowoczesnego leczenia pacjentów z wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym.
Autor: Iwona Kazimierska