Joanna Szeląg: Presja ze strony trenerów w sprawie orzekania o zdolności do uprawiania sportu spowoduje łamanie prawa przez lekarzy POZ?
Autor: Marta Koblańska
Data: 04.03.2019
Źródło: MK
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Wygoda działaczy sportowych i trenerów okazała się ważniejsza niż bezpieczeństwo zdrowotne młodych zawodników. Lekarze POZ nie mają możliwości obiektywnej oceny predyspozycji zdrowotnych do uprawiania sportu bądź zagrożeń z tym związanych, tymczasem resort zdrowia wywiera na nich presję poprzez akty prawne, które już weszły w życie. Czy musi się zdarzyć jakieś nieszczęście, by zrozumiano, że zdrowie młodych zawodników jest ważniejsze niż wyniki i wygoda działaczy? – komentuje Joanna Szeląg.
Od piątku 1 marca obowiązują już rozporządzenia: w sprawie kwalifikacji uprawnionych lekarzy do wydawania zawodnikom orzeczeń lekarskich oraz zakresu badań oraz w sprawie trybu orzekania o zdolności do uprawiania sportu. Chodzi o dzieci i młodzież do 23 roku życia. Z czym to się wiąże?
Jak zauważa Joanna Szeląg, wW rozporządzeniach pojawił się lekarz POZ jako ten, który może wydawać orzeczenie o zdolności do uprawiania sportu. Orzeczenie ma zostać wydane na podstawie przeprowadzonego bilansu zdrowia oraz dokumentacji medycznej. Ten zapis pozostaje w sprzeczności z Ustawą o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, która mówi, że orzeczenie lekarskie może zostać wydane po osobistym zbadaniu pacjenta. Poza tym badania bilansowe nie są wykonywane co roku, a badania sportowców odbywają się raz w roku. Rozporządzenia wskazuje również katalog badań, które należy przeprowadzić oraz zlecić. Nałożone na lekarzy POZ zadania wykraczają również poza zakres specjalizacji z medycyny rodzinnej, chorób wewnętrznych, czy pediatrii, czyli wszystkich tych, które składają się na podstawową opiekę zdrowotną. Żadna z tych specjalizacji nie obejmuje swoim zakresem wiedzy o przeciwskazaniach, czy predyspozycjach do uprawiania sportu, czy też zasadach kwalifikacji. Tymczasem każda dyscyplina sportowa jest obarczona określonym ryzykiem oraz wiąże się z różnego rodzaju wysiłkiem wykraczającym poza normalną aktywność fizyczną, która to nie wymaga orzeczeń lekarskich. Wydaje się więc, że troska o zdrowie sportowców oraz ich rzeczywiste możliwości uprawiania danej dyscypliny sportowej powinny stanowić wartość nadrzędną dla tych, którzy przygotowywali owe rozporządzenia i decydowali o tym, że weszły w życie. Z zapisów prawnych to jednak nie wynika. Orzeczenie wymaga oceny stanu zdrowia, wykluczenia przeciwwskazań i dopuszczenia do uprawiania danej dyscypliny sportowej, oceny, czy narażenia, jakie niesie ze sobą dany rodzaj sportu, są możliwe do udźwignięcia przez zawodnika, który przychodzi do gabinetu lekarza. W POZ nie ma do tego narzędzi, ani przygotowania. Lekarze POZ inaczej odnieśliby się do rozporządzeń, gdyby w było w nich zapisane, że przekazują oni informację o ogólnym stanie zdrowia, a lekarz medycyny sportowej, który posiada odpowiednie przygotowanie, decyduje o tym, czy zawodnik może uprawiać daną dyscyplinę sportową.
Wskazuje dalej, że resort zdrowia zapisał, że, jeżeli jest to niezbędne w celu dokonania prawidłowej oceny stanu zdrowia i możliwości bezpiecznego uczestnictwa we współzawodnictwie, lekarz POZ może skierować zawodnika do lekarza sportowego. Najprawdopodobniej tak będą postępować lekarze POZ, ale wypowiedzi towarzyszące wejściu w życie rozporządzeń, świadczą o oczekiwaniu obniżenia kosztów wydania stosownego zaświadczenia. Czy rzeczywiście o to chodzi i czy rzeczywiście tak się stanie? To budzi niepokój, gdyż medycyna sportowa jest kontraktowana odrębnie, tymczasem orzeczenia, wskazane przez rozporządzenia, lekarze POZ mają wydawać w ramach stawki kapitacyjnej. Oznacza to, że świadczenia wykonywane i opłacone przez NFZ w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej nagle trafiają do POZ. Co więcej, szacuje się, że w Polsce jest 5 mln sportowców. Jeżeli każdy z nich pojawi się w gabinecie lekarza POZ, a lekarz skieruje go na badania to w POZ przybędzie 10 mln wizyt rocznie więcej. Co z pozostałymi pacjentami?
Joanna Szeląg ocenia, że lekarze POZ mogą czuć presję ze strony pacjentów, rodziców, trenerów, bo informacja o tym, że orzekanie może odbywać się u nich, już dotarła do sportowców. Dzwonią i pytają, czy mogą umówić się na wizytę. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby w dniu wejścia w życie rozporządzenia, zainteresowani badali możliwości jego rzeczywistego zastosowania. Wniosek? Działacze sportowi na nie czekali, bo uważają, że w ten sposób szybciej zawodnicy uzyskają orzeczenie i będą mogli startować w zawodach.
Jakie jeszcze problemy stwarzają rozporządzenia? Joanna Szelag precyzuje, że oprócz zagrożeń, jakie rozporządzenia niosą w odniesieniu do zawodników, stwarzają one problemy lekarzom POZ. Jeżeli lekarz ulegnie wywieranej presji, że orzeczenie ma być szybko i wyda je bez przeprowadzenia badania i wykonania określonych badań, wyłącznie na podstawie bilansu postąpi niezgodnie z ustawą o zawodzie lekarza, co naraża go na odpowiedzialność prawną. Lekarze muszą też pamiętać, że powinni postępować z należytą starannością. Jak więc mają określać brak przeciwwskazań do uprawiania określonego sportu, skoro nie znają występujących w nim narażeń? A mogą uważać, ze skoro w rozporządzeniach zostało to zapisane, postępuje zgodnie z literą prawa. Zobaczymy, jak nowe zapisy będą funkcjonować na co dzień. Zapewne lekarze poz, dla dobra pacjentów i dochowując należytej staranności, będą nadal kierować zawodników do lekarzy sportowych, uznając, że jest to niezbędne w celu dokonania prawidłowej oceny stanu zdrowia i możliwości bezpiecznego uczestnictwa we współzawodnictwie.
Jak zauważa Joanna Szeląg, wW rozporządzeniach pojawił się lekarz POZ jako ten, który może wydawać orzeczenie o zdolności do uprawiania sportu. Orzeczenie ma zostać wydane na podstawie przeprowadzonego bilansu zdrowia oraz dokumentacji medycznej. Ten zapis pozostaje w sprzeczności z Ustawą o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, która mówi, że orzeczenie lekarskie może zostać wydane po osobistym zbadaniu pacjenta. Poza tym badania bilansowe nie są wykonywane co roku, a badania sportowców odbywają się raz w roku. Rozporządzenia wskazuje również katalog badań, które należy przeprowadzić oraz zlecić. Nałożone na lekarzy POZ zadania wykraczają również poza zakres specjalizacji z medycyny rodzinnej, chorób wewnętrznych, czy pediatrii, czyli wszystkich tych, które składają się na podstawową opiekę zdrowotną. Żadna z tych specjalizacji nie obejmuje swoim zakresem wiedzy o przeciwskazaniach, czy predyspozycjach do uprawiania sportu, czy też zasadach kwalifikacji. Tymczasem każda dyscyplina sportowa jest obarczona określonym ryzykiem oraz wiąże się z różnego rodzaju wysiłkiem wykraczającym poza normalną aktywność fizyczną, która to nie wymaga orzeczeń lekarskich. Wydaje się więc, że troska o zdrowie sportowców oraz ich rzeczywiste możliwości uprawiania danej dyscypliny sportowej powinny stanowić wartość nadrzędną dla tych, którzy przygotowywali owe rozporządzenia i decydowali o tym, że weszły w życie. Z zapisów prawnych to jednak nie wynika. Orzeczenie wymaga oceny stanu zdrowia, wykluczenia przeciwwskazań i dopuszczenia do uprawiania danej dyscypliny sportowej, oceny, czy narażenia, jakie niesie ze sobą dany rodzaj sportu, są możliwe do udźwignięcia przez zawodnika, który przychodzi do gabinetu lekarza. W POZ nie ma do tego narzędzi, ani przygotowania. Lekarze POZ inaczej odnieśliby się do rozporządzeń, gdyby w było w nich zapisane, że przekazują oni informację o ogólnym stanie zdrowia, a lekarz medycyny sportowej, który posiada odpowiednie przygotowanie, decyduje o tym, czy zawodnik może uprawiać daną dyscyplinę sportową.
Wskazuje dalej, że resort zdrowia zapisał, że, jeżeli jest to niezbędne w celu dokonania prawidłowej oceny stanu zdrowia i możliwości bezpiecznego uczestnictwa we współzawodnictwie, lekarz POZ może skierować zawodnika do lekarza sportowego. Najprawdopodobniej tak będą postępować lekarze POZ, ale wypowiedzi towarzyszące wejściu w życie rozporządzeń, świadczą o oczekiwaniu obniżenia kosztów wydania stosownego zaświadczenia. Czy rzeczywiście o to chodzi i czy rzeczywiście tak się stanie? To budzi niepokój, gdyż medycyna sportowa jest kontraktowana odrębnie, tymczasem orzeczenia, wskazane przez rozporządzenia, lekarze POZ mają wydawać w ramach stawki kapitacyjnej. Oznacza to, że świadczenia wykonywane i opłacone przez NFZ w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej nagle trafiają do POZ. Co więcej, szacuje się, że w Polsce jest 5 mln sportowców. Jeżeli każdy z nich pojawi się w gabinecie lekarza POZ, a lekarz skieruje go na badania to w POZ przybędzie 10 mln wizyt rocznie więcej. Co z pozostałymi pacjentami?
Joanna Szeląg ocenia, że lekarze POZ mogą czuć presję ze strony pacjentów, rodziców, trenerów, bo informacja o tym, że orzekanie może odbywać się u nich, już dotarła do sportowców. Dzwonią i pytają, czy mogą umówić się na wizytę. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby w dniu wejścia w życie rozporządzenia, zainteresowani badali możliwości jego rzeczywistego zastosowania. Wniosek? Działacze sportowi na nie czekali, bo uważają, że w ten sposób szybciej zawodnicy uzyskają orzeczenie i będą mogli startować w zawodach.
Jakie jeszcze problemy stwarzają rozporządzenia? Joanna Szelag precyzuje, że oprócz zagrożeń, jakie rozporządzenia niosą w odniesieniu do zawodników, stwarzają one problemy lekarzom POZ. Jeżeli lekarz ulegnie wywieranej presji, że orzeczenie ma być szybko i wyda je bez przeprowadzenia badania i wykonania określonych badań, wyłącznie na podstawie bilansu postąpi niezgodnie z ustawą o zawodzie lekarza, co naraża go na odpowiedzialność prawną. Lekarze muszą też pamiętać, że powinni postępować z należytą starannością. Jak więc mają określać brak przeciwwskazań do uprawiania określonego sportu, skoro nie znają występujących w nim narażeń? A mogą uważać, ze skoro w rozporządzeniach zostało to zapisane, postępuje zgodnie z literą prawa. Zobaczymy, jak nowe zapisy będą funkcjonować na co dzień. Zapewne lekarze poz, dla dobra pacjentów i dochowując należytej staranności, będą nadal kierować zawodników do lekarzy sportowych, uznając, że jest to niezbędne w celu dokonania prawidłowej oceny stanu zdrowia i możliwości bezpiecznego uczestnictwa we współzawodnictwie.