Archiwum
Mamy prostą misję – to „walka z głupotą w leczeniu”
Redaktor: Iwona Konarska
Data: 30.06.2023
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Tagi: | Irena Rej, Izba Gospodarcza FARMACJA POLSKA, Anna Kowalczuk, Wojciech Kuźmierkiewicz, Maria Głowniak, Andrzej Matyja, Michał Pilkiewicz |
Określana jest jako „Królowa Polskiej Farmacji” i „Człowiek Instytucja”. O barwnej, pełnej zwrotów drodze zawodowej z Ireną Rej, pełniącą od ponad 30 lat funkcję prezesa Izby Gospodarczej Farmacja Polska, rozmawia Andrzej Kochanek z 4VALUE.
W tym i poprzednim roku znalazła się pani w gronie wyróżnionych najbardziej wpływowych osób ochrony zdrowia. Podam tylko dwa wyróżnienia: „Master of Polish Drug Policy 2022” przyznane przez wydawnictwo Termedia i „Menedżera Zdrowia” oraz „Wizjonerzy zdrowia 2023” tygodnika „Wprost”. Co to dla pani oznacza?
– Postrzegam te nagrody jako element zwrócenia uwagi na to, że takie działania są ważne dla rozwoju zdrowia. Oczywiście cieszę się również, że ktoś dostrzegł i ocenił pozytywnie moją działalność – to, co przez 30 lat starałam się robić i nadal robię w obszarze zdrowia. Zbieram i przenoszę informacje oraz doświadczenia poprzednich lat na poszukiwanie kierunku, w którym można iść dzisiaj i w przyszłości. Pojawiają się w zdrowiu fascynujące dziedziny, jak nowe technologie medyczne, metody operacji, nowe leki czy sposoby leczenia, które czasami wykraczają poza dzisiejsze definicje. Wciąż jest wiele ważnych rzeczy do zrobienia. Poznawanie nowych rzeczy jest dla mnie największą inspiracją. Zaczynam dzień od czytania prasy fachowej i informacji na portalach. Pewnie bierze się to z tego, że zawsze chciałam pójść na akademię medyczną, jednak w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i złożyłam dokumenty na psychologię.
Skąd pani bierze taką energię do działania?
– Jestem chyba takim typem psychologicznym. Większość wartości wyniosłam z domu. U nas zawsze ludziom się pomagało, potem było harcerstwo, które także dużo mnie nauczyło, później studia na psychologii. Zaczyna się od najprostszych rzeczy, codziennej pomocy, wyrażenia szacunku dla innych, aż po akcje wsparcia. Ponadto po prostu lubię ludzi i mam to szczęście, że całe życie robię to, co daje mi satysfakcję. Kocham to, co robię, łączę pracę z pracą społeczną w otoczeniu wspaniałych ludzi. Oczywiście problemy są różne, jednak ważniejsze jest to, że możemy je rozwiązać. Widzę też, że to jest przepis na dobre życie. Mam przyjaciółkę, która ma 86 lat, jest lekarzem endokrynologiem, fachowcem, ma „łeb jak sklep” albo „trzy sklepy”. Jest cały czas aktywna, przyjmuje pacjentów w trzech miejscach. Dba o siebie, jest zawsze umalowana, jest już praprababcią i ciągle jest aktywna!
Jak to się zaczęło? Powiedziała pani, że wyniosła z domu gen pomagania, następnie studiowała psychologię. Ciekawi mnie, co się działo z Ireną Rej po studiach, zanim została prezesem Izby Gospodarczej Farmacja Polska?
– Zawsze mnie interesowała motoryzacja. Po pierwszym roku studiów dostałam w prezencie od ojca wówczas najpiękniejszą zabawkę świata, skuterek Lambretta. Zrobiłam prawo jazdy na samochód i na motor. W konsekwencji pisałam pracę magisterską „Niektóre psychologiczne przyczyny wypadków drogowych”. Interesowało mnie, czemu ludzie nie chcą przestrzegać ograniczeń i jak się zachowują po wypadkach. W związku z tym zaraz po studiach trafiłam do pracowni badania kierowców przy Miejskich Zakładach Komunikacyjnych, jednak to nie było to, czego szukałam. Wówczas prezes Polskiego Związku Motorowego zaproponował mi, abym przyszła do niego i zajęła się organizowaniem kampanii społecznych na rzecz bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Robiliśmy bardzo wiele różnych inicjatyw, inaczej bym nie usiedziała w tym miejscu wiele lat. Z ciekawszych działań w tamtym czasie przytoczę zorganizowanie wystawy plakatów „Bezpieczeństwo na drogach świata”. Kocham sztukę, a w owym czasie nasi plakaciści byli naprawdę genialni, to była czołówka europejska. Gdy rozmawiałam o tym w muzeum plakatu w Wilanowie, usłyszałam, że to świetny pomysł. Napisaliśmy do attaché kulturalnych we wszystkich ambasadach w Polsce i udało nam się ściągnąć plakaty ze 110 państw. Było ich tyle, że nie mieliśmy gdzie ich składować, a co dopiero znaleźć jakieś cienkie płyty, na których można by je nakleić do prezentacji. Wtedy to nie było łatwe, ale się udało. Otwieraliśmy z dużą pompą, bo ambasadorowie, którzy nam dosłali plakaty, chcieli wziąć udział w wydarzeniu. To była samonapędzająca się impreza. PZM wydał jeszcze album z tej wystawy.
Wyobrażam sobie, że międzynarodowa wystawa plakatów w tamtym czasie była niezwykłym wydarzeniem, a na czym polegały codzienne działania?
– Na edukacji. Zaczęliśmy na przykład organizować dla dzieci miasteczka ruchu drogowego i wprowadziliśmy folię odblaskową jako element bezpieczeństwa. Notabene pierwsza polska norma na tornister, która do dzisiaj nie została zmieniona, powstała na nasz wniosek. Według niej każdy tornister powinien posiadać folię odblaskową na froncie.
Czyli już w młodości zaczęła pani kształtować prawo?
– (śmiech). Tak, to był początek.
Co było potem?
– Stan wojenny. Byłam już wtedy przewodniczącą związków zawodowych w PZM, a ponieważ byliśmy w ówczesnej „Solidarności”, do prezesa przyszli dwaj smutni panowie i kazali mnie zwolnić. Nie bardzo wiedziałam, co robić, a pani w urzędzie pracy powiedziała mi, że mogłabym zostać jedynie krawcową. Odpowiedziałam, że mam problem z przyszyciem guzika. Wtedy ona dodała: „Niech pani znajdzie kogoś, kto będzie szył dla pani”. I tak zostałam bizneswoman. Na początku na podłodze z mężem wycinaliśmy wykroje, woziliśmy do pań, które szyły sukienki i ubrania. Było pioniersko. Potem, ponieważ wszystkiego brakowało, a obracaliśmy się w grupie różnych osób, które także zajmowały się szyciem, postanowiłam założyć spółdzielnię, która miała nam ułatwić zakupy wszystkiego, co potrzebne do pracy. Jak pan myśli, jak nazywała się ta spółdzielnia?
Nie mam pojęcia.
– „Elita”. Zostałam prezesem spółdzielni „Elita”!
Rozumiem – przewodnicząca związków zawodowych, prezes spółdzielni „Elita”, w końcu prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska! Wszędzie, dokąd pani trafia, w końcu zostaje szefem.
– (śmiech). Dziś myślę, że wynikało to z mojej naturalnej dużej aktywności i dążenia do tego, aby robić coś interesującego w otoczeniu ciekawych ludzi. Wymagam dużo od siebie i chyba instynktownie szukam wokół siebie osób, którym „chce się robić więcej”.
Kiedy pojawiła się farmacja?
– Niedługo po tym dostałam ofertę otwarcia w Polsce oddziału jednej ze szwajcarskich firm farmaceutycznych. I tak zaczęła się przygoda w farmacji.
Na ile dzisiejsza Irena zmieniła się i inaczej patrzy na życie w porównaniu z tą sprzed 30 lat?
– Właściwie myślę, że się nie zmieniłam, jednak staram się być ostrożniejsza w ocenie ludzi. Potrafię mówić wprost, można mnie nie lubić, jednak dbam o to, aby materiały, które przedstawiam, były opracowane na najwyższym poziomie.
Mało ludzi ma dziś odwagę mówić co myśli, jednak w taki sposób, aby nie obrażać drugiej strony. Naprawdę, gdyby ludzie na co dzień, a tym bardziej w przestrzeni publicznej, chcieli mieć odrobinę empatii i poszanowania dla drugiej strony, takiego nastawienia, które zawiera się w słowach „dziś zrobiłem coś fajnego dla siebie i innych”, żyłoby nam się lepiej.
Trzy rzeczy, które pani uwielbia...
– Gotować – czasami nawet do Izby coś przyniosę. Uwielbiam też podróże, bo dają możliwość poznawania kultury, sztuki i smaków z różnych stron. I uwielbiam być w gronie moich przyjaciół, a mam ich bardzo dużo. Lubię ludzi w ogóle.
Czy jest coś, czego pani nie lubi, nie akceptuje?
– Nie znoszę kłamstwa i krętactwa.
Recepta na sukces według Ireny Rej...
– Odrobina pasji, determinacji i wiary w ludzi. Od czasu, gdy organizowaliśmy pierwsze miasteczka drogowe dla dzieci, wolę uczyć i rozwijać, niż straszyć.
Co może pani powiedzieć kobietom, które dzisiaj rozpoczynają swoją karierę i poszukują właściwej ścieżki dla siebie?
– Myślę, że jeśli ktoś chce robić karierę, powinien pomyśleć o tym, co mu sprawia satysfakcję, co chce osiągnąć w życiu, budować na tym, co prawdziwe i autentyczne, pamiętając o ludziach, bo dzięki nim sukces jest pełniejszy.
Od naszej ostatniej rozmowy minęło pięć lat, jesteśmy w nowej siedzibie Izby, która rozszerzyła serwisy dla swoich członków i wystartowała w mediach społecznościowych.
– Miejsce znaleźliśmy przez przypadek. Zmiana okazała się bardzo korzystna. Lokalizacja jest dużo łatwiejsza w komunikacji i zyskaliśmy dodatkową przestrzeń na spotkania. Wszyscy się szanujemy i lubimy w tej branży, a rozmowy są podstawą naszego działania.
Serwisy w postaci komunikatów branżowych, statusów rozmów na określony temat czy korespondencja, jaką Izba prowadzi z ministerstwem i innymi urzędami, są podstawą naszego działania. Mam wiele informacji, że są one dużą wartością dla naszych członków. Jeśli chodzi o media społecznościowe, to dają nam możliwość wciągnięcia branży do dyskusji nt. bieżących problemów i sprawiają, że to nas ludzie pytają, w tym np. posłowie, o co chodzi w danym zagadnieniu.
Z perspektywy wielu lat okresami intensywnymi w działaniu Izby były na początku tworzenie prawa farmaceutycznego, potem nastąpił okres przedakcesyjny do Unii, wprowadzanie DPD, potem słynna ustawa refundacyjna. Chciałbym zapytać o ostatnie pięć lat, czy był to okres spokojny, czy wręcz przeciwnie?
– Był to czas bardzo pracowity, jednak nie dlatego, że mieliśmy nowe wielkie sprawy do wdrożenia, ale dlatego, że to był okres wracania do starych tematów pod hasłem nowelizacji i zmian. Jak spojrzymy na ustawę refundacyjną, to chcemy ją właściwie poprawiać od 11 lat, a teraz zostały przygotowane przez ministerstwo duże zmiany, tylko zabrakło jednego elementu. Mianowicie, gdy chce się zmieniać tak duży zakres tematyczny, trzeba najpierw zrobić szersze badania – co działało, a co nie, co było troską branży i co mają do powiedzenia poszczególni interesariusze tego rynku. Warto rozmawiać z przedstawicielami branży, aby wprowadzane rozwiązania miały rzeczywiście pozytywny wpływ na cały sektor i aby nie zawierały głupich wpadek, a czasami wręcz groźnych pomyłek. Dodam tutaj motto Izby, które powtarzam, odkąd pierwszy raz poszliśmy do ministra: „Panie ministrze, niech pan nam nie pomaga, niech nam pan tylko nie przeszkadza”.
Więcej elastyczności, słuchania branży i ułatwień. Prawo powinno być dla każdego zrozumiałe, sprawiedliwe i nie polegać na penalizacji wszystkiego. No i aby jednych „głupości” nie zastępować innymi!
Na tle innych organizacji tego typu, moim zdaniem, Izbę wyróżnia fakt, że pomaga swoim członkom w rozwiązywaniu ich konkretnych problemów.
– Tak, nie tylko pomagamy bezpośrednio, lecz także staramy się poszerzyć działania, pytając pozostałych naszych członków, czy ktoś z nich ma podobny problem. Oczywiście nie podajemy, o kogo chodzi, tylko opis zdarzenia. Na przykład otrzymaliśmy informację o tym, że przychodzi coraz więcej wezwań do firm o zapłatę za badania jakościowe za 3 lata wstecz. Wysyłamy zapytanie do członków Izby, czy ktoś jeszcze dostał takie wezwanie. Okazuje się, że tak. Zbieramy zatem wszystkie takie firmy, następnie opracowujemy problem prawnie i wysyłamy wszystkim opinię oraz opis następnych kroków, jakie należy podjąć. Z drugiej strony, opisujemy nasze stanowisko do właściwego urzędu, aby podjęto z nami dyskusję, jak to rozwiązać. Każda sprawa indywidualna jest bardzo ważna, bo ona często wskazuje na zaburzenie w działaniach systemowych! W ten sposób patrzymy też administracji i władzy na ręce.
Trzeba też powiedzieć, że od początku współpracujemy z najlepszymi ekspertami i kancelariami w branży. Mamy jedno nadrzędne założenie – nigdy nie wychodzimy na zewnątrz z jakąkolwiek sprawą, zanim nie przeanalizujemy jej od dołu do góry, z góry do dołu. Nigdy także nie naciągaliśmy faktów, bo nie lubię ściemniania. W naszej pracy ogromnie ważna jest wiarygodność!
Czy to jest podstawą dobrego funkcjonowania Izby przez tak długi okres?
– Zorganizowaliśmy się 30 lat temu, wtedy wszyscy sobie pomagali, mimo że byli konkurentami. Przez ten czas nauczyliśmy się wypracowywać dobre rozwiązania systemowe. Taką wartość do funkcjonowania Izby włożyli członkowie założyciele, którzy są do dzisiaj. Na te 123 firmy, ponad 80 to są te, które były członkami założycielami. Ludzie się zmieniali, ale historia została. Udało nam się wypracować dobry, branżowo koleżeński kontakt z naszymi członkami i chcemy go nadal pielęgnować w obecnych czasach.
Naszym hasłem przewodnim jest dobro pacjenta i dostępność leków. Zawsze mówię, że lek nie jest dla producenta, hurtownika ani aptekarza, tym bardziej dla ministerstwa, lecz dla pacjenta.
Jak z perspektywy lat współpracuje się z osobami z klasy politycznej i administracji państwowej?
– Wychodzę od tego, że zawsze wymagam od siebie najwyższego standardu zachowania, bo taki wyniosłam z domu. W ogóle jestem życiową optymistką, więc staram się być zawsze uśmiechnięta i dobrze nastawiona. Jak coś jest nie tak, widzę, że ktoś jest spięty, to staram się rozładować sytuację żartem, uśmiechem. „Przychodzi baba do lekarza i jeszcze ministra, to dopiero musi się dziać…”. Utrzymuję dobre relacje z każdym, kto chce rozmawiać, niezależnie od opcji politycznej i zajmowanego stanowiska. Nikogo nie zamierzam się bać, każdego zamierzam uszanować, pamiętając, że wszyscy jesteśmy w służbie publicznej. Bazując na tym, staram się prowadzić rozmowy w dobrej atmosferze, trzymając się merytoryki i problemów, jakie się pojawiają. Dodatkowo chodzę na posiedzenia Komisji zdrowia, mimo że zabiera to dużo czasu. Często zabieram głos, w związku z tym nie jestem osobą nieznaną i Izba też jest znana. Dzięki temu mam okazję rozmawiać z osobami z klasy politycznej wszystkich opcji. W Komisji zdrowia zawsze pytam każdego wprost, czy jest tutaj, aby rozwiązywać problemy zdrowia, czy polityki?
Angażuje się pani także w akcje, które mają na celu poprawę życia pacjentów.
– Powołałam koalicję trzech organizacji pacjenckich: OnkoCafe, Amazonki i OmeaLife. Zaprosiłam je do współpracy w ramach inicjatywy „Wspólnie dla zdrowia kobiet”, abyśmy określiły, jakie są problemy i kłopoty kobiet, które mają raka piersi. Interesuje nas, co im utrudnia życie, gdzie są kolejki, jakich informacji brakuje, dlaczego karta DiLO działa tylko na jeden zidentyfikowany obszar, a jak jest przerzut, to trzeba iść po drugą kartę. Dlaczego, jeśli chcę iść na mammografię, w ogóle mam mieć skierowanie, zwłaszcza gdy mammograf jest objazdowy? Spotkaliśmy się, aby podjąć działania porządkujące i ułatwiające dla pacjentów. Cały ten bałagan wynika z tego, że „nie wie prawica, co robi lewica”. Stawiamy na logikę, uproszczenia i myślenie o pacjencie. Mamy prostą misję – to „walka z głupotą w leczeniu”!
Rozmawiał Andrzej Kochanek.
Izba Gospodarcza Farmacja Polska okiem ekspertów z branży
Poprosiliśmy o wypowiedzi nt. IGFP kilku ekspertów z branży.
Anna Kowalczuk, PhD – dyrektor Narodowego Instytutu Leków w latach 2017–2022, obecnie public and government affairs manager w firmie Astra Zeneca:
– Zanim poznałam panią prezes, usłyszałam kilka razy, że to „Królowa Polskiej Farmacji”. Jakiś czas później poznałam Irenę osobiście.
Opowiem o pewnej historii, która idealnie obrazuje, jak działa Irena Rej. Sytuacja wydarzyła się w czasie, kiedy rozpatrywane były trudne, lecz istotne dla branży tematy. Do ówcześnie nadzorującego sprawę ministra trudno było się dostać, poza tym nie należał on do najłatwiejszych rozmówców. Był bardzo konkretny, a jeśli podjął jakąś decyzję lub miał ugruntowany w sprawie pogląd, nie było opcji na spotkanie i przekonywanie go. Pamiętam, że branża miała wówczas istotny temat z kategorii „trudnych”, a byłyśmy akurat z Ireną w Ministerstwie Zdrowia na jakiejś konferencji. Zauważając idącego korytarzem ministra, Irena skwitowała słowami „w moim wieku wszystko już wypada”, po prostu wstała i zastąpiła ministrowi drogę. Próbował uciekać, ale nie z Ireną takie numery...
Jest zawsze otwarta na argumenty, z każdym rozmawia partnersko, jest młoda duchem, towarzyska, zawsze rozbawia jakąś historią z dużą dawką humoru. To moja idolka...
Dr Wojciech Kuźmierkiewicz – w latach 1992–1997 wiceminister zdrowia i opieki społecznej, odpowiedzialny za sektor farmacji, był wiceprezesem Zarządu Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego oraz członkiem Rady Głównej Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan:
– Irena Rej, szefująca od 30 lat Izbie Gospodarczej Farmacja Polska, to „Człowiek Instytucja”. Sądzę, że dość powszechnie – kiedy mówimy o opiniach w różnych kwestiach regulacji rynku farmaceutycznego – pytamy „a co na to Irena?”.
Moja współpraca z nią sięga 30 lat, najpierw jako urzędnika zajmującego się całością spraw farmacji – a w tym zwłaszcza nadzoru farmaceutycznego – a później jako członka zarządu organizacji zajmującej się problemami wytwórców leków.
To, co najważniejsze było we współpracy z Ireną, to jej jasne, głoszone konsekwentnie w różnych okolicznościach stanowisko. Ułatwiało to dyskusję, której wynikiem były dobre decyzje.
Maria Głowniak – były główny inspektor farmaceutyczny, a także konsultantka do spraw prawa farmaceutycznego w Biurze Handlowym Polpharmy oraz członek Naczelnej Rady Aptekarskiej:
– Izba Gospodarcza Farmacja Polska zawsze reprezentowała biznes, toczyliśmy z Ireną konstruktywne dyskusje, czasami rozstrzygnięcia były bliżej tego, czego oczekiwała nasza strona administracji farmaceutycznej, innym razem tego, czego potrzebował biznes. Ważne, że współpracowaliśmy, a gdy były różnice, rozmawialiśmy i to dawało efekty. Izba i pani prezes spełniały od początku rolę integrujących środowisko biznesowe w farmacji.
Prof. Andrzej Matyja – chirurg, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Jagiellońskiego, działacz samorządu lekarskiego, w latach 2018–2022 prezes Naczelnej Rady Lekarskiej:
– Pani prezes to nietuzinkowa osoba, „Kobieta Instytucja”, a to, co zrobiła w ramach Izby, jest po prostu niezwykłe. Udało się jej stworzyć organizację będącą przykładem, że dialog społeczny jest nie tylko możliwy, ale i skuteczny – przecież Izba zrzesza firmy, które są dla siebie konkurencją. Zamiast jednak walczyć ze sobą, stawiają na współpracę, negocjacje i kompromisy. I to wszystko na rzecz pacjenta, a nie własną korzyść. Szukają – wspólnie – najlepszych rozwiązań dla polskiej ochrony zdrowia.
Tego podejścia, poczucia wspólnoty i wzajemnego szacunku, wspierania się w imię wyższego dobra uczy nas od początku. Proszę jednak nie myśleć, że zawsze było łagodnie i kolorowo – o bezpardonowej postawie pani prezes przekonał się m.in. niejeden minister. W razie potrzeby potrafi być nieugięta, a na dodatek jest swego rodzaju kodeksem etyki, którego Izba nigdy nie miała, ale dzięki niej widocznie nie potrzebowała.
Michał Pilkiewicz – z IQVIA, general manager Ukraine, Adriatic & Baltic:
– Kapsuła czasu Izby Gospodarczej Farmacja Polska zawiera wiele bardzo ciekawych informacji na temat Izby oraz najdłużej urzędującej prezes – Ireny Rej. Na pewno założyciele nie byli przesądni, gdyż IGFP powstała w piątek 27 marca 1992 r., czyli w 13. tygodniu roku, dodatkowo był to rok przestępny, 29 marca następowała zmiana czasu z zimowego na letni, a wszystko odbywało się w okresie postu wielkanocnego i tego dnia obchodzono Światowy Dzień Teatru. Zaczęli zatem z przytupem.
Mało kto pamięta, na pewno Irena tak – bo ona po prostu wie wszystko i zna wszystkich – że wtedy średnia pensja wynosiła 2 544 000 zł, emerytura – 849 100 zł, inflacja była na poziomie 43 proc., tona węgla kosztowała 40 zł, benzyna była 1,3 zł za litr, a pogoda nam zafundowała najgorętsze lato. Na świecie oczywiście doceniono tak ważny moment, jak powołanie IGFP, i w tym samym roku latem nastąpiło w Polsce otwarcie pierwszej restauracji McDonald's, aby pokazać firmom zagranicznym, że należy w naszym kraju inwestować, i jest tam Izba, która się nimi zaopiekuje. Powstała pierwsza telefonia komórkowa Centertel, aby pani prezes mogła się nie tylko spotykać, lecz także dzwonić. W Kijowie otwarto ambasadę USA i przyjęto ukraińską flagę. Podpisano trakt z Maastricht powołujący do życia Unię Europejską, do której oczywiście wprowadziła nas pani prezes. Microsoft zaprezentował Windows 3.1, aby pomóc Izbie w lepszej komunikacji z członkami oraz zasypywaniu ministerstw i urzędów merytorycznymi wnioskami i odpowiedziami.
Ponieważ pani prezes ma zasadę, że małymi sprawami się nie zajmuje – interesują ją tylko sprawy duże, dobro jej członków i rozwój rynku farmaceutycznego – przez te wszystkie lata tak spotykała się, dzwoniła, organizowała cały rynek, że on wzrósł z 878 milionów zł w roku 1992 do 42,82 miliarda zł w roku 2022.
– Postrzegam te nagrody jako element zwrócenia uwagi na to, że takie działania są ważne dla rozwoju zdrowia. Oczywiście cieszę się również, że ktoś dostrzegł i ocenił pozytywnie moją działalność – to, co przez 30 lat starałam się robić i nadal robię w obszarze zdrowia. Zbieram i przenoszę informacje oraz doświadczenia poprzednich lat na poszukiwanie kierunku, w którym można iść dzisiaj i w przyszłości. Pojawiają się w zdrowiu fascynujące dziedziny, jak nowe technologie medyczne, metody operacji, nowe leki czy sposoby leczenia, które czasami wykraczają poza dzisiejsze definicje. Wciąż jest wiele ważnych rzeczy do zrobienia. Poznawanie nowych rzeczy jest dla mnie największą inspiracją. Zaczynam dzień od czytania prasy fachowej i informacji na portalach. Pewnie bierze się to z tego, że zawsze chciałam pójść na akademię medyczną, jednak w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i złożyłam dokumenty na psychologię.
Skąd pani bierze taką energię do działania?
– Jestem chyba takim typem psychologicznym. Większość wartości wyniosłam z domu. U nas zawsze ludziom się pomagało, potem było harcerstwo, które także dużo mnie nauczyło, później studia na psychologii. Zaczyna się od najprostszych rzeczy, codziennej pomocy, wyrażenia szacunku dla innych, aż po akcje wsparcia. Ponadto po prostu lubię ludzi i mam to szczęście, że całe życie robię to, co daje mi satysfakcję. Kocham to, co robię, łączę pracę z pracą społeczną w otoczeniu wspaniałych ludzi. Oczywiście problemy są różne, jednak ważniejsze jest to, że możemy je rozwiązać. Widzę też, że to jest przepis na dobre życie. Mam przyjaciółkę, która ma 86 lat, jest lekarzem endokrynologiem, fachowcem, ma „łeb jak sklep” albo „trzy sklepy”. Jest cały czas aktywna, przyjmuje pacjentów w trzech miejscach. Dba o siebie, jest zawsze umalowana, jest już praprababcią i ciągle jest aktywna!
Jak to się zaczęło? Powiedziała pani, że wyniosła z domu gen pomagania, następnie studiowała psychologię. Ciekawi mnie, co się działo z Ireną Rej po studiach, zanim została prezesem Izby Gospodarczej Farmacja Polska?
– Zawsze mnie interesowała motoryzacja. Po pierwszym roku studiów dostałam w prezencie od ojca wówczas najpiękniejszą zabawkę świata, skuterek Lambretta. Zrobiłam prawo jazdy na samochód i na motor. W konsekwencji pisałam pracę magisterską „Niektóre psychologiczne przyczyny wypadków drogowych”. Interesowało mnie, czemu ludzie nie chcą przestrzegać ograniczeń i jak się zachowują po wypadkach. W związku z tym zaraz po studiach trafiłam do pracowni badania kierowców przy Miejskich Zakładach Komunikacyjnych, jednak to nie było to, czego szukałam. Wówczas prezes Polskiego Związku Motorowego zaproponował mi, abym przyszła do niego i zajęła się organizowaniem kampanii społecznych na rzecz bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Robiliśmy bardzo wiele różnych inicjatyw, inaczej bym nie usiedziała w tym miejscu wiele lat. Z ciekawszych działań w tamtym czasie przytoczę zorganizowanie wystawy plakatów „Bezpieczeństwo na drogach świata”. Kocham sztukę, a w owym czasie nasi plakaciści byli naprawdę genialni, to była czołówka europejska. Gdy rozmawiałam o tym w muzeum plakatu w Wilanowie, usłyszałam, że to świetny pomysł. Napisaliśmy do attaché kulturalnych we wszystkich ambasadach w Polsce i udało nam się ściągnąć plakaty ze 110 państw. Było ich tyle, że nie mieliśmy gdzie ich składować, a co dopiero znaleźć jakieś cienkie płyty, na których można by je nakleić do prezentacji. Wtedy to nie było łatwe, ale się udało. Otwieraliśmy z dużą pompą, bo ambasadorowie, którzy nam dosłali plakaty, chcieli wziąć udział w wydarzeniu. To była samonapędzająca się impreza. PZM wydał jeszcze album z tej wystawy.
Wyobrażam sobie, że międzynarodowa wystawa plakatów w tamtym czasie była niezwykłym wydarzeniem, a na czym polegały codzienne działania?
– Na edukacji. Zaczęliśmy na przykład organizować dla dzieci miasteczka ruchu drogowego i wprowadziliśmy folię odblaskową jako element bezpieczeństwa. Notabene pierwsza polska norma na tornister, która do dzisiaj nie została zmieniona, powstała na nasz wniosek. Według niej każdy tornister powinien posiadać folię odblaskową na froncie.
Czyli już w młodości zaczęła pani kształtować prawo?
– (śmiech). Tak, to był początek.
Co było potem?
– Stan wojenny. Byłam już wtedy przewodniczącą związków zawodowych w PZM, a ponieważ byliśmy w ówczesnej „Solidarności”, do prezesa przyszli dwaj smutni panowie i kazali mnie zwolnić. Nie bardzo wiedziałam, co robić, a pani w urzędzie pracy powiedziała mi, że mogłabym zostać jedynie krawcową. Odpowiedziałam, że mam problem z przyszyciem guzika. Wtedy ona dodała: „Niech pani znajdzie kogoś, kto będzie szył dla pani”. I tak zostałam bizneswoman. Na początku na podłodze z mężem wycinaliśmy wykroje, woziliśmy do pań, które szyły sukienki i ubrania. Było pioniersko. Potem, ponieważ wszystkiego brakowało, a obracaliśmy się w grupie różnych osób, które także zajmowały się szyciem, postanowiłam założyć spółdzielnię, która miała nam ułatwić zakupy wszystkiego, co potrzebne do pracy. Jak pan myśli, jak nazywała się ta spółdzielnia?
Nie mam pojęcia.
– „Elita”. Zostałam prezesem spółdzielni „Elita”!
Rozumiem – przewodnicząca związków zawodowych, prezes spółdzielni „Elita”, w końcu prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska! Wszędzie, dokąd pani trafia, w końcu zostaje szefem.
– (śmiech). Dziś myślę, że wynikało to z mojej naturalnej dużej aktywności i dążenia do tego, aby robić coś interesującego w otoczeniu ciekawych ludzi. Wymagam dużo od siebie i chyba instynktownie szukam wokół siebie osób, którym „chce się robić więcej”.
Kiedy pojawiła się farmacja?
– Niedługo po tym dostałam ofertę otwarcia w Polsce oddziału jednej ze szwajcarskich firm farmaceutycznych. I tak zaczęła się przygoda w farmacji.
Na ile dzisiejsza Irena zmieniła się i inaczej patrzy na życie w porównaniu z tą sprzed 30 lat?
– Właściwie myślę, że się nie zmieniłam, jednak staram się być ostrożniejsza w ocenie ludzi. Potrafię mówić wprost, można mnie nie lubić, jednak dbam o to, aby materiały, które przedstawiam, były opracowane na najwyższym poziomie.
Mało ludzi ma dziś odwagę mówić co myśli, jednak w taki sposób, aby nie obrażać drugiej strony. Naprawdę, gdyby ludzie na co dzień, a tym bardziej w przestrzeni publicznej, chcieli mieć odrobinę empatii i poszanowania dla drugiej strony, takiego nastawienia, które zawiera się w słowach „dziś zrobiłem coś fajnego dla siebie i innych”, żyłoby nam się lepiej.
Trzy rzeczy, które pani uwielbia...
– Gotować – czasami nawet do Izby coś przyniosę. Uwielbiam też podróże, bo dają możliwość poznawania kultury, sztuki i smaków z różnych stron. I uwielbiam być w gronie moich przyjaciół, a mam ich bardzo dużo. Lubię ludzi w ogóle.
Czy jest coś, czego pani nie lubi, nie akceptuje?
– Nie znoszę kłamstwa i krętactwa.
Recepta na sukces według Ireny Rej...
– Odrobina pasji, determinacji i wiary w ludzi. Od czasu, gdy organizowaliśmy pierwsze miasteczka drogowe dla dzieci, wolę uczyć i rozwijać, niż straszyć.
Co może pani powiedzieć kobietom, które dzisiaj rozpoczynają swoją karierę i poszukują właściwej ścieżki dla siebie?
– Myślę, że jeśli ktoś chce robić karierę, powinien pomyśleć o tym, co mu sprawia satysfakcję, co chce osiągnąć w życiu, budować na tym, co prawdziwe i autentyczne, pamiętając o ludziach, bo dzięki nim sukces jest pełniejszy.
Od naszej ostatniej rozmowy minęło pięć lat, jesteśmy w nowej siedzibie Izby, która rozszerzyła serwisy dla swoich członków i wystartowała w mediach społecznościowych.
– Miejsce znaleźliśmy przez przypadek. Zmiana okazała się bardzo korzystna. Lokalizacja jest dużo łatwiejsza w komunikacji i zyskaliśmy dodatkową przestrzeń na spotkania. Wszyscy się szanujemy i lubimy w tej branży, a rozmowy są podstawą naszego działania.
Serwisy w postaci komunikatów branżowych, statusów rozmów na określony temat czy korespondencja, jaką Izba prowadzi z ministerstwem i innymi urzędami, są podstawą naszego działania. Mam wiele informacji, że są one dużą wartością dla naszych członków. Jeśli chodzi o media społecznościowe, to dają nam możliwość wciągnięcia branży do dyskusji nt. bieżących problemów i sprawiają, że to nas ludzie pytają, w tym np. posłowie, o co chodzi w danym zagadnieniu.
Z perspektywy wielu lat okresami intensywnymi w działaniu Izby były na początku tworzenie prawa farmaceutycznego, potem nastąpił okres przedakcesyjny do Unii, wprowadzanie DPD, potem słynna ustawa refundacyjna. Chciałbym zapytać o ostatnie pięć lat, czy był to okres spokojny, czy wręcz przeciwnie?
– Był to czas bardzo pracowity, jednak nie dlatego, że mieliśmy nowe wielkie sprawy do wdrożenia, ale dlatego, że to był okres wracania do starych tematów pod hasłem nowelizacji i zmian. Jak spojrzymy na ustawę refundacyjną, to chcemy ją właściwie poprawiać od 11 lat, a teraz zostały przygotowane przez ministerstwo duże zmiany, tylko zabrakło jednego elementu. Mianowicie, gdy chce się zmieniać tak duży zakres tematyczny, trzeba najpierw zrobić szersze badania – co działało, a co nie, co było troską branży i co mają do powiedzenia poszczególni interesariusze tego rynku. Warto rozmawiać z przedstawicielami branży, aby wprowadzane rozwiązania miały rzeczywiście pozytywny wpływ na cały sektor i aby nie zawierały głupich wpadek, a czasami wręcz groźnych pomyłek. Dodam tutaj motto Izby, które powtarzam, odkąd pierwszy raz poszliśmy do ministra: „Panie ministrze, niech pan nam nie pomaga, niech nam pan tylko nie przeszkadza”.
Więcej elastyczności, słuchania branży i ułatwień. Prawo powinno być dla każdego zrozumiałe, sprawiedliwe i nie polegać na penalizacji wszystkiego. No i aby jednych „głupości” nie zastępować innymi!
Na tle innych organizacji tego typu, moim zdaniem, Izbę wyróżnia fakt, że pomaga swoim członkom w rozwiązywaniu ich konkretnych problemów.
– Tak, nie tylko pomagamy bezpośrednio, lecz także staramy się poszerzyć działania, pytając pozostałych naszych członków, czy ktoś z nich ma podobny problem. Oczywiście nie podajemy, o kogo chodzi, tylko opis zdarzenia. Na przykład otrzymaliśmy informację o tym, że przychodzi coraz więcej wezwań do firm o zapłatę za badania jakościowe za 3 lata wstecz. Wysyłamy zapytanie do członków Izby, czy ktoś jeszcze dostał takie wezwanie. Okazuje się, że tak. Zbieramy zatem wszystkie takie firmy, następnie opracowujemy problem prawnie i wysyłamy wszystkim opinię oraz opis następnych kroków, jakie należy podjąć. Z drugiej strony, opisujemy nasze stanowisko do właściwego urzędu, aby podjęto z nami dyskusję, jak to rozwiązać. Każda sprawa indywidualna jest bardzo ważna, bo ona często wskazuje na zaburzenie w działaniach systemowych! W ten sposób patrzymy też administracji i władzy na ręce.
Trzeba też powiedzieć, że od początku współpracujemy z najlepszymi ekspertami i kancelariami w branży. Mamy jedno nadrzędne założenie – nigdy nie wychodzimy na zewnątrz z jakąkolwiek sprawą, zanim nie przeanalizujemy jej od dołu do góry, z góry do dołu. Nigdy także nie naciągaliśmy faktów, bo nie lubię ściemniania. W naszej pracy ogromnie ważna jest wiarygodność!
Czy to jest podstawą dobrego funkcjonowania Izby przez tak długi okres?
– Zorganizowaliśmy się 30 lat temu, wtedy wszyscy sobie pomagali, mimo że byli konkurentami. Przez ten czas nauczyliśmy się wypracowywać dobre rozwiązania systemowe. Taką wartość do funkcjonowania Izby włożyli członkowie założyciele, którzy są do dzisiaj. Na te 123 firmy, ponad 80 to są te, które były członkami założycielami. Ludzie się zmieniali, ale historia została. Udało nam się wypracować dobry, branżowo koleżeński kontakt z naszymi członkami i chcemy go nadal pielęgnować w obecnych czasach.
Naszym hasłem przewodnim jest dobro pacjenta i dostępność leków. Zawsze mówię, że lek nie jest dla producenta, hurtownika ani aptekarza, tym bardziej dla ministerstwa, lecz dla pacjenta.
Jak z perspektywy lat współpracuje się z osobami z klasy politycznej i administracji państwowej?
– Wychodzę od tego, że zawsze wymagam od siebie najwyższego standardu zachowania, bo taki wyniosłam z domu. W ogóle jestem życiową optymistką, więc staram się być zawsze uśmiechnięta i dobrze nastawiona. Jak coś jest nie tak, widzę, że ktoś jest spięty, to staram się rozładować sytuację żartem, uśmiechem. „Przychodzi baba do lekarza i jeszcze ministra, to dopiero musi się dziać…”. Utrzymuję dobre relacje z każdym, kto chce rozmawiać, niezależnie od opcji politycznej i zajmowanego stanowiska. Nikogo nie zamierzam się bać, każdego zamierzam uszanować, pamiętając, że wszyscy jesteśmy w służbie publicznej. Bazując na tym, staram się prowadzić rozmowy w dobrej atmosferze, trzymając się merytoryki i problemów, jakie się pojawiają. Dodatkowo chodzę na posiedzenia Komisji zdrowia, mimo że zabiera to dużo czasu. Często zabieram głos, w związku z tym nie jestem osobą nieznaną i Izba też jest znana. Dzięki temu mam okazję rozmawiać z osobami z klasy politycznej wszystkich opcji. W Komisji zdrowia zawsze pytam każdego wprost, czy jest tutaj, aby rozwiązywać problemy zdrowia, czy polityki?
Angażuje się pani także w akcje, które mają na celu poprawę życia pacjentów.
– Powołałam koalicję trzech organizacji pacjenckich: OnkoCafe, Amazonki i OmeaLife. Zaprosiłam je do współpracy w ramach inicjatywy „Wspólnie dla zdrowia kobiet”, abyśmy określiły, jakie są problemy i kłopoty kobiet, które mają raka piersi. Interesuje nas, co im utrudnia życie, gdzie są kolejki, jakich informacji brakuje, dlaczego karta DiLO działa tylko na jeden zidentyfikowany obszar, a jak jest przerzut, to trzeba iść po drugą kartę. Dlaczego, jeśli chcę iść na mammografię, w ogóle mam mieć skierowanie, zwłaszcza gdy mammograf jest objazdowy? Spotkaliśmy się, aby podjąć działania porządkujące i ułatwiające dla pacjentów. Cały ten bałagan wynika z tego, że „nie wie prawica, co robi lewica”. Stawiamy na logikę, uproszczenia i myślenie o pacjencie. Mamy prostą misję – to „walka z głupotą w leczeniu”!
Rozmawiał Andrzej Kochanek.
Izba Gospodarcza Farmacja Polska okiem ekspertów z branży
Poprosiliśmy o wypowiedzi nt. IGFP kilku ekspertów z branży.
Anna Kowalczuk, PhD – dyrektor Narodowego Instytutu Leków w latach 2017–2022, obecnie public and government affairs manager w firmie Astra Zeneca:
– Zanim poznałam panią prezes, usłyszałam kilka razy, że to „Królowa Polskiej Farmacji”. Jakiś czas później poznałam Irenę osobiście.
Opowiem o pewnej historii, która idealnie obrazuje, jak działa Irena Rej. Sytuacja wydarzyła się w czasie, kiedy rozpatrywane były trudne, lecz istotne dla branży tematy. Do ówcześnie nadzorującego sprawę ministra trudno było się dostać, poza tym nie należał on do najłatwiejszych rozmówców. Był bardzo konkretny, a jeśli podjął jakąś decyzję lub miał ugruntowany w sprawie pogląd, nie było opcji na spotkanie i przekonywanie go. Pamiętam, że branża miała wówczas istotny temat z kategorii „trudnych”, a byłyśmy akurat z Ireną w Ministerstwie Zdrowia na jakiejś konferencji. Zauważając idącego korytarzem ministra, Irena skwitowała słowami „w moim wieku wszystko już wypada”, po prostu wstała i zastąpiła ministrowi drogę. Próbował uciekać, ale nie z Ireną takie numery...
Jest zawsze otwarta na argumenty, z każdym rozmawia partnersko, jest młoda duchem, towarzyska, zawsze rozbawia jakąś historią z dużą dawką humoru. To moja idolka...
Dr Wojciech Kuźmierkiewicz – w latach 1992–1997 wiceminister zdrowia i opieki społecznej, odpowiedzialny za sektor farmacji, był wiceprezesem Zarządu Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego oraz członkiem Rady Głównej Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan:
– Irena Rej, szefująca od 30 lat Izbie Gospodarczej Farmacja Polska, to „Człowiek Instytucja”. Sądzę, że dość powszechnie – kiedy mówimy o opiniach w różnych kwestiach regulacji rynku farmaceutycznego – pytamy „a co na to Irena?”.
Moja współpraca z nią sięga 30 lat, najpierw jako urzędnika zajmującego się całością spraw farmacji – a w tym zwłaszcza nadzoru farmaceutycznego – a później jako członka zarządu organizacji zajmującej się problemami wytwórców leków.
To, co najważniejsze było we współpracy z Ireną, to jej jasne, głoszone konsekwentnie w różnych okolicznościach stanowisko. Ułatwiało to dyskusję, której wynikiem były dobre decyzje.
Maria Głowniak – były główny inspektor farmaceutyczny, a także konsultantka do spraw prawa farmaceutycznego w Biurze Handlowym Polpharmy oraz członek Naczelnej Rady Aptekarskiej:
– Izba Gospodarcza Farmacja Polska zawsze reprezentowała biznes, toczyliśmy z Ireną konstruktywne dyskusje, czasami rozstrzygnięcia były bliżej tego, czego oczekiwała nasza strona administracji farmaceutycznej, innym razem tego, czego potrzebował biznes. Ważne, że współpracowaliśmy, a gdy były różnice, rozmawialiśmy i to dawało efekty. Izba i pani prezes spełniały od początku rolę integrujących środowisko biznesowe w farmacji.
Prof. Andrzej Matyja – chirurg, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Jagiellońskiego, działacz samorządu lekarskiego, w latach 2018–2022 prezes Naczelnej Rady Lekarskiej:
– Pani prezes to nietuzinkowa osoba, „Kobieta Instytucja”, a to, co zrobiła w ramach Izby, jest po prostu niezwykłe. Udało się jej stworzyć organizację będącą przykładem, że dialog społeczny jest nie tylko możliwy, ale i skuteczny – przecież Izba zrzesza firmy, które są dla siebie konkurencją. Zamiast jednak walczyć ze sobą, stawiają na współpracę, negocjacje i kompromisy. I to wszystko na rzecz pacjenta, a nie własną korzyść. Szukają – wspólnie – najlepszych rozwiązań dla polskiej ochrony zdrowia.
Tego podejścia, poczucia wspólnoty i wzajemnego szacunku, wspierania się w imię wyższego dobra uczy nas od początku. Proszę jednak nie myśleć, że zawsze było łagodnie i kolorowo – o bezpardonowej postawie pani prezes przekonał się m.in. niejeden minister. W razie potrzeby potrafi być nieugięta, a na dodatek jest swego rodzaju kodeksem etyki, którego Izba nigdy nie miała, ale dzięki niej widocznie nie potrzebowała.
Michał Pilkiewicz – z IQVIA, general manager Ukraine, Adriatic & Baltic:
– Kapsuła czasu Izby Gospodarczej Farmacja Polska zawiera wiele bardzo ciekawych informacji na temat Izby oraz najdłużej urzędującej prezes – Ireny Rej. Na pewno założyciele nie byli przesądni, gdyż IGFP powstała w piątek 27 marca 1992 r., czyli w 13. tygodniu roku, dodatkowo był to rok przestępny, 29 marca następowała zmiana czasu z zimowego na letni, a wszystko odbywało się w okresie postu wielkanocnego i tego dnia obchodzono Światowy Dzień Teatru. Zaczęli zatem z przytupem.
Mało kto pamięta, na pewno Irena tak – bo ona po prostu wie wszystko i zna wszystkich – że wtedy średnia pensja wynosiła 2 544 000 zł, emerytura – 849 100 zł, inflacja była na poziomie 43 proc., tona węgla kosztowała 40 zł, benzyna była 1,3 zł za litr, a pogoda nam zafundowała najgorętsze lato. Na świecie oczywiście doceniono tak ważny moment, jak powołanie IGFP, i w tym samym roku latem nastąpiło w Polsce otwarcie pierwszej restauracji McDonald's, aby pokazać firmom zagranicznym, że należy w naszym kraju inwestować, i jest tam Izba, która się nimi zaopiekuje. Powstała pierwsza telefonia komórkowa Centertel, aby pani prezes mogła się nie tylko spotykać, lecz także dzwonić. W Kijowie otwarto ambasadę USA i przyjęto ukraińską flagę. Podpisano trakt z Maastricht powołujący do życia Unię Europejską, do której oczywiście wprowadziła nas pani prezes. Microsoft zaprezentował Windows 3.1, aby pomóc Izbie w lepszej komunikacji z członkami oraz zasypywaniu ministerstw i urzędów merytorycznymi wnioskami i odpowiedziami.
Ponieważ pani prezes ma zasadę, że małymi sprawami się nie zajmuje – interesują ją tylko sprawy duże, dobro jej członków i rozwój rynku farmaceutycznego – przez te wszystkie lata tak spotykała się, dzwoniła, organizowała cały rynek, że on wzrósł z 878 milionów zł w roku 1992 do 42,82 miliarda zł w roku 2022.