Nerki: czas życia, czas śmierci
Autor: Mariusz Bryl
Data: 21.03.2016
Źródło: Menedżer Zdrowia MK/MB
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Liczba osób dializowanych wciąż rośnie. Co zrobić, aby zahamować przyrost chorych na przewlekłą chorobę nerek? Eksperci apelują o badania poziomu kreatyniny we krwi oraz moczu. Co stanowi alternatywę dla dializy? Wyprzedzające przeszczepienie nerki.
Choroba nerek nie boli. Można w 90 proc. utracić ich sprawność i nawet tego nie zauważyć. W Polsce nawet 4,5 mln osób choruje na nerki i o tym nie wie, a powinny bo chore nerki wiążą się z ryzykiem zawału, udaru, czy też choroby nowotworowej. Tymczasem choroba to cichy zabójca, choć jej świadomość ma tylko co 10 chory. Dlatego 1,5 mln osób umrze przedwcześnie. W grupie ryzyka są osoby z nadciśnieniem, cukrzycą, nadwagą, palące papierosy, urodzone z niską wagą urodzeniową.
Statystyki są bezwzględne. Spośród 4 proc chorych w III fazie zaawansowania choroby, tylko 0,2 proc przejdzie do fazy IV i będzie potem dializowanych. Reszta umrze. Kluczowy moment stanowi przeżycie określonego poziomu przesączania kłębuszkowego – poniżej 30 GFR. Wtedy konieczna staje się dializa lub przeszczepienie.
Liczba osób dializowanych w 2016 roku wynosi 19831. W 1999 roku było to 7,5 tys. Liczba ta podwaja się co 2 lata. Około 2 proc budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia jest przeznaczane na leczenie pacjentów z niezauważoną w porę chorobą nerek, gdy tymczasem badania w kierunku wydolności nerek są bardzo tanie i kosztują kilka złotych. Pacjent z chorobą zaawansowaną kosztuje rocznie ponad 60 tys. zł.
Obecnie w Polsce każdy potrzebujący ma dostęp do dializy, choć i tak osób z niej korzystających nie jest dużo w porównaniu do danych z innych krajów. Ale limity zniknęły dopiero w 2000 roku. Wcześniej specjalne komitety decydowały o przyznaniu miejsca.
- To były dramatyczne decyzje – mówił prof. Ryszard Gellert, kierownik Kliniki Nefrologii i Chorób Wewnętrznych Szpitala Bielańskiego w Warszawie na konferencji z okazji Światowego Dnia Nerek zorganizowanej przez Izbę Gospodarczą Medycyna Polska. – Decydowano o tym, czy żyć ma młoda matka dwójki dzieci pracująca w sklepie, czy znany, 60-letni profesor z ogromnym dorobkiem naukowym.
Dializa jednak, choć może być też prowadzona w warunkach domowych, w nocy, nie stanowi idealnego rozwiązania dla osób chorych tym bardziej, że i tak muszą przyjmować leki immunosupresyjne, które podaje się po przeszczepieniu. Wskaźniki śmiertelności też są wysokie. Co stanowi alternatywę? Wyprzedzające przeszczepienie nerki w sytuacji, kiedy pacjent nie rozpoczął jeszcze dializoterapii. Zdaniem dr Iwony Mazur ze Stowarzyszenia Osób Dializowanych, to najlepsza terapia nerkozastępcza. Jednak chory, aby się zakwalifikować do przeszczepienia wyprzedzającego nie może mieć wysokiej kreatyniny i mocznika, a musi być wcześniej dobrze prowadzony przez lekarza specjalistę. Kiedy może się zakwalifikować?
- Zbyt wczesne kwalifikowanie do przeszczepienia wyprzedzającego też nie jest dobre, bo nerka ma służyć przecież wiele lat, ale przeszczepienie wyprzedzające poprawia jakość życia chorego – mówi prof. Magdalena Durlik, transplantolog, prezes Polskiego Towarzystwa Nefrologicznego – My kwalifikujemy do przeszczepienia, kiedy przesączanie kłębuszkowe wynosi mniej niż 15 ml na minutę, u cukrzyków – 20 ml na minutę.
W Polsce przeszczepienie wyprzedzające nie jest częste. Wykonywanych jest około tysiąca takich operacji rocznie. Najpierw musi się zmienić system kwalifikacji do tej operacji.
- Optymalną sytuacją jest ta, kiedy chory ma żywego dawcę. Jeżeli nie ma zgodności immunologicznej, można skorzystać z programu wymiany par – mówi prof. Durlik – Ale każdy pacjent może znaleźć się na liście oczekujących od dawcy zmarłego i w praktyce czas oczekiwania nie jest długi, bo wynosi około roku, choć wynika on nie z liczby zabiegów, ale z tego, że lista jest krótka.
Co powinno się zmienić? Środowisko transplantologów dąży do tego, aby robiły to ośrodki transplantacyjne i procedura była nielimitowana. Tak jest wszędzie na świecie. Zmienić ma się też to, że nie pacjent ma pokonywać kilometry po darowaną nerkę, ale nerka ma przyjechać do chorego. To wymaga jednak uregulowań prawnych, ponieważ problemem jest numer PESEL, którego nie można nadać transportowanemu narządowi. Kiedy mogą nastąpić zmiany? To zależy od tego jak szybko Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji zajmie się wyceną kosztów kwalifikacji oraz pracy koordynatorów. Na razie ma inne priorytety
Statystyki są bezwzględne. Spośród 4 proc chorych w III fazie zaawansowania choroby, tylko 0,2 proc przejdzie do fazy IV i będzie potem dializowanych. Reszta umrze. Kluczowy moment stanowi przeżycie określonego poziomu przesączania kłębuszkowego – poniżej 30 GFR. Wtedy konieczna staje się dializa lub przeszczepienie.
Liczba osób dializowanych w 2016 roku wynosi 19831. W 1999 roku było to 7,5 tys. Liczba ta podwaja się co 2 lata. Około 2 proc budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia jest przeznaczane na leczenie pacjentów z niezauważoną w porę chorobą nerek, gdy tymczasem badania w kierunku wydolności nerek są bardzo tanie i kosztują kilka złotych. Pacjent z chorobą zaawansowaną kosztuje rocznie ponad 60 tys. zł.
Obecnie w Polsce każdy potrzebujący ma dostęp do dializy, choć i tak osób z niej korzystających nie jest dużo w porównaniu do danych z innych krajów. Ale limity zniknęły dopiero w 2000 roku. Wcześniej specjalne komitety decydowały o przyznaniu miejsca.
- To były dramatyczne decyzje – mówił prof. Ryszard Gellert, kierownik Kliniki Nefrologii i Chorób Wewnętrznych Szpitala Bielańskiego w Warszawie na konferencji z okazji Światowego Dnia Nerek zorganizowanej przez Izbę Gospodarczą Medycyna Polska. – Decydowano o tym, czy żyć ma młoda matka dwójki dzieci pracująca w sklepie, czy znany, 60-letni profesor z ogromnym dorobkiem naukowym.
Dializa jednak, choć może być też prowadzona w warunkach domowych, w nocy, nie stanowi idealnego rozwiązania dla osób chorych tym bardziej, że i tak muszą przyjmować leki immunosupresyjne, które podaje się po przeszczepieniu. Wskaźniki śmiertelności też są wysokie. Co stanowi alternatywę? Wyprzedzające przeszczepienie nerki w sytuacji, kiedy pacjent nie rozpoczął jeszcze dializoterapii. Zdaniem dr Iwony Mazur ze Stowarzyszenia Osób Dializowanych, to najlepsza terapia nerkozastępcza. Jednak chory, aby się zakwalifikować do przeszczepienia wyprzedzającego nie może mieć wysokiej kreatyniny i mocznika, a musi być wcześniej dobrze prowadzony przez lekarza specjalistę. Kiedy może się zakwalifikować?
- Zbyt wczesne kwalifikowanie do przeszczepienia wyprzedzającego też nie jest dobre, bo nerka ma służyć przecież wiele lat, ale przeszczepienie wyprzedzające poprawia jakość życia chorego – mówi prof. Magdalena Durlik, transplantolog, prezes Polskiego Towarzystwa Nefrologicznego – My kwalifikujemy do przeszczepienia, kiedy przesączanie kłębuszkowe wynosi mniej niż 15 ml na minutę, u cukrzyków – 20 ml na minutę.
W Polsce przeszczepienie wyprzedzające nie jest częste. Wykonywanych jest około tysiąca takich operacji rocznie. Najpierw musi się zmienić system kwalifikacji do tej operacji.
- Optymalną sytuacją jest ta, kiedy chory ma żywego dawcę. Jeżeli nie ma zgodności immunologicznej, można skorzystać z programu wymiany par – mówi prof. Durlik – Ale każdy pacjent może znaleźć się na liście oczekujących od dawcy zmarłego i w praktyce czas oczekiwania nie jest długi, bo wynosi około roku, choć wynika on nie z liczby zabiegów, ale z tego, że lista jest krótka.
Co powinno się zmienić? Środowisko transplantologów dąży do tego, aby robiły to ośrodki transplantacyjne i procedura była nielimitowana. Tak jest wszędzie na świecie. Zmienić ma się też to, że nie pacjent ma pokonywać kilometry po darowaną nerkę, ale nerka ma przyjechać do chorego. To wymaga jednak uregulowań prawnych, ponieważ problemem jest numer PESEL, którego nie można nadać transportowanemu narządowi. Kiedy mogą nastąpić zmiany? To zależy od tego jak szybko Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji zajmie się wyceną kosztów kwalifikacji oraz pracy koordynatorów. Na razie ma inne priorytety