Porozumienie Zielonogórskie punktuje prawne buble ustawy o POZ
Autor: Marta Koblańska
Data: 24.09.2018
Źródło: mat press/MK
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Porozumienie Zielonogórskie punktuje buble w ustawie o POZ, która już obowiązuje. Mimo konsultacji, próby poprawy niefortunnych zapisów, ustawa weszła w życie w kształcie, który powoduje komplikacje w funkcjonowaniu podstawowej opieki zdrowotnej. Jakie?
1. Tysiąc lekarzy bez uprawnień
Na nieciągnięcia, pułapki i zagrożenia związane z niektórymi zapisami ustawy o POZ Porozumienie Zielonogórskie zwracało uwagę jeszcze na etapie konsultacji. Ustawa jednak weszła w życie, wprowadzając przepisy kontrowersyjne, nieprzystające do rzeczywistości i niosące niebezpieczeństwa w przyszłości.
Jeden z nich dotyczy sprawy fundamentalnej: kto może, albo raczej nie może, pracować w podstawowej opiece zdrowotnej. Ustawa odbiera uprawnienia do pracy w POZ lekarzom bez specjalizacji z medycyny rodzinnej, interny, pediatrii i medycyny ogólnej, którzy rozpoczęli pracę w POZ po roku 1997. Intencją ustawodawcy było z pewnością zapewnienie jakości leczenia, ale w sytuacji dramatycznego niedoboru kadr w POZ takie ograniczenie może mieć fatalne skutki.
- Problem dotyczy ok. tysiąca lekarzy, a więc 2,5 mln pacjentów (biorąc pod uwagę, że lekarz POZ ma średnio pod opieką 2,5 tys. osób) - tłumaczy prezes Porozumienia Zielonogórskiego Jacek Krajewski. - Od momentu wejścia w życie ustawy, czyli od 1 stycznia br., lekarze ci nie mogą prowadzić listy aktywnej pacjentów, czyli nie wolno im zbierać nowych deklaracji. Stracili także liczne uprawnienia lekarzy POZ, np. nie mają prawa wystawić recepty na leki 75+ czy zapisać pacjentom pieluchomajtek. To tylko przykłady odebranych uprawnień, jest ich jeszcze więcej. Warto przy tym podkreślić, że są to lekarze pracujący w POZ nawet kilkadziesiąt lat, więc tym bardziej trudno zrozumieć, dlaczego tyle czasu nadawali się do tej pracy, a teraz się nie nadają. Porozumienie Zielonogórskie postulowało, by te osoby mogły na dotychczasowych zasadach dopracować do emerytury, ale naszego postulatu nie uwzględniono.
- Problem dotyczy głównie małych, jednoosobowych praktyk, bo w dużych podmiotach, gdzie pracuje wielu lekarzy, można sobie z nim poradzić – mówi Wojciech Pacholicki, wiceprezes PZ. - Ponieważ jednak lekarzy z utraconymi uprawnieniami nie ma kto zastąpić, stworzyła się prawna fikcja. Wprawdzie medycy z utraconymi uprawnieniami mogą przejść kurs medycyny rodzinnej, ale to tylko teoria.
- Do dziś nie ma nawet programu takiego kursu, więc nawet gdyby chcieli uzupełnić swoje kwalifikacje, nie mają na to szansy - dodaje wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. - Dziś poruszamy się w prawnej fikcji, ale w niedalekiej przyszłości będzie jeszcze gorzej. Od 2025 r. ci lekarze w ogóle nie będą mogli pracować w POZ. Jeśli ten zapis się nie zmieni, 2,5 mln pacjentów zostanie pozbawionych podstawowej opieki zdrowotnej. Nie ma wielu chętnych do specjalizacji z medycyny rodzinnej. Młodych lekarzy odstrasza od niej przede wszystkim nadmiar biurokracji, która przeszkadza w leczeniu.
2. Położna w każdym zespole - to fikcja
Mimo sprzeciwów środowisk związanych z podstawową opieką zdrowotną ustawa o POZ wprowadziła definicję zespołu POZ, według której obligatoryjnie składa się on z lekarza, pielęgniarki i położnej. Porozumienie Zielonogórskie alarmowało, że w polskiej rzeczywistości jest to niewykonalne i nadal stoi na tym stanowisku.
- Przyczyna jest oczywista: nie ma wystarczającej liczby położnych i nie będzie ich do 2025 r., gdy zgodnie z ustawą przychodnie bez kompletnych zespołów stracą umowy z NFZ - mówi prezes Porozumienia Zielonogórskiego Jacek Krajewski. - Już dziś znam rejony, gdzie najbliższą położną POZ trzeba szukać w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Trzeba podkreślić, że nie każda położna może pracować w POZ, musi mieć dodatkowo przynajmniej kwalifikacje położnej środowiskowej, które trudno zdobyć, bo takich kursów brakuje. Nie ma zatem możliwości, byśmy sobie w POZ „pożyczali” położne np. ze szpitali. I znowu mamy do czynienia z dyskryminacją małych praktyk, szczególnie na wsiach. Duża przychodnia w mieście, która ma pod opieką 6 tysięcy kobiet, zapewne szybciej znajdzie i utrzyma położną niż mała wiejska praktyka z tysiącem pacjentek.
Zdaniem Porozumienia Zielonogórskiego ten zapis ustawy o POZ jest kolejnym, który wymaga pilnej zmiany. W dodatku zmiany nieskomplikowanej, bo wymagającej jedynie zamiany spójnika „i” na „lub”. Nie byłoby problemu, gdyby zespół POZ mógł się składać z lekarza i pielęgniarki lub położnej. A jeśli tak się nie stanie? Według Jacka Krajewskiego część przychodni (zwłaszcza małych) po prostu przestanie istnieć. Albo też z konieczności jedna położna będzie „obsługiwać” kilka podmiotów, co będzie oznaczało kolejną prawną fikcję.
3. Koordynacja - tak, ale nie za dwa lata
Ustawa wprowadza obowiązkową opiekę koordynowaną od 1 października 2020 r. Porozumienie Zielonogórskie wielokrotnie informowało o swoich zastrzeżeniach dotyczących szczegółów proponowanych rozwiązań. Wątpliwości federacji budzi m.in. zbyt duży pośpiech we wprowadzaniu tak ważnych zmian.
- System opieki koordynowanej nie jest przygotowany do wdrożenia w tak krótkim czasie - mówi wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Wojciech Pacholicki. - To nie jest już nawet nasza opinia, ale twarde fakty. Trwa właśnie pilotaż systemu w wybranych województwach, którego głównym celem powinno być przetestowanie proponowanych rozwiązań w praktyce, przeanalizowanie błędów, wyciągnięcie z nich wniosków i poprawienie tych elementów, które nie zadziałały lub zadziały źle. Tymczasem opieka koordynowana ma zacząć obowiązywać od października 2020 r, a więc w tym samym momencie, gdy kończy się pilotaż. A gdzie czas na analizy? Ustawodawca go nie przewidział. Naszym zdaniem potrzeba minimum pół roku, by dokonać rzetelnej i głębokiej oceny pilotażu.
W przypadku opieki koordynowanej sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, ponieważ w opinii Porozumienia Zielonogórskiego program pilotażowy zawiera szereg błędów i w rzeczywistości nie dotyczy wszystkich podmiotów.
- Małe przychodnie POZ w ogóle nie biorą w nim udziału, bo nie spełniają wymaganych kryteriów - dodaje wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. - A to oznacza, że system testowany jest tylko na części POZ, z zupełnym i niezrozumiałym pominięciem praktyk lekarzy rodzinnych, które uważamy za modelowe - czyli takich, w których lekarz zna swoich pacjentów i ma pod opieką całe rodziny przez wiele lat. Porozumienie Zielonogórskie zwracało wielokrotnie uwagę na ten kardynalny błąd, ale Ministerstwo Zdrowia i NFZ pozostały głuche na nasze argumenty. Nie wiemy zatem, jak będzie miała wyglądać opieka koordynowana w małych praktykach lekarzy rodzinnych, ale też o tym, co nie zadziała w przychodniach-molochach dowiemy się już po wejściu w życie nowych przepisów.
Według Porozumienia Zielonogórskiego kwestia wprowadzenia opieki koordynowanej została przez decydentów postawiona na głowie. Najpierw powinno się wzmocnić POZ, które w racjonalnej polityce zdrowotnej musi być fundamentem systemu, a dopiero potem określać zasady współpracy ze specjalistami, którzy dziś zajmują się niepotrzebnie zbyt dużą liczbą chorych.
- Bez wzmocnienia POZ kolejki do specjalistów nie znikną - przekonuje Wojciech Pacholicki.
Na nieciągnięcia, pułapki i zagrożenia związane z niektórymi zapisami ustawy o POZ Porozumienie Zielonogórskie zwracało uwagę jeszcze na etapie konsultacji. Ustawa jednak weszła w życie, wprowadzając przepisy kontrowersyjne, nieprzystające do rzeczywistości i niosące niebezpieczeństwa w przyszłości.
Jeden z nich dotyczy sprawy fundamentalnej: kto może, albo raczej nie może, pracować w podstawowej opiece zdrowotnej. Ustawa odbiera uprawnienia do pracy w POZ lekarzom bez specjalizacji z medycyny rodzinnej, interny, pediatrii i medycyny ogólnej, którzy rozpoczęli pracę w POZ po roku 1997. Intencją ustawodawcy było z pewnością zapewnienie jakości leczenia, ale w sytuacji dramatycznego niedoboru kadr w POZ takie ograniczenie może mieć fatalne skutki.
- Problem dotyczy ok. tysiąca lekarzy, a więc 2,5 mln pacjentów (biorąc pod uwagę, że lekarz POZ ma średnio pod opieką 2,5 tys. osób) - tłumaczy prezes Porozumienia Zielonogórskiego Jacek Krajewski. - Od momentu wejścia w życie ustawy, czyli od 1 stycznia br., lekarze ci nie mogą prowadzić listy aktywnej pacjentów, czyli nie wolno im zbierać nowych deklaracji. Stracili także liczne uprawnienia lekarzy POZ, np. nie mają prawa wystawić recepty na leki 75+ czy zapisać pacjentom pieluchomajtek. To tylko przykłady odebranych uprawnień, jest ich jeszcze więcej. Warto przy tym podkreślić, że są to lekarze pracujący w POZ nawet kilkadziesiąt lat, więc tym bardziej trudno zrozumieć, dlaczego tyle czasu nadawali się do tej pracy, a teraz się nie nadają. Porozumienie Zielonogórskie postulowało, by te osoby mogły na dotychczasowych zasadach dopracować do emerytury, ale naszego postulatu nie uwzględniono.
- Problem dotyczy głównie małych, jednoosobowych praktyk, bo w dużych podmiotach, gdzie pracuje wielu lekarzy, można sobie z nim poradzić – mówi Wojciech Pacholicki, wiceprezes PZ. - Ponieważ jednak lekarzy z utraconymi uprawnieniami nie ma kto zastąpić, stworzyła się prawna fikcja. Wprawdzie medycy z utraconymi uprawnieniami mogą przejść kurs medycyny rodzinnej, ale to tylko teoria.
- Do dziś nie ma nawet programu takiego kursu, więc nawet gdyby chcieli uzupełnić swoje kwalifikacje, nie mają na to szansy - dodaje wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. - Dziś poruszamy się w prawnej fikcji, ale w niedalekiej przyszłości będzie jeszcze gorzej. Od 2025 r. ci lekarze w ogóle nie będą mogli pracować w POZ. Jeśli ten zapis się nie zmieni, 2,5 mln pacjentów zostanie pozbawionych podstawowej opieki zdrowotnej. Nie ma wielu chętnych do specjalizacji z medycyny rodzinnej. Młodych lekarzy odstrasza od niej przede wszystkim nadmiar biurokracji, która przeszkadza w leczeniu.
2. Położna w każdym zespole - to fikcja
Mimo sprzeciwów środowisk związanych z podstawową opieką zdrowotną ustawa o POZ wprowadziła definicję zespołu POZ, według której obligatoryjnie składa się on z lekarza, pielęgniarki i położnej. Porozumienie Zielonogórskie alarmowało, że w polskiej rzeczywistości jest to niewykonalne i nadal stoi na tym stanowisku.
- Przyczyna jest oczywista: nie ma wystarczającej liczby położnych i nie będzie ich do 2025 r., gdy zgodnie z ustawą przychodnie bez kompletnych zespołów stracą umowy z NFZ - mówi prezes Porozumienia Zielonogórskiego Jacek Krajewski. - Już dziś znam rejony, gdzie najbliższą położną POZ trzeba szukać w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Trzeba podkreślić, że nie każda położna może pracować w POZ, musi mieć dodatkowo przynajmniej kwalifikacje położnej środowiskowej, które trudno zdobyć, bo takich kursów brakuje. Nie ma zatem możliwości, byśmy sobie w POZ „pożyczali” położne np. ze szpitali. I znowu mamy do czynienia z dyskryminacją małych praktyk, szczególnie na wsiach. Duża przychodnia w mieście, która ma pod opieką 6 tysięcy kobiet, zapewne szybciej znajdzie i utrzyma położną niż mała wiejska praktyka z tysiącem pacjentek.
Zdaniem Porozumienia Zielonogórskiego ten zapis ustawy o POZ jest kolejnym, który wymaga pilnej zmiany. W dodatku zmiany nieskomplikowanej, bo wymagającej jedynie zamiany spójnika „i” na „lub”. Nie byłoby problemu, gdyby zespół POZ mógł się składać z lekarza i pielęgniarki lub położnej. A jeśli tak się nie stanie? Według Jacka Krajewskiego część przychodni (zwłaszcza małych) po prostu przestanie istnieć. Albo też z konieczności jedna położna będzie „obsługiwać” kilka podmiotów, co będzie oznaczało kolejną prawną fikcję.
3. Koordynacja - tak, ale nie za dwa lata
Ustawa wprowadza obowiązkową opiekę koordynowaną od 1 października 2020 r. Porozumienie Zielonogórskie wielokrotnie informowało o swoich zastrzeżeniach dotyczących szczegółów proponowanych rozwiązań. Wątpliwości federacji budzi m.in. zbyt duży pośpiech we wprowadzaniu tak ważnych zmian.
- System opieki koordynowanej nie jest przygotowany do wdrożenia w tak krótkim czasie - mówi wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Wojciech Pacholicki. - To nie jest już nawet nasza opinia, ale twarde fakty. Trwa właśnie pilotaż systemu w wybranych województwach, którego głównym celem powinno być przetestowanie proponowanych rozwiązań w praktyce, przeanalizowanie błędów, wyciągnięcie z nich wniosków i poprawienie tych elementów, które nie zadziałały lub zadziały źle. Tymczasem opieka koordynowana ma zacząć obowiązywać od października 2020 r, a więc w tym samym momencie, gdy kończy się pilotaż. A gdzie czas na analizy? Ustawodawca go nie przewidział. Naszym zdaniem potrzeba minimum pół roku, by dokonać rzetelnej i głębokiej oceny pilotażu.
W przypadku opieki koordynowanej sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, ponieważ w opinii Porozumienia Zielonogórskiego program pilotażowy zawiera szereg błędów i w rzeczywistości nie dotyczy wszystkich podmiotów.
- Małe przychodnie POZ w ogóle nie biorą w nim udziału, bo nie spełniają wymaganych kryteriów - dodaje wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. - A to oznacza, że system testowany jest tylko na części POZ, z zupełnym i niezrozumiałym pominięciem praktyk lekarzy rodzinnych, które uważamy za modelowe - czyli takich, w których lekarz zna swoich pacjentów i ma pod opieką całe rodziny przez wiele lat. Porozumienie Zielonogórskie zwracało wielokrotnie uwagę na ten kardynalny błąd, ale Ministerstwo Zdrowia i NFZ pozostały głuche na nasze argumenty. Nie wiemy zatem, jak będzie miała wyglądać opieka koordynowana w małych praktykach lekarzy rodzinnych, ale też o tym, co nie zadziała w przychodniach-molochach dowiemy się już po wejściu w życie nowych przepisów.
Według Porozumienia Zielonogórskiego kwestia wprowadzenia opieki koordynowanej została przez decydentów postawiona na głowie. Najpierw powinno się wzmocnić POZ, które w racjonalnej polityce zdrowotnej musi być fundamentem systemu, a dopiero potem określać zasady współpracy ze specjalistami, którzy dziś zajmują się niepotrzebnie zbyt dużą liczbą chorych.
- Bez wzmocnienia POZ kolejki do specjalistów nie znikną - przekonuje Wojciech Pacholicki.