iStock
Wkrótce dziennie zgonów na COVID-19 tyle, ile ofiar katastrofy samolotu
Autor: Krystian Lurka
Data: 21.07.2021
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Tagi: | Robert Flisiak, Adam Niedzielski |
19 lipca minister zdrowia Adam Niedzielski zaalarmował, że „stabilizacja zakażeń odchodzi w przeszłość”. – W rzeczywistości destabilizacja zaczęła się na początku czerwca i jest powtórzeniem sytuacji sprzed roku – skomentował prof. Robert Flisiak w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”, ostrzegając, że w sierpniu możliwe jest dalsze zwiększenie się liczby zakażeń.
„W porównaniu z poprzednim tygodniem odnotowaliśmy już 13-procentowy wzrost średniej liczby zakażeń. W kolejnych tygodniach będziemy obserwować dalsze wzrosty, o czym świadczy zmiana wskaźnika reprodukcji wirusa (R), który osiągnął znowu wartość 1” – poinformował Adam Niedzielski na Twitterze.
Czy jest się czego bać?
O to „Menedżer Zdrowia” spytał prof. Roberta Flisiaka, prezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych i kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
– W rzeczywistości destabilizacja, o której wspomniał minister, wyrażona wskaźnikiem R, zaczęła się już na początku czerwca i jest powtórzeniem sytuacji sprzed roku, kiedy to – podobnie jak teraz – w połowie lipca wartość wskaźnika była wyższa niż 1. Wówczas ten skok spowodował tylko niewielki wzrost liczby zakażeń, mniej niż 1000 dziennie w sierpniu. Dopiero ponowne przekroczenie przez R wartości 1, które odnotowano w połowie września, zapowiedziało faktyczną falę jesienną – powiedział prof. Flisiak, zwracając uwagę, że „obie duże fale zakażeń, jesienna i wiosenna, nastąpiły 2–4 tygodnie po wzrośnie wskaźnika R, a tym razem to opóźnienie wyniosło półtora miesiąca – od 1 czerwca do połowy lipca” i „aktualnie odnotowuje się 3–4-krotnie mniej zakażeń niż rok temu przy tych samych trendach wskaźnika R”.
– Wydłużone opóźnienie zakażeń w stosunku do zwiększenia się wskaźnika R oraz mniejsza liczba zakażeń niż rok temu są zapewne wynikiem uodpornienia znacznej części populacji – poszczepiennego i naturalnego. Pozostaje mieć nadzieję, że proporcje zakażeń między tym, a zeszłym rokiem będą się utrzymywać w dalszym czasie, bo wtedy w sierpniu dojdziemy do około 300 zakażeń dziennie, a na przełomie października i listopada do 10 tysięcy. Niestety, obawiam się, że nie uda nam się utrzymać tak niskiej śmiertelności, jaka jest w Wielkiej Brytanii, bo w Polsce jest dużo niezaszczepionych osób podatnych na ciężki przebieg COVID-19. To oznacza, że ponownie musimy się liczyć ze śmiercią około 200 osób dziennie. Można to porównać do codziennej katastrofy średniego samolotu pasażerskiego – opisał prof. Flisiak w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
– Należy się spodziewać silnych ognisk epidemicznych w regionach o niskiej wyszczepialności, w których równocześnie częstość zakażeń w przeszłości nie była wysoka. Chodzi przede wszystkim o wschodnią Polskę – zapowiedział.
Przeczytaj także: „Stabilizacja zakażeń odchodzi w przeszłość”.
Czy jest się czego bać?
O to „Menedżer Zdrowia” spytał prof. Roberta Flisiaka, prezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych i kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
– W rzeczywistości destabilizacja, o której wspomniał minister, wyrażona wskaźnikiem R, zaczęła się już na początku czerwca i jest powtórzeniem sytuacji sprzed roku, kiedy to – podobnie jak teraz – w połowie lipca wartość wskaźnika była wyższa niż 1. Wówczas ten skok spowodował tylko niewielki wzrost liczby zakażeń, mniej niż 1000 dziennie w sierpniu. Dopiero ponowne przekroczenie przez R wartości 1, które odnotowano w połowie września, zapowiedziało faktyczną falę jesienną – powiedział prof. Flisiak, zwracając uwagę, że „obie duże fale zakażeń, jesienna i wiosenna, nastąpiły 2–4 tygodnie po wzrośnie wskaźnika R, a tym razem to opóźnienie wyniosło półtora miesiąca – od 1 czerwca do połowy lipca” i „aktualnie odnotowuje się 3–4-krotnie mniej zakażeń niż rok temu przy tych samych trendach wskaźnika R”.
– Wydłużone opóźnienie zakażeń w stosunku do zwiększenia się wskaźnika R oraz mniejsza liczba zakażeń niż rok temu są zapewne wynikiem uodpornienia znacznej części populacji – poszczepiennego i naturalnego. Pozostaje mieć nadzieję, że proporcje zakażeń między tym, a zeszłym rokiem będą się utrzymywać w dalszym czasie, bo wtedy w sierpniu dojdziemy do około 300 zakażeń dziennie, a na przełomie października i listopada do 10 tysięcy. Niestety, obawiam się, że nie uda nam się utrzymać tak niskiej śmiertelności, jaka jest w Wielkiej Brytanii, bo w Polsce jest dużo niezaszczepionych osób podatnych na ciężki przebieg COVID-19. To oznacza, że ponownie musimy się liczyć ze śmiercią około 200 osób dziennie. Można to porównać do codziennej katastrofy średniego samolotu pasażerskiego – opisał prof. Flisiak w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
– Należy się spodziewać silnych ognisk epidemicznych w regionach o niskiej wyszczepialności, w których równocześnie częstość zakażeń w przeszłości nie była wysoka. Chodzi przede wszystkim o wschodnią Polskę – zapowiedział.
Przeczytaj także: „Stabilizacja zakażeń odchodzi w przeszłość”.