Z koordynacji nic nie wyjdzie, jeżeli NFZ i resort będzie narzucać arbitralnie decyzje
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 15.05.2017
Źródło: BL, Biuletyn Polskiej Federacji Szpitali
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Tagi: | Iga Rudawska |
- Popełniamy błędy w koordynowaniu ochrony zdrowia. Trzeba zmienić sposób działania – mówi Iga Rudawska, przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Koordynowanej Ochrony Zdrowia.
Rozmowa z prof. Igą Rudawską, przewodniczącą Rady Naczelnej Polskiego Towarzystwa Koordynowanej Ochrony Zdrowia, kierownikiem Zakładu Ekonomiki Ochrony Zdrowia Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania Uniwersytetu Szczecińskiego.
To sukces, wygrana walki o rząd dusz: nikogo nie trzeba już przekonywać, że Koordynowana Ochrona Zdrowia to rozwiązanie dobre, które powinno zostać jak najszybciej wprowadzone. Pozostaje oczywiste zagrożenie: możemy „spartaczyć wdrożenie”, tzn. KOZ wprowadzić źle, dysfunkcjonalnie.
- I nie jest to, niestety, jedyne zagrożenie. Do niego dochodzi drugie, istotne w polskich warunkach. Mianowicie takie, że mimo ogólnego przeświadczenia i przekonania, że KOZ to rzecz, o którą warto zabiegać – zabraknie woli i determinacji, by to rozwiązanie jak najszerzej wprowadzić w życie. Oczywiście błędy wdrożeniowe też należy brać pod uwagę i ich się obawiać. Proces wprowadzania mechanizmów KOZ wymaga zatem współdziałania wielu interesariuszy, dialogu między nimi, wzajemnego wysłuchania. Bo to najlepsza droga do eliminowania pojawiających się błędów.
Co jest zatem kluczowe we wprowadzaniu KOZ?
- Mylę, że kwestia właściwego ustawienia mechanizmu motywacji do tego, by KOZ zastąpił obecne, gorsze rozwiązania. Owszem, przekonanie, że koordynacja opieki jest skuteczniejsza i w ostatecznym rachunku tańsza niż jej brak już istnieje. Ale tak to już jest, że najskuteczniejszą motywacją są finanse. Pozostaje zatem ułożenie takiego mechanizmu finansowego (to najsilniejszy bodziec), który zachęcałby różne podmioty funkcjonujące na rynku, by taką koordynowaną opiekę oferowały. W teorii to brzmi jako oczywistość, ale w praktyce to niezwykle trudne do przeprowadzenia.
Co widać choćby w sporze między pielęgniarkami a lekarzami kto ma przyjąć KOZ w POZ. Lekarze podnoszą, że to oni powinni koordynować proces leczenia z racji kompetencji. Pielęgniarki, że w wypadku chorób przewlekłych, czy wymagających wizyt domowych koordynorkami powinny być raczej one. Kto ma rację?
- Obie strony. Trzeba brać pod uwagę rację obu stron, ale i czynniki lokalne. Sądzę, że powinniśmy unikać w tej kwestii jakichkolwiek nakazowych rozwiązań, narzucania jednej recepty, która miałaby obowiązywać w całej Polsce. Takiego samego w centrum Warszawy, jak i w małej podkarpackiej gminie. Powinniśmy natomiast wprowadzić takie, które sprawiłoby, że rolę koordynatora przejęłaby ta strona, która jest do niej najlepiej przygotowana i która spełni kryteria jakościowe nie tracąc z pola widzenia kosztowej efektywności.
Pytanie kto ma przejąć rolę koordynatora ma także aspekt finansowy. Bo gdy mowa o uzyskaniu efektu koordynacji – podmiot ją zapewniający powinien uzyskać premię. Co zatem jest lepszym rozwiązaniem: budowanie jednej organizacji zapewniającej KOZ, czy wchodzenie w sojusze i konsorcja niezależnych podmiotów?
- Tu też nie należy przesądzać z góry a oba rozwiązania rozważyć. Z jednej strony przejęcie, na przykład przez szpital, całości koordynowanej opieki da mu dużą przewagę rynkową i swobodę zarządczą. Ale przecież zapewnienie KOZ wymaga sporych nakładów na kadrę i infrastrukturę. Wydatków dużych sum na stworzenie czegoś, co już funkcjonuje np. sąsiedniej przychodni specjalistycznej i może być wykorzystywane od zaraz, bez konieczności wykładania dużych sum na inwestycje. Daje też możliwość wykorzystania dotychczasowych doświadczeń oraz marki i renomy współpracującej w ramach programu KOZ przychodni.
W ekonomii mamy do czynienia ze zjawiskiem kooperencji. Czyli sytuacją, w której konkurujące ze sobą podmioty zawierają ze sobą sojusz, by współpracować ze sobą na ściśle wyznaczonych polach. To możliwe, wymaga od obu stron kultury biznesowej i kultury współpracy.
W Polsce trwają już pilotażowe dotyczące KOZ. To koordynacja opieki podczas ciąży i w leczeniu zawałów. Udało się nam już popełnić… pierwsze błędy?
- W pierwszej kolejności to wysiłki płatnika w tych zakresach należy docenić, a nie krytykować. Bo to ważne, że NFZ zdecydował się na podjęcie pierwszych znaczących kroków we wprowadzaniu KOZ.
Ale pyta pan o błędy. Owszem, dostrzegam je. Gdy zachodzi potrzeba wniesienia poprawek do funkcjonujących programów, narzucane są one przez płatnika w sposób dość arbitralny, bez odpowiedniego wysłuchania interesariuszy, czyli pacjentów, szpitali, lekarzy. Biorąc pod uwagę złożoność i trudności we wprowadzaniu KOZ, o których mówiliśmy wyżej - tak nie powinno być. Bez dialogu między interesariuszami porządnie wprowadzić KOZ się nie uda.
Rozmawiał: Bartłomiej Leśniewski
Tekst ukaże się w najnowszym wydaniu „Biuletynu Polskiej Federacji Szpitali”
To sukces, wygrana walki o rząd dusz: nikogo nie trzeba już przekonywać, że Koordynowana Ochrona Zdrowia to rozwiązanie dobre, które powinno zostać jak najszybciej wprowadzone. Pozostaje oczywiste zagrożenie: możemy „spartaczyć wdrożenie”, tzn. KOZ wprowadzić źle, dysfunkcjonalnie.
- I nie jest to, niestety, jedyne zagrożenie. Do niego dochodzi drugie, istotne w polskich warunkach. Mianowicie takie, że mimo ogólnego przeświadczenia i przekonania, że KOZ to rzecz, o którą warto zabiegać – zabraknie woli i determinacji, by to rozwiązanie jak najszerzej wprowadzić w życie. Oczywiście błędy wdrożeniowe też należy brać pod uwagę i ich się obawiać. Proces wprowadzania mechanizmów KOZ wymaga zatem współdziałania wielu interesariuszy, dialogu między nimi, wzajemnego wysłuchania. Bo to najlepsza droga do eliminowania pojawiających się błędów.
Co jest zatem kluczowe we wprowadzaniu KOZ?
- Mylę, że kwestia właściwego ustawienia mechanizmu motywacji do tego, by KOZ zastąpił obecne, gorsze rozwiązania. Owszem, przekonanie, że koordynacja opieki jest skuteczniejsza i w ostatecznym rachunku tańsza niż jej brak już istnieje. Ale tak to już jest, że najskuteczniejszą motywacją są finanse. Pozostaje zatem ułożenie takiego mechanizmu finansowego (to najsilniejszy bodziec), który zachęcałby różne podmioty funkcjonujące na rynku, by taką koordynowaną opiekę oferowały. W teorii to brzmi jako oczywistość, ale w praktyce to niezwykle trudne do przeprowadzenia.
Co widać choćby w sporze między pielęgniarkami a lekarzami kto ma przyjąć KOZ w POZ. Lekarze podnoszą, że to oni powinni koordynować proces leczenia z racji kompetencji. Pielęgniarki, że w wypadku chorób przewlekłych, czy wymagających wizyt domowych koordynorkami powinny być raczej one. Kto ma rację?
- Obie strony. Trzeba brać pod uwagę rację obu stron, ale i czynniki lokalne. Sądzę, że powinniśmy unikać w tej kwestii jakichkolwiek nakazowych rozwiązań, narzucania jednej recepty, która miałaby obowiązywać w całej Polsce. Takiego samego w centrum Warszawy, jak i w małej podkarpackiej gminie. Powinniśmy natomiast wprowadzić takie, które sprawiłoby, że rolę koordynatora przejęłaby ta strona, która jest do niej najlepiej przygotowana i która spełni kryteria jakościowe nie tracąc z pola widzenia kosztowej efektywności.
Pytanie kto ma przejąć rolę koordynatora ma także aspekt finansowy. Bo gdy mowa o uzyskaniu efektu koordynacji – podmiot ją zapewniający powinien uzyskać premię. Co zatem jest lepszym rozwiązaniem: budowanie jednej organizacji zapewniającej KOZ, czy wchodzenie w sojusze i konsorcja niezależnych podmiotów?
- Tu też nie należy przesądzać z góry a oba rozwiązania rozważyć. Z jednej strony przejęcie, na przykład przez szpital, całości koordynowanej opieki da mu dużą przewagę rynkową i swobodę zarządczą. Ale przecież zapewnienie KOZ wymaga sporych nakładów na kadrę i infrastrukturę. Wydatków dużych sum na stworzenie czegoś, co już funkcjonuje np. sąsiedniej przychodni specjalistycznej i może być wykorzystywane od zaraz, bez konieczności wykładania dużych sum na inwestycje. Daje też możliwość wykorzystania dotychczasowych doświadczeń oraz marki i renomy współpracującej w ramach programu KOZ przychodni.
W ekonomii mamy do czynienia ze zjawiskiem kooperencji. Czyli sytuacją, w której konkurujące ze sobą podmioty zawierają ze sobą sojusz, by współpracować ze sobą na ściśle wyznaczonych polach. To możliwe, wymaga od obu stron kultury biznesowej i kultury współpracy.
W Polsce trwają już pilotażowe dotyczące KOZ. To koordynacja opieki podczas ciąży i w leczeniu zawałów. Udało się nam już popełnić… pierwsze błędy?
- W pierwszej kolejności to wysiłki płatnika w tych zakresach należy docenić, a nie krytykować. Bo to ważne, że NFZ zdecydował się na podjęcie pierwszych znaczących kroków we wprowadzaniu KOZ.
Ale pyta pan o błędy. Owszem, dostrzegam je. Gdy zachodzi potrzeba wniesienia poprawek do funkcjonujących programów, narzucane są one przez płatnika w sposób dość arbitralny, bez odpowiedniego wysłuchania interesariuszy, czyli pacjentów, szpitali, lekarzy. Biorąc pod uwagę złożoność i trudności we wprowadzaniu KOZ, o których mówiliśmy wyżej - tak nie powinno być. Bez dialogu między interesariuszami porządnie wprowadzić KOZ się nie uda.
Rozmawiał: Bartłomiej Leśniewski
Tekst ukaże się w najnowszym wydaniu „Biuletynu Polskiej Federacji Szpitali”