Archiwum
Prof. Czuczwar odpowiedzialny za stworzenie sieci ośrodków stosujących ECMO
Redaktor: Monika Stelmach
Data: 30.01.2023
Źródło: Gabriela Bogaczyk/PAP
Tagi: | Mirosław Czuczwar, ECMO, COVID-19, grypa |
– Wyniki leczenia ECMO u pacjentów z COVID-19 były dwa–trzy razy gorsze niż przy grypie. Okazało się, że śmiertelność wynosiła 70–80 proc. Teraz przyszedł czas, żeby wyciągnąć wnioski z doświadczeń pandemii i stworzyć jak najbardziej efektywny, skuteczny system sieci ECMO – powiedział prof. Mirosław Czuczwar z SPSK1 w Lublinie.
Kierownik II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 Lublinie prof. Mirosław Czuczwar został pełnomocnikiem ministra zdrowia do spraw monitorowania i rozwoju systemu terapii z zastosowaniem ECMO u pacjentów z ostrą niewydolnością oddechową w przebiegu COVID-19.
Jak wyjaśnił, terapia przy użyciu aparatu ECMO tzw. płucoserca polega na ciągłym pozaustrojowym natlenianiu krwi. Przekazał, że stosowana jest m.in. we wspomaganiu układu oddechowego, najczęściej u pacjentów z ostrą niewydolnością oddechową w przebiegu zakażeń wirusowych płuc, ale także bakteryjnych, po urazach płuc, w chorobach autoimmunologicznych.
Pełnomocnik został zapytany, jak ECMO sprawdziło się przy leczeniu pacjentów z COVID-19. – Mieliśmy ogromne nadzieje związane z tą terapią. Liczyliśmy, że wyniki leczenia będą podobne jak w przypadku grypy, tzn. że śmiertelność będzie poniżej 50 proc, ale to się nie sprawdziło. Niestety, wyniki leczenia ECMO u pacjentów z COVID-19 były dwa–trzy razy gorsze niż przy grypie. Okazało się, że śmiertelność wynosiła 70–80 proc. – powiedział prof. Mirosław Czuczwar.
Podał, że w lubelskim ośrodku przeżywalność pacjentów z grypą i leczonych przy użyciu ECMO kształtowała się na poziomie 65 proc. – Przy covidzie nie udało się tego powtórzyć – dodał.
Jego zdaniem wpływ na te statystyki miało wiele czynników, m.in. zbyt późny czas i ciężki stan pacjentów trafiających do szpitala z COVID-19, nieskuteczne, wcześniejsze próby leczenia i sam patogen, który inaczej działa na układ odpornościowy. – Teraz przyszedł czas, żeby wyciągnąć wnioski z doświadczeń pandemii i stworzyć jak najbardziej efektywny, skuteczny system sieci ECMO, aby umożliwić przeżycie jak największej liczbie pacjentów, przy ewentualnej kolejnej fali zakażeń np. COVID-19 czy grypy – poinformował prof. Czuczwar.
Zwrócił uwagę, że podczas pandemii liczba aparatów ECMO zwiększyła się do kilkudziesięciu, co stanowi zbyt dużą liczbę. – Te wysokospecjalistyczne urządzenia zaczęły być używane w bardzo wielu szpitalach, nawet powiatowych, gdzie nie ma odpowiednio wykwalifikowanej kadry i zabezpieczenia sprzętowego. To wszystko wpłynęło na słabe efekty leczenia. Dlatego moim zdaniem użycie ECMO powinno być ograniczone do najbardziej doświadczonych ośrodków. ECMO w każdym powiatowym szpitalu to jest po prostu niczym nieuzasadniona rozrzutność i brak efektywności – stwierdził specjalista anestezjologii.
Ocenił, że twierdzenie, iż ECMO powinno być w każdym szpitalu, jest szkodliwym mitem. Powołując się na badania, uzupełnił, że najlepsze efekty leczenia przy pomocy ECMO mają ośrodki, które wykonują kilkanaście takich zabiegów w skali roku. – Zastosowania ECMO wymaga około 10 pacjentów na milion populacji. To potwierdza, że budowanie kilkudziesięciu ośrodków w Polsce nie ma sensu, bo po prostu nie ma tylu pacjentów – dodał.
Według prof. Czuczwara takich referencyjnych ośrodków stosujących terapię ECMO powinno być kilka w Polsce. Podkreślił, że jako pełnomocnik ministra będzie dążyć do tego, aby skoncentrować leczenie terapią ECMO w ośrodkach, które posiadają odpowiednio wyszkoloną kadrę i mają możliwość szybkiego przetransportowania do siebie pacjentów z innych, mniejszych szpitali, np. śmigłowcem LPR lub karetką.
– Obecnie takich mobilnych ośrodków jest sześć w Polsce i to one mają stworzyć trzon tego systemu. Wśród nich jest szpital MSWiA w Warszawie, SPSK1 w Lublinie, szpitale w Opolu, Zabrzu, Szczecinie, Poznaniu. Myślimy, aby jeszcze taki ośrodek działał w Krakowie i w Gdańsku. Wtedy byłoby ich łącznie osiem i tyle by wystarczyło. Przy takim rozmieszczeniu, każdy Polak w razie konieczności będzie mieć w krótkim czasie zapewnione rozpoczęcie leczenia przy użyciu ECMO – wyjaśnił prof. Czuczwar.
Odnosząc się zagranicznych strategii dotyczących rozmieszczenia systemu ECMO, zwrócił uwagę, że w Niemczech, gdzie stosowany jest model, w którym każdy szpital może prowadzić tę terapię, śmiertelność przekracza 95 proc. – Z kolei w Wielkiej Brytanii działa 5–6 takich referencyjnych ośrodków i śmiertelność jest na poziomie 40–50 proc. Dlatego dążymy do tego, aby kopiować doświadczenia angielskie, a nie niemieckie w tym obszarze – poinformował specjalista anestezjologii.
Zapytany o aktualną sytuację w klinice intensywnej terapii w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie poinformował, że ostatni pacjent z COVID-19, który wymagał leczenia przy użyciu terapii ECMO, był hospitalizowany wiosną ub.r. – Natomiast wróciła grypa, i to z przytupem. Z ECMO korzystała w ostatnim czasie np. młoda położnica z Krosna, ale potrzebny był jednak przeszczep płuc. Teraz mamy 37-letniego mężczyznę z Garwolina z ciężkim zapaleniem płuc. Niedawno leczyliśmy pod ECMO 17-latka z poparzeniem dróg oddechowych, który został do nas przewieziony z centrum leczenia oparzeń w Łęcznej – wymienił prof. Czuczwar, dodając, że w lubelskim ośrodku jest dostępnych 6 aparatów ECMO.
Jak wyjaśnił, terapia przy użyciu aparatu ECMO tzw. płucoserca polega na ciągłym pozaustrojowym natlenianiu krwi. Przekazał, że stosowana jest m.in. we wspomaganiu układu oddechowego, najczęściej u pacjentów z ostrą niewydolnością oddechową w przebiegu zakażeń wirusowych płuc, ale także bakteryjnych, po urazach płuc, w chorobach autoimmunologicznych.
Pełnomocnik został zapytany, jak ECMO sprawdziło się przy leczeniu pacjentów z COVID-19. – Mieliśmy ogromne nadzieje związane z tą terapią. Liczyliśmy, że wyniki leczenia będą podobne jak w przypadku grypy, tzn. że śmiertelność będzie poniżej 50 proc, ale to się nie sprawdziło. Niestety, wyniki leczenia ECMO u pacjentów z COVID-19 były dwa–trzy razy gorsze niż przy grypie. Okazało się, że śmiertelność wynosiła 70–80 proc. – powiedział prof. Mirosław Czuczwar.
Podał, że w lubelskim ośrodku przeżywalność pacjentów z grypą i leczonych przy użyciu ECMO kształtowała się na poziomie 65 proc. – Przy covidzie nie udało się tego powtórzyć – dodał.
Jego zdaniem wpływ na te statystyki miało wiele czynników, m.in. zbyt późny czas i ciężki stan pacjentów trafiających do szpitala z COVID-19, nieskuteczne, wcześniejsze próby leczenia i sam patogen, który inaczej działa na układ odpornościowy. – Teraz przyszedł czas, żeby wyciągnąć wnioski z doświadczeń pandemii i stworzyć jak najbardziej efektywny, skuteczny system sieci ECMO, aby umożliwić przeżycie jak największej liczbie pacjentów, przy ewentualnej kolejnej fali zakażeń np. COVID-19 czy grypy – poinformował prof. Czuczwar.
Zwrócił uwagę, że podczas pandemii liczba aparatów ECMO zwiększyła się do kilkudziesięciu, co stanowi zbyt dużą liczbę. – Te wysokospecjalistyczne urządzenia zaczęły być używane w bardzo wielu szpitalach, nawet powiatowych, gdzie nie ma odpowiednio wykwalifikowanej kadry i zabezpieczenia sprzętowego. To wszystko wpłynęło na słabe efekty leczenia. Dlatego moim zdaniem użycie ECMO powinno być ograniczone do najbardziej doświadczonych ośrodków. ECMO w każdym powiatowym szpitalu to jest po prostu niczym nieuzasadniona rozrzutność i brak efektywności – stwierdził specjalista anestezjologii.
Ocenił, że twierdzenie, iż ECMO powinno być w każdym szpitalu, jest szkodliwym mitem. Powołując się na badania, uzupełnił, że najlepsze efekty leczenia przy pomocy ECMO mają ośrodki, które wykonują kilkanaście takich zabiegów w skali roku. – Zastosowania ECMO wymaga około 10 pacjentów na milion populacji. To potwierdza, że budowanie kilkudziesięciu ośrodków w Polsce nie ma sensu, bo po prostu nie ma tylu pacjentów – dodał.
Według prof. Czuczwara takich referencyjnych ośrodków stosujących terapię ECMO powinno być kilka w Polsce. Podkreślił, że jako pełnomocnik ministra będzie dążyć do tego, aby skoncentrować leczenie terapią ECMO w ośrodkach, które posiadają odpowiednio wyszkoloną kadrę i mają możliwość szybkiego przetransportowania do siebie pacjentów z innych, mniejszych szpitali, np. śmigłowcem LPR lub karetką.
– Obecnie takich mobilnych ośrodków jest sześć w Polsce i to one mają stworzyć trzon tego systemu. Wśród nich jest szpital MSWiA w Warszawie, SPSK1 w Lublinie, szpitale w Opolu, Zabrzu, Szczecinie, Poznaniu. Myślimy, aby jeszcze taki ośrodek działał w Krakowie i w Gdańsku. Wtedy byłoby ich łącznie osiem i tyle by wystarczyło. Przy takim rozmieszczeniu, każdy Polak w razie konieczności będzie mieć w krótkim czasie zapewnione rozpoczęcie leczenia przy użyciu ECMO – wyjaśnił prof. Czuczwar.
Odnosząc się zagranicznych strategii dotyczących rozmieszczenia systemu ECMO, zwrócił uwagę, że w Niemczech, gdzie stosowany jest model, w którym każdy szpital może prowadzić tę terapię, śmiertelność przekracza 95 proc. – Z kolei w Wielkiej Brytanii działa 5–6 takich referencyjnych ośrodków i śmiertelność jest na poziomie 40–50 proc. Dlatego dążymy do tego, aby kopiować doświadczenia angielskie, a nie niemieckie w tym obszarze – poinformował specjalista anestezjologii.
Zapytany o aktualną sytuację w klinice intensywnej terapii w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie poinformował, że ostatni pacjent z COVID-19, który wymagał leczenia przy użyciu terapii ECMO, był hospitalizowany wiosną ub.r. – Natomiast wróciła grypa, i to z przytupem. Z ECMO korzystała w ostatnim czasie np. młoda położnica z Krosna, ale potrzebny był jednak przeszczep płuc. Teraz mamy 37-letniego mężczyznę z Garwolina z ciężkim zapaleniem płuc. Niedawno leczyliśmy pod ECMO 17-latka z poparzeniem dróg oddechowych, który został do nas przewieziony z centrum leczenia oparzeń w Łęcznej – wymienił prof. Czuczwar, dodając, że w lubelskim ośrodku jest dostępnych 6 aparatów ECMO.