Specjalizacje, Kategorie, Działy

Głowy w piasku

Udostępnij:
Brak należytej troski o system ochrony zdrowia był powodem upadku dwóch polskich rządów. Czy rząd Donalda Tuska będzie następny? Pytamy Andrzeja Włodarczyka, b. wiceministra zdrowia.
Rozmowa z Andrzejem Włodarczykiem, byłym wiceministrem zdrowia
– Mimo choroby zdecydował się pan kandydować w wyborach do Naczelnej Rady Lekarskiej. Wygrał pan.
– To powód do satysfakcji. Podczas pobytu w szpitalu jednym z najważniejszych problemów było dla mnie odizolowanie związane ze specyfiką leczenia. Dziś mój stan specjaliści określają słowami „faza ozdrowieńcza”. Nie ma więc kłopotu z kontaktem z rodziną, bliskimi, znajomymi, gdy przestrzegane są zasady, które polegają głównie na unikaniu potencjalnych źródeł infekcji [z powodu braku odporności po przeszczepie – przyp. red. ]. Ale po tak długim leczeniu pojawia się także głód kontaktu ze sprawami publicznymi, z projektami prowadzonymi w życiu, w pracy zawodowej. Skoro pierwszy etap „fazy ozdrowieńczej” owocował powrotem do kręgu bliskich, drugi owocować musi powrotem do spraw publicznych. I cieszę się, że ten drugi krok udało mi się postawić, zwłaszcza że forum, jakim jest Naczelna Rada Lekarska, bardzo cenię.
– Zaznaczmy, że rozmawiamy kilka tygodni po przeszczepie szpiku, choruje pan na szpiczaka mnogiego.
– Trudno być pacjentem, trudno z dnia na dzień znaleźć się w sytuacji, w której aktywny uczestnik życia publicznego, prywatnego staje się człowiekiem odizolowanym od świata. Przez długie tygodnie jedyny mój kontakt z innym człowiekiem polegał na krótkich wizytach lekarzy lub pielęgniarek. Byli ubrani jak na sali operacyjnej, czyli w fartuchach, czapkach i maskach, nie mogłem nawet wyczytać niczego z ich twarzy, tylko z oczu.
– Izolacja nie była przecież pełna. Miał pan do dyspozycji internet, telefon komórkowy, telewizor.
– Proszę sobie wyobrazić, że i z tego korzystałem w ograniczonym zakresie. Szczególnie po chemioterapii i typowych po niej powikłaniach, które w moim wypadku spowodowały brak chęci i sił na normalny kontakt ze światem. Jeżeli dodam, że po drugim cyklu chemioterapii wystąpiło u mnie powikłanie w postaci polineuropatii polekowej, a w czasie pierwszego pobytu w szpitalu, gdy pobierano mi komórki macierzyste, doszło zakażenie wewnątrzszpitalne, to można powiedzieć, że byłem żywym potwierdzeniem reguły o powikłaniach dotyczących pracowników ochrony zdrowia. Chciałbym podziękować lekarzom i pielęgniarkom, którzy mnie leczyli, za naprawdę profesjonalną pomoc, której mi udzielono. W pewnym sensie to, że rozmawiam z panem dziś to cud medyczny. Ale ten cud nie byłby możliwy, gdyby nie lekarze i pielęgniarki.
– Nie mogę nie zadać tego pytania. Jest pan współarchitektem polskiego systemu ochrony zdrowia. Jak ocenia pan ten system z perspektywy pacjenta?
– Jestem współarchitektem w bardzo ograniczonym zakresie. Usiłowałem ten system zmieniać, reformować – nie zawsze z powodzeniem. Jako pacjent nie mam jednak żadnych zastrzeżeń, lecz czuję ogromną wdzięczność. Ale wiem, że specyfika i rzadkość mojej choroby spowodowały, iż byłem leczony w ośrodkach najwyższego stopnia referencyjności, gdzie opieka i terapia są na najwyższym światowym poziomie. Nie w wypadku każdej choroby pacjent może być i jest leczony jak ja i ten stan rzeczy należy wreszcie zmienić.
– To trudny moment dla środowiska lekarskiego. Właśnie lekarze obwiniani są przez ministerstwo o niesprawność systemu ochrony zdrowia. Bo pracują za dużo, bo zbyt zależy im na pieniądzach, bo prowadzą niejasne interesy, przyjmując raz w gabinetach publicznych, raz w prywatnych.
– Obserwuję to ze zgrozą i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nagonka na lekarzy – bo tak należy nazwać to zjawisko – to przemyślana kampania, strategia działań public relations, marketingu politycznego. Proszę zwrócić uwagę, że Polacy nie są zadowoleni z funkcjonowania systemu ochrony zdrowia. Ocena jest jednoznacznie zła, ale o taką jednomyślność trudno, gdy mowa o recepcie na uzdrowienie systemu. Partie polityczne konkurują tu na pomysły – od idei liberalnych po przeczącą im ideę powrotu do upaństwowienia ochrony zdrowia.
W Polsce już trzy rządy – no, może „dwa i pół” – upadły przez ochronę zdrowia. Ugrupowanie skupione wokół premiera Jerzego Buzka nie wytrzymało krytyki po uruchomieniu kas chorych. Rząd SLD nie wytrzymał z kolei niezadowolenia związanego z powołaniem i sposobem działania Narodowego Funduszu Zdrowia. Mówiąc „dwa i pół”, za „pół” uważam rząd Jarosława Kaczyńskiego po protestach lekarzy, a potem pielęgniarek w „białym miasteczku”. Owe protesty co prawda nie były bezpośrednią przyczyną upadku rządu, ale walnie się do niego przyczyniły.
– Rząd Donalda Tuska będzie zatem następnym, który upadnie na skutek zaniedbań w ochronie zdrowia?
– W swoim mniemaniu ten rząd robi wszystko, by tego uniknąć. Ale mając takie mniemanie, jest w błędzie. Minister Arłukowicz najzwyczajniej w świecie nie robi nic, by poprawić system. I myślę, że jest to akceptowane przez jego ugrupowanie, które boi się podjęcia jakichkolwiek działań. Powodowany tą obawą minister nie robi nic, czym z kolei naraża się na słuszny zarzut, że toleruje zło, zły system. Ale być może z kalkulacji politycznych koalicji rządzącej wynika, że tolerancja zła jest wygodna, że kara, którą wymierzą za to wyborcy podczas głosowania, będzie mniej dotkliwa niż skutek reformy i krytyki za podjęte działania. Boję się, że to właśnie przyczyna marazmu w polskiej ochronie zdrowia. To źle, bo potrzebne reformy zostaną odłożone na przyszłość i mogą być tak odkładane w nieskończoność.
Wróciłbym do kwestii lekarzy. Moim zdaniem, postawa rządzących jest taka: skoro system jest źle oceniany, a jednocześnie mamy woli jego zreformowania - należy wytłumaczyć społeczeństwu, wyborcom, pacjentom, dlaczego jest źle. Nie zmieniając nic, poszukać winnego co rusz wychodzących na jaw błędów i katastrof. Kalkulacja polityczna podpowiada „nie atakujmy całego systemu, bo obróci się to przeciw nam”. Ta sama kalkulacja mówi też „ale wytłumaczyć przyczynę porażek trzeba”. Stąd atak na lekarzy, a po nich na pielęgniarki i inny personel medyczny. To bardzo groźne.
– Bo podważa zaufanie pacjenta do lekarza?
– Tak, a to wielkie niebezpieczeństwo. Nie uważam, że pacjent bezwarunkowo i niezależnie od okoliczności powinien ufać każdemu lekarzowi. Ale przez lata wykształcił się mocno przemyślany, sprawdzony w praktyce system relacji między pacjentem a lekarzem. Przysięga Hipokratesa, Kodeks Etyki Lekarskiej, wytyczne, konsensusy, regulacje prawne. Bardzo boli mnie, że w Polsce ten dorobek jest odtrącany. Lekarza sprowadza się do roli „świadczeniodawcy”, pacjenta do roli „świadczeniobiorcy”, a na przykład szpital do roli „podmiotu leczniczego”. Język ekonomii, nie medycyny, oczywisty nadmiar technokracji, widoczny nie tylko w warstwie językowej, ale i praktycznej. Lekarzy usiłuje się sprowadzić do roli wykonawcy instrukcji obsługi zawartej w przepisach NFZ i standardach. Tymczasem określają one jedynie wskazania, tryb i sposób stosowania procedur lekarskich. Dla lekarzy mogą stanowić punkt odniesienia w ocenie metod i skutków terapii. Ale dobry lekarz potrafi rozróżnić, trafnie ocenić, kiedy ma postępować zgodnie z wytycznymi, a kiedy trzeba od nich odstąpić z powodów klinicznych. Wytyczne i przepisy NFZ w żadnym wypadku nie powinny być ultymatywnym nakazem. „Świadczeniodawca”, „wytyczne NFZ”, „procedury” – to utrudnia uchwycenie i zaordynowanie odpowiedniej terapii w chorobach współistniejących, a jednocześnie przeszkadza w budowie zaufania między lekarzem a pacjentem. Bo czy lekarz ma prawo nie brać pod uwagę całości sytuacji zdrowotnej? Jako pacjent wolałbym być leczony, a nie poddawany procedurom. Na naszych oczach marnotrawiony jest dorobek pokoleń, dzięki któremu udało się wypracować optymalny poziom zaufania między lekarzami i pacjentami. A to zaufanie jest niezbędne do osiągnięcia odpowiedniego sukcesu terapeutycznego.
– Rząd ma jednak pomysł: nie reformujmy systemu, ale metodami administracyjnymi skróćmy kolejki.
– Każda metoda prowadząca do osiągnięcia takiego celu jak skrócenie kolejek jest dobra, może i administracyjna coś pomoże. Polski system ochrony zdrowia jest przede wszystkim skrajnie niedofinansowany, a dopiero potem źle zorganizowany. I to głównie brak pieniędzy w kieszeni płatnika powoduje limity, a one z kolei – kolejki po zdrowie. Dziwię się jednak, że wysiłki podejmowane w tym kierunku są aż tak spóźnione. Mało kto zwraca uwagę, że pacjent oczekujący na operację także generuje koszty. Nie jest w stanie funkcjonować normalnie, bierze zwolnienie lekarskie i korzysta z zasiłku. Szybsza operacja zwiększa szansę na wyleczenie i powrót pacjenta do normalnych ról życiowych, dzięki czemu zasiłków chorobowych nie będzie potrzebował. NFZ, oszczędzając swój budżet systemem limitów i kolejek, wymusza uruchomienie ogromnych sum z budżetu ZUS na zasiłki chorobowe. Dla budżetu państwa to przelewanie z pustego w próżne, z punktu widzenia pacjenta – szkoda polegająca na opóźnieniu zabiegu, narażająca na szwank jego zdrowie i powodująca dodatkowe cierpienia.
Jeśli zatem rząd chce metodami administracyjnymi ograniczać kolejki, to dobrze. Oby te metody przyniosły jak najlepszy efekt. Ale wątpię, czy przyniosą. Jako praktyk wiem, że metody administracyjne pomagają jedynie w niewielkim stopniu. Potrzebne są pieniądze i zmiany systemowe.
– Dlaczego?
– Bo cóż tymi metodami można uzyskać? Lepszą „administrację ruchem kolejek”. To trochę przypomina komitety kolejkowe z czasów PRL. Pilnowały, by nikt nie wpychał się do kolejki, tworzyły listy kolejkowe, sprawdzały obecność. A kolejki jak były, tak były. Można zatem wprowadzić elektroniczny system rejestracji, nieco usprawnić kolejkowych ruch, podpowiadać, gdzie są wolne miejsca, gdzie kolejka krótsza, doradzać w tym przyniesie, tyle że mizerny. Mizerny w porównaniu z tym, który przynieść by mogło na przykład sprowadzenie koszyka świadczeń gwarantowanych do funkcji, którą powinien pełnić.

Pełny tekst rozmowy z Andrzejem Włodarczykiem ukaże się w najbliższym numerze "Menedżera Zdrowia"
 
Patronat naukowy portalu:
Prof. dr hab. n. med. Grażyna Rydzewska, Kierownik Kliniki Gastroenterologii CSK MSWiA
Redaktor prowadzący:
Prof. dr hab. n. med. Piotr Eder, Katedra i Klinika Gastroenterologii, Żywienia Człowieka i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.