Szpitale przestały odsyłać pacjentki, gdy są przesłanki do wykonania aborcji
Tagi: | aborcja, ciąża, szpitale, terminacja ciąży, Maja Herman |
– Szpitale zaczęły przeprowadzać zabiegi przerwania ciąży, gdy są do tego przesłanki, bez przeciągania czasu i mnożenia wymówek, że sprawa wymaga konsultacji i dodatkowych badań – mówi dr Maja Herman.
Rozmowa z psychiatrą, psychoterapeutką dr Mają Herman.
Pod koniec sierpnia rząd
ogłosił wytyczne o przerywaniu ciąży. Nie zmieniają one prawa aborcyjnego, ale
dają wykładnię, jak należy je czytać. Mówią m.in. jednoznacznie, że zagrożenie
dla zdrowia psychicznego ciężarnej może być przesłanką do aborcji. Pani miała w
swojej praktyce takie pacjentki. Czy odkąd weszły wytyczne, widzi panią różnicę
w podejściu lekarzy do pacjentek, u których stwierdziła pani przesłankę do
aborcji ze względu na ich stan psychiczny?
– Tak, wytyczne już
działają.
Jak?
– Szpitale zaczęły
przeprowadzać zabiegi terminacji ciąży, gdy są do tego przesłanki, bez
przeciągania czasu i mnożenia wymówek, że sprawa wymaga jeszcze konsultacji,
dodatkowych badań itd.
To te same szpitale, w
których wcześniej pani pacjentkom utrudniano aborcję?
– Tak, mówię o szpitalach, w
których wcześniej moim pacjentkom stwarzano problemy. Oczywiście były też
szpitale, które nie robiły problemów. W nich nic się nie zmieniło – lekarze nie
mieszają tam własnych poglądów z prawami pacjenta.
Co stoi za tą zmianą
zachowania lekarzy, którzy do tej pory mieli opory, by wykonać legalny zabieg?
– Myślę, że przestali się bać.
Czego, skoro w prawie nic
się nie zmieniło? Ten sam zespół lekarzy, który miesiąc wcześniej mówił
pacjentce „nie”, teraz mówi „tak”.
– Przez ostatnie lata
atmosfera wokół legalnej aborcji powodowała, że lekarze nie wykonywali zabiegów
z obawy przed prokuratorem. Jasna wykładnia prawa wyłożona przez premiera,
minister zdrowia i ministra sprawiedliwości spowodowała, że ta atmosfera zaczęła
się zmieniać.
W związku z wytycznymi uwaga
skupiła się na psychiatrach jako specjalistach mogących stwierdzić, że
występuje przesłanka do aborcji. Powstać mają rekomendacje Polskiego
Towarzystwa Psychiatrycznego. Dlaczego dopiero teraz?
– 20 października 2020 r.
zdezaktualizowała się przesłanka, że ciężkie i nieuleczalne wady płodu są
podstawą do wykonania świadczenia medycznego, jakim jest aborcja. Dlaczego
wtedy ani konsultant krajowy, ani PTP nie wydali rekomendacji dla psychiatrów,
jak pomagać kobietom, które wyrokiem TK są zmuszone do rodzenia w przypadku
ciężkich wad płodu? Zostaliśmy z tym sami.
Ilu psychiatrów w Polsce
wystawia zaświadczenia kwalifikujące do aborcji w takich sytuacjach?
– Nie jestem w stanie tego
oszacować, ale na pewno jestem w mniejszości. Znam dwie lekarki, które również
przyjmują takie pacjentki. Środowisko wie o tym i część psychiatrów odsyła
ciężarne z wadami letalnymi u płodu do nas.
Osobiście i zawodowo to dla mnie najcięższy rodzaj pacjentek, ponieważ w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach to kobiety, które marzyły o posiadaniu dzieci.
W Polsce jest ok. 4,5 tys.
psychiatrów dla dorosłych. A pani powiedziała o trójce, do której mogą zgłosić
się pacjentki w ciąży, która może zagrażać ich zdrowiu lub życiu. Co z
pozostałymi?
– Dla części to niezgodne ze
światopoglądem. Inni się do tej pory bali, niektórzy mówili, że czekają na
wytyczne Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i Naczelnej Izby Lekarskiej, by
mieć podkładkę.
A czy miała pani jakieś
kłopoty prawne w związku ze swoją działalnością?
– Nie, nigdy.
Padają głosy podające w
wątpliwość zaświadczenia od psychiatrów do aborcji, jakby były mniej
wiarygodne, mniej zasadne. Z czego to się bierze?
– Z nieznajomości
psychiatrii. Podstawą stawiania diagnozy w medycynie – każdej specjalizacji –
jest wywiad lekarski. Robi to kardiolog, ginekolog i robię to ja. Wywiad
psychiatryczny jest złożony, diagnoza absolutnie nie jest pochopna. Opinia, o
której pani mówi, jest głęboko niesprawiedliwa.
Jak więc ocenia pani
zagrożenie związane z utrzymaniem ciąży u pacjentki z ciężką wadą u płodu?
Kiedy wie pani, że to przypadek, gdzie wskazana jest aborcja, a kiedy inny
sposób może pomóc kobiecie?
– Najczęściej w przypadku
pacjentek, które zgłaszają się z tego typu problemem, występują zaburzenia
adaptacyjne. To stan, kiedy człowiek nie jest w stanie przywyknąć do sytuacji,
którą zrzucił mu los i jego zdolności kompensacyjne się wyczerpały. Czyli nie
jest w stanie normalnie funkcjonować.
Co się dzieje z taką osobą?
– Najczęstsze objawy u
pacjentek, które zjawiają się z powodu tego problemu, to rozpacz, zaburzenia
koncentracji i uwagi, poczucie beznadziei, spadek własnej wartości, lęk o
przyszłość, zaburzenia snu, apetytu i dezorganizacja myślenia.
Te pacjentki zazwyczaj mówią, że ich świat właśnie się skończył. Boją się, że dziecko cierpi i będzie cierpieć po urodzeniu. Nie są w stanie tego znieść, bo wady, które wykryto u ich dzieci, to nie niewielki defekt, ale głębokie uszkodzenia czy choroby. Np. łamliwości kości najgorszego wariantu genetycznego, gdzie każdy ruch wód płodowych powoduje, że płód ma złamaną albo zmiażdżoną kolejną kosteczkę.
Boją się też czasem, że im samym coś się stanie i nie przeżyją. Jedna z pacjentek usłyszała od lekarza, że nie można przeprowadzić u niej zabiegu terminacji z powodu wady płodu, a jednocześnie stwierdzono u niej ryzyko krwiaka. Na pocieszenie usłyszała, że specjalnie dla niej zabezpieczone są z banku krwi jednostki krwi na wypadek wykrwawiania się. Było to jawne złamanie jej praw – odmowa aborcji w sytuacji zagrożenia jej życia.
Przeciwnicy aborcji
alarmują, że rząd swoimi wytycznymi otworzył szeroko drzwi do aborcji. Czy tak
jest?
– Jeśli ktoś myśli, że teraz
kobiety szturmem uderzą do psychiatrów po zaświadczenia do aborcji, jest w
błędzie. To populistyczne gadanie, żeby nastawić ludzi przeciwko przesłance do
przerwania ciąży z powodu zagrożenia zdrowia lub życia kobiety. Po pomoc
zgłaszają się tylko kobiety w najbardziej dramatycznych sytuacjach. O żadnej
masowości nie ma mowy.
Z tą przesłanką wiąże się
pytanie o to, do jakiego etapu ciąży można ją przerwać. Minister zdrowia
podkreśliła, że nie ma granicy, do której można przeprowadzić aborcję w
przypadku zagrożenia zdrowia lub życia kobiety. W ocenie episkopatu oznacza to,
że teraz można dostać zgodę na aborcję w dziewiątym miesiącu. Na jakim etapie
ciąży są pacjentki, które przychodzą do pani?
– Najpierw zastrzeżenie – w
tym braku ograniczenia czasowego nie chodzi o to, by wykonywać aborcję bez
ograniczeń. Chodzi w niej o to, że na pierwszym miejscu jest zdrowie i życie
matki, jeżeli jest zagrożone.
Pacjentki, które chcą przerwać ciążę ze względu na wadę płodu, nie przychodzą w ósmym miesiącu ciąży. Średnio to pacjentki między dwunastym a trzynastym, czasem do piętnastego tygodnia ciąży, kiedy badania nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że płód jest uszkodzony i nie ma już nadziei, że może być jeszcze inaczej. Diagnoza jest jednoznaczna.
Stwierdziła pani
kiedykolwiek, że na aborcję jest za późno?
– Miałam pacjentki, które
zgłosiły się do mnie w 25. tygodniu ciąży. Najprawdopodobniej zatajano przed
nimi informacje o stanie płodu na wcześniejszych etapach ciąży, że wszystko
jest z dzieckiem w porządku. Prawdę poznały w 24. tygodniu, gdy przypadkiem
trafiły do innego lekarza. Co się okazywało? Że płód jest skrajnie
zniekształcony, a wady są bardzo ciężkie i nieodwracalne. Ich świat się po
prostu załamywał. Chciały jedynie, żeby to wszystko jak najszybciej się
skończyło. Pomogłam im.
A czy przychodzą kobiety w
zdrowej ciąży, które nie chcą tego dziecka? Czy taka sytuacja może powodować
zaburzenia psychiczne i czy pani zdaniem to jest przesłanka do tego, żeby
zarekomendować aborcję?
– Teoretycznie tak, bo to
jest czynnik stresowy. Jestem w niechcianej ciąży, jest to czynnik stresowy,
nie umiem sobie wyobrazić tego, że mam urodzić to dziecko, ten stres sprawia,
że pojawia się u mnie zagrożenie mojego zdrowia.
Tylko że w praktyce takie kobiety nie czekają z aborcją do momentu, gdy trzeba ją będzie wykonać w szpitalu. Sprawę załatwiają same wcześniej – stosują aborcję farmakologiczną albo wyjeżdżają za granicę.
Gdybym miała jednak w gabinecie kobietę we wczesnej ciąży, która dowiedziała się o niej wczoraj i wpadła w panikę, to bałabym się postawić diagnozę, że występuje zagrożenie dla jej zdrowia psychicznego. Uznałabym, że pacjentka potrzebuje czasu na ocenę sytuacji – być może oceni, że bycie w ciąży i konsekwencje tego to dla niej zbyt dużo, a być może po kilku dniach, gdy szok opadnie, ona stwierdzi, że nic piękniejszego nie może się zdarzyć. W tzw. ostrej reakcji na stres – do 48 godzin od sytuacji stresowej – mogłoby to być błędem.
Rozmawiała Anita Karwowska.
Przeczytaj także: „Wytyczne dotyczące aborcji zdają się nie mieć żadnej mocy prawnej” i „A jednak referendum w sprawie aborcji?”.