Archiwum prywatne
Czy oficjalne analizy rzeczywiście bazują na informacjach zebranych przez 19-latka?
Autor: Monika Stelmach
Data: 08.11.2020
Działy:
Aktualności w Koronawirus
Aktualności
Tagi: | Aneta Afelt, ICM |
Dr Aneta Afelt z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW wyjaśnia, że dane prezentowane przez Michała Rogalskiego i prognozy ICM to różne przestrzenie. Mówienie, że te dwie bazy informacji są tożsame, może wynikać tylko z niewiedzy.
Liczba zachorowań na COVID-19 w Polsce rośnie, dlatego wprowadzane są kolejne ograniczenia. Rząd w swoich wystąpieniach chętnie podpiera się analizami i prognozami stworzonymi przez Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, a wiarygodność tych danych miałaby zdaniem portalu Onet.pl podważać metodyka badań opartych na bazie hobbysty z Torunia.
– Czy hobbystyczne zajęcie dziewiętnastolatka może mieć wpływ na działanie całego rządu w walce z pandemią? Wiele wskazuje na to, że tak. Michał Rogalski z Torunia stworzył ogromną bazę danych na temat pandemii w Polsce, na podstawie której powstają naukowe analizy. Te z kolei wykorzystał premier Mateusz Morawiecki – czytamy na stronie Onet.pl, który z kolei podpiera się tekstem z magazynu „Komputer Świat”.
Na czy polega modelowanie ICM?
Dr Aneta Afelt przyznaje, że ICM korzysta z różnych baz danych, w tym również Michała Rogalskiego, którego baza pokazuje liczbę zdiagnozowanych pozytywnych przypadków, osób w kwarantannie oraz zgonów na poziomie poszczególnych powiatów. Poza tym, jeśli chodzi o dane ilościowe, ICM sięga również po te publikowane przez Ministerstwo Zdrowia, ale też GIS, GUS oraz do publikacji naukowych.
– Dane prezentowane przez Michała Rogalskiego i prognozy ICM to dwie różne przestrzenie. Liczba zachorowań w danym momencie to ułamek informacji potrzebnych do stworzenia modelu ICM. One pozwalają nam też zweryfikować, na ile nasze przewidywania były słuszne, ale nic nie mówią o rozwoju epidemii w przyszłości. Aby móc to określić, musimy mieć wiele różnych informacji oraz użyć skomplikowanych narzędzi matematycznych i informatycznych, które służą do wyliczeń – mówi dr Aneta Afelt.
Ekspertka wyjaśnia, że do prognozowania rozwoju epidemii ICM bierze pod uwagę również informacje o liczbie potencjalnych kontaktów osób zakażonych, czasie pojawienia się pierwszych objawów zakażenia, czasie trwania hospitalizacji, okresie objawowym i wiele innych czynników. Nad projektem pracuje zespół specjalistów z różnych dziedzin, m.in. matematyków, fizyków, biologów, socjologów, epidemiologów, specjalistów IT oraz duża grupa doradców naukowych, m.in. z PHZ. W sumie 12 osób.
– Aby prognoza była wiarygodna musimy odpowiedzieć na szereg pytań, np. co jeżeli jedna osoba zaraża określoną liczbę kolejnych osób, na ile będzie ograniczona aktywność poprzez lockdown, na ile Polacy przestrzegają zaleceń. Bierzemy pod uwagę np. to, że dzieci chodzą do szkoły. Prognozowana liczba zachorowań jest sumą tych wszystkich czynników. Mając tak różnorodne informacje przepuszczamy je przez specjalnie zaprojektowany program modelowania matematycznego, który sam w sobie jest dość skomplikowanym narzędziem. Modele agentowe, a takim jest model ICM, to dzisiaj najbardziej nowoczesne narzędzia – wyjaśnia dr Afelt.
Wpływ protestów na liczbę zachorowań
Inne nieporozumienie związane z pracą ICM wiązało się z wystąpieniem premiera Mateusza Morawieckiego podczas konferencji prasowej, która odbyła się 4 listopada. Premier apelował do Polaków, aby pozostali w domach. Jak twierdził, protesty przeciwników zaostrzenia prawa aborcyjnego, które odbywają się w całej Polsce codziennie od 22 października mogą być przyczyną zwiększenia liczby zakażeń koronawirusem. Powoływał się przy tym na analizy ICM.
Głos w tej sprawie zabrali przedstawiciele instytutu, którzy zaprzeczyli, jakoby takie analizy wykonywali. – W związku z informacjami medialnymi dotyczącymi wpływu aktualnie trwających protestów na rozwój epidemii COVID-19 zespół modelowania epidemiologicznego ICM UW informuje, że w symulacjach założono dwa poziomy skuteczności wprowadzenia stref żółtej i czerwonej na terytorium całego kraju, co przekłada się na prognozowane liczby stwierdzonych przypadków. W obecnym stadium rozwoju modelu nie jesteśmy metodologicznie przygotowani, aby uwzględnić w sposób odpowiedzialny tego typu zgromadzenia jako odrębny czynnik. W związku z powyższym nieuprawnione jest stwierdzenie, że z modelu ICM UW wynika, iż protesty uliczne mogą zwiększyć liczbę stwierdzonych przypadków z 25 tys. na 31 tys. – czytamy w oświadczeniu ICM.
– Protesty uliczne są bardzo trudne do ujęcia w modelu matematycznym. I nie jest wcale takie oczywiste, że w znaczący sposób wpływają na liczbę zakażeń. Większość osób na protestach nosi maseczki, a to jest jeden z podstawowych warunków zatrzymania propagacji wirusa. W otwartej przestrzeni jest mniejsze ryzyko zakażenia niż w zamkniętych pomieszczeniach. Poza tym miejsce zgromadzeń niekoniecznie jest jednoznaczne z miejsce zamieszkania osoby, która w owym zgromadzeniu uczestniczyła, co utrudnia prowadzenie wiarygodnych symulacji. W modelu zgromadzenia uliczne nie zostały uwzględnione jako czynnik emisji wirusa. Takie analizy zostały jednak przygotowane po protestach w Stanach Zjednoczonych i nie wykazały istotnych statystycznie związków z liczbą zakażeń – tłumaczy dr Aneta Afelt.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
– Czy hobbystyczne zajęcie dziewiętnastolatka może mieć wpływ na działanie całego rządu w walce z pandemią? Wiele wskazuje na to, że tak. Michał Rogalski z Torunia stworzył ogromną bazę danych na temat pandemii w Polsce, na podstawie której powstają naukowe analizy. Te z kolei wykorzystał premier Mateusz Morawiecki – czytamy na stronie Onet.pl, który z kolei podpiera się tekstem z magazynu „Komputer Świat”.
Na czy polega modelowanie ICM?
Dr Aneta Afelt przyznaje, że ICM korzysta z różnych baz danych, w tym również Michała Rogalskiego, którego baza pokazuje liczbę zdiagnozowanych pozytywnych przypadków, osób w kwarantannie oraz zgonów na poziomie poszczególnych powiatów. Poza tym, jeśli chodzi o dane ilościowe, ICM sięga również po te publikowane przez Ministerstwo Zdrowia, ale też GIS, GUS oraz do publikacji naukowych.
– Dane prezentowane przez Michała Rogalskiego i prognozy ICM to dwie różne przestrzenie. Liczba zachorowań w danym momencie to ułamek informacji potrzebnych do stworzenia modelu ICM. One pozwalają nam też zweryfikować, na ile nasze przewidywania były słuszne, ale nic nie mówią o rozwoju epidemii w przyszłości. Aby móc to określić, musimy mieć wiele różnych informacji oraz użyć skomplikowanych narzędzi matematycznych i informatycznych, które służą do wyliczeń – mówi dr Aneta Afelt.
Ekspertka wyjaśnia, że do prognozowania rozwoju epidemii ICM bierze pod uwagę również informacje o liczbie potencjalnych kontaktów osób zakażonych, czasie pojawienia się pierwszych objawów zakażenia, czasie trwania hospitalizacji, okresie objawowym i wiele innych czynników. Nad projektem pracuje zespół specjalistów z różnych dziedzin, m.in. matematyków, fizyków, biologów, socjologów, epidemiologów, specjalistów IT oraz duża grupa doradców naukowych, m.in. z PHZ. W sumie 12 osób.
– Aby prognoza była wiarygodna musimy odpowiedzieć na szereg pytań, np. co jeżeli jedna osoba zaraża określoną liczbę kolejnych osób, na ile będzie ograniczona aktywność poprzez lockdown, na ile Polacy przestrzegają zaleceń. Bierzemy pod uwagę np. to, że dzieci chodzą do szkoły. Prognozowana liczba zachorowań jest sumą tych wszystkich czynników. Mając tak różnorodne informacje przepuszczamy je przez specjalnie zaprojektowany program modelowania matematycznego, który sam w sobie jest dość skomplikowanym narzędziem. Modele agentowe, a takim jest model ICM, to dzisiaj najbardziej nowoczesne narzędzia – wyjaśnia dr Afelt.
Wpływ protestów na liczbę zachorowań
Inne nieporozumienie związane z pracą ICM wiązało się z wystąpieniem premiera Mateusza Morawieckiego podczas konferencji prasowej, która odbyła się 4 listopada. Premier apelował do Polaków, aby pozostali w domach. Jak twierdził, protesty przeciwników zaostrzenia prawa aborcyjnego, które odbywają się w całej Polsce codziennie od 22 października mogą być przyczyną zwiększenia liczby zakażeń koronawirusem. Powoływał się przy tym na analizy ICM.
Głos w tej sprawie zabrali przedstawiciele instytutu, którzy zaprzeczyli, jakoby takie analizy wykonywali. – W związku z informacjami medialnymi dotyczącymi wpływu aktualnie trwających protestów na rozwój epidemii COVID-19 zespół modelowania epidemiologicznego ICM UW informuje, że w symulacjach założono dwa poziomy skuteczności wprowadzenia stref żółtej i czerwonej na terytorium całego kraju, co przekłada się na prognozowane liczby stwierdzonych przypadków. W obecnym stadium rozwoju modelu nie jesteśmy metodologicznie przygotowani, aby uwzględnić w sposób odpowiedzialny tego typu zgromadzenia jako odrębny czynnik. W związku z powyższym nieuprawnione jest stwierdzenie, że z modelu ICM UW wynika, iż protesty uliczne mogą zwiększyć liczbę stwierdzonych przypadków z 25 tys. na 31 tys. – czytamy w oświadczeniu ICM.
– Protesty uliczne są bardzo trudne do ujęcia w modelu matematycznym. I nie jest wcale takie oczywiste, że w znaczący sposób wpływają na liczbę zakażeń. Większość osób na protestach nosi maseczki, a to jest jeden z podstawowych warunków zatrzymania propagacji wirusa. W otwartej przestrzeni jest mniejsze ryzyko zakażenia niż w zamkniętych pomieszczeniach. Poza tym miejsce zgromadzeń niekoniecznie jest jednoznaczne z miejsce zamieszkania osoby, która w owym zgromadzeniu uczestniczyła, co utrudnia prowadzenie wiarygodnych symulacji. W modelu zgromadzenia uliczne nie zostały uwzględnione jako czynnik emisji wirusa. Takie analizy zostały jednak przygotowane po protestach w Stanach Zjednoczonych i nie wykazały istotnych statystycznie związków z liczbą zakażeń – tłumaczy dr Aneta Afelt.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.