Marek Misiurewicz
Gałązka-Sobotka o finansowaniu szpitali podczas pandemii COVID-19
Działy:
Aktualności w Koronawirus
Aktualności
- Nie powinno być problemów z finansami szpitali. NFZ przyjął zasadę, że pieniądze z ryczałtu są podzielone na 12 miesięcy i przelewane co miesiąc. Przy ograniczeniu niektórych kosztów zmiennych w krótkiej perspektywie sytuacja finansowa może być nawet lepsza – ocenia dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.
„Gazeta Wyborcza” pyta, jak kilkutygodniowy przestój w funkcjonowaniu służby zdrowia spowodowany COVID-19 wpłynie na kondycję finansową szpitali i przychodni specjalistycznych.
- System jest „zamrożony” i wielu procedur nie wykonuje się, więc spadły koszty zmienne, czyli te wprost dotyczące liczby realizowanych procedur, na przykład związane z wynagrodzeniami kontraktowymi, kosztami materiałów i tym podobne. Ale wciąż budżet szpitali i placówek obciążony jest kosztami stałymi. To wynagrodzenia personelu zatrudnionego na umowy o pracę, sprzątanie, które szpital musi pokrywać bez względu na dynamikę działalności – odpowiada eksperta.
Ekspertka przypomina, że placówki są finansowane ryczałtowo.
- Nie powinno być w tych okolicznościach problemów z ich płynnością finansową. Narodowy Fundusz Zdrowia przyjął zasadę, że pieniądze z ryczałtu są podzielone na 12 miesięcy i są sukcesywnie przekazywane, co miesiąc. Przy ograniczeniu niektórych kosztów zmiennych w krótkiej perspektywie sytuacja finansowa może być nawet lepsza. W gorszej sytuacji są szpitale, których dochody są w dużym stopniu uzależnione od świadczeń finansowanych poza ryczałtem. W ich przypadku wstrzymanie działalności to ograniczenie przychodów – wyjaśnia Gałązka-Sobotka. Przyznaje, że w kontekście długoterminowym perspektywa nie jest zbyt optymistyczna.
Ocenia, że wchodzimy w jeden z najgłębszych kryzysów gospodarczych, nie tylko w kraju, Europie, ale też na świecie.
- Dochody państw będą malały. Komisja Europejska opublikowała prognozy, że Polska skurczy się o 4,3 proc. już w 2020 r. To z kolei wpłynie na przychody do NFZ. Składka zdrowotna już dzisiaj maleje wraz ze spadkiem wynagrodzeń, wzrostem bezrobocia. Dodatkowo w ramach tarczy antykryzysowej przedsiębiorcy zostali zwolnieni na trzy miesiące z płatności składek ZUS – komentuje Gałązka-Sobotka w „Gazecie Wyborczej”.
Jest jednak dobra wiadomość.
- To to, że dwa lata temu podjęto decyzję o zabezpieczeniu środków na ochronę zdrowia w ramach „ustawy 6 proc. PKB” i przyjęto plan zwiększania nakładów na ochronę zdrowia do 2024 roku. Sposób liczenia nakładów na zdrowie ujęty w tej regulacji był krytykowany w czasie koniunktury, dzisiaj okazuje się bardzo korzystny dla sektora. Bowiem środki, które będą musiały być zabezpieczone dla zdrowia, w tym roku będą musiały stanowić 5,03 proc. PKB z roku 2018, a w 2021 r. nie będą mogły być niższe niż 5,3 proc. PKB z roku 2019, czyli lat, w których nasza gospodarka generowała największe dochody – uzasadnia w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
- Jeżeli nie dojdzie do zmian zapisów tej ustawy, jeśli politycy nie dokonają zamachu na finanse sektora ochrony zdrowia, uznanego dziś za kluczowy, to na następny rok mamy zabezpieczone środki, a ich wartość będzie wyższa niż w tym roku – mówi Gałązka-Sobotka.
Ekspertka przyznaje, że w tych okolicznościach gospodarczych rząd w kolejnych latach będzie musiał szukać pieniędzy na zdrowie, ograniczając wydatki w innych sektorach, aby zagwarantować stabilne funkcjonowanie służby zdrowia.
- Wydaje się, że nie ma możliwości, aby zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne, tak silnie oddziałujące na gospodarkę, zmniejszając nakłady na ten cel – podsumowuje.
Przeczytaj także: „To się nie uda – dyrektorzy nie nadrobią zaległości”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
- System jest „zamrożony” i wielu procedur nie wykonuje się, więc spadły koszty zmienne, czyli te wprost dotyczące liczby realizowanych procedur, na przykład związane z wynagrodzeniami kontraktowymi, kosztami materiałów i tym podobne. Ale wciąż budżet szpitali i placówek obciążony jest kosztami stałymi. To wynagrodzenia personelu zatrudnionego na umowy o pracę, sprzątanie, które szpital musi pokrywać bez względu na dynamikę działalności – odpowiada eksperta.
Ekspertka przypomina, że placówki są finansowane ryczałtowo.
- Nie powinno być w tych okolicznościach problemów z ich płynnością finansową. Narodowy Fundusz Zdrowia przyjął zasadę, że pieniądze z ryczałtu są podzielone na 12 miesięcy i są sukcesywnie przekazywane, co miesiąc. Przy ograniczeniu niektórych kosztów zmiennych w krótkiej perspektywie sytuacja finansowa może być nawet lepsza. W gorszej sytuacji są szpitale, których dochody są w dużym stopniu uzależnione od świadczeń finansowanych poza ryczałtem. W ich przypadku wstrzymanie działalności to ograniczenie przychodów – wyjaśnia Gałązka-Sobotka. Przyznaje, że w kontekście długoterminowym perspektywa nie jest zbyt optymistyczna.
Ocenia, że wchodzimy w jeden z najgłębszych kryzysów gospodarczych, nie tylko w kraju, Europie, ale też na świecie.
- Dochody państw będą malały. Komisja Europejska opublikowała prognozy, że Polska skurczy się o 4,3 proc. już w 2020 r. To z kolei wpłynie na przychody do NFZ. Składka zdrowotna już dzisiaj maleje wraz ze spadkiem wynagrodzeń, wzrostem bezrobocia. Dodatkowo w ramach tarczy antykryzysowej przedsiębiorcy zostali zwolnieni na trzy miesiące z płatności składek ZUS – komentuje Gałązka-Sobotka w „Gazecie Wyborczej”.
Jest jednak dobra wiadomość.
- To to, że dwa lata temu podjęto decyzję o zabezpieczeniu środków na ochronę zdrowia w ramach „ustawy 6 proc. PKB” i przyjęto plan zwiększania nakładów na ochronę zdrowia do 2024 roku. Sposób liczenia nakładów na zdrowie ujęty w tej regulacji był krytykowany w czasie koniunktury, dzisiaj okazuje się bardzo korzystny dla sektora. Bowiem środki, które będą musiały być zabezpieczone dla zdrowia, w tym roku będą musiały stanowić 5,03 proc. PKB z roku 2018, a w 2021 r. nie będą mogły być niższe niż 5,3 proc. PKB z roku 2019, czyli lat, w których nasza gospodarka generowała największe dochody – uzasadnia w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
- Jeżeli nie dojdzie do zmian zapisów tej ustawy, jeśli politycy nie dokonają zamachu na finanse sektora ochrony zdrowia, uznanego dziś za kluczowy, to na następny rok mamy zabezpieczone środki, a ich wartość będzie wyższa niż w tym roku – mówi Gałązka-Sobotka.
Ekspertka przyznaje, że w tych okolicznościach gospodarczych rząd w kolejnych latach będzie musiał szukać pieniędzy na zdrowie, ograniczając wydatki w innych sektorach, aby zagwarantować stabilne funkcjonowanie służby zdrowia.
- Wydaje się, że nie ma możliwości, aby zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne, tak silnie oddziałujące na gospodarkę, zmniejszając nakłady na ten cel – podsumowuje.
Przeczytaj także: „To się nie uda – dyrektorzy nie nadrobią zaległości”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.