Polska ekipa przed odlotem do Dover
Źródło: KPRM
Polscy medycy z pomocą w Dover
Redaktor: Monika Stelmach
Data: 27.12.2020
Źródło: PAP
Działy:
Aktualności w Koronawirus
Aktualności
Tagi: | Artur Zaczyński, Dover |
– W Wielkiej Brytanii wykonaliśmy ponad 1,2 tys. testów. Sprawdzaliśmy ciężarówkę za ciężarówką. Po całej nocy robienia wymazów, zmęczeni, zobaczyliśmy piękny widok pustego placu przed portem – powiedział dr n. med. Artur Zaczyński, dyrektor Szpitala Narodowego w Warszawie, który brał udział w akcji testowania kierowców w Dover.
Dr Artur Zaczyński wspomina, że otrzymał pytanie w Wigilię około godziny 14, czy jest w stanie zebrać ekipę medyków i polecieć do Dover z pomocą. – Powiedziałem, że potrzebuję 10 minut. A po 10 minutach wiedziałem, że to zrobimy. Na początku się zgłosiło 20 osób, a finalnie na lotnisku było 37 osób – wspomina dr Artur Zaczyński.
Według relacji dr. Zaczyńskiego po dotarciu na miejsce 24 grudnia wieczorem polscy ratownicy zastali totalny chaos. Dużo służb, dużo wojska i olbrzymie napięcie wśród kierowców. Polska ekipa pracę zaczęła o północy. Na początku medycy podzielili się na dwuosobowe zespoły i w porozumieniu z wojskiem po kolei testowali ludzi w ciężarówkach i samochodach.
– Samochody stały w około 2-kilometrowym sznurze. Jedni mieli już wykonane testy. Inni mieli testy i certyfikaty. Jednak większość ich nie nie miała. Ci, których testowaliśmy, bardzo nam pomagali. Wysiadali w maskach, dawali sobie zrobić wymazy. Dostawali płytki z wymazem i czekali na żołnierzy, którzy sprawdzali, czy wynik po 15 minutach jest dodatni czy ujemny. Następnie wojsko wystawiało im certyfikat – opowiadał dr Zaczyński.
W trakcie akcji zużyto ponad 1,2 tys. testów. Zdarzało się, że w ciężarówce były dwie osoby. Sprawdzano też vany wieloosobowe, w których jechało kilkanaście osób oraz całe rodziny.
– Testowaliśmy nie tylko Polaków, ale byli to m.in. Ukraińcy, Białorusini, Litwini, Łotysze, Bułgarzy. Nie można było rozgraniczyć i podchodzić tylko do Polaków, to nie byłoby ludzkie. Jedynie w przypadku ok. 20 osób testy wykazały obecność koronawirusa. Wielu z nich zdąży na święta obrządku wschodniego. Po ośmiu godzinach zakończyliśmy robienie wymazów i zastał nas piękny widok. Plac był pusty – dodał dr Zaczyński.
Zator przy przeprawie przez kanał La Manche to efekt niedzielnej decyzji Francji, która z powodu rozprzestrzeniającej się w Anglii nowej odmiany koronawirusa zamknęła na 48 godzin granicę dla przyjazdów z Wielkiej Brytanii. Restrykcje dotyczyły nie tylko ruchu pasażerskiego, ale też transportu towarów. W środę granica została otwarta, ale tylko dla osób z negatywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa.
Według relacji dr. Zaczyńskiego po dotarciu na miejsce 24 grudnia wieczorem polscy ratownicy zastali totalny chaos. Dużo służb, dużo wojska i olbrzymie napięcie wśród kierowców. Polska ekipa pracę zaczęła o północy. Na początku medycy podzielili się na dwuosobowe zespoły i w porozumieniu z wojskiem po kolei testowali ludzi w ciężarówkach i samochodach.
– Samochody stały w około 2-kilometrowym sznurze. Jedni mieli już wykonane testy. Inni mieli testy i certyfikaty. Jednak większość ich nie nie miała. Ci, których testowaliśmy, bardzo nam pomagali. Wysiadali w maskach, dawali sobie zrobić wymazy. Dostawali płytki z wymazem i czekali na żołnierzy, którzy sprawdzali, czy wynik po 15 minutach jest dodatni czy ujemny. Następnie wojsko wystawiało im certyfikat – opowiadał dr Zaczyński.
W trakcie akcji zużyto ponad 1,2 tys. testów. Zdarzało się, że w ciężarówce były dwie osoby. Sprawdzano też vany wieloosobowe, w których jechało kilkanaście osób oraz całe rodziny.
– Testowaliśmy nie tylko Polaków, ale byli to m.in. Ukraińcy, Białorusini, Litwini, Łotysze, Bułgarzy. Nie można było rozgraniczyć i podchodzić tylko do Polaków, to nie byłoby ludzkie. Jedynie w przypadku ok. 20 osób testy wykazały obecność koronawirusa. Wielu z nich zdąży na święta obrządku wschodniego. Po ośmiu godzinach zakończyliśmy robienie wymazów i zastał nas piękny widok. Plac był pusty – dodał dr Zaczyński.
Zator przy przeprawie przez kanał La Manche to efekt niedzielnej decyzji Francji, która z powodu rozprzestrzeniającej się w Anglii nowej odmiany koronawirusa zamknęła na 48 godzin granicę dla przyjazdów z Wielkiej Brytanii. Restrykcje dotyczyły nie tylko ruchu pasażerskiego, ale też transportu towarów. W środę granica została otwarta, ale tylko dla osób z negatywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa.