„Jesteśmy zmuszani do pracy, do której nikt nas nie przygotował”

Udostępnij:
Rezydenci medycyny rodzinnej ze Śląska i z Pomorza, zmuszani do samodzielnych dyżurów w szpitalnych izbach przyjęć, zwrócili się o pomoc do PPOZ. Młodzi ludzie nie czują się przygotowani i kompetentni do pracy w takich warunkach. - Ilu jeszcze młodych lekarzy ma ten sam problem i ilu z nich boi się o tym powiedzieć głośno? - pyta PPOZ.
Rezydenci boją się, że z powodu braku odpowiedniego przygotowania popełnią błąd, który może skutkować uszczerbkiem na zdrowiu lub śmiercią pacjenta.

PPOZ zrzeszające lekarzy rodzinnych podjęło decyzję o podjęciu wszelkich kroków wyjaśniających zaistniałą sytuację. Zarząd PPOZ zwrócił się w tej sprawie do Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, ministra zdrowia i wszystkich, którzy odpowiadają za kształcenie przyszłych kadr medycznych z prośbą o zajęcie stanowiska w kwestii łamania zasad odbywania stażów specjalizacyjnych. We wtorek odbyło się również spotkanie prasowe w tej sprawie.

- Akredytowana śląska jednostka zmusza młodszych asystentów - rezydentów medycyny rodzinnej - do samodzielnych dyżurów w izbie przyjęć. Dzieje się to nawet pod groźbą zakwestionowania innych, dotychczas odbytych dyżurów i rozwiązania umowy rezydenta. Takie traktowanie młodych ludzi jest niedopuszczalne. Program specjalizacji z zakresu medycyny rodzinnej nie przewiduje samodzielnych dyżurów młodych adeptów medycyny rodzinnej w izbie przyjęć, zwłaszcza tak dużych wielospecjalistycznych szpitali. Młodszy asystent nie może dyżurować samodzielne, o czym stanowi program specjalizacji i obowiązująca rezydentów karta stanowiskowa. Prośbę o pomoc wystosowali do nas także rezydenci z Pomorza, mający trudności z dokończeniem specjalizacji - wypowiada im się umowy rezydenckie, co jest całkowicie niezgodne z planem specjalizacji i zawartymi umowami – informuje doktor Bożena Janicka, prezes PPOZ.

PPOZ podkreśla, że łatanie dziur i braków personalnych izb szpitalnych rezydentami medycyny rodzinnej jest niedopuszczalne i niezgodne z prawem. Są to działania, które zagrażają bezpieczeństwu trafiających tam po pomoc lekarską pacjentom. - Sytuacja ta również zagraża samym rezydentom - całkowicie nieprzygotowanym do takiej pracy, bez znajomości struktury szpitala, personelu, możliwości działania. Takie podejście i ćwiczenia niczego ich nie nauczą, a wręcz zniechęcą i wywołają frustrację – dodaje Janicka.
Lekarze zastanawiają się, gdzie w tym wszystkim jest specjalista krajowy ds. medycyny rodzinnej, który powinien stać na straży tej gałęzi medycyny.

Wiadomo, że grupa lekarzy pracujących w POZ starzeje się, a znaczna ich część po prostu się wykrusza. Co gorsza nie ma dopływu nowych, wykształconych medyków rodzinnych. Niektóre szacunki mówią, że w podstawowej opiece zdrowotnej brakuje kilkunastu tysięcy lekarzy, szczególne specjalistów z medycyny rodzinnej. Dlaczego więc organy odpowiedzialne za kształcenie lekarzy rodzinnych nie robią nic, aby uatrakcyjnić tę część systemu zdrowia? Dlaczego zamiast nieść pomoc młodym lekarzom, którzy jeszcze chcą pracować w POZ, pozostawia się ich samych sobie bądź przymusza do sytuacji, w której w desperacji szukają pomocy w takich organizacjach jak PPOZ? Dlaczego podstawową opiekę zdrowotną nie zasila się nowymi kadrami lekarzy rodzinnych, a zamiast tego zapycha się lukę pokoleniową dopiero zdobywającymi doświadczenie rezydentami bądź nietrafionym pomysłem przywrócenia pediatrów i internistów do POZ? Pytania można mnożyć …

- Czy w ten sposób usiłuje się ich i ich następców zniechęcić do robienia tej specjalizacji? A kto za 5, 10 lat będzie leczył Polaków? Jednocześnie należy zastanowić się, jaki jest odsetek szpitali i placówek akredytacyjnych w podobny sposób traktujących młodych adeptów tego zawodu – osoby, na które tak czekamy i które są szansą naszego polskiego systemu ochrony zdrowia – puentuje doktor Janicka.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.