Bębenek: Zostajemy do końca roku w DCO, bo nie zostawimy pacjentów bez opieki

Udostępnij:
Wszyscy lekarze pracujący na moim oddziale złożyli wypowiedzenia. Dyrekcja powiedziała nam, że możemy nie pracować od zaraz, ale my chcemy pozamykać sprawy związane z leczeniem i dlatego pozostajemy do końca grudnia, do czego mamy prawo – mówi dr hab. Marek Bębenek, ordynator I oddziału chirurgii onkologicznej w Dolnośląskim Centrum Onkologii i konsultant wojewódzki w dziedzinie chirurgii onkologicznej.
Dlaczego zdecydował się Pan odejść z DCO?

Dyrekcja Dolnośląskiego Centrum Onkologii od kilku miesięcy wprowadza restrukturyzację w oddziałach zabiegowych bez konsultacji z nami. Polega ona na rozbiciu dotychczasowych oddziałów, zmniejszeniu liczby łóżek na moim oddziale i budowaniu nowej struktury, co wiąże się także z ograniczeniem zakresu wykonywanych operacji. To powoduje destabilizację pracy, na co nie mogliśmy się zgodzić. Wszystkich dziewięciu lekarzy pracujących na moim oddziale chirurgii onkologicznej złożyło wypowiedzenia. Dyrekcja powiedziała nam, że możemy nie pracować od 8 grudnia, ale to wiązałoby się z pozostawieniem pacjentów bez opieki, a że mamy prawo pozostania do 31 grudnia, tak też zrobimy, bo chcemy pozamykać sprawy związane z leczeniem.

Ilu chorych czeka na zabieg w DCO?

Na zabieg czeka się 3 miesiące. W chwili obecnej jest to 700 pacjentów w całym centrum, w tym 250 na moim oddziale. Nie jest prawdą to, co powiedział rzecznik szpitala, że nie interesuje nas los chorych, bo właśnie dlatego zamierzamy pracować do końca grudnia.

A co potem?

Wykonujemy bardzo specjalistyczne operacje, w tym HIPEC, czy termoresekcje i termoablacje przerzutów w wątrobie, zarówno metodą otwartą jak i zamkniętą. Po naszym odejściu zabiegi te będą możliwe w Lublinie i Krakowie. Jeśli nie będziemy mogli pracować w DCO z całą pewnością zaopiekujemy się naszymi chorymi zatrudniając się w innych szpitalach.

Nie ma woli porozumienia?

Dyrekcja próbuje rozmawiać z moimi asystentami, ze mną i moimi zastępcami już nie. Nie możemy zgodzić się na destabilizację pracy i wykonywanie tylko zabiegów związanych z jelitem grubym i odbytnicą, bo w naszej grupie są chirurdzy wyszkoleni także w innych zabiegach wysokospecjalistycznych. Na leczenie oczekują chorzy, którzy powinni być zoperowani jeszcze w grudniu i są już zakwalifikowani do zabiegów. Proponowałem swoje rozwiązania, ale nie wzięto ich pod uwagę.

Co Pan proponował?

Proponowałem, aby na bazie istniejących oddziałów stworzyć grupy zajmujące się rakiem piersi, czy przewodu pokarmowego. Proponowałem, aby uruchomić dodatkową możliwość operowania po godzinach pracy szpitala, w ramach kontraktów, aby w ten sposób zmniejszyć kolejkę. Chodziło o rozszerzenie działalności szpitala, ale dyrekcja w ogóle nie wzięła pod uwagę moich propozycji. Oczywiście, że specjalizacja zakresu wykonywanych zabiegów jest z korzyścią dla pacjentów, ale nie można rozbijać zespołu, który był tworzony przez 19 lat i dołączać lekarzy z jednego oddziału chirurgii onkologicznej do drugiego oddziału. Nie można skomasować dwóch oddziałów klinicznych w jednym oddziale. W moim oddziale byli wysokowyspecjalizowani chirurdzy onkologiczni, którzy zajmowali się operacjami onkoplastycznymi w raku piersi, ja specjalizuję się w zabiegach jelita grubego, żołądka, trzustki. Wykonywaliśmy także jako jedni z nielicznych operacje raka odbytnicy w rektoskopie operacyjnym (TEM). To wszystko działało. Nie można tak po prostu tego zniszczyć.

Jakie Pan widzi rozwiązanie tej sytuacji?

Centrum podlega urzędowi marszałkowskiemu. Wysłaliśmy pismo w sprawie warunków pracy w szpitalu. Myślimy, że tylko urząd może rozwiązać tę sytuację.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.