Bez wspólnego mianownika

Udostępnij:
Przestańmy się łudzić – tu już nie chodzi o wspólną sprawę, lecz o bezwzględną walkę, czyje będzie na wierzchu. Politycy znaleźli się w potrzasku obowiązkowej wyrazistości swojego publicznego wizerunku. W tak spolaryzowanym świecie do głosu dochodzą radykalizmy, a udzielenie poparcia sensownemu pomysłowi politycznego przeciwnika oznacza dobrowolne skazanie się na banicję. W najlepszym razie. A pacjent? No cóż, wyrażenie „dla dobra pacjenta” dobrze brzmi. Nie stoi jednak za nim żadna idea.
Były wiceminister zdrowia Jakub Szulc usłyszał kiedyś od jednego z posłów opozycji: „Wprowadźcie współpłacenie”. Przystał, ale pod warunkiem, że opozycja zagłosuje „za”. Odpowiedź brzmiała: „To niemożliwe. Będziemy tupać i odsądzimy was od czci i wiary! Ale jak już je wprowadzicie, my po przejęciu władzy go nie zlikwidujemy...”


Kasy chorych
Były takie czasy, kiedy SLD przygotował i przeprowadził przez parlament ustawę o kasach chorych, a jego polityczny przeciwnik – AWS – wcielał ją w życie. Oczywiście, odciskając swoje piętno poprzez wprowadzenie zmian. Ciągłość jednak była. Na marginesie można zaznaczyć, że reforma z 1999 r. miała tylu ojców, że nie było komu zgłosić do Trybunału Konstytucyjnego ustawy, która ją wprowadzała. Teraz takich problemów nie ma.
Nie ma, niestety, także dyskusji. Kiedyś o trudniejszych kwestiach rozmawiano długo i wyczerpująco. Bywało, że poseł opozycji Władysław Szkop dochodził do porozumienia z posłem koalicji rządzącej Tadeuszem Zielińskim i wspólnie przeforsowywali w sejmowej Komisji Zdrowia, a także na agorach swoich partii rozwiązania, które – ich zdaniem – naprawdę służyły interesowi pacjenta. Czasami zresztą obrywali po głowie od swoich liderów. Warto też wspomnieć, że mało się wtedy mówiło o interesie pacjenta.

Bez konsultacji
Jak jest obecnie? Sposób pracy nad ustrojową ustawą o działalności leczniczej był siłowy. Większość odpowiedzi na wątpliwości posłów czy zaproszonych ekspertów sprowadzała się do sformułowania: rząd popiera tę poprawkę/rząd nie popiera tej poprawki. Konieczność wprowadzenia tej ustawy, podobnie jak innych z pakietu ustaw zdrowotnych, motywowano dobrem pacjenta. Kropka.
– To prawda, że sposób procedowania ustawy odbiegał od cywilizowanych standardów – przyznaje Szulc. Jest zresztą zdania, że często dochodzi do sytuacji, kiedy rozsądniej byłoby zrezygnować z procedury w parlamencie, bo i tak wynik jest z góry przesądzony.
Zaznacza się zresztą dwoistość relacji między posłami. W kuluarach są one dobre lub co najmniej poprawne. W sali z mikrofonami słychać jedynie przemowy mające na celu pogrążenie przeciwnika.
– Oczywiście, że rozmowy nieformalne trwają. Co więcej, niektórzy posłowie koalicji rządzącej w głębi ducha popierają nasze propozycje. Bardzo często okazuje się, że w kuluarach nie ma różnic – przyznaje przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia Bolesław Piecha.

Beton kontra beton
Na zewnątrz jednak trzeba dbać o jednolity wizerunek i dawać prosty przekaz, dzięki któremu nikt nie pomyli jednej partii z drugą.
Kiedy PiS przedstawiło swoje propozycje naprawy ochrony zdrowia, z drugiej strony sali sejmowej nie było w zasadzie żadnej odpowiedzi. Kiedy rząd przedstawia swoje propozycje, od opozycji w najlepszym razie można oczekiwać, że przypomni przeszłe potknięcia, zadrwi z PR przeciwnika oraz szyderczo powie, że poczeka na szczegóły. Wymiany argumentów nie ma.
– Polaryzacja poglądów? Nie poglądów, lecz emocji! – denerwuje się sekretarz generalny Związku Powiatów Polskich Rudolf Borusiewicz, kiedy pytam go o scenę polityczną w ochronie zdrowia. – Nie ma żadnej, po prostu żadnej rozmowy o meritum, o rzeczywistych problemach i sposobach ich rozwiązania. Są same hasła!

Walka o władzę
Trudno się dziwić, że Borusiewicz się denerwuje. Należy on do tych, którzy jako jedni z pierwszych odczuwają skutki polityki prowadzonej na górze. Powiedzieć, że jest rozczarowany rozwojem sytuacji, to mało.
– Dominującym celem obecnej polityki jest walka, bezwzględna walka o władzę lub jej utrzymanie. Jeśli cel jest właśnie taki, a nie jest nim działanie na rzecz dobra wspólnego, nie ma mowy o rzeczowej dyskusji, nie ma miejsca na słuchanie argumentów. Nie można mówić rozsądnie, można jedynie żonglować hasłami, wzbudzając emocje – mówi.

Jest rozżalony, bo to z góry płyną dyrektywy. Takie jak na przykład wypłata podwyżek w wysokości 203 zł. Czy ktoś bierze pod uwagę głos samorządowców w takiej kwestii? Ktoś słuchał samorządowców, kiedy dyskutowano o ustawie o działalności leczniczej?

Pełny tekst Justyny Wojteczek ukaże się w najbliższym numerze Menedżera Zdrowia
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.