prof. Grzegorz Bręborowicz

Cięcie cesarskie: wygoda matki czy zagrożenie dla życia?

Udostępnij:
Około pół miliona kobiet umiera rocznie w związku z ciążą i aż jedna czwarta tych zgonów spowodowana jest krwotokami. Te z kolei są często wynikiem powikłań po cięciu cesarskim. W ciągu ostatnich dwóch lat możemy wręcz mówić o epidemii cięć cesarskich. To jest złe i niebezpieczne – mówi w rozmowie z portalem Termedia.pl prof. Grzegorz Bręborowicz, przewodniczący Komitetu Naukowego zakończonego w sobotę w Poznaniu Kongresu Polskiego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej.
-Czy problem cięcia cesarskiego jest dla współczesnych ginekologów aż tak istotny, że poświęcono mu tyle miejsca w programie Kongresu?
-Cięcie cesarskie wypełnia codzienność położnika. W ciągu ostatnich dwóch lat możemy wręcz mówić o epidemii cięć cesarskich. Jeśli by spojrzeć na ten problem z perspektywy 20 lat to możemy mówić o 100 proc. wzroście ilości cięć cesarskich. To jest złe i niebezpieczne.

- Czy ma Pan na myśli tzw. „cesarki” na życzenie?
-Tak, między innymi. Człowiek został stworzony by rodzić naturalnie a nie żeby mieć cięcie. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że wskutek cięcia cesarskiego może dojść do powikłań takich jak krwotoki, które są główną przyczyną zgonów matek na całym świecie. Około pół miliona kobiet umiera w ciągu roku w związku z ciążą i aż jedna czwarta tych zgonów spowodowana jest krwotokami. Kobiety myślą o cesarskim cięciu jak o wygodzie: znieczulą mnie i po pół godzinie będzie po wszystkim. Niestety niekiedy wina leży po stronie lekarza, który nie próbuje przekonać pacjentki do porodu naturalnego. To jest to co stwierdził profesor Aris Antsaklis z Grecji, prezes Światowego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej przekonując, że poród naturalny jest nieporównywalnie bardziej bezpieczny. Zadaniem lekarza jest przede wszystkim walka z bólem kobiety rodzącej. Jest jednak wiele różnych sposobów, które ten ból pozwalają zniwelować.

-A dlaczego mimo tak ogromnego rozwoju medycyny perinatalnej liczba przedwczesnych porodów na świecie nie maleje?
-Niestety częstość przedwczesnych porodów utrzymuje się na poziomie 8-10 proc. w zależności od położenia geograficznego. Dlaczego? Ponieważ mamy cały czas do czynienia z porodami jatrogennymi, które niestety my sami wywołujemy. I to jest o tyle zrozumiałe, że dzięki rozwojowi neonatologii mamy możliwość ratowania dzieci, których kiedyś uratować by się na pewno nie dało. Kiedy ja zaczynałem pracę to dziecko urodzone w 33 czy 34 tygodniu miało niewielką szansę na przeżycie. Dziś ratujemy dzieci w 26-27 tygodniu ciąży wykonując cesarskie cięcie i dzięki neonatologom te dzieci przeżywają. To oczywiście powiązane jest z innymi problemami takimi jak zakażenia czy zaburzenia oddychania.

-Zatem ten rozwój neonatologii jest w ostatnich latach znaczący…

-Rozwój neonatologii w ostatnich latach można określić wręcz jako skok z trampoliny. Jest on niebywały! Wprowadzenie stymulacji układu oddechowego czy postęp w walce z zakażeniami. Poza tym mamy możliwość wykonywania operacji na płodzie. Możemy przetaczać krew do naczyń pępowinowych, wykonując transfuzje wewnątrzmaciczne. Rozwija się też bardzo diagnostyka. Coraz lepiej potrafimy określić dobrostan płodu. Ten rozwój jest więc wielokierunkowy i bardzo szybki. W Polsce przełomowa była zmiana organizacji opieki perinatalnej. W 1985 r. umieralność noworodków w Polsce była na poziomie 1,8 proc. Na sto urodzonych dzieci prawie dwójka umierała. Dziś ta umieralność spadła do poziomu 0,6 proc. Do tej sytuacji niewątpliwe przyczyniła się zmiana opieki czyli przekazywanie pacjentek w ciąży do ośrodków wyższej referencji. Ktoś może powiedzieć, że ten jeden procent różnicy jest niewielki a ja powiem inaczej: Jeżeli mamy około 300 tys. porodów rocznie to ten jeden procent to jest 3 tysiące dzieci! Czyli rocznie przeżywa jedno małe miasteczko więcej. Kiedy wszędzie mówi się o demograficznym spadku to te liczby są niezwykle ważne. Co jest też istotne- obniżając tę umieralność -my jesteśmy na dobrym poziomie europejskim. Nie jesteśmy outsiderami, mamy partnerów na całym świecie, czego dowodem jest choćby tak wspaniałe grono wykładowców na tym Kongresie. To z jednej strony są często kontakty przyjacielskie, ale z drugiej to światowe grono widzi w nas partnerów, tworzymy wspólne programy naukowe. Nie jesteśmy tylko słuchaczami, wiele polskich ośrodków oferuje naprawdę światowy poziom.

-Wspomniał Pan o milowym kroku jakim była lepsza organizacja opieki perinatalnej - a co dziś wymaga najpilniejszych zmian w procedurach?
-Najprostsza odpowiedź jaka mi się nasuwa to: pieniądze i organizacja - zwłaszcza Narodowego Funduszu Zdrowia. Jeżeli NFZ wycenia procedury, które wykonuje się ambulatoryjnie i pacjentka mogąc opuścić szpital tego samego dnia musi w nim zostać dwa dni bo takie standardy obowiązują w NFZ, to kto na tym traci pieniądze? Przecież w tym czasie moglibyśmy wykonać trzy operacje. Jednak dla Funduszu mniej pacjentów to mniej wydanej „kasy”. To oczywiście jest niekorzystne dla pacjenta- jest mniej usług a więcej kolejek. Dlatego poprawa organizacji to podstawa. Mamy niż demograficzny, ale jakie mamy pieniądze na macierzyństwo? Żadne! Decydenci mając lat 40-50 nie myślą już o dzieciach, mają problemy zdrowotne choćby kardiologiczne czy neurologiczne. I te procedury są wycenione świetnie. Jeżeli chcemy poprawić tę złą sytuację demograficzną to powinniśmy zmienić politykę. Sam się ten problem nie rozwiąże.

-Ten niż demograficzny wynika chyba też po części z faktu, że Polki coraz później decydują się na dziecko a w tym wypadku im później tym gorzej…
-To nie tylko u nas, ale na całym świecie. Życie poszło w tym kierunku i należy to zrozumieć, ale pod względem fizjologicznym to nie jest dobre. Tego jednak nie zmienimy. Kobiety chcą się kształcić, pracować i mieć do czego wracać po porodzie. Jeszcze nie tak dawno jak przychodziła do mnie pacjentka to pierwsze czego chciała to zwolnienie. Dziś dać kobiecie w czasie ciąży zwolnienie to jest nie lada sztuka, trzeba ją do tego przekonać. Ona się o tę pracę boi. Zmieniła się mentalność. Dlatego medycyna perinatalna musi rozwijać się w tym kierunku żeby kobietom w ciąży po 30-tce pomagać. Niestety tak późna decyzja o macierzyństwie zmniejsza możliwości prokreacji.

- Prowadzenie ciąży u kobiet po 30-tce to dla lekarza większe wyzwanie?

-Oczywiście, niestety takie ciąże przebiegają często niefizjologicznie. Nie ukrywajmy- wiek odgrywa tu znaczącą rolę a trzydzieści lat plus nie jest optymalnym czasem na prokreację.

- Macierzyństwo XXI w– główny temat Kongresu – czy to zatem szansa czy zagrożenie?
- To szansa, ale pod warunkiem odpowiedniego kierowania i świadomości, że dziś mając takie metody możemy zaoferować naprawdę wiele. Jednak stosując je w nieodpowiedni sposób możemy wywołać bardzo wiele szkód.

Rozmawiała Ewa Gosiewska

Trzydniowy IV Kongres Polskiego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej zakończył się 28 października. Uczestniczyło w nim blisko 500 osób. Organizatorem wykonawczym tego wydarzenia było Wydawnictwo Termedia.
Zobacz fotorelację z wydarzenia
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.