Archiwum

Czy jako lekarze jesteśmy wszystkiemu winni?

Udostępnij:
– Do tytułowego pytania zainspirowało mnie stwierdzenie zasłyszane podczas rozmowy z jednym z dyrektorów wielkopolskich szpitali. W szczerej wypowiedzi stwierdził, że złej sytuacji naszej służby, w tym niemożności reformowania ochrony zdrowia, winni są lekarze, bo paraliżują wszelkie dobre posunięcia zarządzających – twierdzi Szczepan Cofta.
Tekst Szczepana Cofty, wiceprzewodniczącego Polskiej Unii Szpitali Klinicznych, lekarza naczelnego Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego w Poznaniu:
Warto wsłuchiwać się w ludzkie sądy i także taka wypowiedź powinna być przez nas brana pod uwagę i poddana refleksji. Ciekawy jestem także tego, co sądzą na ten temat inni lekarze – koleżanki i koledzy.

Rozregulowany system
System opieki zdrowotnej wydaje się rozregulowany. Z jednej strony należymy do najbogatszej części świata. Jeśliby nawet ktoś narzekał, to jesteśmy na mniej więcej 40. miejscu na świecie pod względem wydatków przeznaczanych na służbę zdrowia. Osiemdziesiąt procent ludności świata jest w gorszej sytuacji niż my. Jesteśmy najgorsi, ale wśród najlepszych.

Sytuacja epidemii COVID także nas, lekarzy, na pewno nadwyrężyła. Dane ukazują, że aż dwie trzecie spośród nas ociera się o wypalenie zawodowe, a prawie jedna trzecia także o depresję.

Zaburzona równowaga
Odnosi się wrażenie, że została zachwiana równowaga między izbami przyjęć i SOR-ami a podstawową opieką zdrowotną, ambulatorium specjalistycznym i szpitalnictwem. Pomoc doraźna w dużej mierze jest w marnej kondycji. Z perspektywy szpitalnika wydaje się, jakoby pewna część działalności POZ-ów się rozsypała, choć zapewne symetryczne opinie w stosunku do szpitalnictwa wyrażą lekarze rodzinni. Napięcia są bardzo duże. Prowadzą one do konieczności interweniowania – ręcznego niemal sterowania – w przypadku pacjentów „niechcianych”, z pogranicza, najsłabszych, którzy dla skomercjalizowanego w części systemu są albo nierentowni, albo wymagają zbyt dużych nakładów pracy. W moim doświadczeniu – jako naczelnego lekarza – interweniowanie w sytuacjach niesprawności systemu stanowi dużą i istotną część działalności.

Nie ma lekarzy do pracy na ciężkich oddziałach, dyżurowania czy pomocy doraźnej. Nawet duża część szpitalników zaniechała dyżurowania, a system opieki w kilku specjalnościach się rozsypuje – stwierdza się to, przyglądając się chociażby radiologii. Rozszerzenie potrzeb radiologicznych i dostępu do badań powoduje w wielu regionach kraju paraliż sprawnego opisywania, a także brak gotowości kadry radiologicznej do dyżurowania – pracy jest tyle, że każdy znajdzie wytłumaczenie, że ma jej za dużo, zdecydowanie ponad miarę.

W ogniu konfliktu interesów
Po głębszym zastanowieniu zapewne potwierdzimy, że środowisko nasze – bardzo różnorodne – targane jest różnorakimi konfliktami interesów. Dotyczą one nie tylko nas wzajemnie, ale także ujawniają nieraz odrębności związane z wykonywaną przez nas pracą czy to w szpitalnictwie, czy ambulatoryjnej opiece społecznej, czy też w podstawowej opiece zdrowotnej. Część zarządzających szpitalami uważa, że partykularne interesy lekarskie oraz formalne czy nieformalne wpływy tak zróżnicowanego środowiska uniemożliwiają i paraliżują wszelkie zdecydowane działania reformatorskie.

Czy można bez nas?
Pozostaje tylko pytanie, czy można budować system opieki zdrowotnej nie tylko z pominięciem lekarzy, ale wbrew nim, czy wręcz bez okazania szacunku i życzliwości. Oczywiście ewolucji musi ulegać nasza edukacja, dojrzewanie do podejmowania współodpowiedzialności za system, ale wbrew nam i przy braku życzliwości dla naszego środowiska nikt chyba nie odniesie zarządczego sukcesu. Usłyszałem w ostatnich dniach z ust jednego z zarządzających o lekarzach pracujących w szpitalu, że są „udziałowcami w działalności zarobkowej” – autentyczne.

Dość kuriozalnie wyglądają działania postponujące sprawy medyczne w zarządzanych szpitalach, w których dominuje styl władania z dominantą ekonomizującą czy proceduralno- prawną. I w tych szpitalach i jednostkach służby zdrowia trzeba pamiętać, że szpital jest instytucją przeznaczoną do prowadzenia działalności medycznej, a nie do zarządzania biznesem. Nastały czasy, że trzeba przypominać tak podstawowe prawdy.

Batalie o wizje
Tak, bywamy nieraz świadkami i uczestnikami pewnej batalii, czym jest chociażby szpital – podmiotem działalności zarobkowej czy też emanacją pewnej społecznej misji wpływającej na życie i zdrowie pacjentów. Dla wielu zarządzających nie jest to wcale oczywiste. Szpital musi oczywiście być zdrowy ekonomicznie i prawnie, z dobrą komunikacją wewnętrzną jako warunkiem dobrego funkcjonowania, ale jest przestrzenią niesienia pomocy potrzebującym. Wierzę i wiem, że taki szpital można z dobrym skutkiem – przy otwartości i dobrej woli – wspólnie budować.

Bez nas – lekarzy, bez poważnego potraktowania pogłębionej misji funkcjonowania opieki zdrowotnej, stworzenia dobrych szpitali czy ambulatoriów, dobrego systemu na pewno się nie uda. Na pewno na nas nie można przerzucać też winy mimo targających nami konfliktów interesów.

Warto ukazywać ofiarne postawy i przykłady tych, którzy umieją zachowywać dobre prądy i utrzymywać się w nurcie prostej – niekombinowanej – troski o sprawy chorych. Inaczej będzie coraz więcej ofiar systemu, który jest bardzo nadwyrężony.

Tekst opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 2/2023.

Przeczytaj także: „O co chodzi z tym przedawnieniem?” i „O sile rażenia orzeczeń sądów lekarskich”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.