Diety roślinne u dzieci i ich konsekwencje zdrowotne
Tagi: | Malgorzata Desmond, dieta, jedzenie, dzieci, młodzież |
- Suplementacja witaminy B12 w diecie każdego dziecka, które nie je mięsa, jest absolutnie obowiązkowa. Nie ma tej witaminy w produktach roślinnych w formie przyswajalnej przez nasz organizm w ogóle, a w nabiale i jajkach występuje w małych ilościach
- Część wegan i wegetarian uważa, że te diety są idealne, nie dopuszczają do siebie w ogóle myśli, że wegetarianizm czy weganizm może wiązać się z pewnym ryzykiem zdrowotnym
- Z kolei u części osób na dietach tradycyjnych wytwarza się postawa skrajnie odwrotna – uważają, że dzieci wegańskie to dzieci, które są automatycznie niedożywione i słabe. Nawet często lekarze tak je postrzegają.
- Obóz „roślinoentuzjastów” ma tendencje do minimalizowania ryzyk i bagatelizowania potrzeby uważnego tej diety i konsultacji ze specjalistami
- Jak we wszystkich kwestiach, także w tych przypadkach należy unikać skrajności – najlepszy jest złoty środek
Poświęciła pani swój doktorat
pewnym badaniom, które polegały na porównaniu wyników zdrowotnych dzieci w
wieku od pięciu do dziesięciu lat na diecie tradycyjnej z tymi, które przez średnio 4-6 lat
były na dietach albo wegeteriańskiej, albo wegańskiej. To chyba pierwsze takie
badania od wielu, wielu lat?
– Mój doktorat był szerszym
projektem naukowym prowadzonym przez Institute of Child Health, University
College London we współpracy z Instytutem – „Pomnik Centrum Zdrowia Dziecka”.
Metodologicznie zaczęliśmy prace od 2011 roku. Od 2014 r. trzy lata zbieraliśmy
dane, a potem przez cztery lata opracowaliśmy wyniki. Warto wspomnieć, że te
badania i rekrutacja trwały długo, bo nie jest łatwo znaleźć dzieci
wegetariańskie, a szczególnie wegańskie.
Przypomnijmy, że wegetarianie nie jedzą mięsa ani ryb, a weganie eliminują w diecie wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego, w tym oprócz mięsa i ryb, także nabiał i jajka. Teraz może ten odsetek w Polsce trochę wzrósł, ale nadal szacuje się, że w przypadku wegan jest to poniżej 5 proc. Rzeczywiście to były pierwsze takie badania od 1989 roku, które tak szczegółowo wzięły pod lupę małych wegan.
Wcześniej mieliśmy tylko trzy badania – dwa z Wielkiej Brytanii, jedno z USA i to ostatnie z pewnego rodzaju komuny ludzi żyjących zgodnie z naturą na farmie w Tennessee z początku lat 80. XX w. Więc do czasu naszej publikacji z 2021 r. w tym aspekcie była duża luka w wiedzy. A już na pewno nie było żadnych badań, jeśli chodzi o dzieci wegańskie w kontekście biomarkerów, czyli między innymi badań krwi.
W naszym badaniu bardzo skrupulatnie dobieraliśmy grupę kontrolną, bo chcieliśmy porównywać pomarańcze do pomarańczy, a nie gruszki do pomarańczy. Do dzieci wegańskich i wegetariańskich dopasowaliśmy dzieci na tradycyjnej diecie pod kątem nie tylko wieku i płci, ale też i czynników socjoekonomicznych. W kwestionariuszach braliśmy pod uwagę wiele tzw. czynników wikłających, czyli takich, które również mogły wpłynąć na efekty zdrowotne, poza dietą. Były to między innymi palenie tytoniu przez rodziców, miejsce zamieszkania (miasto, miasteczko, wieś), wykształcenie matki, ojca. Chodziło nam o to, by te inne czynniki zostały w analizach statystycznych uwzględnione, aby wyniki odzwierciedlały efekt przede wszystkim diety, a nie czego innego.
Co w takim razie z tych badań
wyszło?
– Bardzo wiele. Dla dzieci
wegańskich – korzystnych i niekorzystnych. Okazało się, że dzieci wegańskie
były średnio o 3 cm niższe niż dzieci na dietach tradycyjnych. Proszę pamiętać
jednak, że była to średnia, którą uzyskaliśmy w grupie badanej, co nie oznacza,
że każdy weganin był niższy! Mówię o tym, ponieważ często słyszę od rodziców
dzieci wege, że ich syn czy córka są wysocy. W nauce nie patrzy się na
pojedyncze przypadki, ale na większe liczby i na trendy. Ten trend występował
również u dzieci na diecie wegetariańskiej, ale nie był on istotny
statystycznie, czyli większe różnice występowały u wegan.
Wegańskie dzieci miały także niższą gęstość mineralną kości. Już po korekcie o rozmiar kości. Tutaj ważna uwaga. Nie tylko braliśmy pod uwagę, ile minerałów jest w kościach wegetarian i wegan, ale też ich rozmiar. Okazało się, że kości tych dzieci były mniejsze, ale u wegan zwierały też między 4-6 proc. mniej minerałów w zależności od części ciała. U dzieci wegetariańskich był podobny trend, ale po korekcie o rozmiar kości stawał się statystycznie nieistotny.
Czy to oznacza, że takie kości
są bardziej podatne na urazy i choroby?
– Trudno to stwierdzić u dzieci w
wieku 5–10 lat. To jest pierwsze badanie gęstości mineralnej kości u dzieci
wegańskich i nikt nie badał tych dzieci długoterminowo. Ale jeżeli ten trend utrzyma się u tych
dzieci do wieku dorosłego, to może stanowić czynnik ryzyka złamań w późniejszym
wieku. Na pewno to jest swojego rodzaju czerwona flaga i wynik, który uznajemy
za niekorzystny dla tej diety.
Skąd ta niższa mineralizacja
kości?
– Zastanawialiśmy się nad tym w
naszych badaniach. Czy na przykład jest ona spowodowana niższym spożyciem
wapnia, ale nie u wszystkich wegan to występowało. Czy też wynika z jakości
dostarczanego białka. A może inne czynniki miały tutaj wpływ. To jest pytanie
otwarte, i aby na nie odpowiedzieć, trzeba innego rodzaju badania niż to, które
my przeprowadziliśmy. Natomiast to, co jest naukowo udowodnione, to to, że
dorośli weganie, szczególnie ci, którzy wapnia nie suplementują, mają niższą
gęstość mineralną kości. U nich ryzyko złamań jest wyższe. Więc nasze badanie,
pod kątem gęstości mineralnej kości, potwierdziło u dzieci to, co inni wykazali
u dorosłych wegan.
A jakieś pozytywne wyniki
dotyczące wegan?
– Dzieci wegańskie miały niższą
zawartość tkanki tłuszczowej we wszystkich rejonach ciała. Co ciekawe, u
wegetarian wcale tej różnicy nie było, oprócz pośladków i ud, gdzie tłuszcz
jest zdrowy i korzystny metabolicznie. Jednocześnie dzieci wegańskie nie miały
wcale mniejszej masy mięśniowej. Była ona porównywalna we wszystkich trzech
grupach uczestników. Poza tym dzieci na diecie wegańskiej miały też znacznie
niższe stężenia cholesterolu, trójglicerydów i markerów przewlekłego stanu
zapalnego w organizmie. Ta różnica była spora. W przypadku cholesterolu LDL
(tzw. złego cholesterolu) różnica ta wynosiła średnio 24 mg/dl.
A u których dzieci było
najwyższe ryzyko niedoboru żywieniowych?
– Najwyższe w naszych, ale też i w
wielu innych badaniach było ono u wegan. Dzieci wegańskie miały największe
ryzyko niedoboru witaminy B12, witaminy D3 i żelaza. W czeskich badaniach z
zeszłego roku wykazano, że również i jodu. U wegetarian wszystkie te niedobory
były także widoczne na różnych etapach analizy, ale były mniej nasilone i
różnica w ostatecznych modelach okazywała się najczęściej nieistotna. Był jeden
wyjątek – wegetarianie niesuplementujący witaminy B12 mieli również wyraźne
niedobory tego składnika, potwierdzone w badaniach krwi. Natomiast u dzieci, które suplementowały
witaminę B12, czy to u wegan, czy u wegetarian, ryzyko znikało całkowicie.
Inaczej mówiąc, suplementacja witaminy B12 w diecie każdego dziecka, które nie je mięsa, jest absolutnie obowiązkowa. Nie ma tej witaminy w produktach roślinnych w formie przyswajalnej przez nasz organizm w ogóle, a w nabiale i jajkach występuje w małych ilościach. Ewentualnie można ją czerpać z produktów fortyfikowanych (wzbogaconych), czyli z mlek roślinnych, zamienników mięsa, ale tutaj jest pewne „ale”. Trzeba sprawdzać składy tych produktów pod kątem takiej fortyfikacji i być bardzo świadomym tego, ile się jej z tych produktów dostarcza.
Poza tym temat gotowych wegańskich zamienników produktów zwierzęcych, które w ostatniej dekadzie wręcz zalały nasze półki sklepowe, jest tematem samym w sobie. Są to produkty zazwyczaj wysoko przetworzone, z dodatkiem syntetycznych składników i w większości nie przypominające pod kątem wartości odżywczej swoich zwierzęcych pierwowzorów. Chociaż mogą swoim wyglądem i smakiem udawać mięso czy nabiał, często mają znacznie niższą zawartość białka, wapnia, i innych mikroelementów, niż produkty oryginalne. Przez to mogą zwiększać ryzyko nieodpowiedniego zbilansowania diety roślinnej, jeżeli nie weźmiemy tego pod uwagę.
Nawet stosując niskoprzetworzone produkty roślinne w sposób niezbilansowany (np. jedząc za mało roślin strączkowych, najlepszego źródła białka w diecie roślinnej, nie suplementując witaminy B12), takie niedobory wystąpią. Dlatego tak istotne jest zaczerpnąć porady dietetyka klinicznego specjalizującego się w dietach roślinnych, szczególnie jeżeli mamy do czynienia z dietą dziecka. Warto też pamiętać, że te niedobory nie pojawiają się z dnia na dzień. To jest proces i w przypadku witaminy B12 często nie widać tego niedoboru, aż do bardzo późnego stadium.
Czym grozi niedobór witaminy
B12?
– Niedobory witaminy B12 na
wczesnym etapie są często niewyczuwalne. W późniejszych etapach objawiają się
jako przewlekłe zmęczenie, mrowienia w kończynach, bolący i zaczerwieniony
język, słabość mięśni, problemy psychiczne i natury neurologicznej, w tym depresja
i dezorientacja. U małych dzieci, szczególnie niemowląt matek weganek
karmiących piersią niesuplementujących witaminy B12, ten niedobór objawia się
jako zaburzenia rozwoju, niedokrwistość megaloblastyczna i opóźnionym rozwojem
psychomotorycznym. Suplementacja zapobiega tym niedoborom. Powinna być dobrana
przez specjalistę (dietetyka lub lekarza), w zależności od wieku.
Mięso zatem nie jest niezbędne
w wieku rozwojowym? Wystarczy odpowiednia suplementacja pod okiem specjalisty?
– Mięso nie jest niezbędne, ale
zmniejsza ryzyko niedoborów pewnych składników odżywczych. Zawiera ono sporo
składników istotnych dla rozwoju dziecka, które są łatwiej dostępne niż te z
produktów roślinnych. To choćby żelazo, cynk, oczywiście witamina B12, białko.
Wszystkie te składniki, oprócz witaminy B12, można też pozyskać z produktów
roślinnych. Ale mają często niższą biodostępność. Dlatego podstawą w żywieniu
dzieci produktami roślinnymi jest odpowiednia wiedza i konsultowanie zdrowia i
diety dziecka z dietetykiem i lekarzem.
Czy można powiedzieć, że białko
z roślin jest zdrowsze?
– Zdrowsze to pojęcie bardzo
względne. Zdrowsze dla kogo? Dziecka czy dorosłego? Zdrowego czy ze
schorzeniem? Musimy unikać takich
czarno-białych stwierdzeń, bo nie ma na to miejsca w naukach o żywieniu. Jeśli
chodzi o udział w kościotworzeniu i procesach wzrastania, to wszystko na to
wskazuje, że białka roślinne dają słabsze ku temu sygnały niż białka
zwierzęce. To może mieć wady, ale też
pewne zalety. Dyskusja o tym raczej wychodzi poza tematykę naszej rozmowy. A
jeśli patrzymy na wpływ białka roślinnego na lipidogram, szczególnie u osób,
które mają hipercholesterolemię lub osób z nadciśnieniem, to jest ono zdrowsze,
ponieważ może pomóc w obniżeniu stężeń cholesterolu czy ciśnienia
tętniczego.
Nasze badanie nie dało czarno-białej odpowiedzi, że dzieci wegańskie są mniej zdrowe lub nie będą się rozwijać z powodu niedoborów. Wykazaliśmy pewne ryzyka tych diet, ale też i pewne zalety. Nie możemy jednak stwierdzić, że diety te są zupełnie niezdrowe, ani że są zdrowsze niż diety tradycyjnie. Dzieci na zbilansowanych dietach wegańskich rozwijały się zazwyczaj prawidłowo, ale nieco inaczej niż dzieci na dietach tradycyjnych. Jeżeli te diety były niezbilansowane, ryzyka były prawie zawsze widoczne. Istotne jest, aby rodzice, którzy decydują się wychowywać dzieci w ten sposób byli świadomi tych ryzyk i tych różnic, i wiedzieli, jak karmić dzieci bezpiecznie.
Jeśli nasze dziecko nie je
mięsa, to jak często robić mu badania i jakie konkretnie, by mieć pewność, że
nie występuje u niego jakiś niedobór minerałów czy witamin?
– Kontrola u pediatry i dietetyka
powinna odbywać się przynajmniej raz na trzy lata. Zaczyna się od długiej
konsultacji z wytycznymi, jak bilansować dietę, jakie grupy pokarmowe podawać,
w jakich ilościach i od wytycznych dotyczących suplementacji. Wszystko to jest
dostosowywane do wieku dziecka. Okresowo powinno się wykonywać badania krwi;
morfologię, ferrytynę, witaminę D, witaminę B12, homocysteinę bądź stężenie
kwasu metylomalonowego i – w skrajnych przypadkach, kiedy podejrzewamy u
takiego dziecka długą ekspozycję na bardzo źle zbilansowaną dietę, np. jeżeli
takie dziecko wykazuje cechy niedożywienia, zahamowania wzrostu – warto też zrobić badanie densytometryczne,
czyli zbadać gęstość mineralną kości.
I tu pojawia się pewne
wyzwanie, bo rodzice mogą być świadomi układania odpowiedniego talerza dziecku,
ale podają go i dziecko tego nie lubi, tamtego nie ruszy, podziobie i zostawi…
– Zaskoczę panią. Dzieci
wegańskie zazwyczaj nie mają ze zdrowymi produktami np. szpinakiem, fasolą,
orzechami żadnych problemów, ponieważ od małego są przyzwyczajone do jedzenia
kotleta z ciecierzycy, mnóstwa warzyw, nawet selera korzeniowego, którego jedna
z uczestniczek naszego badania podgryzała w klinice jak chipsy. Większy problem
bywa czasem (ale nie zawsze) z dziećmi na diecie wegetariańskiej, które często
jedzą wszystko, tylko nie mięso, np. frytki, ziemniaki, kawałek marchewki,
bułkę. Część takich dzieci w ogóle nie zastępuje mięsa wartościowymi
produktami. Przez co w naszym badaniu wegetariańskie dzieci miały gorsze wyniki
kardiometaboliczne niż dzieci jedzące mięso. Były to np. wyższe stężenie
trójglicerydów, glukozy we krwi, ale też wspominane wyżej, mniej korzystne
rozłożenie tkanki tłuszczowej.
Czy wszystkie dzieci da się
przyzwyczaić do jedzenia warzyw i owoców oraz zdrowych nawyków, gdy wokół tyle
pokus? Rodzice stają na głowie, a dziecko i tak sięga tylko po niezdrowe
przekąski, podjada słodycze…
– Czy to jest kwestia przykładu,
przyzwyczajenia? Wydaje mi się, że dwóch tych rzeczy… Łatwiej rzeczywiście
ukształtować nawyki u dziecka, którego rodzice zdrowo się odżywiają i dają
zamiast chipsów seler lub marchewkę do rączki.
Wiele nastolatków odwraca się
od mięsa ze względów etycznych, ale nie zawsze chcą zastępować je czymś
wartościowym.
– Przechodzenie nastolatków na
dietę wegańską czy wegetariańską ze względów etycznych to oddzielna grupa,
której nie badaliśmy. U często zbuntowanych nastolatków odrzucenie mięsa nie
zawsze idzie w parze ze świadomością tego, że muszą dostarczać w diecie jego
zamienniki. To może skutkować niedoborami pokarmowymi, np. anemią z niedoboru
żelaza. Spotkałam się z takimi przypadkami w praktyce klinicznej. Trzeba z nimi
o tym rozmawiać i nakłaniać do konsultowania diet z dietetykiem.
Dieta roślinna zrównoważona to
niezrównoważony czasowo rodzic? Jak jest z przygotowywaniem posiłków? Słyszę
często argument, że wegańska kuchnia wymaga więcej czasu.
– Jeśli chodzi o zastąpienie
mięsa, głównie roślinami strączkowymi, to odwołując się również do mojego
doświadczenia pozostawania na diecie wegańskiej przez kilkanaście lat, mogę
powiedzieć, że jest bardziej pracochłonna. Trzeba te strączki moczyć, miksować,
piec. Łatwiej jest usmażyć schabowego niż zrobić kotlet z soczewicy. Natomiast
trzeba też wziąć pod uwagę to, że wszystko jest kwestią determinacji. Jeśli
człowiek się wprawi, to wtedy w przygotowywanie jedzenia roślinnego wkłada się
porównywalną ilość czasu.
Oczywiście można kupować w tej chwili gotowce, ale są one najczęściej produktami wysoko przetworzonymi o niskiej wartości odżywczej. Czytam składy tych produktów i włos mi się na głowie jeży. Ostatnio WHO podjęło ten temat. W zeszłym roku był raport wskazujący na to, że konsekwencje zdrowotne spożywania takich przemysłowo wyprodukowanych zamienników mięsa są w długim terminie nieznane.
Wegańska czy wegetariańska
dieta zatem wcale nie musi być taka zdrowa?
– Oczywiście. Mamy już pierwsze
badania na dorosłych, które pokazują, że osoby na dietach roślinnych,
odżywiające się wysoce przetworzonymi produktami mają wyższe ryzyko zdrowotne
niż te spożywające mięso. Te korzyści zdrowotne u wegan i wegetarian, które obserwowaliśmy
na przełomie XX i XXI wieku mogą niedługo zaniknąć, ponieważ coraz więcej osób
korzysta z gotowców.
A z jakimi mitami pani
najczęściej spotyka się, jeśli chodzi o mięsożerców i roślinożerców?
– Na przykład część wegan i
wegetarian uważa, że te diety są tak zdrowe, że nie warto w ogóle zwracać uwagi
na suplementację. Traktują ten sposób odżywania jako dietę idealną i nie
dopuszczają do siebie w ogóle myśli, że wegetarianizm czy weganizm może wiązać
się z pewnym ryzykiem zdrowotnym. Co prawda rzadko się taka postawa zdarza, ale
bywa i tak. Natomiast u części osób na dietach tradycyjnych wytwarza się
postawa skrajnie odwrotna. Uważają, że dzieci wegańskie to dzieci, które są
automatycznie niedożywione i słabe. Nawet często lekarze tak je postrzegają.
Na konferencjach medycznych, gdzie czasem zdarza mi się wykładać na temat bilansowania tych diet dla publiczności lekarskiej, spotykam się z takimi skrajnymi postawami. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Jeżeli dieta ta jest dobrze zbilansowana, to może ona być stosowana u dziecka. Z drugiej strony obóz „roślinoentuzjastów” ma tendencje do minimalizowania ryzyk i bagatelizowania potrzeby bardzo uważnego planowania tej diety i konsultacji ze specjalistami. Jak we wszystkich innych kwestiach, należy unikać skrajności. Najlepszy jest tutaj złoty środek.
Rozmawiała Klaudia Torchała.
Przeczytaj także: „Zadowolenie a diety”.