Długi weekend to zagrożenie dla życia i zdrowia
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 28.04.2017
Źródło: BL
Amerykański "Center for Disease Control and Prevention" przestrzega, że sobota to dni, gdy dochodzi do większej liczby zgonów niż w jakikolwiek inny dzień. A weekendy są szczególnym zagrożeniem dla zdrowia. Powodem są pacjenci i... organizacja ochrony zdrowia. W Ameryce – tak jak w Polsce – placówki pracują w niepełnej obsadzie, na pół gwizdka, przy niepełnej obsadzie.
Dlaczego? Amerykańska agencja znajduje dwa powody. Pierwszy leży po stronie pacjentów. W weekendy są bardziej skłonni do ryzykownych zachowań. I tych związanych z nadużywaniem substancji psychoaktywnych, i tych sportowych, gdy po tygodniach siedzenia za biurkiem czy telewizorem postanawiają sobie udowodnić, że są zdolni do niezwykłych wyczynów sportowych.
Ale drugi powód związany jest z organizacją ochrony zdrowia. W Ameryce – tak jak w Polsce – placówki pracują w niepełnej obsadzie, na pół gwizdka, przy niepełnej obsadzie.
To dane z USA, twardych dotyczących liczby zgonów w weekendy w Polsce. Postanowiliśmy zatem zapytać ekspertów o opinie i obserwacje.
Ewa Książek-Bator, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali:
- Sądzę, że nie różnimy się tu od Ameryki. Co do pacjentów Amerykanie wymieniają ofiary nadmiernych wyczynów sportowych i ofiary używek. Szczególnie wyróżniłabym bym tu szczególną podgrupę: a więc tych, którzy jednocześnie spożywają alkohol i próbują po nim dokonywać wyczynów sportowych.
W organizacji pracy naszej ochrony zdrowia też postępujemy dość nonszalancko. W praktyce zamiera POZ i AOS. Pomoc wieczorowa i świąteczna jest niewydolna. W szpitalu, w którym kierowałem w dni wolne notowaliśmy wzrost o 30 proc. liczby pacjentów SOR. Staraliśmy się to zrekompensować wzmocnioną obsadą, ale nie zawsze to wystarczało. Gdy do tego dodamy jeszcze mentalność sporej pacjentów, która mimo tego, że zauważa u siebie niepokojące objawy – chce doczekać do końca weekendu i iść do „swojego” lekarza: rzeczywiście jest się czego bać.
Janusz Atłachowicz, ekspert ochrony zdrowia:
- To prawidłowość ogólnoświatowa. Na ryzykowne zachowania pacjentów niewiele możemy poradzić, pozostaje nam zatem lepsze przygotowanie ochrony zdrowia.
Do wymienianych powszechnie zagrożeń, a więc niewydolności POZ i opieki wieczorowej, dołączyłbym jeszcze jedno. Także rozmaite oddziały szpitalne, za wyjątkiem SOR, pracują w niepełnej obsadzie. Praktyką wielu szpitali jest zatrudnianie na dyżurach weekendowych tzw. lekarza z pieczątką, dyżurującego – który jest pod presją czy to ordynatora, czy lekarzy na co dzień prowadzących chorego, by swoje interwencje ograniczał, decyzji prowadzącego nie zmieniał bez wyraźnej konieczności, by w razie gdy to możliwe odwlekał interwencje do czasu powrotu lekarza prowadzącego z weekendu.
Na problem nie znajdziemy tu szybkiej odpowiedzi. Sądzę, że rozwiązaniem byłoby tu przestrzeganie zasady, że szpital pracuje 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Pełne przestrzeganie, łącznie z przeprowadzaniem w weekend planowych zabiegów i operacji, przyjmowaniem i wypisywaniem pacjentów, pracujących w pełnej obsadzie. Koniec końców to by się na pewno opłaciło. Tyle, że nie widzę na to szansy w najbliższym czasie, bo wiązałoby się to rozbudowaniem obsady tak by mogła pracować z równą efektywnością w każdy dzień tygodnia. To niemożliwe z powodu sposobu finansowania szpitali i braku kadr.
Oprac. Bartłomiej Leśniewski
Ale drugi powód związany jest z organizacją ochrony zdrowia. W Ameryce – tak jak w Polsce – placówki pracują w niepełnej obsadzie, na pół gwizdka, przy niepełnej obsadzie.
To dane z USA, twardych dotyczących liczby zgonów w weekendy w Polsce. Postanowiliśmy zatem zapytać ekspertów o opinie i obserwacje.
Ewa Książek-Bator, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali:
- Sądzę, że nie różnimy się tu od Ameryki. Co do pacjentów Amerykanie wymieniają ofiary nadmiernych wyczynów sportowych i ofiary używek. Szczególnie wyróżniłabym bym tu szczególną podgrupę: a więc tych, którzy jednocześnie spożywają alkohol i próbują po nim dokonywać wyczynów sportowych.
W organizacji pracy naszej ochrony zdrowia też postępujemy dość nonszalancko. W praktyce zamiera POZ i AOS. Pomoc wieczorowa i świąteczna jest niewydolna. W szpitalu, w którym kierowałem w dni wolne notowaliśmy wzrost o 30 proc. liczby pacjentów SOR. Staraliśmy się to zrekompensować wzmocnioną obsadą, ale nie zawsze to wystarczało. Gdy do tego dodamy jeszcze mentalność sporej pacjentów, która mimo tego, że zauważa u siebie niepokojące objawy – chce doczekać do końca weekendu i iść do „swojego” lekarza: rzeczywiście jest się czego bać.
Janusz Atłachowicz, ekspert ochrony zdrowia:
- To prawidłowość ogólnoświatowa. Na ryzykowne zachowania pacjentów niewiele możemy poradzić, pozostaje nam zatem lepsze przygotowanie ochrony zdrowia.
Do wymienianych powszechnie zagrożeń, a więc niewydolności POZ i opieki wieczorowej, dołączyłbym jeszcze jedno. Także rozmaite oddziały szpitalne, za wyjątkiem SOR, pracują w niepełnej obsadzie. Praktyką wielu szpitali jest zatrudnianie na dyżurach weekendowych tzw. lekarza z pieczątką, dyżurującego – który jest pod presją czy to ordynatora, czy lekarzy na co dzień prowadzących chorego, by swoje interwencje ograniczał, decyzji prowadzącego nie zmieniał bez wyraźnej konieczności, by w razie gdy to możliwe odwlekał interwencje do czasu powrotu lekarza prowadzącego z weekendu.
Na problem nie znajdziemy tu szybkiej odpowiedzi. Sądzę, że rozwiązaniem byłoby tu przestrzeganie zasady, że szpital pracuje 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Pełne przestrzeganie, łącznie z przeprowadzaniem w weekend planowych zabiegów i operacji, przyjmowaniem i wypisywaniem pacjentów, pracujących w pełnej obsadzie. Koniec końców to by się na pewno opłaciło. Tyle, że nie widzę na to szansy w najbliższym czasie, bo wiązałoby się to rozbudowaniem obsady tak by mogła pracować z równą efektywnością w każdy dzień tygodnia. To niemożliwe z powodu sposobu finansowania szpitali i braku kadr.
Oprac. Bartłomiej Leśniewski