Dopalacze: siła agresji

Udostępnij:
Jest się czego bać: po tych środkach pacjent zachowuje się gorzej niż dzikie zwierzę. Nawet przywiązany za wszystkie kończyny i z pasem krępującym klatkę piersiową nadal ma tyle sił, żeby ranić sobie ręce do krwi - opowiadają lekarze.
-Kilka dni temu 26-letnia łodzianka po zażyciu dopalaczy uciekła z mieszkania w wieżowcu przez balkon. Zeszła piętro niżej na balkon sąsiada. Gdy próbował jej pomóc, rozwścieczona rzuciła się na niego – pisze „Gazeta Wyborcza”.

W Kutnie kompletnie nagi chłopak biegał po ulicy. Kilku policjantów i załoga karetki mieli problem, żeby rozszalałego golasa obezwładnić. - Pracuję na toksykologii od 36 lat i wiele widziałem. Ale z takim poziomem agresji jak u pacjentów po dopalaczach nigdy wcześniej się nie spotkałem - mówi dr Jacek Rzepecki z łódzkiego Instytutu Medycyny Pracy.

Ofiary dopalaczy rzadko trafiają do szpitali nieprzytomne. Najczęściej są skrajnie pobudzone i bardzo agresywne. Wrzask pacjenta słychać już z karetki, ciosy wymierza na oślep.

- Ma spaczony obraz tego, co się dzieje, i walczy z całym światem w sposób niekontrolowany. Nasuwa się skojarzenie z dziką bestią. To, co chemia robi z mózgów, jest przerażające - ocenia dr Rzepecki.

-Typowy delikwent z kipiącym mózgiem? Nawet kilka osób ma problem, żeby go obezwładnić – zauważa dziennik.

Instytut ma umowę z policją, która ma pomagać w opanowaniu najbardziej agresywnych pacjentów. W praktyce patrol dojeżdża pod szpital, zostawia karetkę z pacjentem przed izbą przyjęć i zawraca. - Jeden zdemolował izbę przyjęć, inny rzucił się z krzesłem na podwieszany sufit w toalecie, kolejny uciekał przez lufcik - wymienia Rzepecki. - My się tych pacjentów zwyczajnie boimy.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.