Dorzynanie szpitali

Udostępnij:
Takie same fundusze, taka sama wycena punktów, zupełnie inna inflacja. Efekt? Szpitale powiatowe zaczną upadać. To najczarniejszy scenariusz polskiej służby zdrowia A.D. 2013 i 2014, jaki kreśli Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich.
Oddziały wojewódzkie NFZ zaprezentowały plany finansowe na rok 2014 i potwierdza się teza, że nadchodzący rok będzie najtrudniejszy dla kierujących szpitalami od początku zarządzania nimi przez samorządy. A w sposób szczególny dla szpitali powiatowych.
Otóż NFZ na rok 2014 planuje budżet taki sam jak w tym roku. Nie przewiduje się zmian cen jednostkowych punktu rozliczeniowego w porównaniu z rokiem 2013. Wszystkie województwa w 2014 roku mają otrzymać tyle samo pieniędzy, ile otrzymały w obecnym. Ani złotówki więcej.
To w praktyce oznacza oczywiście spadek nakładów na publiczną ochronę zdrowia. Główną przyczyną takiej decyzji są smutne doświadczenia z planowania na lata 2012 i 2013, kiedy okazało się, że wpływy ze składki zdrowotnej zostały znacząco przeszacowane. Sytuację ratuje obniżenie wydatków na refundację leków, ale w ograniczaniu tym dotarliśmy do niebezpiecznie niskiego poziomu, poniżej którego nie można już się posuwać.
(…)
W 2012 roku na lecznictwo szpitalnie wydano 49,1 proc. pieniędzy będących w dyspozycji NFZ. To absolutny rekord w historii funduszu. Na przykład w 2004 roku wskaźnik ten wyniósł – 43,4 proc., by wzrosnąć aż do 48,2 proc w 2009 roku. Potem odnotowywano spadek nakładów na lecznictwo szpitalne: w 2010 – 47,5 proc. i w 2011 – 47,3 proc. Tak wysoki udział nakładów na lecznictwo szpitalne to absolutna rzadkość w Europie.
Nawet jeśli uda się utrzymać go w 2013 i kolejnych latach, to i tak nadchodzi czas pogromu dla szpitali powiatowych.
Dlaczego? To, że pieniędzy nie będzie więcej, już wiadomo. Ale wewnętrzna struktura wydatków na szpitale jest niezwykle niekorzystna dla placówek powiatowych.
Priorytetem dla NFZ są bowiem:
• wysokospecjalistyczne świadczenia kardiologiczne i onkologiczne,
• świadczenia w oddziałach anestezjologii i intensywnej terapii (z uwagi na ich charakter jako ratujących życie), za które fundusz zamierza płacić na poziomie rzeczywistego wykonania,
• podobnie jak za leczenie udarów,
a to nie jest domena szpitali powiatowych.
Do tego dojdzie ogromne, dodatkowe wsparcie dla szpitali klinicznych i wojewódzkich, które rozbudowują infrastrukturę, głównie za sprawą funduszy unijnych. Na takie nowe projekty znajdą się pieniądze w planach NFZ. Rzecz jasna, kosztem najmniejszych placówek publicznych i prywatnych.
Rachunek jest więc prosty. Zarówno na okres najbliższy, jak i dalszy. Pieniędzy nie przybędzie, za to wzrosną nakłady na największe szpitale. W konsekwencji spadną nakłady na te najmniejsze, które i tak już ledwo wiążą koniec z końcem.
(…)
Rzecz jasna rezerwy proste, takie jak restrukturyzacja kadrowa (np. zejście z wysokością kosztów na płace z 70-80 procent do poziomu bliskiego połowy kosztów ogółem) czy też dofinansowanie przez samorząd działalności inwestycyjnej, zostały w większości jednostek wyczerpane.
W ostatnich kilku latach malała grupa samorządowców, którzy bez względu na cenę chcieli podtrzymywać przy życiu szpitalne giganty, często na glinianych nogach. Rosła więc presja na działania restrukturyzacyjne, nawet politycznie niebezpieczne (jak chociażby ograniczanie zatrudnienia czy zmniejszanie liczby łóżek). Skutkowało to także częstszymi decyzjami o przekształcaniu samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej w spółki prowadzące szpitale.
Ale czas na czerpanie z rezerw prostych już minął. Teraz trzeba na poważnie potraktować restrukturyzację rynkową (produktową).
(…)
Czy ktoś ma na to ochotę czy nie, musi sięgnąć po inne narzędzia zarządcze, pozwalające na ustabilizowanie sytuacji szpitala. Będzie on mógł dalej funkcjonować, nawet w trudnym otoczeniu finansowym, jeśli dostosuje swoją ofertę do potrzeb faktycznych, a nie wymarzonych.
Najbardziej obrazowym przykładem są odziały ginekologiczne, położnicze, neonatologiczne w szpitalach, w których rodzi się jedno dziecko dziennie! Nie dam się przekonać, że to ma sens z jakiegokolwiek powodu, a już na pewno nie z powodu dobra pacjentek i noworodków.
Nie zmierzam nikogo pouczać, ale czuję się w obowiązku podkreślić: nie przetrwają szpitale powiatowe mające kontrakt w wysokości 15–20 mln złotych rocznie i nie współpracujące silnie z innymi tego typu podmiotami (mającymi komplementarną, a nie konkurencyjną ofertę usług). Pokonają je koszty stałe (przekraczające 90 proc. kosztów ogółem) oraz konkurencja większych i szybciej się rozwijających się szpitali.
Dlatego nadszedł czas rozsądną konsolidację zasobów i uczenie się kompromisów.
Tyle że kompromisów nie tak jak do tej pory markowanych, lecz realnych, które wiązać się będą najczęściej z daleko idącymi ustępstwami.
Oznaczać to może rezygnację z części świadczonych usług na rzecz sąsiada (i odwrotnie).
Na instytucjonalną kooperację, dzięki której bardziej efektywnie wykorzystana zostanie coraz szczuplejsza kadra medyczna (zarówno lekarska, jak i niestety pielęgniarska) oraz sprzęt i aparatura, które są coraz wyższej jakości, ale też nieprawdopodobnie drogie. Nawiasem, od przyszłego roku szykuje się podwyżka VAT na ten sprzęt z 8 do 23 proc. W styczniu tego roku Komisja Europejska skrytykowała bowiem Polskę za niedostosowanie się do dyrektywy Rady 2006/112/WE w sprawie wspólnego systemu podatku od wartości dodanej i domaga się podniesienia stawki VAT na wyroby medyczne.
Oczywiście możemy wykrzykiwać o potrzebie zachowania szpitala w każdym mieście powiatowym.
To jest do osiągnięcia. Tyle że albo to będą szpitale mające dalece inną niż obecnie ofertę usług (co wynika z potrzeby ekonomicznej, ale przede wszystkim z wymogów cywilizacyjnych, charakteryzujących się ogromnymi zmianami demograficznymi), albo działające w sieci.
W tym drugim wypadku musi to być sieć zbudowania instytucjonalnie, a nie na podstawie miękkiego porozumienia (łatwego do rozwiązania). Wymarzony model to współpraca powiatów w ramach obszaru funkcjonalnego (jeśli trzeba wykraczającego nawet poza granice województwa).
W wyniku tej współpracy jeden wspólny podmiot leczniczy skupi potencjał kilku dotychczasowych szpitali. Podmiot jest jeden, ale ma swoje ośrodki w kilku miastach powiatowych, w których szpitale mają raczej kilkadziesiąt niż kilkaset łóżek (dodatkowo rozbudowane procedury jednodniowe i ambulatoryjną opiekę specjalistyczną). Do tego wyspecjalizowanych w 2, 3 kierunkach, za to w oparciu o populację całego obszaru funkcjonalnego. Dzięki temu mogą stać się konkurencyjnymi dla szpitali wojewódzkich.
Taki pożądany model potrafiły zbudować podmioty prywatne (także opierając się na byłych szpitalach samorządowych, tak jak robią to m.in. Grupa Nowy Szpital i EMC), ale nigdzie dotychczas nie udało się to osiągnąć władzom samorządowym!
Co się jeszcze musi wydarzyć, aby proces rozsądnej konsolidacji nareszcie ruszył?
Obawiam się że wymusi to wszechobecna ekonomizacja i warunki kontraktowania, o których pisałem na wstępie.
(…)
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.