Jakub Orzechowski/Agencja Wyborcza.pl
Dyktat leczenia poniżej kosztów
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 19.09.2022
Źródło: Jakub Kosikowski
Tagi: | Jakub Kosikowski, Bolesław Piecha, podwyżki |
– Szpitale zadłużają się, bo w części specjalizacji wycena leczenia jest poniżej kosztów, a nie dlatego, że dyrektorzy płacą za dużo lekarzom – komentuje członek Naczelnej Rady Lekarskiej i były przewodniczący Porozumienia Rezydentów Jakub Kosikowski, odnosząc się do wywiadu z Bolesławem Piechą w „Menedżerze Zdrowia”.
Komentarz Jakuba Kosikowskiego, członka Naczelnej Rady Lekarskiej i byłego przewodniczącego Porozumienia Rezydentów:
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Bolesław Piecha w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” pod tytułem „Należałoby ustalić górną granicę zarobków lekarzy” stwierdził: „Dziś konkurencja w ochronie zdrowia oznacza, że nagle z jednego oddziału szpitalnego kadra lekarska przechodzi do innej placówki, bo tam lepiej płacą. Jaki jest efekt? Wzrost kosztów, które muszą ponosić dyrektorzy szpitala, a więc i państwo. Dyktat lekarzy”. Pan Piecha, mówiąc o dyktacie lekarzy, zapomniał o kilku rzeczach.
Po pierwsze, dyrektorzy większości szpitali pieniądze dostają od Narodowego Funduszu Zdrowia za rozliczenie leczenia i diagnozowania pacjentów – otrzymane środki finansowe w drugiej kolejności dzielone są na opłaty, wypłaty pensji i tak dalej. Wszyscy od lat wiedzą, że niektóre oddziały są po prostu z założenia deficytowe. Może warto by było najpierw zainteresować się wycenami, by szpitale się nie zadłużały, lecząc, i wtedy zająć się pensjami lekarzy, bo – jak twierdzi pan Piecha – „za dużo zarabiają”. Urealnijmy wyceny, pewne problemy same się rozwiążą, jak na przykład w przypadku endoprotez czy operacji zaćmy.
Po drugie, aktualnie w systemie celem szpitali nie jest leczenie, ale generowanie jak najniższych strat. Tak, to wypadałoby zmienić.
Po trzecie, jeśli pan Piecha mówi, że „brak górnej granicy płac lekarzy to zachowanie jak w systemie komercyjnym”, zatem jak państwo myślą – który system wybiorą lekarze w razie limitów tylko w systemie publicznym? A przecież największym problemem jest aktualnie sytuacja kadrowa, NFZ nie dało rady wydać wszystkich zaplanowanych środków na 2021 rok – tzn. nie udało się wykonać wystarczającej liczby procedur i rozliczeń pacjentów – czyli przekładając na powszechne, nie udało się leczyć zaplanowanej liczby pacjentów, mimo że były na to środki. Zabrakło kadr i zarządzania. A sytuacja finansowa nie jest w tej chwili jedynym i głównym czynnikiem odchodzenia lekarzy ze szpitalnictwa publicznego.
Po czwarte, dlaczego są różne wypłaty w różnych specjalizacjach? Ponieważ jedne się szpitalom opłacają, a inne nie. Patrz – punkt pierwszy.
Po piąte, jeśli samorząd lekarski i związki zawodowe domagają się trzech średnich krajowych dla lekarzy specjalistów, a pan Piecha w wywiadzie z „Menedżerem Zdrowia” proponuje od 8210 do 20 336 zł brutto (trzy średnie krajowe sektora przedsiębiorstw, stan na lipiec 2022 r.), to wiadomo, ile zapłacą zadłużone szpitale. Raczej 8210 zł. I sytuacja kadrowa od tego się nie poprawi. Ministerstwo Zdrowia podało w 2020 r. (w uzasadnieniu do rozporządzenia o dodatkach covidowych) średnią pensję etatową lekarzy pracujących w szpitalach – to około 7100 zł brutto. O czym więc mówimy z wprowadzaniem limitów dla wszystkich? Mam wrażenie, że usłyszano o kilku przypadkach dobrze zarabiających lekarzy pracujących w mniejszych ośrodkach, na których „wisi” funkcjonowanie całego szpitala i próbuje się wmówić, że wszyscy tyle zarabiają.
Po szóste, w nawiązaniu do powyższego te wysokie pensje, o których co jakiś czas mówi się w mediach, są często jedynym sposobem na ściągnięcie personelu w pewne regiony oddalone od dużych ośrodków miejskich. To właśnie te pensje ratują w szpitalach powiatowych dostęp do lekarza i funkcjonowanie oddziałów. Narzucenie limitu może spowodować, że te szpitale nie zbiorą personelu (a już teraz mają z tym problemy), więc dostęp do leczenia zamiast poprawić się – pogorszy. Poprawi się jednak sytuacja finansowa szpitala, a to pamiętajmy jest najważniejsze. Nieważne, czy i jak leczy, ważne, że nie ma długów. Pamiętajmy też, jak dużym problemem w Polsce jest wykluczenie komunikacyjne – pacjenci, zwłaszcza starsi i z mniejszych ośrodków, często nie mają jak dojechać do szpitala lub poradni, sumarycznie może to dać katastrofalny i odwrotny od zamierzonego efekt.
Podsumowując, placówki zadłużają się, bo w części specjalizacji wycena leczenie jest poniżej kosztów, a nie dlatego, że dyrektorzy płacą za dużo lekarzom.
Osobiście nie mam nic przeciw siatce płac – na przykład podobnej do niemieckiej. Mam jednak obawę, że u nas zostanie wprowadzona podobnie jak rezydentury, jako karykatura systemu, na którym się wzorowano – i zamiast uzdrowić, to tylko pogłębi patologię.
Przeczytaj także: „Należałoby ustalić górną granicę zarobków lekarzy”, „Wypłaty uwierają rządzących”, „Nadregulacja szkodzi”, „Konkurencja jest dobra” i „Centralny planista nie potrafi kalkulować”.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Bolesław Piecha w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” pod tytułem „Należałoby ustalić górną granicę zarobków lekarzy” stwierdził: „Dziś konkurencja w ochronie zdrowia oznacza, że nagle z jednego oddziału szpitalnego kadra lekarska przechodzi do innej placówki, bo tam lepiej płacą. Jaki jest efekt? Wzrost kosztów, które muszą ponosić dyrektorzy szpitala, a więc i państwo. Dyktat lekarzy”. Pan Piecha, mówiąc o dyktacie lekarzy, zapomniał o kilku rzeczach.
Po pierwsze, dyrektorzy większości szpitali pieniądze dostają od Narodowego Funduszu Zdrowia za rozliczenie leczenia i diagnozowania pacjentów – otrzymane środki finansowe w drugiej kolejności dzielone są na opłaty, wypłaty pensji i tak dalej. Wszyscy od lat wiedzą, że niektóre oddziały są po prostu z założenia deficytowe. Może warto by było najpierw zainteresować się wycenami, by szpitale się nie zadłużały, lecząc, i wtedy zająć się pensjami lekarzy, bo – jak twierdzi pan Piecha – „za dużo zarabiają”. Urealnijmy wyceny, pewne problemy same się rozwiążą, jak na przykład w przypadku endoprotez czy operacji zaćmy.
Po drugie, aktualnie w systemie celem szpitali nie jest leczenie, ale generowanie jak najniższych strat. Tak, to wypadałoby zmienić.
Po trzecie, jeśli pan Piecha mówi, że „brak górnej granicy płac lekarzy to zachowanie jak w systemie komercyjnym”, zatem jak państwo myślą – który system wybiorą lekarze w razie limitów tylko w systemie publicznym? A przecież największym problemem jest aktualnie sytuacja kadrowa, NFZ nie dało rady wydać wszystkich zaplanowanych środków na 2021 rok – tzn. nie udało się wykonać wystarczającej liczby procedur i rozliczeń pacjentów – czyli przekładając na powszechne, nie udało się leczyć zaplanowanej liczby pacjentów, mimo że były na to środki. Zabrakło kadr i zarządzania. A sytuacja finansowa nie jest w tej chwili jedynym i głównym czynnikiem odchodzenia lekarzy ze szpitalnictwa publicznego.
Po czwarte, dlaczego są różne wypłaty w różnych specjalizacjach? Ponieważ jedne się szpitalom opłacają, a inne nie. Patrz – punkt pierwszy.
Po piąte, jeśli samorząd lekarski i związki zawodowe domagają się trzech średnich krajowych dla lekarzy specjalistów, a pan Piecha w wywiadzie z „Menedżerem Zdrowia” proponuje od 8210 do 20 336 zł brutto (trzy średnie krajowe sektora przedsiębiorstw, stan na lipiec 2022 r.), to wiadomo, ile zapłacą zadłużone szpitale. Raczej 8210 zł. I sytuacja kadrowa od tego się nie poprawi. Ministerstwo Zdrowia podało w 2020 r. (w uzasadnieniu do rozporządzenia o dodatkach covidowych) średnią pensję etatową lekarzy pracujących w szpitalach – to około 7100 zł brutto. O czym więc mówimy z wprowadzaniem limitów dla wszystkich? Mam wrażenie, że usłyszano o kilku przypadkach dobrze zarabiających lekarzy pracujących w mniejszych ośrodkach, na których „wisi” funkcjonowanie całego szpitala i próbuje się wmówić, że wszyscy tyle zarabiają.
Po szóste, w nawiązaniu do powyższego te wysokie pensje, o których co jakiś czas mówi się w mediach, są często jedynym sposobem na ściągnięcie personelu w pewne regiony oddalone od dużych ośrodków miejskich. To właśnie te pensje ratują w szpitalach powiatowych dostęp do lekarza i funkcjonowanie oddziałów. Narzucenie limitu może spowodować, że te szpitale nie zbiorą personelu (a już teraz mają z tym problemy), więc dostęp do leczenia zamiast poprawić się – pogorszy. Poprawi się jednak sytuacja finansowa szpitala, a to pamiętajmy jest najważniejsze. Nieważne, czy i jak leczy, ważne, że nie ma długów. Pamiętajmy też, jak dużym problemem w Polsce jest wykluczenie komunikacyjne – pacjenci, zwłaszcza starsi i z mniejszych ośrodków, często nie mają jak dojechać do szpitala lub poradni, sumarycznie może to dać katastrofalny i odwrotny od zamierzonego efekt.
Podsumowując, placówki zadłużają się, bo w części specjalizacji wycena leczenie jest poniżej kosztów, a nie dlatego, że dyrektorzy płacą za dużo lekarzom.
Osobiście nie mam nic przeciw siatce płac – na przykład podobnej do niemieckiej. Mam jednak obawę, że u nas zostanie wprowadzona podobnie jak rezydentury, jako karykatura systemu, na którym się wzorowano – i zamiast uzdrowić, to tylko pogłębi patologię.
Przeczytaj także: „Należałoby ustalić górną granicę zarobków lekarzy”, „Wypłaty uwierają rządzących”, „Nadregulacja szkodzi”, „Konkurencja jest dobra” i „Centralny planista nie potrafi kalkulować”.