Archiwum
Janiszewski: Finansowanie ochrony zdrowia z budżetu państwa to dobre rozwiązanie
Autor: Krystian Lurka
Data: 20.01.2020
Źródło: Rafał Janiszewski
Tagi: | Rafał Janiszewski |
- Może się okazać, że rządzącym nie zabraknie odwagi do regulowania wynagrodzeń pracowników służby zdrowia, określania urzędowych cen leków szpitalnych i kontrolowania innych kosztów świadczeń. To dobre uzupełnienie narzędzi niezbędnych do nadzorowania wydatkowania publicznych pieniędzy w ochronie zdrowia w wypadku zmiany źródła z NFZ na budżet państwa. To rozsądne - twierdzi Rafał Janiszewski.
Komentarz Rafała Janiszewskiego, właściciela kancelarii doradzającej placówkom medycznym:
- Najczęściej wymienianą przyczyną problemów polskiej ochrony zdrowia jest niedofinansowanie. Z jednej strony, oczywiście mam na myśli niedostateczny poziom składki, którą płacimy na NFZ. Z drugiej jednak, społeczeństwo niechętnie przyjmie jej podwyższenie. Nie oznacza to braku świadomości społecznej, a brak zaufania do publicznego płatnika i przepuszczenia, że podniesienie składki nie zmieni czegokolwiek na lepsze. Wszak wydatki z tak zwanego prywatnego portfela na świadczenia zdrowotne rosną. Przybywa prywatnych lecznic oferujących usługi komercyjne i przesuwa się w górę próg wrażliwości cenowej, czyli coraz więcej jesteśmy w stanie wyłożyć na leczenie w tych podmiotach. Niejednokrotnie dotyczy to kosztowych operacji, za które pacjenci płacą za pośrednictwem firm ratalnych.
Nie można jednak powiedzieć, że usługi komercyjne staną się trzonem polskiej ochrony zdrowia, bowiem sektor świadczeń publicznych stanowi istotny, wrażliwy element polityki. Jeśli jakiś rząd zbierał słowa krytyki, to zawsze dotyczyła ona ochrony zdrowia. Jest więc koniecznością tworzenie systemu pokrywającego koszty leczenia obywateli, a trudnością jest zorganizowanie właściwego, zrównoważonego finansowania.
Wszelkie próby budowania współodpowiedzialności obywateli za zdrowie, urynkowiania usług medycznych i rozliczania efektów spełzły na niczym. Przecież powszechnym odczuciem jest to, że państwowe to takie, które się należy i ma być. Prawo i Sprawiedliwość przygotowało się do tego zadania dobrze, budując koncepcję podstawowego zabezpieczenia szpitalnego i wzmacniając rolę lekarza POZ. U podstaw koncepcji jest założenie, że tworzy się powszechny, publiczny system zapewniający dostęp do podstawowych, bazalnych świadczeń. Zachowano jednocześnie zasadę priorytetyzacji obszarów, chociażby takich jak onkologia, wyznaczając im odrębne regulacje pozwalające na poszerzanie koszyka. Założenie to omija szerokim łukiem konieczność zwiększenia składki, choć nie jest ślepe na faktyczne koszty utrzymania zasobów publicznej służby zdrowia. Stąd segmentacja sieci szpitali i idąca w ślad za nią koncepcja budżetowego finansowania… no właśnie… finansowania kosztów, a nie usług.
Delikatnym, rozłożonym w czasie ruchem rząd wprowadził ochronę zdrowia w budżetowy sposób finansowania. Zamrożone ryczałty szpitali i umieszczenie w nich części świadczeń ambulatoryjnych to swoista nauka gospodarowania pieniędzmi dla świadczeniodawców. Teraz to oni stają się kreatorami koszyka świadczeń, ważąc bezwzględne potrzeby zdrowotne swoich pacjentów z wysokością posiadanego budżetu. Wydaje się, że pierwsza faza projektu się powiodła, dając jednocześnie wisienkę na torcie w postaci niedosytu, uczucia, że choć jest lepiej, to nie jest dobrze.
Z pomocą przychodzi wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który wskazuje, że koszty leczenia ubezpieczonych powinien pokrywać budżet państwa. Zatem staje się on jasnym uzasadnieniem zmiany źródła finansowania. Warto zwrócić uwagę że Trybunał Konstytucyjny w swoim komunikacie po wyroku wskazuje jasno na finansowanie kosztów. Traktuję to literalnie. Niedługo po tym Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wydaje komunikat, że procedowany projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie zaleceń dotyczących standardu rachunku kosztów u świadczeniodawców, którego konsultacje trwały w ostatnim okresie, nie będzie obowiązywać od 1 stycznia 2020 r.
Wydaje się to logicznym, bowiem od wyroku TK władze mają 18 miesięcy na stworzenie nowego sposobu finansowania kosztów leczenia. Jeśli przyjąć, że kluczem do podziału środków będą koszty, to pozostaje przygotować nowy format rachunku kosztów, który może stać się podstawą do określania budżetów szpitali. Przygotowanie takiej regulacji wiąże się z koniecznością określenia rodzajów kosztów, a także kategorii ich kwalifikacji. Tu pojawić się może wiele niespodzianek. Zdefiniowanie zakresu i rodzaju kosztu udzielania świadczeń może być narzędziem do ich ograniczenia, a dokładnie do ich odcięcia od systemu publicznego finansowania. Wynikający z nowej regulacji format może być podstawą do określania wysokości budżetu na pokrycie kwalifikowanych normą kosztów.
Może się również okazać, że rządzącym nie zabraknie odwagi do regulowania górnych pułapów wynagrodzeń pracowników służby zdrowia, określania urzędowych cen na leki stosowane w szpitalach i kontrolowania innych składowych kosztów udzielania świadczeń. To może stanowić uzupełnienie narzędzi niezbędnych do nadzorowania wydatkowania publicznych pieniędzy w przypadku zmiany źródła z NFZ na budżet państwa. W mojej ocenie jest to jedno z najrozsądniejszych obecnie rozwiązań. Choć większość specjalistów, z którymi rozmawiam, nie dowierza temu scenariuszowi, to dla mnie wydaje się on dość realny. Dodatkowo rozwiązuje problem zwiększenia składki, wszak budżet przeznaczony na koszty leczenia może być wówczas zasilany z innych źródeł.
Należy zwrócić uwagę, że działania PiS w ostatnich latach zbudowały duże zaufanie do budżetu państwa. Program 500+ i dodatkowe emerytury zgodnie z zapowiedziami zostały zrealizowane. Zapowiedź kolejnej dobrej zmiany polegającej na przejęciu przez budżet państwa odpowiedzialności za finansowanie leczenia obywateli uwiarygodni perspektywę poprawy sytuacji. Oczywistym jest, że wzrost budżetu obywatele finansować będą poprzez inne daniny publiczne. Choć może to i dobrze, jeśli akcyza na papierosy i alkohol choć w części poryje koszty leczenia. Gorzej jeśli dotyczyć to będzie również kostki masła czy innych towarów podstawowej potrzeby. Jednak wzrost cen i podatków wpisał się w codzienność i będzie akceptowalny przy jednoczesnej poprawie w służbie zdrowia. Może się wówczas odkurzyć koncepcja likwidacji NFZ, którą można rozsądnie przemodelować, wykorzystując cenne zasoby płatnika do pełnienia funkcji nadzorcy, standaryzatora i stróża jakości.
Wydaje się to mało prawdopodobne? A może nierozsądne? W mojej ocenie polityka socjalna rządu może na tym tylko zyskać. Analizując zmiany w ostatnich latach, dostrzegam pewną konsekwencję działań zmierzających do utworzenia zdekomercjalizowanej służby zdrowia. Sektora działań państwa, w którym za publiczne pieniądze realizowane jest zadanie publiczne. Zadanie, które ma być zrealizowane za pieniądze, jakimi dysponujemy, a każda złotówka ma być rozliczona, bo takie są reguły budżetu.
Jednak gdyby was, drodzy czytelnicy, spotkał ten niefart, że zostalibyście ministrem zdrowia, to w obecnej sytuacji zwrócilibyście się do pacjentów, aby zapłacili dwa razy większą składkę? Bylibyście w stanie zagwarantować, że zwiększona danina spowoduje drastyczną poprawę sytuacji?
Przeczytaj także: „Warczyński: Wprowadźmy system budżetowy” i „Nielogiczna dostępność do świadczeń”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
- Najczęściej wymienianą przyczyną problemów polskiej ochrony zdrowia jest niedofinansowanie. Z jednej strony, oczywiście mam na myśli niedostateczny poziom składki, którą płacimy na NFZ. Z drugiej jednak, społeczeństwo niechętnie przyjmie jej podwyższenie. Nie oznacza to braku świadomości społecznej, a brak zaufania do publicznego płatnika i przepuszczenia, że podniesienie składki nie zmieni czegokolwiek na lepsze. Wszak wydatki z tak zwanego prywatnego portfela na świadczenia zdrowotne rosną. Przybywa prywatnych lecznic oferujących usługi komercyjne i przesuwa się w górę próg wrażliwości cenowej, czyli coraz więcej jesteśmy w stanie wyłożyć na leczenie w tych podmiotach. Niejednokrotnie dotyczy to kosztowych operacji, za które pacjenci płacą za pośrednictwem firm ratalnych.
Nie można jednak powiedzieć, że usługi komercyjne staną się trzonem polskiej ochrony zdrowia, bowiem sektor świadczeń publicznych stanowi istotny, wrażliwy element polityki. Jeśli jakiś rząd zbierał słowa krytyki, to zawsze dotyczyła ona ochrony zdrowia. Jest więc koniecznością tworzenie systemu pokrywającego koszty leczenia obywateli, a trudnością jest zorganizowanie właściwego, zrównoważonego finansowania.
Wszelkie próby budowania współodpowiedzialności obywateli za zdrowie, urynkowiania usług medycznych i rozliczania efektów spełzły na niczym. Przecież powszechnym odczuciem jest to, że państwowe to takie, które się należy i ma być. Prawo i Sprawiedliwość przygotowało się do tego zadania dobrze, budując koncepcję podstawowego zabezpieczenia szpitalnego i wzmacniając rolę lekarza POZ. U podstaw koncepcji jest założenie, że tworzy się powszechny, publiczny system zapewniający dostęp do podstawowych, bazalnych świadczeń. Zachowano jednocześnie zasadę priorytetyzacji obszarów, chociażby takich jak onkologia, wyznaczając im odrębne regulacje pozwalające na poszerzanie koszyka. Założenie to omija szerokim łukiem konieczność zwiększenia składki, choć nie jest ślepe na faktyczne koszty utrzymania zasobów publicznej służby zdrowia. Stąd segmentacja sieci szpitali i idąca w ślad za nią koncepcja budżetowego finansowania… no właśnie… finansowania kosztów, a nie usług.
Delikatnym, rozłożonym w czasie ruchem rząd wprowadził ochronę zdrowia w budżetowy sposób finansowania. Zamrożone ryczałty szpitali i umieszczenie w nich części świadczeń ambulatoryjnych to swoista nauka gospodarowania pieniędzmi dla świadczeniodawców. Teraz to oni stają się kreatorami koszyka świadczeń, ważąc bezwzględne potrzeby zdrowotne swoich pacjentów z wysokością posiadanego budżetu. Wydaje się, że pierwsza faza projektu się powiodła, dając jednocześnie wisienkę na torcie w postaci niedosytu, uczucia, że choć jest lepiej, to nie jest dobrze.
Z pomocą przychodzi wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który wskazuje, że koszty leczenia ubezpieczonych powinien pokrywać budżet państwa. Zatem staje się on jasnym uzasadnieniem zmiany źródła finansowania. Warto zwrócić uwagę że Trybunał Konstytucyjny w swoim komunikacie po wyroku wskazuje jasno na finansowanie kosztów. Traktuję to literalnie. Niedługo po tym Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wydaje komunikat, że procedowany projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie zaleceń dotyczących standardu rachunku kosztów u świadczeniodawców, którego konsultacje trwały w ostatnim okresie, nie będzie obowiązywać od 1 stycznia 2020 r.
Wydaje się to logicznym, bowiem od wyroku TK władze mają 18 miesięcy na stworzenie nowego sposobu finansowania kosztów leczenia. Jeśli przyjąć, że kluczem do podziału środków będą koszty, to pozostaje przygotować nowy format rachunku kosztów, który może stać się podstawą do określania budżetów szpitali. Przygotowanie takiej regulacji wiąże się z koniecznością określenia rodzajów kosztów, a także kategorii ich kwalifikacji. Tu pojawić się może wiele niespodzianek. Zdefiniowanie zakresu i rodzaju kosztu udzielania świadczeń może być narzędziem do ich ograniczenia, a dokładnie do ich odcięcia od systemu publicznego finansowania. Wynikający z nowej regulacji format może być podstawą do określania wysokości budżetu na pokrycie kwalifikowanych normą kosztów.
Może się również okazać, że rządzącym nie zabraknie odwagi do regulowania górnych pułapów wynagrodzeń pracowników służby zdrowia, określania urzędowych cen na leki stosowane w szpitalach i kontrolowania innych składowych kosztów udzielania świadczeń. To może stanowić uzupełnienie narzędzi niezbędnych do nadzorowania wydatkowania publicznych pieniędzy w przypadku zmiany źródła z NFZ na budżet państwa. W mojej ocenie jest to jedno z najrozsądniejszych obecnie rozwiązań. Choć większość specjalistów, z którymi rozmawiam, nie dowierza temu scenariuszowi, to dla mnie wydaje się on dość realny. Dodatkowo rozwiązuje problem zwiększenia składki, wszak budżet przeznaczony na koszty leczenia może być wówczas zasilany z innych źródeł.
Należy zwrócić uwagę, że działania PiS w ostatnich latach zbudowały duże zaufanie do budżetu państwa. Program 500+ i dodatkowe emerytury zgodnie z zapowiedziami zostały zrealizowane. Zapowiedź kolejnej dobrej zmiany polegającej na przejęciu przez budżet państwa odpowiedzialności za finansowanie leczenia obywateli uwiarygodni perspektywę poprawy sytuacji. Oczywistym jest, że wzrost budżetu obywatele finansować będą poprzez inne daniny publiczne. Choć może to i dobrze, jeśli akcyza na papierosy i alkohol choć w części poryje koszty leczenia. Gorzej jeśli dotyczyć to będzie również kostki masła czy innych towarów podstawowej potrzeby. Jednak wzrost cen i podatków wpisał się w codzienność i będzie akceptowalny przy jednoczesnej poprawie w służbie zdrowia. Może się wówczas odkurzyć koncepcja likwidacji NFZ, którą można rozsądnie przemodelować, wykorzystując cenne zasoby płatnika do pełnienia funkcji nadzorcy, standaryzatora i stróża jakości.
Wydaje się to mało prawdopodobne? A może nierozsądne? W mojej ocenie polityka socjalna rządu może na tym tylko zyskać. Analizując zmiany w ostatnich latach, dostrzegam pewną konsekwencję działań zmierzających do utworzenia zdekomercjalizowanej służby zdrowia. Sektora działań państwa, w którym za publiczne pieniądze realizowane jest zadanie publiczne. Zadanie, które ma być zrealizowane za pieniądze, jakimi dysponujemy, a każda złotówka ma być rozliczona, bo takie są reguły budżetu.
Jednak gdyby was, drodzy czytelnicy, spotkał ten niefart, że zostalibyście ministrem zdrowia, to w obecnej sytuacji zwrócilibyście się do pacjentów, aby zapłacili dwa razy większą składkę? Bylibyście w stanie zagwarantować, że zwiększona danina spowoduje drastyczną poprawę sytuacji?
Przeczytaj także: „Warczyński: Wprowadźmy system budżetowy” i „Nielogiczna dostępność do świadczeń”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.