Archiwum
Kardiologa inwazyjna to przypadek szczególny – ciąg dalszy polemiki
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 23.03.2021
Źródło: Paweł Mierzejewski
– Jestem przeciwny pomysłom odgórnej urzędniczej centralizacji świadczeń zdrowotnych – także tych wysokospecjalistycznych – napisał były prezes NFZ Marcin Pakulski w „Menedżerze Zdrowia”, odnosząc się do wypowiedzi Pawła Mierzejewskiego i podając przykład kardiologii inwazyjnej. Na ten komentarz odpowiedział Mierzejewski, twierdząc, że „kardiologia inwazyjna to przypadek szczególny”.
Komentarz prof. Pawła Mierzejewskiego, byłego zastępcy dyrektora Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie:
– Od 2004 r. istotnie zwiększono pieniądze na kardiologię – przede wszystkim na nielimitowane procedury inwazyjne, których wyceny były wysokie, znacznie powyżej kosztów. W krótkim czasie – jak grzyby po deszczu – wyrosły sieci niepublicznych pracowni hemodynamicznych, a Polska stała się światowym liderem w interwencyjnym leczeniu zawałów. Bez wątpienia uratowano dzięki temu życie wielu pacjentów, jednak była też druga strona medalu – przeszacowanie wyceny procedur inwazyjnych pociągało za sobą niedoszacowanie wyceny procedur zachowawczych. Po wykonaniu dochodowej procedury pacjentów przenoszono do lokalnych oddziałów niezabiegowych w celu dalszego leczenia, a te oddziały walczyły o przetrwanie.
Gdyby wydatki na ochronę zdrowia w ogóle zwiększyć trzy-, czterokrotnie – tak było w przypadku kardiologii – to dyskusja o centralizacji nie miałaby pewnie żadnego sensu.
Przeczytaj także: „Scentralizowanie usług wysokospecjalistycznych? To niedobry pomysł” i „Centralizacja tak, ale usług wysokospecjalistycznych”.
– Od 2004 r. istotnie zwiększono pieniądze na kardiologię – przede wszystkim na nielimitowane procedury inwazyjne, których wyceny były wysokie, znacznie powyżej kosztów. W krótkim czasie – jak grzyby po deszczu – wyrosły sieci niepublicznych pracowni hemodynamicznych, a Polska stała się światowym liderem w interwencyjnym leczeniu zawałów. Bez wątpienia uratowano dzięki temu życie wielu pacjentów, jednak była też druga strona medalu – przeszacowanie wyceny procedur inwazyjnych pociągało za sobą niedoszacowanie wyceny procedur zachowawczych. Po wykonaniu dochodowej procedury pacjentów przenoszono do lokalnych oddziałów niezabiegowych w celu dalszego leczenia, a te oddziały walczyły o przetrwanie.
Gdyby wydatki na ochronę zdrowia w ogóle zwiększyć trzy-, czterokrotnie – tak było w przypadku kardiologii – to dyskusja o centralizacji nie miałaby pewnie żadnego sensu.
Przeczytaj także: „Scentralizowanie usług wysokospecjalistycznych? To niedobry pomysł” i „Centralizacja tak, ale usług wysokospecjalistycznych”.